Szacunek dla rowerzysty

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Łukaszek wraz ze swoim tatą stali na przystanku tramwajowym - tak wypadło, że musieli jechać tramwajem - gdy tuż na ich oczach zdarzył się straszliwy wypadek.
Nagle na ulicę, pomiędzy pędzące auta wjechał rowerzysta. Jedno z aut, aby go nie przejechać, ostro skręciło, uderzyło w krawężnik, odbiło się w drugą stronę i wpadło na chodnik. A tam potrąciło jakąś starszą panią i zakończyło rajd na latarni. Rowerzysta zaś, również uderzył w krawężnik i przewrócił się na chodnik, tylko że po drugiej stronie jezdni. Leżał teraz na plecach obok swojego pojazdu i mrugał oczami.
- Wyczuwam woń alkoholu od pana - powiedział jeden z gapiów. - Bardzo mocno.
- A ja bardzo proszę nie wyczuwać - odpowiedział powoli rowerzysta i podniósł się z wysiłkiem. - Zamiast tego zalecam posłuchać śpiewu ptaków. Tak ładnie ćwierkają.
Tłum zafalował groźnie. Ale rowerzysta niczym się nie przejął.
- Proszę państwa, jestem w ostrym stresie i nie wiem co robię - oznajmił leniwie. - I, tego, w szoku też jestem.
Po czym po kazał legitymację.
- Poselska - odczytał z niechęcią ktoś stojący bliżej.
I okazało się, że jest to poseł Sterciszek-Franczewski.
Poseł zygzakiem przeszedł przez jezdnię na miejsce wypadku o mało nie powodując kolejnej kraksy.
- Co się stało w ten piękny poranek? - zapytał łagodnie i lekko bełkotliwie.
Pani potrącona nadal leżała na chodniku - miała złamaną nogę. Kierowca samochodu patrzył na przód swojego pojazdu, który był ładnie spasowany z latarnią i rwał sobie włosy z głowy.
- Co pan narobił! Jeździ pan po pijaku! Takie zniszczenia! Mógł pan kogoś zabić! - krzyczeli na zmianę kierowca auta i pani potrącona.
- Wypraszam sobie - uniósł się poseł. - Nie jechał popi... pipo... pijo...pa pij... No, tego, jechałem trzeźwy.
- To niech pan chuchnie - żądał gorączkowo kierowca.
- Ale ja jestem posłem - poseł uniósł palec w górę. - Mnie prawo nie dotyczy. Mogę robić co chcę, gdzie chcę, kiedy chcę i komu chcę.
- No tak, poseł - zaszemrał tłum.
- Ale właśnie do mnie coś dotarło - rzekł poseł z wysiłkiem i ponieważ miła problemy z utrzymaniem pionu, usiadł obok rozbitego pojazdu. - Ja teraz zrozumiałem, że zrobiłem źle. I w związku z tym ja państwa głęboko i szczerze przepraszam.
Tłum spojrzał na posła rozanielony.
- Za co pan przeprasza? - nie wytrzymał tata Łukaszka.
- Za nieostrożną jazdę mojego roweru - wyjaśnił poseł.
- A za jazdę pod wpływem? - spytał Łukaszek, ale poseł nie odpowiedział na to, tylko ogłosił:
- Dodatkowo wpłacam pięć euro na Fundację Pomocy Poszkodowanym Przez Sąsiadów Wiercących Wiertarką W Bloku W Niedzielę Po Południu!
- To więcej niżby sąd zasądził! - zawołał ktoś.
I zerwała się burza oklasków.
- Przeprosił! Przeprosił! - łkał uradowany kierowy klepiąc zmasakrowany przód swojego samochodu. - Ma mój szacunek! Co to za człowiek! Od razu jest mi lepiej!
- Mnie też jest od razu lepiej! - pani poszkodowana usiadła i uniosła się na tyle, na ile jej pozwalała złamana noga. - Jak ten młody człowiek mi się podoba! Może i spowodował wypadek, ale to nic! Powiem więcej, ja wolę takiego posła od Karosława-Jaczyńskiego, który siedzi w domu i niszczy cały kraj i odziera wszystkich Polaków z godności!
- To ja już pójdę - poseł wstał przytrzymując się latarni. - Muszę do domu. Dzisiaj jeszcze mam posiedzenie komisji do spraw bezpieczeństwa ruchu drogowego. Sto lat i do widzenia - uścisnął dłonie obojga poszkodowanych po czym oddalił się pieszo, a szedł tak, jakby walczył z ostrym wiatrem.
- Rower! Zostawił pan rower! - wołali jeszcze za nim ludzie, ale poseł już nie słyszał. Luzie zresztą szybko zajęli się rozmową między sobą, że jednak jest poseł, który ma u nich szacunek. Przeprosił.
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>