Jeszcze więcej do przemyślenia

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Specyfika miast, potwierdzona rozkładem głosów w miejscowościach, podzielonych według liczby mieszkańców, pozwalała założyć z góry, że co było dla PiS do wygrania, rządzący wygrali już w pierwszej turze. Oczywiście można było mieć nadzieję na przyzwoite wyniki prezydenckich dogrywek w Krakowie czy Gdańsku, tym bardziej w Radomiu i Kielcach czy miastach Polski wschodniej, jednak losy Warszawy nie nastrajały zbyt optymistycznie. Krajobraz, jaki widać w kilka godzin po zamknięciu lokali wyborczych, wygląda dla Prawa i Sprawiedliwości źle, zaś w perspektywie kolejnych wyborów również niepokojąco.
Oczywiście nie jest tak, że PiS przegrał wybory. Wrażenie takie usiłują dziś wykreować działacze opozycji, oznaczający masowo wpisy zwrotem „klęska PiS”. PiS wygrał ilościowo w większości sejmików, w kilku zdobył niewyobrażalną w poprzednich wyborach samodzielną większość, w powiatach wypada dobrze i zdobywa nawet czasem zdolność koalicyjną. To wynik, który pozwala na optymizm w spojrzeniu na kolejne głosowania – do europarlamentu i parlamentu krajowego. Patrzenie na wynik tylko pod kątem Warszawy, lub Warszawy i kilku innych dużych miast, fałszuje ten obraz i skazuje na większy, niż nakazuje rozsądek, pesymizm. Ten zaś jest pułapką, prowadzącą do paraliżującego wielu praktycznie od początku kadencji strachu przed powtórką sytuacji z roku 2007. Roku, gdy przy dobrych wskaźnikach ekonomicznych i znaczącym powiększeniu własnego elektoratu, PiS odniósł w wyborach porażkę wręcz, zwłaszcza patrząc na późniejsze konsekwencje dla tej partii, lecz przede wszystkim, dla kraju, druzgocącą. Czy taka sytuacja jest dziś, a raczej w 2019 roku, możliwa?
Liczby bezwzględne pokazują, że raczej nie. PiS wciąż jest na prowadzeniu, opozycja nie zgarnia premii za zjednoczenie, zaś ewentualne przystąpienie do wspólnej listy PSL i SLD nie pociągnie za sobą przepłynięcia na nią całego elektoratu tych partii. Ordynacja wyborcza promuje najsilniejszych, może więc wydawać się, że Prawo i Sprawiedliwość może być pewne wygranej i to wygranej z dużą szansą na samodzielne rządy w kolejnej kadencji. Jednak wynik wyborców samorządowych i pasmo przegranych w dużych miastach pozwala na próbę opisania kilku zagrożeń dla partii Jarosława Kaczyńskiego. Czy również na ich neutralizację, to nie zależy już ode mnie.
Opozycja przez wiele miesięcy odwoływała się wyłącznie do mało porywających i abstrakcyjnych dla większości Polaków haseł, takich jak sprzeciw wobec rzekomego łamania konstytucji, nie będącej wbrew kreowanemu obrazowi, idealnie funkcjonującym owocem ogólnonarodowego konsensusu czy obrona demokracji, która zaistniała w Polsce w typowej dla państw postautorytarnych wynaturzonej, skorumpowanej i wykluczającej formie, wypychającej całe grupy społeczne na margines. Do tych zaklęć dorzucono jednak kolejne kłamstwo – straszenie „polexitem”, wyjściem Polski z Unii Europejskiej, które po cichu przeprowadzić miałby rząd Morawieckiego. I ma żadnego znaczenia, że realizacja takiego planu wymagałaby pospolitego ruszenia większego, niż spisek knuty w rządowych gabinetach, a ministrowie i premier podkreślają, że widzą Polskę w unijnych strukturach, mając co najwyżej nadzieję na, całkiem swoją drogą, realną, zmianę polityczną w brukselsko-strasburskiej układance. Wygląda na to, że dopiero ten strach pozwolił na maksymalną mobilizację „anty-PiS”, która dała Warszawę Trzaskowskiemu już w pierwszej turze, zaś pozostawiła Kraków czy Gdańsk dotychczasowym włodarzom dwa tygodnie później.
Po głosowaniu 21 października tłumaczyliśmy to wszystko specyfiką wielkich miast czy lokalnych sitw, działających tuż za ich granicami (jak choćby Legionowo). Dziś trudniej o zamknięcie tematu w taki sposób, ponieważ PiS stracił też pewną (gdy piszę te słowa, nie wiem jeszcze, jak dużą) liczbę miejscowości małych i średnich, również w tych regionach, gdzie zdecydowanie wygrał wybory do sejmików czy rad powiatów. I tu pojawia się drugie, związane z pierwszym (strach przed wyjściem z Unii) zagrożenie. Okazuje się, że opozycja kolejny raz może odwołać się do kompleksów, fałszywej dychotomii miasto – wieś, oświecenie – zacofanie, Europa – zaścianek i wciąż trafia to do pewnej grupy wyborców. Oczywiście jest to trudniejsze w czasach częściowego przełamania medialnego monopolu salonu III RP i mocniejszej obecności przekazu pozamainstreamowego (choć nie zawsze pro-PiSowskiego) w mediach społecznościowych. Sam PiS w jakimś stopniu uniemożliwia przyprawienie sobie podobnej gęby postawieniem na polityków młodych i na ogół sprawnych medialnie, lecz już w kwestii obecności w UE mógłby pomóc sobie również jakąś szerszą kampanią wizerunkową, nie ograniczającą się do deklaracji polityków. Natomiast pokusa, nie obca zdaje się starszym działaczom, by po przegranych wyborach odsunąć na boczny tor młodych kandydatów z dużych miast to fałszywy krok. Jaki, Płażyński, Wasserman, lecz także Horała, Schreiber, Wypij i wielu innych mają potencjał, by być medialnymi twarzami i lokomotywami kolejnych kampanii. Niskie wyniki, poniżej rezultatów z analogicznych głosowań sprzed czterech i więcej lat) często bardziej obciążają lokalne struktury Zjednoczonej Prawicy, niż samych kandydatów. Wysuwany zaś w stosunku do Jakiego zarzut, że Warszawa była do wygrania, ponieważ w swoim czasie udało się to Lechowi Kaczyńskiemu, jest całkowicie fałszywy. Szanując ten sukces Kaczyńskiego trzeba równocześnie pamiętać, że był to jeden z ostatnich akordów funkcjonowania mniej lub bardziej formalnego PoPiS-u, a nieżyjący prezydent w drugiej turze wygrał z poparciem obu partii w konfrontacji z kandydatem słabnącego już wówczas dramatycznie SLD. Wracając do dnia dzisiejszego – PiS musi bardzo uważać na społeczne nastroje i funkcjonujące wśród ludzi stereotypy. Kampania wyborcza pokazała, że prawica ma dziś duży potencjał modernizacyjny. Umiejętność jego sprzedania wyborcom może być kluczowa w sytuacji, gdy opozycja będzie chciała odgrzać przywołane wyżej dychotomie z 2007 roku.
Tymczasem niektóre wyniki zapowiadają praktyczne kłopoty lub przynajmniej utrudnienia w realizacji rządowych planów. Pokazują też, że decyzje elektoratu nie zawsze są racjonalne, a wyborcy, odpowiednio sprofilowani medialnym przekazem działać mogą wbrew swoim interesom. Wydaje się, że tak stało się w niedziele choćby w Elblągu (Mierzeja Wiślana), Radomiu (lotnisko) czy Kielcach, gdzie przegrał prezydent, mający za sobą cztery kadencje i gwarantujący dobre relacje z władzą centralną. Czasem polityka, a raczej propaganda wygrywają ze zwykłym pragmatyzmem i myśleniem o potencjalne swojego miasta, powiatu czy województwa. Jednak największym ostrzeżeniem jest dla PiS utrata wielu miejscowości średniej wielkości w Polsce centralnej i wschodniej. Takie wyniki mogą być bowiem sygnałem, że najgroźniejszy stereotyp, powodujący odrzucenie PiS ze względów prestiżowych, fałszywych, lecz medialnie wciąż lansowanych i żywych, gdzieniegdzie zaczyna już działać.  Przyczyna przegranej w miastach i miasteczkach Mazowsza, Podlasia czy regionu świętokrzyskiego musi stać się przyczyną głębszej analizy, prowadzonej zarówno na szczeblu lokalnym, jak ogólnym, centralnym.
Po drugiej turze wypada mi powtórzyć, tylko z większym jeszcze naciskiem, to, co napisałem dwa tygodnie temu. PiS nie może dać się zepchnąć opozycji do narożnika, wybory zostały wygrane. Jednak liczba przegranych miast, plebiscytowy charakter głosowania i zaskakujące motywacje wyborców, często potwierdzających trafność określenia „lemingi” wymagają poważnego zastanowienia i kontrofensywy.

Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie

PS. Jeśli ktoś z Państwa wcześniej nie czytał, bardzo polecam tekst Rosemanna "Klęska młodego PiSu". To dobre uzupełnienie moich refleksjki i tekst, który zasługuje na uwagę i przemyślenie.
https://blog-n-roll.pl/pl/kl%C4%99ska-%E2%80%9Em%C5%82odego-pis-u%E2%80%...
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>