Powrót niemieckiego nadzorcy

 |  Written by kokos26  |  0
Sześć lat temu na łamach „Warszawskiej Gazety” w tekście, Tusk – Neron z nad Wisły podsumowując fenomen popularności Donalda Tuska, jako polityka posłużyłem się tym fragmentem piosenki „Wódz” grupy „Trzeci oddech Kaczuchy”.
 
Krawaty i kwiaty, niech nastrój nie pryska.
Chleba i igrzysk! Igrzyska, igrzyska.
Chleba dla niego, igrzyska dla czerni,
Wódz a za Wodzem wierni.
On wzrusza ramieniem, jak gdyby nic,
Wódz a za Wodzem pic!
On wzrusza ramieniem jak gdyby nic,
Wódz a za Wodzem - nic!
 
Pamiętam, że był to czas, kiedy bardzo rosła moja frustracja tym, że spora część Polaków ciągle ulegała socjotechnice polegającej na zmasowanej medialnej manipulacji ukazującej ówczesnego premiera, jako człowieka o cechach i zdolnościach, z którymi oryginał nie miał i nie ma do dzisiaj nic wspólnego. Co prawda od początku tak zwanej transformacji ustrojowej Tusk istniał w polskiej polityce jako przedstawiciel tak zwanego „gdańskiego desantu”, ale nawet przez dziennikarzy, którzy później wystrugali z niego „męża opatrznościowego” dominowała opinia, że jest to wieczny przedstawiciel politycznej drugiej, a nawet trzeciej ligi i na dodatek jak mówiono „największy leń wśród polityków”. Dlaczego zatem postanowiłem zając się dzisiaj Donaldem Tuskiem? Otóż przed nim chyba już ostatni polityczny mecz, taka końcówka drugiej polowy haratania gałę, czyli próba powrotu z przytupem na polską scenę polityczną w celu zawrócenia Polski z kierunku przemian. Trzeba koniecznie dodać, że przemian bardzo pozytywnych dla naszego kraju, ale mijających się zupełnie z oczekiwaniami i interesami Niemiec. Tak należy rozumieć tegoroczne majowe tourne Tuska po polskich uniwersytetach. Mam nadzieję, że zakończy się ono zejściem tego wyjątkowego szkodnika do politycznej niemieckiej szatni i udaniem na sowitą emeryturę, którą zapewniła mu pani protektorka, kanclerz Niemiec, Angela Merkel.
 
W niemieckiej III Rzeszy już w latach trzydziestych otworzono pod Hanowerem specjalny ośrodek szkoleniowy dla psów prowadzony przez Frau Margarethe Schmidt. Planując Drang nach Osten, Hitler doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może zabraknąć mu materiału ludzkiego do prowadzenia działań wojennych na tak szeroko zakrojoną skalę. Rozkazał więc, aby w specjalnym ośrodku szkolić psy tak, aby mogły one całkowicie zastąpić strażników w obozach koncentracyjnych oraz pilnować robotników przymusowych sprowadzanych z okupowanych krajów. I tak urzędnicy NSDAP ruszyli masowo w teren poszukując psich osobników, które będą nadawały się do takiej specjalnej tresury. Dlaczego pisząc o Tusku cofam się o te kilkadziesiąt lat? Otóż po jego wykładzie na Uniwersytecie Warszawskim niemieckie media bardzo oburzyło, że TVP w swoich materiałach przypomniała, że Tusk to protegowany Angeli Merkel wywodzący się z Kongresu Liberalno-Demokratycznego, czyli partii od samego początku finansowanej z niemieckich pieniędzy. Nie spodobało się też za Odrą, że telewizja publiczna przypomniała Polakom jak Angela Merkel wręczała Tuskowi nagrodę im. Walthera Rathenaua, jednego z autorów układu z Rapallo zawartego między Niemcami i Sowietami. Stwierdzenie w telewizyjnym materiale TVP, że Rapallo dało podwaliny pod późniejszy pakt Ribbentrop-Mołotow niemieckie media uznały za porównanie Tuska do Hitlera i Stalina. Ciekawe, dlaczego te same media nie oburzały się, kiedy prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego wprost porównywano do Hitlera, Stalina i Gomółki? Mało tego, te same niemieckie media pisały o „bolszewizmie Kaczyńskiego” i „archaicznym putinowskim pojmowaniu władzy” przez prezesa PiS.
 
Zasłużony opozycjonista czasów PRL, Krzysztof Wyszkowski w programie „Studio Polska” powiedział: Donald Tusk jest Wałęsą bis.  Jest podobnie jak Wałęsa agentem, ale niemieckich służb, wysforowanym na wybitnego polityka. To zawodowy oszust. Tak, Donald Tusk to taki niemiecki owczarek wyszkolony starannie, jednak nie na czas wojny, ale pokoju, a taka pokojowa tresura to już zupełnie inna bajka. Tu trzeba było osobnika, w którym większość Polaków nie rozpozna niemieckiego nadzorcy. Takiego, który będzie potrafił skrzętnie maskować swoją agresywną psychopatyczną naturę oraz genetyczną wrogość do Polski, Polaków i Kościoła katolickiego. Niemcy potrzebowali zainwestować w człowieka, który jeżeli już ujawni, co tak na prawdę myśli, to tylko za pomocą balonów próbnych, czyli takich politycznych sezonowych kamikadze jak Palikot, czy spuszczony dzisiaj z krótkiej smyczy Jażdżewski, który mam nadzieję już na samym początku zajechał się na śmierć, oczywiście polityczną. Chyba nie takie krótkoterminowe plany miał wobec niego Berlin. Leszek Jażdżewski, podobnie jak Tusk zapowiadał się na dobry materiał dla niemieckiego ośrodka tresury owczarków nadzorujących polskie stado, ale chyba zbytnio zaufał swoim protektorom popadając w samouwielbienie niczym Emmanuel Macron we Francji.
 
Niemieccy treserzy nie tak sobie wyobrażali wydźwięk, odgłosy i medialne echa po wystąpieniu Tuska. Tamtejsza państwowa telewizja ARD posunęła się nawet do kuriozalnych, a nawet komicznych zarzutów kierowanych do TVP. Po pierwsze szefa Rady Europy, Tuska, którego cechować powinna na tym stanowisku apolityczność nazwała „najważniejszy politykiem opozycyjnym w Polsce”, a po drugie zarzuciła mediom publicznym, że:, Podczas gdy prywatna stacja TVN transmitowała przemówienie Tuska z okazji Dnia Konstytucji na żywo, nadawca publiczny TVP Info pokazywał wojskową defiladę. Wynika z tego, że według Berlina obowiązkiem mediów publicznych w Polsce było transmitowanie wykładu ich pupila, który w auli UW zgromadził około tysiąca słuchaczy, zamiast defilady, którą oglądało na żywo 120 tys. Polaków. Czyżby Berlin ogarnęła panika wywołana tym, że na ich oczach pieniądze utopione w tresurę polskojęzycznych owczarków idą w błoto, a Polacy nie dają już się pędzić niczym głupie otumanione szczekaniem stado?
 
Bardzo ciekawie i symptomatycznie na skandaliczne i prowokacyjne wystąpienie Jażdżewskiego na UW zareagował naczelny „Gazety Wyborczej”. Adam Michnik powiedział: Jak słuchałem tego, co mówił Leszek Jażdżewski, to jego wystąpienie mnie zaskoczyło. To jest bardzo inteligentny człowiek, a to przemówienie było nieinteligentne. Mamy tu dwa w jednym, czyli i pochwałę i naganę? Co zatem miał na myśli poeta Michnik? Sądzę, że ożyły w nim znowu stare atawizmy po nieboszczce, partii „ludzi mądrych”, czyli Unii Wolności. Michnik tymi słowami mówi, że owszem, to my jesteśmy ludźmi inteligentnymi i wspaniałymi, takie nadwiślańskie crème de la crème, ale to jednocześnie wymaga od nas abyśmy wszyscy lojalnie trzymali języki za zębami i nie ujawniali miejscowemu plebsowi, co tak naprawdę myślimy i co planujemy. 
 
Zauważmy, że uzasadnione zarzuty, a nawet twarde fakty o finansowaniu przez stronę niemiecką dotyczą już nie tylko kariery politycznej Donalda Tuska, ale także Jażdżewskiego z „Liberté” czy Instytutu Myśli Demokratycznej założonego przez pierwszego pederastę III RP, Roberta Biedronia. Wychodzi na to, że niemieckie służby zachodzą nas już nie tylko z lewa i centrum, ale także od tyłu. Ciekawe ile kosztuje ta gra na kilku antypolskich fortepianach i ile kasy musiały stracić Niemcy po zmianie władzy w Polsce. A przecież na horyzoncie pojawiły się jeszcze reparacje wojenne szacowane na przeszło bilion dolarów. Wymiana rządu i głowy państwa w Polsce na zaufanych ludzi to w chwili obecnej niemiecka racja stanu. Idąc w tym roku dwukrotnie do urn nie pozwólmy, aby Berlin narzucił nam kolejnego swojego nadzorcę w postaci dobrze wytresowanego niemieckiego owczarka szczekającego dla niepoznaki po polsku.         


Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>