Osamotniony Naczelny Wódz (1)

 |  Written by Godziemba  |  5
Po objęciu w lipcu 1943 roku funkcji Naczelnego Wodza gen. Kazimierz Sosnkowski nie dokonał żadnej czystki w sztabie Naczelnego Wodza w Londynie.

    W pierwszym swym rozkazie jako Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski oddał hołd zmarłemu poprzednikowi, podkreślając, iż „był to wybitny żołnierz, znakomity pisarz wojskowy, człowiek ogromnej pracy i wielkiego talentu, mąż stanu, który dobrze zasłużył się Ojczyźnie”. Tym samym wykazał, iż obca jest mu zajadłość polityczna – w latach 1941-1943 roku doświadczył bowiem od Sikorskiego wiele zniewag.

    Dając odpór złośliwym plotkom dotyczącym jego rzekomych ambicji politycznych, zaznaczał, iż „żołnierz jest obywatelem swojej Ojczyzny i troska o Jej los i honor serce jego przepełnia. Lecz armia nie uprawia polityki. Wykonuje ona decyzje prezydenta i rządu”. Za wzór cnoty żołnierskiej stawiał Armię Krajową, a jako główny cel walki stawiał odbudowę Rzeczpospolitej „wolnej, całej, niepodległej, silnej i bezpiecznej”, w której „człowiek pracy znajdzie pełnię praw politycznych i społecznych, cały naród zaś podstawy dobrobytu i warunki szczęśliwego życia osobistego”.

    Cały jego rozkaz, napisany w duchu pojednania i współpracy został pozytywnie powitany także przez jego krytyków – ludowcy w kraju stwierdzili, iż rozkaz ten „zdaje się rozpraszać obawy co do nominacji NW”. Natomiast Stanisław Grabski, sojusznik premiera, miał mu powiedzieć: „Generale, co było, to było, ale wobec takiej strasznej katastrofy wszyscy musimy się zespolić”. Ta wola pojednania obca była jednak Mikołajczykowi, który nie zaprzestał prób podkopania autorytetu Generała i podjął nieudaną na szczęście próbę ograniczenia uprawnień naczelnego wodza.
 
      Jego wysoka formalnie funkcja w znacznej mierze miała wymiar symboliczny – Generał nie miał większego wpływu na decyzje operacyjne dotyczące jednostek wchodzących w skład Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Jego możliwości jako naczelnego wodza ograniczały się głównie do reprezentowania PSZ w stosunkach z władzami brytyjskimi, do spraw organizacji i szkolenia oddziałów oraz regulowania spraw personalnych.
 
       Po objęciu funkcji Naczelnego Wodza gen. Sosnkowskim zaproponował kandydaturę gen. Stanisława Kopańskiego, dowódcy 3 Dywizji Strzelców Karpackich na szefa Sztabu Naczelnego Wodza, jako następcy gen. Tadeusza Klimeckiego, który zginął w katastrofie na Gibraltarze. Gen. Kopański był świetnym dowódcą, nie przejawiał ambicji politycznych, stąd też zyskał poparcie stronnictw politycznych wchodzących w skład rządu Stanisława Mikołajczyka.
 
        Witając gen. Kopańskiego w hotelu „Rubens”, siedzibie naczelnego wodza, gen. Sosnkowski zaznaczył, iż „w ten sposób do tego budynku, którego mury (…) kurzem się nieco pokryły, wpuszczony zostanie szeroki oddech frontów bojowych, (…) blaski słoneczne pustyni libijskiej”.
 

        Jest bardzo znamienne, iż wbrew oskarżeniom formułowanym przez zwolenników premiera, gen. Sosnkowski, nie chcąc zadrażniać relacji z Mikołajczykiem, nie powierzył tego stanowiska żadnemu z oddanych mu i bliskich ideowo oficerów z gen. Michałem Tokarzewskim-Karaszewiczem oraz gen. Januszem Głuchowskim na czele, a wysunął kandydaturę generała, z którym utrzymywał jedynie oficjalne stosunki i który nie cieszył się jego osobistym zaufaniem.
 
        Niektórzy uważali, iż nominacja gen. Kopańskiego była ukłonem w stronę gen. Andersa, który w ten sposób pozbywał się ze swojej armii „konkurenta” z piękną kartą bojową. Stosunki między oboma generałami były zawsze bardzo napięte, a gen. Kopański po objęciu funkcji namawiał gen. Sosnkowskiego do zmiany dowódcy II Korpusu.
 
       Wszelkie zmiany w sztabie Naczelnego Wodza miały bardzo ograniczony i rozłożony w czasie charakter. Nadal na swym stanowisku pozostał płk. Zygmunt Borkowski, który jak wspomina: „Wciąż byłem Szefem Gabinetu Naczelnego Wodza, z którym nie łączyło mnie nic prócz żołnierskiego obowiązku, zatrutego żalem i osobistą niechęcią”. Dopiero w lutym 1944 roku zastąpił go płk. Władysław Bohuszewicz. Kierownikiem referatu politycznego pozostał Józef Lipski, a adiutantami mjr Michał Miszke i kpt. Czesław Główczyński. Jedynie w miejsce por. Józefa Ponikowskiego, który zginął w Gibraltarze, nowym adiutantem został zaufany por. Witold Babiński.
 
        Reprezentantem naczelnego wodza przy Połączonym Sztabie Sojuszniczym (CCS) w Waszyngtonie był nadal płk. Leon Mitkiewicz – jeden z bliskich współpracowników Sikorskiego, niekryjący swej niechęci do gen. Sosnkowskiego. Na stanowisku szefa Oddziału VI aż do maja 1944 roku pozostał także płk. Michał Protasewicza – inny zaufany gen. Sikorskiego.
 
         Spośród bliskich nowemu Naczelnemu Wodzowi oficerów wysokie stanowiska objęli pułkownicy:  Józef Marian Smoleński, który został II zastępcą szefa sztabu NW, Jan Jawicz, który został oficerem do zleceń  oraz Franciszek Demel, z którym gen. Sosnkowski przedostał się w 1939 roku przez Karpaty na Węgry, który objął stanowisko szefa Oddziału III Sztabu NW.
 
        Gestem w stosunku do grupy młodych oficerów - zdecydowanych przeciwników poprzedniego naczelnego wodza, było powierzenie funkcji zastępcy szefa Oddziału VI Sztabu NW ambitnemu mjr Marianowi Utnikowi. Ponadto do Inspektoratu Lotnictwa wprost z zesłania trafiło kilku członków „konspiracji lotniczej”.
 
        Bardzo charakterystyczny dla osobowości gen. Sosnkowskiego był sposób przeprowadzenia zmiany na stanowisku Inspektora Lotnictwa. Dotychczasowy szef tej instytucji gen. Stanisław Ujejski, bardzo niepopularny w lotniczym środowisku, złożył w połowie sierpnia 1943 roku dymisję. Naczelny Wódz na odprawie dowódców jednostek lotniczych w dniu 23 sierpnia 1943 roku zwrócił z prośbą o pomoc w wyznaczeniu jego następcy poprzez udział w głosowaniu na kandydatów zarówno zaproponowanych przez gen. Sosnkowskiego, jak i przedstawionych przez dowódców jednostek bojowych lotnictwa. Najwięcej głosów zebrał płk. Mateusz Iżycki. Zgodnie z obietnicą gen. Sosnkowski mianował go we wrześniu 1943 roku Inspektorem Lotnictwa. Wbrew nadziejom Naczelnego Wodza ta nominacja nie rozwiązała konfliktów w środowisku pilotów, a jego samego naraziła na krytykę.
 
       Należy zgodzić się z opinią Ireneusza Wojewódzkiego, który powołując się na opinię Marszałka Piłsudskiego, który w latach 20. oceniając gen. Sosnkowskiego wskazywał, iż w trudnych sytuacjach „prędko by zrzucał z siebie odpowiedzialność na wszelkiego rodzaju rady wojskowe. Olbrzymia umiejętność obcowania z ludźmi (…) Dla podwładnych zbyt względny”, podkreśla, iż Naczelny Wódz lepiej czuł się w roli mediatora niż dowódcy zmuszonego do narzucania swego zdania. Gen. Sosnkowski uważał, iż w niektórych sprawach wspólnie wypracowane rozwiązania okazują się lepsze i trwalsze. Na takie stanowisko Generała niewątpliwy wpływ miało wieloletnie pełnienie funkcji szefa sztabu przy Józefie Piłsudskim.
 
       Do pewnych zmian doszło także na stanowiskach dowódczych. I tak w połowie sierpnia 1943 roku dotychczasowy dowódca I Korpusu gen. Józef Zając został mianowany Inspektorem Wyszkolenia Wojsk, a jego następcą został gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz, zdymisjonowany kilka miesięcy wcześniej przez gen. Sikorskiego.
 
        Osobną kwestią była nominacja gen. Tadeusza Komorowskiego na dowódcę Armii Krajowej. Z perspektywy czasu wybór ten może wydawać się nie najszczęśliwszą decyzją naczelnego wodza, jednak w lipcu 1943 roku wybór długoletniego zastępcy gen. Roweckiego wydawał się rzeczą naturalną.
 
        We wrześniu 1943 roku nowym przełożonym wszystkich jednostek WP na wyspach został znany legionista, uczestnik słynnego patrolu Beliny, gen. Janusz Głuchowski, który objął nowoutworzone stanowisko dowódcy Jednostek Wojska Polskiego w Wielkiej Brytanii.
 
        Na wniosek gen. Andersa pozbawił stanowiska osławionego gen. Gustawa Paszkiewicza, dowódcy 2 samodzielnej Brygady Pancernej, który został przeniesiony do Wielkiej Brytanii, gdzie został zastępcą dowódcy I Korpusu. Był to dla niego rodzaj zesłania, z którym nie chciał się pogodzić, inspirując działania przeciwko Naczelnemu Wodzowi. Natomiast w miejsce gen. Kopańskiego dowódcą 5 Kresowej Dywizji Piechoty został bardzo ceniony oficer – gen. Nikodem Sulik.
 
        Generał Sosnowski podjął także decyzję o likwidacji ponurej sławy Stacji Zbornej Oficerów w Rothesay na wyspie Bute, będącej de facto obozem izolacyjnym dla przeciwników gen. Sikorskiego. Wielu jego przymusowych „pensjonariuszy” powróciło do czynnej służby wojskowej.
 
        Gen. Sosnkowski umożliwił powrót kilku generałom odstawionym na boczny tor. Gen. Kazimierz Schally (żołnierz I Brygady Legionów Polskich oraz członek Polskiej Organizacji Wojskowej, b. attaché wojskowej RP na Litwie) został attaché wojskowym RP w Ottawie. Ta nominacja wywołała wybuch wściekłości Mikołajczyka, który uznał ją za „prowokacyjną” i oskarżył Naczelnego Wodza o działania sprzeczne z rozkazem, mówiącym o apolityczności wojska. Podobne protesty wywołało wyznaczenie go w lutym 1944 roku przez gen. Sosnkowskiego na stanowisko szefa Wojskowej przy Naczelnym Dowództwie Wojsk Sprzymierzonych w Europie (SHAEF).
 
       Naczelny Wódz umożliwił także powrót z przymusowego zesłania w Afryce gen. Wacława Stachiewicza, a także gen. Ludomira Rayskiego.
 
       W październiku 1943 roku została ustanowiona pod kierownictwem gen. Tokarzewskiego Generalska Komisja Kwalifikacyjna, której zadaniem było rozpatrzenie przydatności do służby niektórych generałów skazanych przez Sikorskiego na bezczynność. Nie wszyscy oficerowie, którzy stanęli przed nią zostali pozytywnie zweryfikowani. W tej sytuacji wielu dawnych towarzyszy broni „Szefa” miało do niego żal. Gen. Sosnkowski uważał jednak, iż „dowodzenia generałom dać nie mogę odpowiednich miejsc wolnych w wojsku nie ma. Byłoby zaś wysoce niemoralną rzeczą usuwanie dowódców obecnych (…) tylko z tego powodu, że by zrobić wolne miejsce dla ludzi, którzy, powiedzmy to sobie otwarcie, do dowodzenia jednostką nowoczesną przygotowani na razie nie są. Nie z własnej zresztą winy”.     
 
       Warto także wspomnieć, iż na mocy decyzji gen. Sosnkowskiego na sztandarach jednostek polskich ponownie wprowadzono napis „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Od 1937 roku znajdował się na nich napis „Honor i Ojczyzna”. Najprawdopodobniej nastąpiło to z inicjatywy biskupa polowego Józefa Gawliny, mającego znakomite relacje z gen. Sosnkowskim. Wniosek Naczelnego Wodza został pozytywnie zaakceptowany przez Radę Ministrów, a jedynie minister Jan Kwapiński, reprezentujący PPS, złożył na piśmie votum separatum.
 
       Odwołanie do Boga i wartości chrześcijańskich stały się nieodłączną częścią jego rozkazów i przemówień, co wynikało z jego głębokich przekonań religijnych i moralnych.
 
CDN.   


ilustracja z:http://s.ciekawostkihistoryczne.pl/uploads/2015/07/Sosnkowski.jpg
Hun
5
5 (4)

5 Comments

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska

bardzo wnikliwe opracowanie mniej znanej części polskiej historii wojennej.

Serdecznie dziękuję!

Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
ale niestety na tym stanowisku przydałby się jakiś "nasz sukinsyn" w rodzaju de Gaulle'a, człowiek śmiały do szaleństwa. Może to by uratowało Polskę. A może nie.

Swoją drogą brakuje pchyba porzadnej biografii Dęba-Biernackiego, zwłaszcza drugiej połowy jego życia (był pszczelarzem laugh). Ciągle trudno wytłumaczyć jego dziwne zachowanie w 1939.
Obrazek użytkownika Godziemba

Godziemba
Po 1943 roku los Polski był już przesądzony, jednak "nasz sukinsyn" pogoniłby chociaż kota Mikołajczykowi.

Bardzo wielu generałów nie ma nadal swojej biografii.

W przypadku Dęba-Biernackiego przypuszczam, iż on po prostu spoczął na laurach i nie rozwijał się wojskowo, stąd też w 1939 roku zrobił kilka prostych błędów, potem spanikował i ... efekt gotowy.

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
W 1939 prawie nic nie szło dobrze. Armia Prusy została zmobilizowana tylko w północnej części. Kadra armii była niezgrana, wojsko nie przećwiczone.

Frapuje mnie jednak co innego. Z logiki geografii wynika, że Armia Prusy miała przyjąć cios w brzuch i spowolnić wroga. Tymczasem z relacji z zakrapianej imprezy u Biernackiego wynika, że Dąb spodziewał się, iż z armią Prusy będzie zdobywał Wrocław. Czyli nie miał pełnej orientacji w uszykowaniu Niemców (a sztab główny miał dość dokładne dane na ten temat). Przypuszczam, że lepiej by sie nadał do roli dowódcy armii Poznań i że natarcie przeprowadziłby lepiej, niż Kutrzeba.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>