„Gdzie byliście w Sylwestra?!” (bitwa na demokracje)

 |  Written by Rosemann  |  0
Przyznaję, że ostatnie kłopoty Niemiec i tych, którzy nimi rządzą nie sprawiają mi najmniejszego bólu. Nie powiem, że mnie cieszą bo nie zapominam, że ich fundamentem było to, co barbarzyńcy robili w sylwestrową noc niemieckim kobietom. Na tym elementarnym, ludzkim poziomie dyskusji jestem  pełen współczucia dla ofiar, obrzydzenia do sprawców i oburzenia na tamtejsze władze.

Jednak trudno zaprzeczyć, że okoliczności uczyniły z całej sprawy taką symultaniczna bitwę miedzy nami i Niemcami, w której orężem są nasze demokracje. Trudno też zaprzeczyć, ze wspomniane „okoliczności” to w całości radosna twórczość politycznych decydentów i medialnych moralizatorów i „pouczaczy” zza naszej zachodniej granicy. I że na tym całkiem nieźle wychodzimy.

Myśmy, z małymi wyjątkami z ulicy Czerskiej, o lekcję demokracji się u Niemców nie prosili. „We don't need no education. We don't need no thought control. W trudnych do określenia proporcjach tę lekcję zawdzięczamy ludziom w rodzaju trio Wroński und Kokot und Imielski czy obnoszonemu się z dumą swym donosem na Polskę do Niemców Wielińskiemu jak też własnej inicjatywie i własnemu przekonaniu o swej wyższości różnych Niemców. Z ich polityki i z ich mediów.

A jak nam różni Niemcy próbują coś mówić lub, co gorsza, narzucać, perspektywa nam się z miejsca zmienia. I dlatego jakby mniej myślimy o tych biednych Niemkach. Wkurw nam zaczyna przesłaniać pełną jasność widzenia. O takim patrzeniu pełnym jasności jeszcze będzie bo ono jest głównym bohaterem tego tekstu. Wracając zaś do naszej i niemieckiej demokracji, wczorajsza uliczna symultana pokazała jak to naprawdę z nią jest tu, nad Wisłą i tam, nad Renem i Łabą.

Wczoraj nad Wisłą walczyli o naszą demokrację i nasze wolne media przeciwnicy obecnej władzy. Przez nikogo nie atakowani inaczej niż argumentami i szeroko pokazywani przez media, także te, które od niedawna są pod kontrola władzy. Wczoraj za Odrą i Nysą Łużycką o demokrację walczyli ci Niemcy, którym nie podobało się jak zachowała się  wcześniej w sytuacji zagrożenia władza i jak wolne okazały się tamtejsze media. Te media które w „zimnej wojnie” z Polską stanowią forpocztę i „pancerna pięść” Niemiec.

I trudno było nie czuć satysfakcji patrząc jak u nas „obrońcy demokracji” zebrali się w liczbie, która jednych satysfakcjonuje a innych nie przekonuje, przynieśli ze sobą różne, często mogące budzić obiekcje co do taktu i kultury osobistej autorów transparenty i wykrzykiwali antyrządowe hasła i nic im w tym nie przeszkadzało. A już szczególnie ta „łamiąca demokrację” władza. I równocześnie oglądać sceny z niemieckich miast, gdzie z podobnie niezadowolonymi z władzy rozprawiono się na ulicach za pomocą wodnych armatek i pałek. Tak to się nam zaprezentowały niemieckie „demokratyczne ubermensche”  A. D. 2016 ze skłonnością do pouczania nas.

Tak to wygląda na poziomie tej naszej „wojny na demokracje”.

Tak po ludzku, i to jest ten najważniejszy watek tego tekstu, wygląda to jednak inaczej. Tych, którzy z sympatią mówią i myślą o wczorajszych tłumach na niemieckich ulicach i ich intencjach ja akurat kompletnie nie rozumiem. Przypomnę, że oburzali się oni dopiero dziesięć dni po fakcie. Nie w dniu czy raczej nocy barbarzyńskiego gwałtu na Niemcach ani choćby na drugi dzień tylko dziesięć dni.

Kiedy widziałem młodych niemieckich chłopaków i panów w sile wieku (dziewczyny i kobiety oczywiście całkowicie rozumiem), którzy do interweniujących policjantów krzyczeli „Gdzie byliście w Sylwestra?” pomyślałem, że policjanci nie powinni ich byli bić i polewać. Powinni zamiast tego pytać „A wy?”


ilustracja z:http: http://static.prsa.pl/images/d3fb84cd-54c6-4125-91d3-d4fa8dcfda91.jpg
Hun
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>