Orwellowskie równiejsze "świnie" III RP.

 |  Written by krzysztofjaw  |  2
George Orwell: "Folwark Zwierzęcy" (fragmenty: całość - 1):

---------------------
 
"...Po wysłuchaniu mowy Majora co bardziej inteligentne zwierzęta całkowicie zmieniły poglądy. Wprawdzie nie wiedziały, kiedy wybuchnie zapowiedziane przezeń powstanie, nie miały powodów do przypuszczeń, iż dożyją tego dnia, jednak doskonale rozumiały, że ich obowiązkiem jest przygotowywanie rebelii.
Wyjaśnianiem wszystkich spraw i organizowaniem zwierząt zajęły się oczywiście świnie, uważane ogólnie za najmądrzejsze. Ich stadku przewodziły dwa młode samce, Snowball i Napoleon, które pan Jones hodował na sprzedaż. Napoleon był sporym knurem rasy Berkshire o dzikim wyglądzie, jedynym z tej rasy na folwarku; choć nie był zeń najlepszy mówca, znano go z tego, że potrafi postawić na swoim. Snowball był bardziej ruchliwy, bardziej wygadany i bystrzejszy, jednak nie posiadał, jak sądzono, tak silnego charakteru jak tamten. Pozostałe samce były tucznikami. Najlepiej znano wśród nich Squealera, niewielkie grube prosię o nadzwyczaj okrągłych policzkach, mrugających oczkach, szybkich ruchach i przenikliwym głosie. Miał dar wymowy, a gdy roztrząsał jakiś trudny problem, zwykle kiwał się z boku na bok, merdając ogonkiem, co jakoś bardzo przekonywało doń słuchaczy. Mawiano o Squealerze, że czarne potrafi uczynić białym.
Ci trzej opracowali nauki starego Majora w spójny system myślowy, który nazwali Animalizmem.
(...)
Świnie oznajmiły, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy nauczyły się czytać i pisać ze starego podręcznika ortografii, który należał niegdyś do dzieci pana Jonesa i został wyrzucony na śmietnik. Napoleon posłał po garnki z czarną i białą farbą, a potem poprowadził zwierzęta ku pięciobelkowej bramie wychodzącej na drogę. Snowball (jako że właśnie on pisał najlepiej) ujął pędzel między kłykcie przedniej racicy, zamalował znajdujący się na szczycie napis FOLWARK DWORSKI i wpisał w tym miejscu: FOLWARK ZWIERZĘCY. Odtąd miała obowiązywać nowa nazwa. Dokonawszy zmiany zwierzęta powróciły na podwórze; Snowball i Napoleon polecili przynieść drabinę, którą przystawiono do ściany wielkiej stodoły. Knury wyjaśniły, że dzięki trzymiesięcznym studiom udało się im ująć zasady Animalizmu w Siedmiu Przykazaniach. Owych Siedem Przykazań zostanie wypisane na ścianie; mają one stanowić niezmienne prawo, któremu będą podlegać wszyscy mieszkańcy Folwarku Zwierzęcego. Z pewnym trudem (świni bowiem niełatwo utrzymać równowagę na drabinie) Snowball wspiął się na szczyt i przystąpił do pracy, w której pomagał mu stojący kilka szczebli niżej Squealer, trzymający garnek z farbą. Przykazania wypisano na smołowanej ścianie stodoły wielkimi, białymi literami, tak by były dobrze widoczne z odległości trzydziestu metrów. A oto ich treść:
SIEDEM PRZYKAZAŃ
 
1. Wszystko, co chodzi na dwóch nogach, jest wrogiem.
2. Wszystko, co chodzi na czterech nogach lub ma skrzydła, jest przyjacielem.
3. Żadne zwierzę nie będzie nosić ubrania.
4. Żadne zwierzę nie będzie spać w łóżku.
5. Żadne zwierzę nie będzie pić alkoholu.
6. Żadne zwierzę nie zabije innego.
7. Wszystkie zwierzęta są równe.
(...)
Czy jesteście zupełnie przekonani, że nie chcecie powrotu Jonesa?
I znów na takie dictum nikt nie znalazł odpowiedzi. Oczywiście zwierzęta nie chciały powrotu Jonesa i jeśli niedzielne zebrania miałyby spowodować ów powrót, nie ulegało wątpliwości, iż należy je skasować. Boxer, który zdążył już wszystko przemyśleć, dał wyraz ogólnemu uczuciu, oświadczając: "Jeśli tak mówi towarzysz Napoleon, musi to być słuszne". Odtąd maksymę: "będę pracować jeszcze więcej" uzupełnił inną: "Napoleon ma zawsze rację".
(...)
Wreszcie rozległo się przeraźliwe ujadanie psów i przenikliwe pianie czarnego kogucika, a na podwórzu, w otoczeniu psiej eskorty, ukazał się sam Napoleon, majestatycznie wyprostowany, ciskając wokół wyniosłe spojrzenia. W racicy trzymał bat.
Zapadła śmiertelna cisza. Osłupiałe i przerażone zwierzęta zbiły się w gromadkę, łypiąc na długi rząd świń stąpających powoli dookoła podwórza. Wydawało się, że świat stanął na głowie. Potem, kiedy minął pierwszy szok, przyszła chwila, gdy wbrew wszystkiemu - wbrew trwodze, jaką wzbudzały psy, wbrew przyzwyczajeniu nabytemu w ciągu długich lat, by nigdy na nic nie narzekać i niczego nie krytykować - zwierzęta zdobyłyby się może na protest. W tej samej jednak chwili owce, jak na komendę, zaczęły przeraźliwie beczeć:
- Cztery nogi: dobrze, dwie nogi: lepiej! Cztery nogi: dobrze, dwie nogi: lepiej! Cztery nogi: dobrze, dwie nogi: lepiej!
Koncert ten trwał bitych pięć minut. Kiedy zaś owce się uspokoiły, przepadła jakakolwiek sposobność wniesienia sprzeciwu, albowiem świnie zdążyły już zniknąć w domu.
Benjamin poczuł, że czyjś nos muska go po grzbiecie. Obejrzał się. Była to Clover. Jej stare oczy zasnuły się mgłą jeszcze bardziej niż zwykle. Nie mówiąc ani słowa pociągnęła go lekko za grzywę i zaprowadziła pod ścianę wielkiej stodoły, na której wypisano Siedem Przykazań. Przez kilka chwil osioł i klacz patrzyli w milczeniu na smołowaną ścianę z wymalowanymi na niej białymi literami.
- Oczy mam już nie te - powiedziała wreszcie Clover. - Nawet gdy byłam młoda, nie potrafiłam przeczytać tego, co tam wypisano. Ale wydaje mi się, że ta ściana wygląda inaczej niż ongiś. Czy nasze Przykazania są te same, co dawniej, Benjaminie?
Po raz pierwszy osioł odstąpił od swoich zasad i przeczytał Clover to, co było wypisane na ścianie. Pozostało na niej tylko jedno Przykazanie. Brzmiało ono tak: 
 
WSZYSTKIE ZWIERZĘTA SĄ RÓWNE, ALE NIEKTÓRE ZWIERZĘTA SĄ RÓWNIEJSZE OD INNYCH
 
Potem nikogo już nie zdziwiło, że nazajutrz świnie nadzorujące prace gospodarskie trzymały w racicach baty. Nikogo też nie dziwiło, że świnie kupiły sobie radio, poczyniły starania o założenie telefonu, oraz zaprenumerowały "Johna Bulla", "Tit-Bits" i "Daiły Mirror". Nikogo nie dziwił widok Napoleona spacerującego z fajką w zębach po ogrodzie; nie, nikogo nie dziwiło nawet to, że świnie wyciągnęły z szaf ubrania pana Jonesa i nałożyły je na siebie. Sam Napoleon ukazał się w czarnym paltocie, myśliwskich bryczesach i skórzanych sztylpach, a jego ulubiona maciora paradowała we wzorzystej jedwabnej sukni, którą pani Jones wkładała w niedzielę.
(...)
Tego wieczora z domu świń dochodziły wybuchy głośnego śmiechu i odgłosy śpiewów. Nagle, na dźwięk pomieszanych głosów, zwierzęta tknęła ciekawość. Co mogło się dziać tam wewnątrz, gdzie po raz pierwszy zwierzęta i ludzie rozmawiali jak równy z równym? Wszystkie zwierzęta zaczęły skradać się jak najciszej do ogródka przed domem.
Przy furtce zatrzymały się nieco wystraszone, ale Clover dała znak, by podążyły za nią. Podeszły więc cichuteńko aż pod sam dom, a potem te, które były dość wysokie, zajrzały przez okno do pokoju stołowego. Przy długim stole siedziało sześciu gospodarzy i sześć co znamienitszych świń, a Napoleon zajmował honorowe miejsce. Świnie najwyraźniej czuły się całkiem swobodnie na swoich krzesłach. Towarzystwo grało w karty, ale akurat nastąpiła przerwa, widocznie po to, by mógł zostać spełniony toast. Wśród zebranych krążył wielki dzban, do kufli dolewano piwa. Nikt nie zauważył zdziwionych pysków zwierząt gapiących się z ogrodu.
(...)
Jeśli chodzi o wspaniałą, dobrosąsiedzką mowę pana Pilkingtona, stwierdził Napoleon, on ma tylko jedno jedyne zastrzeżenie. Otóż pan Pilkington przez cały czas mówił o "Folwarku Zwierzęcym". Oczywiście nie mógł wiedzieć - albowiem podaje się to po raz pierwszy do wiadomości - iż nazwa "Folwark Zwierzęcy" została zniesiona. Odtąd folwark ma nosić dawną nazwę: "Folwark Dworski", która to nazwa, jak sądzi, jest właściwa.
- Panowie - zakończył Napoleon - pozwólcie, iż wzniosę taki sam toast jak poprzednio, tyle że w innej formie. Napełnijcie kufle po brzegi. Panowie, oto mój toast: za pomyślność Folwarku Dworskiego!
Wybuchł tak ogromny aplauz jak chwilę wcześniej i kufle wychylono do samego dna. Jednak zwierzętom, które przyglądały się temu z ogrodu, wydało się, że oto zachodzi jakaś dziwna przemiana. Cóż takiego zmieniło się w wyglądzie świń? Clover przyglądała się starczymi, przyćmionymi oczami to jednemu ryjowi, to drugiemu. Niektóre miały po pięć podbródków, inne po cztery, jeszcze inne po trzy. Cóż takiego jakby się w nich przeobrażało i rozpływało?

Umilkły już wesołe okrzyki, zebrani znów zasiedli do kart i podjęli przerwaną grę, a zwierzęta wycofały się cichcem. Nie uszły jednak i dwudziestu metrów, gdy naraz zatrzymały się w pół kroku. Z budynku doleciał je gwar podniesionych głosów. Pośpieszyły więc z powrotem i znów zajrzały przez okno. Tak, wewnątrz wybuchła zajadła kłótnia. Wrzeszczano na siebie, walono pięściami w stół, rzucano podejrzliwe spojrzenia, gwałtownie się zapierano. Źródłem nieporozumienia było to, iż Napoleon i pan Pilkington równocześnie zagrali asem pik. Słychać było dwanaście wściekłych głosów, a wszystkie brzmiały jednakowo. Nie było już żadnych wątpliwości, co się zmieniło w ryjach świń. Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim".

-------------------------------

Przytoczyłem powyższe dość obszerne fragmenty książki G. Orwella wytłuszczając to, co jest dla mnie najistotniejsze w sprawie tzw. legendy Solidarności, przedstawiciela elit III RP, protegowanego PO, Szanownego Pana J. Piniora podejrzewanego o korupcję w związku z zajmowanymi przez siebie funkcjami zaufania publicznego w niby już wolnej Polsce.

Służby specjalne RP - mając uzasadnione podejrzenia możliwości popełnienia przestępstwa - od kwietnia do września 2015 roku prowadziły wobec Szanownej legendy Solidarności tzw. działania operacyjne, dzięki którym uzyskano wiele materiałów dowodowych uprawdopodabniających jej działania korupcyjne, czyli branie łapówek, wziątek czy jak tam te elity III RP je nazywają. Działania były prowadzone jeszcze za rządów PO, ale nigdy nie zdecydowano się na postawienie tzw. legendzie Solidarności zarzutów ani nie usiłowano jego zatrzymania.

Jednak nowa władza postanowiła przywrócić służbom specjalnym i organom ścigania możliwość wykonywania przez nich swojej pracy zgodnie z polskim prawem oraz zgodnie z zakresem ich uprawnień, obowiązków i odpowiedzialności, a które to obejmują m.in. równe wobec prawa traktowanie obywateli Rzeczpospolitej Polskiej - niezależnie od tego, kim te osoby są, jakie funkcje pełnią i jakie zasługi są im przypisywane.

W związku z tym prokuratura - dysponując jej zdaniem wystarczającymi dowodami oraz obawiając się tzw. matactwa - wystąpiła do sądu o tymczasowy areszt wobec Szanownej tzw. legendy Solidarności oraz jej współpracowników. Jeżeli zarzuty stawiane Szanownemu Panu J. Piniorowi się potwierdzą  grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 8.

W obronie Szanownej tzw. legendy Solidarności wystąpiły całe tabuny przedstawicieli elit III RP (PRL - bis) a wśród nich były inne legendy jak: L. Wałęsa  vel. Bolek, W. Frasyniuk. H. Wujec i wielu, wielu innych wraz z całą dzisiejszą zdradliwą opozycją w stylu Nowoczesnej, PO czy KOD. Zaczęto wylewać "pomyje" oskarżeń wobec polskich służb specjalnych, wobec prokuratorów prowadzących sprawę i oczywiście wobec całego rządu PiS (ZP) za niszczenie demokracji, prześladowanie niewinnego człowieka (jak za PRL), rewanżyzm, nienawiść czy też powrót totalitarno-komunistycznego modelu represji wobec niewinnych obywateli. Zabrakło mi tu jeszcze (a może przeoczyłem) obrony J. Piniora przez donosiciela nawet na własną narzeczoną S. Niesiołowskiego czy TW M. Boniego...

Polski sąd odrzucił wniosek prokuratury i uwolnił Szanowną tzw. legendę Solidarności od konieczności odbywania kary aresztu do czasu rozpoczęcia rozprawy sadowej. Szanowny Pan J. Pinior uśmiechnięty wyszedł z sądu wznosząc palce ułożone w znak "Victorii" i zniknął w uściskach swoich towarzyszy.

W tym wszystkim mnie najbardziej zdziwiło uzasadnienie sędziego do decyzji o nie zatrzymaniu J. Piniora:

"Owszem, podejrzanym grozi osiem lat więzienia, ale sąd musi patrzeć nie na ustawowe, lecz realne zagrożenie karą. Sąd uznał, że nawet gdyby w przyszłości doszło do skazania podejrzanych, to w realiach tej sprawy, biorąc pod uwagę, jakich osób to dotyczy, nie byłaby to kara surowa (...)" - powiedział  sędzia Brzozowski [2].

I właśnie po poznaniu tegoż uzasadnienia od razu przypomniał mi się "Folwark Zwierzęcy" G. Orwella i w myślach sparafrazowałem jedno z najbardziej znanych cytatów z tej powieści, które w mojej wersji wybrzmiało: "Wszyscy są równi wobec prawa, ale są i równiejsi, zwani "świniami" elit III RP". Oczywiście nawiązuję tu ściśle do fabuły dzieła G. Orwella oraz faktu, iż właśnie świnie - jako najmądrzejsze - przewodziły innym zwierzętom w ich folwarku. Zresztą wszystkim jest znana inteligencja świń i nie dziwię się, że G. Orwell wybrał je na liderowych bohaterów swojej prozy.

Również w nawiązaniu do wypowiedzi owego sędziego nasunęła mi się parafraza jego słów, które mogłyby być wypowiedziane, gdyby jakaś ta równiejsza "świnia III RP" popełniła np. morderstwo: "...gdyby doszło do skazania podejrzanego, to w realiach tej sprawy, biorąc pod uwagę, jakiej osoby to dotyczy, nie byłaby to kara surowa"...

Pozdrawiam

[1] https://stopsyjonizmowi.files.wordpress.com/2012/09/folwark-zwierzc499cy-george-orwell.pdf
[2] http://wpolityce.pl/polityka/317782-skandaliczne-uzasadnienie-sedziego-ws-zwolnienia-piniora-biorac-pod-uwage-jakich-osob-to-dotyczy-nie-bylaby-to-kara-surowa-iii-rp-w-pigulce

P.S.

Tak ku refleksji mój tekst pt. "Kiedyś zabiłem... Będę ministrem dla dobra Polski!" (http://krzysztofjaw.blogspot.com/2010/02/kiedys-zabiem-bede-ministrem-dla-dobra.html). Nie ma on bezpośredniego związku ze sprawą Pana J. Piniora, bo dotyczy całkiem innej sprawy i o innym zabarwieniu oraz całkiem odmiennej kategorii czynu. Niemniej wskazuję go ze względu na pewien sposób dokonywanej przez elity III RP relatywizacji - wydawać by się mogło - oczywistych znaczeniowo pojęć oraz tendencji do "równiejszego" traktowania "swoich".

----------------------

Wśród rzeszy urzędników państwowych  opłacanych z naszych ciężko zarobionych pieniędzy krążą TW, czyli tajni współpracownicy komunistycznych służb specjalnych.

Przemykają po sejmowych korytarzach, zostają radnymi, prezesami spółek Skarbu Państwa, kandydują na najwyższe urzędy państwowe, zostają nawet ministrami...

No cóż... a, że świat mamy teraz zwirtualizowany spotkałem wczoraj wirtualnego, nierzeczywistego mojego dawnego "znajomego" ze studiów. Chłop się trzyma. Elegancko ubrany, dobry samochód i oczywiście dobre państwowe stanowisko, dające możliwość nieograniczonej niczym kariery... aż do ministra włącznie.

Na mój widok morda mu się uśmiechnęła i zaprosił mnie na zakrapiany obiad do, a jakże, jednej z najdroższych restauracji w moim mieście.

Zawsze jest przyjemnie pogadać o swojej młodości, szalonych czasach studenckich, imprezach, egzaminach. Z chęcią więc przystałem na propozycję, pamiętając jednak żeby nie zadać mu jednego wszakże pytania: jak On w ogóle skończył te studia, skoro się nie uczył a jego wiedza ekonomiczna zawsze wprawiała mnie w dobry humor (tak to pamiętałem... studiowaliśmy ekonomię).

Nie rozpisując się zanadto: po zjedzeniu pysznego obiadku i wypiwszy kilka głębszych oraz po dłuższych wspominkach nagle wypalił.... wiesz już od studiów pracowałem dla Komuny jako TW!.

Przyparło mnie do krzesła, ale widząc, że prawdopodobnie chłop ma potrzebę wygadania się pozwoliłem mu dalej mówić. Oto co usłyszałem o tej jego współpracy....

Musiałem jakoś skończyć te cholerne studia, więc się zgodziłem. Miałem obserwować członków NZS, ale uwierz nic w sumie na nikogo nie doniosłem... no może raz cholera.... na takiego jednego, co mi ukradł dziewczynę... wywalili go, ze studiów... należało mu się,

Wiesz jak to jest... musiałem później dalej współpracować i coś tam pisywać do tych swoich oficerów prowadzących. Jak już raz wdepniesz w gówno to niestety.... musiałem... wiesz... ale zawsze starałem się, żeby nikomu nie zrobić krzywdy. Nie zawsze się to udało, czego żałuję...

Kiedyś doniosłem politycznie na swojego kolegę...sorry aresztowali Go i tak pobili, że zmarł w szpitalu,

Kiedyś coś nieopatrznie naopowiadałem mojemu oficerowi prowadzącemu na temat mojej koleżanki i stała się tragedia: - nie chciałem tego - ale Ona nie wytrzymała przesłuchania i popełniała samobójstwo... skąd mogłem wiedzieć!,

Innym razem znów moim oficerom prowadzącym chlapnąłem coś nieopatrznie na temat innego mojego znajomego i musiał uciekać z kraju zostawiając niepracującą żonę z dwójką dzieci... no i ona musiała wszystko sprzedać żeby z czegoś żyć. Ciężko pracowała, nie miała czasu na wychowywanie i pieniędzy na kształcenie synów. Pozbawieni ojca dorastali praktycznie sami i wyobraź sobie jaka tragedia: zostali kryminalistami, podobno zamordowali już kilka osób (są w mafii). Wiesz ja nawet chciałem jej pomóc finansowo, ale jakoś tak nie mogłem spojrzeć jej w twarz...

Któregoś tam roku, dawno to było doniosłem.... nie nie doniosłem!.... chlapnąłem coś, nie na trzeźwo, mojemu oficerkowi, z którym piłem o moim koledze, świetnie zapowiadającym się młodym naukowcu. Cholera to był  talent czystej wody... No i wyobraź, że Chłopcy bez mojej wiedzy sprawili, ze wyrzucono Go z Uczelni i nie mógł kontynuować pracy naukowej ...trochę się załamał... ale teraz buduje w Niemczech domy (nawet dobrze zarabia). No, ale szkoda Go mógł być znanym, światowej sławy naukowcem polskim.

Słuchaj! Przepraszam za to wszystko! Nie chciałem!  Byłem wtedy młody i głupi miałem rodzinę i swoje ambicje, które mogłem spełniać. Nie nie chciałem tego wszystkiego, co się stało potem.

Ale... ale to było dawno. Ja się zmieniłem.

PRZYZNAŁEM SIĘ PRZECIEŻ, ŻE BYŁEM TAJNYM WSPÓŁPRACOWNIKIEM KOMUNISTYCZNYCH SŁUŻB BEZPIECZEŃSTWA! To mało! Wiesz ile mnie to kosztowało i jaką cywilną odwagą musiałem się wykazać i ją posiadać, żeby się przyznać!

STAŁEM SIĘ NAPRAWDĘ DOBRYM, INNYM, NOWYM CZŁOWIEKIEM. W NOWEJ, WOLNEJ POLSCE!

PRZEZ TE WSZYSTKIE LATA MIAŁEM PIENIĄDZE NA KSZTAŁCENIE SIĘ ZA GRANICĄ. JESTEM NAPRAWDĘ TERAZ DOBRYM FACHOWCEM. JESTEM KOMPETENTNY I PRACOWITY.

Wiesz... CHCĘ BYĆ MINISTREM!

(nagle dzwoni telefon.....mój znajomy chwilę rozmawia, kończy i rozpromieniony zwraca się do mnie)

Jest, jest, jest!!! Jak fajnie. Miałem przed chwilą telefon od Donka. Niedługo nominacja! Będę ministrem dla dobra Polski i Polaków!

(... i znikł jak kamfora....)

--------------------------

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
5
5 (1)

2 Comments

Obrazek użytkownika Traube

Traube
"Im więcej i lepiej umiesz, tym surowiej sądzony będziesz" Tomasz á Kempis

Dowodem upadku naszych, pożal się Boże, elit są dyskusje nad Pinorem.

Tu nie ma okoliczności łagodzących, a jego chlubna (nie znam szczegółów) opozycyjna przeszłość, to element OBCIĄŻAJĄCY, a nie łagodzący.

Dla mnie czymś znacznie gorszym jest np. powstaniec warszawski, który podjął współpracę z UB, niż robiący to samo przedwojenny komunista.

Mniej mi przeszkadza były pezetpeerowiec niż rzekomy opozycjonista, który się z tym pezeperakiem przyjaźni.

Wolę Leszka Millera od Michnika itd. Szwindle Kwaśniewskich oburzają mnie mniej niż szwindle Piniora.

Informacja, że Andrzej Gwiazda okazał się łapówkarzem byłaby dla mnie szokiem, coś by się zawaliło. Ta sama informacja o Michniku wywołałaby wzruszenie ramion. Nie mój cyrk, nie moje małpy.

Drużyna Piniora broniąca raczej w rewirach Michnika niż Gwiazdy. Ich udział to dla mnie raczej dowód winy. Co do moralności i etyki, to zawsze chciałym być jak najdalej od nich i kwestia obrzydzenia do samego siebie byłaby tu najmniej istotna.



 
Obrazek użytkownika krzysztofjaw

krzysztofjaw
Też zasłyszane a nie chce mi się szukać kto to powiedział: "Strzeż mnie przed fałszywymi przyjaciółmi, z wrogami poradzę sobie sam".

Całkowicie się z Panem zgadzam. Też mam taką opinię. Całe elity III RP (te, które są z tej części niby postsolidarnościowej i wcześniej konstruktywnej opozycji) budzą we mnie obrzydzenie. Ten Okrągły Stół to tak jak ta ostatnia biesiada świń z ludźmi a później to już tylko konsekwencja tej zdrady. Zresztą ta opozycja powstała mniej więcej w latach 70-tych (KOR i inne) nigdy nie chciała tak naprawdę wolnej Polski.

Symptomatyczne jest, że w archiwach niemieckich służb komunistycznych jest dokument mówiący, iż na początku grudnia 1981 roku niejaki B. Geremek w rozmowie z jednym z polskich władców komunistycznych sam zachęcał do rozprawienia się z Solidarnoącią, tą z Matką Boską w klapie proponując coś na kształt Stanu Wojennego. Zauważył, że później możnaby wyłonić tzw. opozycję np. z L. Wałęsą na czele, ale kontrolowaną przez nich, czyli spadkobierców żydo-komuny.

Owszem... dla mnie L. Miller czy nawet A. Kwasniewski są wrogami i nawet ich najbardziej szpetny gest czy szpetne działanie nie rozbi na mnie wrażenia, bo tego się spodziewam... Natomiast ci niby bohaterowie dawnej opozycji, gdy stają się i robią to samo co postkomuści wprawia mnie w torsje. Tak jest z Wałęsą, Niesiołowskim, Borusewiczem, Bonim, Michnikiem i wieloma innymi...

Pozdrawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>