Stypendium wolności

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Ostatnie tygodnie w przekazach na temat polskiej polityki podzielić mogliśmy na zajęty sobą (czy raczej rekonstrukcją i dochodzeniem do ładu z prezydenckimi wetami) PiS i skupioną na atakowaniu PiS opozycję. Za sprawą coraz agresywniejszych zachowań więcej mówiliśmy o tej pozaparlamentarnej, od przedstawicieli partii obecnych w sejmie oczekując raczej refleksji. Na temat napaści na dziennikarzy i biura poselskie, fałszerstwa komisji Millera, zachowania Niemiec (Nord Stream 2) i Rosji (wypowiedź Putina o 10 kwietnia), wreszcie – w kwestii caracali. Oczywiście w żadnej z tych spraw reakcja nie mogła być zadowalająca.

Co najmniej od czasu mordu w łódzkim biurze Prawa i Sprawiedliwości po drugiej stronie politycznego sporu zwykło uważać się, że za każdy, nawet tak mocny jak morderstwo, akt agresji, odpowiada partia Jarosława Kaczyńskiego. Zniszczono biuro? Grożono działaczowi? Zwyzywano posła? To reakcja ludzi na zachowania polityków – oczywiście tych, których nie lubimy. Gdy PiS doszedł ponownie do władzy, do obarczania go odpowiedzialnością, doszło czasem tylko skrywane zrozumienie dla sprawców aktów przemocy. Kobieta, która została zatrzymana przez policję po obrzuceniu jajami prezydenckich aut, odbywa swoje tourne w mediach, przedstawiana jako ofiara opresyjnego reżimu, autorytet polityczny i moralny. Odpowiedzialne za wprowadzenie atmosfery przemocy podczas smoleńskich miesięcznic stowarzyszenie Obywatele RP dostaje nagrodę im. Prof. Zbigniewa Hołdy, przeznaczoną dla obrońców praw człowieka. Gratulacje składa Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar. Dzieje się to dokładnie wtedy, gdy cała Polska może obejrzeć na nagraniu, jak stały uczestnik protestów Obywateli w najgorszy możliwy sposób lży o wiele od siebie mniejszą i słabszą dziennikarkę TVP.

Odnieść można więc wrażenie, że nastroje powoli się radykalizują, a towarzyszą temu coraz bardziej histeryczne porównania, używane przez publicystów i polityków. Takie, jak liczne słowa o stanie wojennym (m.in. wygłaszane przez niesławnego płk. Adama Mazgułę), czy porównanie dzisiejszej władzy do strzelającej do stoczniowców PZPR 1970 roku. Gdy jednak spojrzeć na to, co działo się rok, czy dwa lata temu, okazuje się, że tak naprawdę pozostajemy w kręgu tych samych fizycznych i werbalnych nadużyć. Rok temu napadnięto podczas protestu dziennikarza TVP Info, uszkadzając mu w trakcie pracy słuch. Dwa lata temu Henryka Krzywonos w sejmie czuła się, jak w grudniu ’70. Ofiary komunistycznych masakr stają się poręczną pałką w rytm kolejnych rocznic, przy milczeniu tych legend dawnej opozycji, które mają w tym swój własny interes.

Pozostałe kwestie, o które chcielibyśmy zapytać polityków opozycji, wymienione wcześniej, zbywane są niezbyt liczącymi się z inteligencją słuchacza odpowiedziami. Komisja fałszowała smoleńskie stenogramy tak, by broń Boże nie wyłamać się z narzuconej polskiemu rządowi narracji? Cóż, wątpliwości rozwieje na pewno rechot, że nowe władze nie sprowadziły z powrotem wraku. Caracale, obiekt westchnień, zapewne niebezinteresownych, polityków, dziennikarzy i śpiewającego z modelem samolotu przypiętym do głowy lidera KOD-kapeli okazują się być nielatającym złomem? Udajemy, że Polakom dostarczyć miano zupełnie inny towar, zapewne dlatego właśnie o wiele droższy od tego, który sprzedawano wcześniej innym, bogatszym od nas państwom.

Sobota mogła być ważnym dniem dla wybierających nowe władze obu partii opozycji totalnej. Obie zmarnowały jednak okazję, by przedstawić wyborcom jakąkolwiek nową ofertę programową czy polityczną. W nowym zarządzie PO znalazły się osoby znane głównie jako medialni, lecz niekoniecznie błyskotliwi, fighterzy. Zgodnie z zapowiedziami, zarówno we władzach, jak na imprezie jako takiej, zabrakło miejsca dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, jednak w tym odrzuceniu skompromitowanej prezydent Warszawy jej partia pozostaje mocno niekonsekwentna. Gronkiewicz-Waltz jest bowiem coraz częściej chwalona jako wielka modernizatorka stolicy, sprawy reprywatyzacyjne zaś spychane są na dalszy plan, by nie zaszkodzić kandydaturze Rafała Trzaskowskiego. Kreowanego na nową twarz Platformy, jak zresztą pamiętamy, już kolejny rok. Trzaskowski nie został liderem partii, na rządzenie Warszawą szanse ma jednak całkiem spore, choć, wbrew zaklinaniu rzeczywistości, ciągnąć się za nim będzie współpraca z dzisiejszą prezydent.

Podczas programowego przemówienia, lider Platformy tradycyjnie skupił się na odmienianiu przez wszystkie przypadki nazwy „Prawo i Sprawiedliwość”. Pojawiły się zapowiedzi rozliczenia rządzących a także… powołania platformerskiej wersji Ruchu Kontroli Wyborów, tak przecież wyśmiewanego jeszcze kilka lat temu przez tę stronę sceny politycznej. Wczorajsze „oszołomstwo” dziś staje się domeną „Europejczyków”, lecz czy pozwoli im nawiązanie równej walki z PiS? Od dwóch lat jesteśmy świadkami kolejnych, dokąłdnie takich samych imprez PO, po których można kopiować i wklejać komentarze z poprzednich okazji.
W Nowoczesnej nie dzieje się lepiej. Powołany do władz Ryszard Petru już w pierwszym publicznym wystąpieniu udowodnił, że nadal czuje się liderem i uważa, że jego zdanie będzie zawsze zdaniem całego ugrupowania. Tym razem tyczy się to kolejnej propozycji zacieśnienia współpracy N i PO, które miałoby polegać na stworzeniu wspólnego prezydium klubów parlamentarnych. To nowy w naszej polityce pomysł, na który jednak potencjalny słabszy koalicjant nie ma ochoty. Nowoczesna dała się natomiast rozegrać w sprawie warszawskiego wyścigu i po serii rytualnych grymasów ostatecznie zdecydowała się dać swoje poparcie tandemowi Trzaskowski-Rabiej. Równocześnie jednak Paweł Rabiej nie został wybrany do prezydium, co może być oznaką pewnego kryzysu zaufania ze strony kolegów. Katarzyna Lubnauer atakuje zaś kolegów z PO, nazywając ich partią bezideową.

Nie można jednak napisać, że opozycji zupełnie nic się nie udaje. Mateusz Kijowski, który oburzył wiele osób, z góry deklarując przyjęcie pieniędzy z nazwanej „stypendium wolności”, zgromadził oczekiwaną kwotę. Okazuje się, że w sytuacji, gdy powszechnie znana jest sprawa alimentów byłego lidera KOD i ciągnie się za nim wiele niejasności dotyczących zbiórek na działanie samej organizacji, w wyniku których stracił jej przywództwo, nie brak chętnych do dalszego finansowania. Czy jest to oburzające? Jest. Czy jest to poniżające? Jest. Najwyraźniej jednak trzydzieści dwa tysiące złotych są tego warte, zwłaszcza, że to prawdopodobnie dopiero początek. Wraz z organizatorką, Elżbietą Pawłowicz (siostrą szczególnie przez opozycję znienawidzonej posłanki Krystyny Pawłowicz, co dodaje sprawie dodatkowego uroku), zapowiada już kolejne zbiórki pod tym samym hasłem. Służyć mają one innym działaczom, można być jednak pewnym, że pierwszym beneficjentem w miarę pojawiania się kolejnych potrzeb będzie zdemoralizowany informatyk. Inny skompromitowany filar KOD, oskarżony o handel kobietami Konrad M., nagrywa na święta budowaną na skojarzeniach ze stanem wojennym „kolędę” dla rzekomo gnębiących opozycję policjantów. Nie zdziwię się, jeśli wkrótce i on zostanie beneficjentem zbiórki Pawłowicz.

Historia zbiórki Kijowskiego jest zarazem komiczna i budząca głęboki sprzeciw. Zakończyć trzeba jednak już całkowicie poważne. Połowa grudnia to czas nagromadzenia dramatycznych rocznic – stan wojenny, kopalnia Wujek, masakra na Wybrzeżu. Dobrze, że dziś mamy media, które pokażą zarówno zbrodnie, jak brak rozliczenia ich sprawców. Fatalnie, że ci, którzy przez lata mieli możliwość, by to zrobić, wolą dziś wykorzystywać męczeństwo ofiar do obrony swoich własnych interesów.

Tekst ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie.
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>