Nauczycielski etos sięgnął dna

 |  Written by kokos26  |  0
Telewizja Polska reaktywowała właśnie program „Szansa na Sukces” wymyślony kiedyś przez Elżbietę Skrętkowską i przez niemal 20 lat prowadzony przez Wojciecha Manna. Chyba mało jest polskich domów, w których w niedzielne popołudnia nie oglądano tego programu. W związku ze strajkiem nauczycieli i umieszczanymi przez nich w internecie wokalno-instrumentalnymi popisami pełnymi częstochowskich rymów i wokalnej tandety coś sobie przypomniałem. Choć dzięki „Szansie na sukces” ogólnopolskie kariery zrobiło wielu jej uczestników to jednak do programu zgłaszało się także bardzo wiele osób, którym tylko się wydawało, że potrafią śpiewać. Pamiętam, że bardzo dużą grupę tych ośmieszających się publicznie ludzi stanowili właśnie nauczyciele. Zastanawiałem się wtedy, jak to możliwe, że ludzie wykształceni, wykonywający taki poważny i odpowiedzialny zawód nie są w stanie ocenić samokrytycznie swoich zdolności i umiejętności i publicznie się kompromitują, często na ochach swoich uczniów i ich rodziców. Choć te nauczycielskie występy na zasadzie „śpiewać każdy może” ubarwiały program i dostarczały sporej dawki komizmu to przynajmniej u mnie ta ich nadreprezentacja wywoływała jakiś niesmak i zażenowanie. Myślę, że po dzisiejszych komiczno-żałosnych nauczycielskich internetowych występach do podobnych wniosków, co ja kiedyś doszedł aktor i reżyser, Redbat Klynstra-Komarnicki, który na Twitterze napisał: „Rozumiem, że jednym z efektów ubocznych strajku nauczycieli jest to, że rodzice są w stanie lepiej poznać nauczycieli swoich dzieci: ich światopogląd, mocne i słabe strony, poziom intelektualny, kulturę osobistą i świadomość polityczną. To chyba jakaś wartość, prawda?”    
 
Wiem, że znowu wsadzę kij w mrowisko, ponieważ po moim felietonie „Broniarz, fircyk w zalotach do opozycji”, zamieszczonym w „Warszawskiej Gazecie” odezwały się także nauczycielskie krytyczne głosy typu: jak tak można…, bo przecież my ciężko harujemy i poświęcamy się…, bo etos…, bo powołanie i tego typu górnolotne słowa i hasła. Wyglądało to tak jakby chciano mnie przekonać, że nauczyciele jeżeli już nie w stu procentach to przynajmniej w przytłaczającej większości kierująca się tym powołaniem i etosem najwspanialsza i najważniejsza grupa zawodowa. Nic w tym nowego, ponieważ reakcja nauczycieli do złudzenia przypomina metodę obrony przyjętą przez sędziowską „kastę nadzwyczajnych ludzi”. Niestety nie jest tak różowo, bo nie może być w kraju, w którym studia pedagogiczne są dla przyszłych studentów drugim, albo dopiero trzecim wyborem. Niestety jest tak, że najpierw obstawia się wymarzony kierunek studiów, potem ten drugi alternatywny i niestety na samym końcu bardzo często lądują studia pedagogiczne w myśl zasady: z braku laku i kit jest git. Ja nie twierdzę, że jest to obowiązująca reguła, ale każdy, kto miał dzieci w liceum, a później na studiach nasłuchał się nie raz tych opowieści o strategii składania papierów na studia i gdzie w tej hierarchii mieściły się kierunki pedagogiczne. Niestety powołanie i etos nigdzie nie są zjawiskami masowymi i nie można się na nie co róż powoływać wykorzystując je niczym tarczę chroniącą przed wszelką krytyka.
 
I teraz przejdę do strajku, który w chwili, kiedy pisze te słowa jeszcze trwa. Jak wiemy szef ZNP, Sławomir Broniarz użył kompromitującego i kompletnie dyskwalifikującego go szantażu strasząc uczniów i ich rodziców tym, że egzaminy dla gimnazjalistów i ośmioklasistów się nie odbędą. Jego groźby na szczęście się nie spełniły, a fakt, że egzaminy przebiegły bez większych zakłóceń jest światełkiem w tunelu pokazującym nam, że jest grupa nauczycieli, która zdaje sobie sprawę z tego, że w szkole najważniejsi są uczniowie i że czynienie z dzieci zakładników jest pedagogiczną, moralną i etyczną zbrodnią. Dużo też o szefie ZNP mówi jego nerwowa i pełna niezadowolenia reakcja na wieść o przeprowadzeniu egzaminów w całej Polsce mimo strajku. Broniarz na konferencji prasowej powiedział: „Te egzaminy w niczym nie zaburzają naszej akcji strajkowej. Sam fakt, że nauczyciele wzięli udział w niczym nie łamie naszych działań strajkowych”. Tymczasem prawda wygląda inaczej. „To akcja strajkowa, panie Broniarz, mimo pogróżek i szantażu niczym nie zaburzyła egzaminów. I to jest fiasko planu nie tyle pańskiego ile pańskich prawdziwych mocodawców”. Do nauczycieli zaczyna też w końcu docierać to, że Broniarz i jego związkowa świta otrzymają pełne wynagrodzenie na czas, kiedy im za dni strajkowania nikt nie zapłaci. Myślę, że Broniarz jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, że właśnie zjeżdża gołym tyłkiem w dół po nieheblowanej desce. On robi wrażenie człowieka, który nie zdaje sobie jeszcze sprawy z sytuacji, w jakiej się znalazł. On jeszcze nie wie, że przegrał wszystko i słowami pełnymi nieudolnie skrywanej nienawiści mówi o nauczycielach-wolontariuszach, którzy pomogli w przeprowadzeniu egzaminów: „To nie chodzi o to, czy ktoś ma uprawnienia pedagogiczne. Uprawnienia pedagogiczne może mieć pedofil”. Nie tylko pedofil może mieć takie uprawnienia, ale niestety także nieodpowiedzialny przewodniczący nauczycielskiego związku i trudno rozsądzić, co jest większa tragedią.
 
I teraz kilka słów, których nauczyciele nie lubią słuchać. Po pierwsze jako wzorcowi Europejczycy nie lubią słuchać o tym, że w przeciwieństwie do „kaczystowskiego reżimu” w jądrze UE, Niemczech prawo zakazuje nauczycielom strajku. Nie chcą przyjąć do wiadomości prawdy mówiącej, że badania nie kłamią, a według nich polscy nauczyciele przy tablicy pracują najkrócej w Europie. Ich europejscy koledzy po fachu poświęcają swoim uczniom od 30 do 80 proc. więcej czasu. Licząc w godzinach zegarowych, a nie lekcyjnych polski nauczyciel według OECD spędza z uczniami 14 godzin tygodniowo, podczas gdy niemiecki 25, hiszpański 24, grecki 24, słowacki 23, węgierski 22, łotewski 21.
Potwierdza to także raport agendy Komisji Europejskiej „Eurydyce”, poświęcony zagadnieniom edukacji. Nauczyciele nie lubią też słuchać tego, że mają w ciągu roku co najmniej 80 dni wolnych, a jeżeli już ktoś im to przypomni to twierdzą, że za ciężką prace im się to należy. A cóż z Polakami, którzy ciężko pracują, nierzadko na półtora etatu i mogą liczyć jedynie na 26 dni urlopu? Zapewne po moim tekście pojawią się głosy mówiące, że gram nie fair używając demagogicznych argumentów, ale ja w tych cyfrach i liczbach żadnej demagogii nie widzę. Ponadto przypomnę, że nauczyciele nieugięcie stoją na straży ustawy „Karta Nauczyciela” z 1982 roku, czyli bronią soczystej marchewki jaką dostali od komunistów podczas nocy stanu wojennego. Związek Miast Polskich kilka lat temu wymienił największe problemy z Kartą Nauczyciela, czyli „roczne pełnopłatne urlopy „na poratowanie zdrowia”, długie urlopy (łącznie 79 dni), niskie pensum przy nieweryfikowalnym czasie pracy poza szkołą, praca nauczycieli na kilku etatach, odpisy na doskonalenie nauczycieli, demotywująca i nieweryfikowana ścieżka awansu nauczycielskiego, jednorazowe zasiłki w wysokości dwóch miesięcznych pensji”.
 
Dlaczego nauczyciele z Broniarzem na czele żądają 1000 zł podwyżki, a nie chcą słyszeć o zwiększeniu tygodniowego pensum? Dlaczego choć tak proeuropejscy nie chcą równać do europejskich standardów? Dlaczego przez długie lata godzili się być przybudówką SLD, a dzisiaj wpisują się w polityczną strategię totalnej opozycji?  Powiem wprost. Nauczyciele strajkując w czasie egzaminów i tuż przed najważniejszymi chrześcijańskimi świętami sprzeniewierzyli się zawodowi, który wykonują. Doszczętnie kompromituje ich to, że atakują tych nauczycieli, którzy zachowali się godnie i odpowiedzialnie biorąc udział w egzaminach. Coraz częściej mówi się o zaostrzaniu strajku, a nauczyciele rzucają takie haniebne hasła-propozycje: „Nie dopuścić uczniów, nie klasyfikować ich. Nie wydać świadectw kończących szkołę”. Pojawiają się pogróżki odnośnie matur, które w wyniku strajku miałyby się w tym roku nie odbyć. Oto treści jakie są rozpowszechniane w mediach społecznościowych: „Koleżanki i koledzy nauczyciele szkół podstawowych nie wymiękajcie jeżeli egzaminy się odbędą. Mamy kolejną możliwość. My nauczyciele szkół ponadgimnazjalnych mamy klasyfikację i rady pedagogiczne klasyfikacyjne ostatnich klas liceów i techników. Jeżeli strajk będzie dalej trwał nie będzie możliwości dokonania tego, a co za tym idzie młodzież nie będzie mogła przystąpić do matury. Jest to możliwy scenariusz o czym rząd chyba nie myśli. Tak daleko nie sięga. Klasyfikacji nie dokonają emeryci czy nauczyciele z innych szkół. Pamiętajcie, że rady klasyfikacyjne w ostatnich klasach liceum muszą być do 16.04 a oceny trzeba wpisać do 12.04. Nie ma ocen i rad nie ma matur. Rady klasyfikacyjnej z emerytów i łapanki nie zrobią ;). DO SKUTKU ! Nie dajmy się.!”
 
Jak widzimy metody coraz bardziej przypominają postępowanie terrorystów-porywaczy, którzy żądając okupu najpierw odcinają ofierze palec i wysyłają go rodzinie, a w razie niespełnienia żądań grożą ostateczną egzekucją. Wydaje mi się, że nauczyciele osiągną odwrotny do oczekiwanego skutek. Udowodnili właśnie, że wielu z nich trafiło do tego zawodu zupełnie przypadkowo, a Polacy zamiast wspierać ich w postulatach płacowych zaczną domagać się przewietrzenia tego całego zlewaczałego i rozpolitykowanego towarzystwa używającego ich dzieci jako zakładników i żywych tarcz. Niestety wiemy  już, że odbudowa etosu zawodu nauczyciela dopiero przed nami. I tak jak już odpowiadałem Czytelnikowi, który histerycznie zareagował na mój poprzedni tekst o strajku, ja nie jestem za tym, aby polski nauczyciel zarabiał mniej niż ekspedientka w Rossmannie. Proszę w tych moich artykułach dostrzec coś więcej niż tylko i w wyłącznie pieniądze, które podobno należą się nauczycielom in gremio jak psu micha w myśl zasady, czy się stoi, czy się leży.           
 
Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>