Z barszczem Sosnowskiego walczyć będzie do ostatniego naboju!

 |  Written by Animela  |  1

Krzysztof Janoś (radzę zapamiętać to nazwisko - jego posiadacz ma zadatki na prawdziwą gwiazdę dziennikarstwa!), publicysta Wirtualnej Polski, usłyszał w swojej głowie głos mówiący "weź ten temat, to jest ważne!" - i niestety, nie potrafił mu się oprzeć. Wiadomo - czasem człowiek musi, inaczej się udusi ... a poza tym: pisać każdy może ... trochę gorzej lub jeszcze gorzej. No i poczciwy Janoś Krzysztof, idący za podszeptem czegoś niezmiernie dziwnego, napisał tekst o Wrogu Publicznym Nr 1: barszczu Sosnowskiego. Roślinie tak trującej, że wystarczy zwykłe dotknięcie (jak to stało się udziałem 67-letniej mieszkanki Jeleniej Góry: pani patrzy, pani sołtysowa: ino się kobita dotkła, a tu trup! Normalnie - żywy trup! i nie dali rady jej odratować! ...

 

Złowrogi barszcz Sosnowskiego rośnie sobie tu i ówdzie i co? Ano NIC!!! Nikt się tym nie zajmuje - a już zwłaszcza RZĄD! Aż trudno w to uwierzyć, ale naprawdę - PiS-owski rząd umywa od odpowiedzialności ręce (zapewne - brudne)! Takie nieroby! Taki skandal! No, ale może Unia, matiuszka nasza najmileńsza (kombinuje obywatel Janoś) zmusi ten wredny rząd, co to nie chce podjąć walki ze śmiercionośnym potworem! No bo jak to tak? Barszcz jest równie groźny jak, nie przymierzając, niewybuch z czasów wojny schludnych europejskich Nazistów z Polską Antysemicką - i do niewybuchu przyjeżdżają Siły Zbrojne RP, a do barszczu nawet Szyszko się nie fatyguje - a przecież powinien! Co najwyżej Straż Miejska przyjedzie i zacznie szukać właściciela lub zarządcy ... zamiast od razu, z powietrza, zbombardować całą działkę :)

 

Zapewne obywatel Janoś urodził się w mieście, a nauki pobierał w gimnazjum: dlatego z całą życzliwością postanowiłam mu podpowiedzieć, że barszcz Sosnowskiego - niestetyż, niestetyż! - nie jest jedyną trującą rośliną w Polsce, więc front walk zapowiada się imponująco. No bo proszę popatrzeć: taki cis, krzew trujący od korzeni aż po sam czubek (jadalne są wyłącznie osnówki, ale nie zachęcam). Dawniej cisy w Anglii sadzono blisko kościołów i cmentarzy, żeby wierni mieli trochę cienia - a ponieważ konie trucizny nie ruszały, to rośliny porosły nad podziw ... Trujące są konwalie: do tego stopnia, że nawet woda, w której kwiaty stały, jest śmiertelną trucizną - z tym, że konwalia jest również, po odpowiednim przetworzeniu, cennym lekarstwem kardiologicznym). Bluszczu pospolitego nawet nie trzeba dotykać - sama bliskość może wystarczyć do spowodowania wstrząsu anafilaktycznego. Ślicznie pachnący łubin polny, posiany na sporym polu, może spowodować śpiączkę, z której człowiek już się nie obudzi (niczym, nie przymierzając, brat Andre od Dumasa - choć jego siostra jakoś przywróciła do życia).

 

W samej Polsce roślin śmiertelnie trujących są dziesiątki, jeśli nie więcej (a doliczając grzyby - pewnie setki), a moje pokolenie poruszało się w tym świecie i jakoś unikało zagrożeń. Każdy był pouczany przez rodziców, nauczycieli, starsze rodzeństwo, sąsiadów itd., co wolno brać do łapy, co do gęby, a co - omijać szerokim łukiem, starając się przy tym nawet nie tupać.

 

Dlaczego w ogóle o tym piszę? Raz - bo to przykład postempackiej ciemnoty i zabobonu, tylko w wersji odmiennej od tej wsiowej .. ale istota ciemnoty i zabobonu pozostała: to, czego się nie rozumie, jest groźne i najlepiej jest to zatłuc: widłami, kłonicami albo rękami RZĄDU. A jak RZĄD się nie kwapi, to go UE do tego przymusi. Paragrafami. I za cholerę nie pojmuje taki jeden, że wystarczy nie chytać za kołnierz wszystkiego, co w zasięgu ręki .. Nie, musi to wytropić i ZABIĆ!

A dwa - bo osobiście z przypadkiem niby-Janosia miałam do czynienia i do dziś, na samo wspomnienie, serce mi pęka. Mianowicie gdy się wprowadziliśmy na nowowybudowane osiedle, bezmiernym zachwytem zobaczyłam na nim stare, wielkie, kilkudziesięcioletnie cisy - mało nie klęknęłam! Cisy rosną bardzo powoli, więc trzymetrowe okazy - na wysokość i szerokość, żaden tam nowoczesny pokrój kolumnowy! - spotyka się dość rzadko: a już na nowowybudowanych osiedlach chyba nigdy ... No i Państwo powiedzą? Jakiś pre-Janoś (a może i on sam? ...) zgłosił administratorowi fakt, że ZABÓJCZY krzew ma czelność przebywać w jego otoczeniu, a debil-administrator ciś ŚCIĄŁ. Zupełnie. Na śmierć. Chyba nawet korzeni drań wykopał ....

Na zakończenie pozwolę sobie zauważyć, że kwestia finansowania ma tu akurat najmniejsze znacznie ... a w dodatku ciekawa jestem, czy akurat pan Janoś nie należy do tych, którzy szaleją z żalu, że minister Szyszko zarządził bezlitosną rzeź bezbronnych drzew ...
5
5 (1)

1 Comments

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
Sosnowskiego to takie "świństwo", które za "słusznie minionych czasów" ktoś ściągnął z sojuza do Polski pod hasłem "dobra, szybko rosnąca pasza dla bydła". Bydło tego nie tknęło, u ludzi natomiast pojawiły się silne reakcje uczuleniowe i oparzenia skóry. O tyle też rośina niebezpieczna, że przy silnym wietrze sok ze złamanych przez wiatr włosków gruczołowych na łodygach i w liściach może zanieczyścić skórę osób, które znajdują się nawet  z dala od rośliny, a które przebywając na słońcu - doznają oparzenia skóry (fotodermatozy).. Barszcz należy "eradykować" - wykorzeniać im wcześniej (im mniejszy) tym lepiej. I, pod żadnym pozorem, nie dotykać rośliny nagimi dłońmi, ani też - dotykać rośliną skóry, należy chronić twarz, oczy...Po ewentualnym, przypdkowym kontakcie - jak najszybciej zmyć skórę wodą z mydłem i przez 2 dni unikać światła slonecznego.
Red. Janoś może zgłosić się ochotniczo do "brygad antybarszczowych" - gdyby powstały, ewentualnie - może takie brygady "erygować". Ogólnie - obchodzić barszcz szerokim łukiem.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>