To nie drzewa są winne

 |  Written by Katarzyna  |  14

 To nie drzewa, panie Hołowczyc, są winne, to  my, dorośli, jesteśmy winni, że nasze dzieci kończą na nich młode życie.

Hołowczyc chce wycinać drzewa, bo giną ludzie na drogach. Ja to tam poszłabym dalej. Zamiast ekranów chroniących przed nadmiernym hałasem rozciągnęłabym gumowe materace. Spełnią podwójną rolę. Obronią przed decybelami i ochronią pianych małolatów.
Ironizuję? A jak tu nie kpić sobie z rajdowego kierowcy, który wini drzewo za brawurę, pijaństwo, brak wychowania i właściwej opieki nad małolatami?

Wiem, wiem, już mi to perswadowano; niemożliwa jest kontrola nastolatków, by sobie krzywdy nie zrobili.
Wiem coś na ten temat, bo wychowaliśmy szczęśliwie dwóch synów. Uff! Mogę westchnąć, bywało ciężko.

Każdy też z nas doskonale pamięta sytuacje, w których wbrew zakazom rodziców, perswazjom nauczycieli, robiliśmy takie głupoty, że do dziś nie możemy wyjść z podziwu, jak uszliśmy z życiem. Były to niezapomniane lekcje rozsądku, które na szczęście kończyły się, co najwyżej, guzami i szlabanem rodziców.

I tak możemy gaworzyć w nieskończoność, tymczasem zginęły dzieci, a winnych nie ma. Nikt nie śmie wskazywać na przyczyny tragedii, nikt nie szuka winnych, bo przecież w skrytości ducha mówi sobie; mnie to też może spotkać, mam dzieci i nie zawsze wiem, co robią. I może właśnie dlatego każdego roku wiosną i latem giną nasze dzieci na polskich drogach, a dorośli rozkładają bezradnie ręce.
Niedawno w mojej gminie zginął ukochany syn, oczko w głowie rodziców. Student. Ot, wybrali się na imprezę, trochę wypili, za szybko jechali i to nieszczęsne drzewo na drodze… Był syn, nie ma go. Rozpacz i nieprzespane noce, bo jak do tego mogło dojść?! Przecież nie pił nałogowo, uczył się, był rozsądnym dzieckiem. Ciężko zapracował na ten samochód, nigdy nie prowadził po pianemu.
Przyjaciele, znajomi płaczą razem z nimi i powtarzają. Nie wiń siebie, to był nieszczęśliwy wypadek.
Nie wiem czy można było uniknąć tragedii, ale w wielu innych sytuacjach na pewno tak. Wystarczyłaby żelazna zasada. Jedziesz na imprezę, odwiozę cię, synu, potem zadzwonisz i wyjadę po ciebie. Zostaw kluczki w domu.
Prawdą jest, że wypadek może zdarzyć się wszędzie, najwięcej ludzi przecież umiera w łóżku, ale można przynajmniej uniknąć sytuacji prowadzących do pewnej tragedii.

Każdego roku latem na szosie, przy której mieszkam, giną młodzi, przystojni i bogaci. Sześć kilometrów od tej szosy, w głębi lasu, licznych biwakowiczów z Warszawy przyciąga pięknie położone jezioro. Od marek wypasionych samochodów aż mieni się w oczach.
Do późna w nocy rozbrzmiewają śpiewy przy grillach. Piwo leje się strumieniem. W poniedziałkowy ranek trzeba wracać. Dla niektórych jest to ostatnia droga. Ale giną też z tego powodu miejscowi, bo akurat mieli pecha i znaleźli się na drodze, gdy pruł po niej nietrzeźwy synalek bogatego tatusia w szpanerskim bmw.
Nieszczęśliwy wypadek czy skandaliczna, wołająca o pomstę do nieba, głupota i brak odpowiedzialności gówniarza i jego rodziców?

Takie postawy nie biorą się znikąd. Ileż to razy dorastający syn wyczuwa, że ojciec wracając z imprezy u znajomych, prowadził samochód po piwku?
A ile razy tatuś sprawdzał alkomatem stan swojej trzeźwości po uroczystościach rodzinnych, gdy trzeba było wracać do domu? Dlaczego tatusiowi wolno prowadzić w stanie wskazującym, a synowi nie? Tacie się udało? Mnie tez na pewno się uda. Nie złapie mnie policja, nie zapłacę mandatu, bo mi ojciec głowę urwie i więcej samochodu nie da.
Mandatu się boi, a o śmierci nie myśli. Tata surowy, gdy lakier zadrapany na furze. Przez miesiąc kluczyki niedostępne. Można stosować kary dla lakieru, a nie można dla bezpieczeństwa dziecka? Dziwna i okrutna w konsekwencjach postawa rodzicielska.

Nie mówmy więc, że wszystkie tragedie, które rozgrywają się na naszych drogach z udziałem młodzieży, to tylko nieszczęśliwe wypadki, których nie można było przewidzieć, a winne są przydrożne drzewa.
Na podwórku nastolatki bawią się przy ognisku. Najmłodsza ma 13 lat, najstarszy 17. Skąd tam piwo, skoro obok są rodzice? Skąd tak łatwy dostęp do samochodu? Zapewne śledztwo wyjaśni, jak mogło do tego dojść, tylko życia dzieciom nikt nie wróci. Niech nikt mi jednak nie wmawia, że to nieszczęśliwy wypadek, bo to nieprawda. To tylko konsekwencja bezstresowego wychowania, które prowadzi do bezradności rodzicielskiej, gdy pod nosem zaczynają sypać się wąsy. Wtedy trudno już wychowywać, czasem za późno. Przykładów tragicznych wypadków drogowych z udziałem wyrostków można mnożyć. Nie musiały się one wydarzyć, można było ich uniknąć, gdyby w wychowaniu do dorosłości nie tylko o prezerwatywy i zadrapania na lakierze troszczono się, gdy nastolatki wybierają się na dyskotekę samochodem rodziców.

W moim rodzinnym domu musiałam meldować się ze szkolnej zabawy o godz. 20. Bardzo to przeżywałam i długo nie mogłam rodzicom tego zapomnieć. Śmiali się ze mnie rówieśnicy, czułam się upokorzona. Wcale przez to, że wracałam wcześniej, nie byłam bardziej bezpieczna. Czasem wracałam znacznie później, bo wolałam karę niż rezygnację z zabawy. Jest tysiąc innych sposobów dogadania się z własnym dzieckiem i wyegzekwowania pewnych reguł postępowania, które w każdym domu rodzicielskim powinny obowiązywać i to nie tylko dzieci, ale wszystkich domowników. Reguły te nie można jednak wprowadzać dopiero wtedy, gdy dziecko stwarza problemy wychowawcze. Wtedy jest już zwykle za późno. Nikt też nie może zwolnić rodziców od czuwania i odpowiedzialności, gdy dzieci do późna w nocy imprezują.

Tragedia w Klamrach powinna otrzeźwić rodziców i opiekunów. Za błędy luzackiego wychowania płacą nasze dzieci. Czy muszą?
To nie drzewa, panie Hołowczyc, są winne, to my, dorośli, jesteśmy winni, że nasze dzieci kończą na nich młode życie.

4.6
4.6 (10)

14 Comments

Obrazek użytkownika Traube

Traube
Kiedy jakieś dziecko wlazło dawno temu do lodówki, zatrzasnęło się i zmarło, postanowiono zmienić sposób zamykania lodówek na ten, który mamy obecnie. Teraz nie ma możliwości, aby się w niej zamknąć.
Była to bzdura większa niż te drzewa, a jednak było warto.
Producenci leków i środków chemicznych wymyślają bezpieczne nakrętki, aby dzieci ich nie mogły otworzyć. W sumie wystarczyłoby przecież dzieci i lekarstw pilnować.
To zresztą dotyczy nie tylko dzieci. Dawniej w tramwajach można było otwierać drzwi w czasie jazdy i wyskakiwać na przystanku. Teraz jest to niemożliwe.
W wielu krajach na stacjach metrach peron oddzielony jest od torów przezroczystą ścianą. Uniemożliwia to zamachy samobójcze lub przypadkowe upadki na tory.
Samochody wyposaża się w poduszki bezpieczeństwa, ABS i inne zabezpieczenia.
Itd. itp.
Nie jestem w stanie pojąć czarnobiałego oceniania problemu zagrożenia stwarzanego przez drzewa rosnące przy krawędziach ruchliwych szos.
Nikt nie neguje przecież wpływu alkoholu, bezmyślności, brawury i przekraczania prędkości na wypadki drogowe.
Przecież to oczywiste, że gdyby ten kierowca się nie upił, a inni mieli olej w głowie i nie upychaliby się w aucie jak sardynki, to do wypadku by nie doszło.
Nie zmienia to jednak faktu iż także obiektywne, zupełnie od kierowców niezależne czynniki mają wpływ na bezpieczeństwo w ruchu drogowym. Jezdnie szerokie i proste są zwykle bezpieczniejsze od krętych i wąskich. Bezpieczniej jest gdy przeciwległe pasy ruchu są oddzielone chociażby metalową barierą uniemożliwiającą zderzenia czołowe. Dziury w drogach mogą stanowić śmiertelne zagrożenie dla motocyklistów. Przed szkołami instaluje się bariery utrudniające dzieciom wybieganie na jezdnię. A przecież wystarczyłoby przestrzegać przepisów aby tego wszystkiego nie trzeba było robić. Rodzice mogliby dzieciom wytłumaczyć, że nie mają wybiegać. Kierowcy mogliby jeździć wolniej i nie wyprzedzać na zakrętach...

To samo dotyczy drzew. Droga bez drzew jest bezpieczniejsza od drogi z drzewami. Kiedy kierowca musi uciekać przed jadącym prosto na niego pijakiem to chyba lepiej jeśli ma możliwość salwowania się ucieczką na pole lub do rowu niż kiedy jedyną alternatywą jest drzewo. Powiesz pewnie, że najlepiej żeby pijak nie prowadził samochodu. Pełna zgoda, ale cóż mamy na to poradzić?
Kiedy trzeźwego kierowcę ugryzie osa albo gdy zdarzy mu się na chwilę zasnąć za kierownicą (wiem, nie powinno się zdarzyć...) to też nie powód do wyroku śmierci.

W Szwecji, kiedy badania statystyczne wykazały, że drzewa stanowią poważne zagrożenie dokonano masowej ich wycinki.

Bo dla nich ważniejsze jest życie ludzi niż drzewa.

Drzew rośnie tam mnóstwo. W odległości 5-10 metrów od szosy. Bo miejscem dla drzew jest las lub park a nie pobocze ruchliwej szosy, a już zupełnie nie jest nim łuk drogi.

W Polsce ginie co roku na tych drzewach ponad 1000 osób. Zapewne niektórzy z nich zginęliby i wtedy gdyby drzewa nie było. Ale np. pod Kościerzyną stoi chyba do dziś oblepione krzyżykami drzewo, na które kilkanaście lat temu wpadł autobus, któremu pękła opona. Za drzewem jest pole. Gdyby nie to cholerne drzewo to trzydzieści kilka osób by żyło. Przez jakiś durni drzewa tego nawet po tym wypadku nie ścięto. Lepiej na nim krzyżyki zawieszać...







 
Obrazek użytkownika ro

ro
Nawet gdybym chciał coś dodać...

Fakt, boli mnie wycinanie każdego drzewa. Pewnie przedchrześcijańska część mojej duszy była sługą w Świętym Gaju. Pewnie będę płakał, jadąc drogą, która do niedawna była piękną aleją. Ale masz sto procent racji!

Gdyby w wypadkach ginęli lub tracili zdrowie tylko ich sprawcy, można by od biedy uznać argumentację Katarzyny.

 
Obrazek użytkownika Traube

Traube
Gdyby chodziło o te piękne aleje, takie jak gdzieniegdzie na Mazurach można trafić, to można by wprowadzić ograniczenia prędkości, a same drzewa otoczyć specjalnymi barierkami. Widziałem takie utrudniające kontakt z drzewem metalowe barierki w Niemczech, kiedy jechałem przez wyspę Uznam.

Widzisz, ja bardzo lubię drzewa. Z wyjątkiem tych przydrożnych. Może dlatego, że stykałem się z tych drzew ofiarami. Bo przecież ci, co giną, to tylko część ofiar. Co roku przybywa nam też tysiące kalek.

Pozdrawiam,
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Są odcinki dróg, które wymagają wyciecia drzew, bo szosa jest zbyt wąska i źle wyprofilowana. Ale ja nie o tym. Trudno dostosowywać drogi do kierowców bez prawojazdy czy pianych. Ktoś mi napisał na blogmedia, że jest to leczenie za pomocą zbicia termometru.
Nie usuniemy wszystkich drzew ani tras biegnących wśród lasów. nie wybijemy wszystkiej zwierzyny, by nie wchodziła na drogi i nie wprowadzimy prohibicji, by młodziez nie piła.
Do wszystkiggo, do szybkiego samochodu kierowca też musi dorosnąć i zostać wychowany.
Obrazek użytkownika Traube

Traube
Zawsze daję się wciągnąć w dyskusje o drzewach przydrożnych. Chwalę sobie - mam na to dowody w postaci wycinków z gazet - że byłem jednym z pionierów walki z tymi śmiercionośnymi słupami.
Mieszkałem przez parę lat w okolicy, w której był taki "niebezpieczny zakręt".
Jak jechała karetka na sygnale to miejscowi spontanicznie informowali mnie, że to pewnie znowu na tym zakręcie coś się stało.
Zakręt był obsadzony starymi, grubymi drzewami. Na każdym zginęło zapewne po kilkanaście osób. O kalekach nie wspominam.
I widzisz, ja nie byłem w stanie pojąć bezmyślnej akceptacji istnienia owego zakrętu. Nie rozumiałem jak można było, mając świadomość, że ciągle giną tam ludzie, pozwalać tym drzewom stać tam dalej.
Ja tam od dawna nie mieszkam, ale słyszałem, że w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i śmiercionośne słupy wyciął. Dziś zakręt nikomu z niczym się nie kojarzy.

Mam coraz mniej zdrowia do takich dysput. Z powodu powtarzalności argumentów.

Najgorsze jest dla mnie to, o czym pisałem. Ta czarno-biała wizja świata.

A ja przecież doskonale sobie zdaję sprawę, że wycięcie nawet wszystkich drzew przydrożnych nie sprawi, że ludzie przestaną ginąć na drogach.

Podobnie, gdybym zaproponował znaczne podniesienie stawek ubezpieczeniowych dla młodych kierowców rozumiałbym, że mimo wdrożenia tego w życie ludzie nadal będą w wypadkach ginąć.

Wiesz, dla mnie sadzenie tych drzew, a także utrzymywanie istniejących jest równie uzasadnione, jak byłoby wykładanie w mieszkaniach czy ośrodkach dla osób niewidomych śliskich dywaników, ale np. tylko w przedsionkach. Potem można by się dziwować, że niewidomi co jakiś czas sobie coś łamią mimo iż powinni o tych dywanikach pamiętać.

Równie potrzebne są nam te drzewa.

I widzisz, ja piszę o Szwecji - dyskutowałem także na naszychblogach - gdzie śniegu więcej niż w Polsce. Ale to w Polsce czytam o roli drzew w zapobieganiu zawiewaniu dróg podczas zamieci lub o ich pomocnej roli orientacyjnej. W Szwecji jesienią wbijają wzdłuż dróg długie tyczki. I te tyczki wystarczają kierowcom. A w Polsce muszą być drzewa.

Zmęczony już jestem, a dla mnie to temat rzeka.

Powtórzę jeszcze raz. Ludzie są i będą zawsze ważniejsi od tych cholernych przydrożnych drzew. Przynajmniej dla mnie.


 
Obrazek użytkownika Tomasz A S

Tomasz A S
takimi zielonymi tunelami starodawnych gościńców jak na zdjęciu!

Nie chciałbym, aby z powodu zachowań idiotów trzeba było te drzewa wycinać.
Przy nowych drogach sadzi się już i tak od dawna drzewa za rowami.
Także przy starych drogach, gdy stare drzewa dokończą swego żywota.
Dawały w upały podróżnym chłodny cień. Klony, akacje, grusze i lipy nektarowały dla okolicznych pasiek.
Wyznaczały one przez kilkadziesiąt lat kierunek drogi poczas śnieżycy, mgły, gęstej ulewy.

Chciałoby się, aby niektórzy rodzice także potrafili swym dzieciom od małego wskazywać właściwy kierunek na drodze życia. Tak, jak te stare drzewa.
Przecież większość rodziców jeszcze to potrafi.
 
Obrazek użytkownika waw75

waw75
Kombinuję, kombinuję ale  ... powiedziała Pani wszystko.
Chyba mentalnie nie dorosliśmy po prostu do rozwoju powszechnego przemieszczania się z dużą prędkością

Pozdrawiam  
Obrazek użytkownika Traube

Traube
w połowie lat 70. Wtedy słupki, chyba kilometrażowe się takie słupki nazywają, przy drogach były jeszcze betonowe. I to wystarczyło. Pewnie takich wypadków było więcej, bo od wielu lat te słupki są z plastiku.
Samochód, którym on jechał miał z przodu bagażnik, a silnik z tyłu. Nie wiem, czy ktokolwiek produkuje jeszcze tak skonstruowane samochody osobowe.
Oczywiście, nie miał na sobie pasów. Nie było takiego obowiązku.

Nie wiadomo dlaczego do wypadku doszło, z pewnością był trzeźwy.

Zmiany, o których napisałem, miały na celu podniesienie bezpieczeństwa na drogach. I je podniosły.

Wspominałem już o Szwecji.

W Szwecji ginie na drogach ok. 300 ludzi rocznie. W Polsce ok. 3500. Szwecja ma 4 razy mniej ludności. Proporcjonalnie zdarza się tam zatem trzy razy mniej wypadków śmiertelnych. Zamiast 3500 mogłoby w Polsce ginąć trochę ponad 1200 osób.

W Szwecji do tzw. obiektywnych przyczyn wypadków przykłada się ogromną wagę. To są właśnie te drzewa, te drogi, na których można się zderzyć czołowo, ronda zamiast skrzyżowań i wiele innych rozwiązań.

Jestem zdania, że należy uczyć się od najlepszych. W dziedzinie bezpieczeństwa na drogach Szwedzi się do nich zaliczają. I Szwedzi drzew przydrożnych się już dawno temu pozbyli. Można je spotkać, w postaci znanej nam z Polski, wyłącznie na jakiś lokalnych drogach, po których jeździ kilka aut na godzinę. O tym, że kierowca zabił się na drzewie - bo to się czasem zdarza - donoszą ogólnokrajowe gazety. Zwykle chodzi tu o takich, co wylecieli z drogi i trafili w te drzewa rosnące 10 metrów dalej.
Śmierć na drzewie to daleki margines w szedzkich statystykach. W Polsce to, o ile dobrze pamiętam, 20-25% ofiar wypadków.

Dla mnie sprawa jest jasna. Przyznaję, że innej postawy nie rozumiem.
 
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Czego Pan nie rozumie, że kierowca jest odpowiedzialny za pojazd, którym się porusza, że musi przewidzieć różne sytuacje? Mój sąsiad zginął w rowie nie na drzewie, bo jechał po następne pół litra.
Zlikwidujmy domy, krawężniki na ulicach, lasy, pasy. Wszystko, co utrudnia: szpula, komóra i nura. Z drogi cieniaki!
 
Obrazek użytkownika Traube

Traube
Tak właśnie wyglądają, niestety, te dyskusje. Choćbym sto razy pisał, że bezpieczeństwo na drogach zależy od kierowców, od tego czy nie przekraczają prędkości, nie piją itp. O CZYM CHYBA W KAŻDYM TU KOMENTARZU PISAŁEM, ale zależy TAKŻE - chętnie bym tu 100 razy to TAKŻE napisał - od obiektywnych, niezależnych od kierowców czynników takich, jak stan nawierzchni lub obecność drzew lub innych niebezpiecznych obiektów w bezpośredniej bliskości jezdni, mogę liczyć głównie na takie, jak powyższa "polemiki". Szkoda na to czasu...
Obrazek użytkownika Traube

Traube
Uczyć należy się od najlepszych.
Jeśli chodzi o wypadki drogowe, Szwecja ma statystyki najlepsze albo jedne z najlepszych na świecie.
Polska ma jedne z najgorszych w Europie.
Próby prezentacji sposobów, które doprowadziły Szwecję do tak znacznego zmniejszenia liczby wypadków drogowych kończą się z reguły pohukiwaniami i pouczeniami z oślej ławki.


I jeszcze raz to powtórzę. Wycinka drzew przydrożnych to JEDEN Z WIELU czynników, które wpłynęły na poprawę bezpieczeństwa na drogach.
Jeszcze ważniejsze było radykalne zmniejszenie odcinków dróg, na których może dojść do zderzenia czołowego.
Parę milionów Polaków wyemigrowało w ostatnich latach do Europy Zachodniej. Zdarzało mi się czytać o problemach stwarzanych przez polskich kierowców ciężarówek w Anglii. Dotyczyło to jednak także kierowców z innych krajów o ruchu prawostronnym. Jeden z najtragiczniejszych wypadków, z pięcioma ofiarami śmiertelnymi, spowodował Portugalczyk. Problemem była, tak naprawdę, kierownica po lewej stronie w ruchu lewostronnym.
Nie słyszałem natomiast o dramatycznym wzroście liczby wypadków na drogach związanym z masowym pojawieniem się na nich Polaków.



 
Obrazek użytkownika DocEnt

DocEnt
Stane tu w obronie kolegi Traube. Jeśli wycięcie przydrożnych drzew uratuje tylko kilka osób rocznie -uważam, że warto !
To może być moje lub Twoje dziecko. Młodość sprzyja popełnianiu błędów, brawurze ...
Wielu z ocalałych z wypadków zmienia swoje stare nawyki. Jeśli jadąc za szybko nawet po kielich wypadnie z drogi, zatrzyma się w polu z zasranymi ze strachu galotami i śmiercą w oczach - niczego się nie nauczy to wtedy powiemy trudno - prubowaliśmy. Ale kiedy drzewo go zatrzyma na zakręcie, nie będzie miał szansy. 
Ani kierowca ani pasażerowie !
Potem płacz rozpacz ... to takie dobre dziecko,  z perspektywami ...
Ale dobrze że chociarz drzewo całe, będzie gdzie kwiaty nosić, znicze palić, kumple szaliki powieszą ...


http://m.youtube.com/watch?v=nZ5kUKM7z-E
Obrazek użytkownika Traube

Traube
uzupełnię to, co napisałem poprzednio. Oczywiście, o Szwecji będzie:-)

W roku 1960 zginęło w wypadkach samochodowych 1036 Szwedów.

W roku 1970 wydarzyło się 1307 wypadków śmiertelnych na drogach.

W ostatnich latach było to poniżej 300 wypadków śmiertelnych rocznie.

Na bezpieczeństwo w ruchu drogowym wpływają trzy podstawowe czynniki:

1. Czynnik ludzki - tu zawiera się to, o czym napisała Katarzyna

2. Jakość dróg i ich otoczenia - m.in. przydrożne drzewa

3. Stan techniczny poruszających się po drogach pojazdów - mimo zastrzeżeń nastąpił w tej kwestii w Polsce ogromny skok jakościowy - zniknęły z dróg ruchome trumny czyli tzw. samochody Fiat 126p.

Szwedzi traktują rzecz kompleksowo. Akcji policyjnych wyłapujących kierowców jeżdżących na łysych oponach nie komentuje nikt złośliwymi uwagami, że nawet jak wszyscy będą mieli nowiutkie opony to i tak ludzie będą ginąć, bo niektórzy jeżdżą jak idioci.
Wycinki drzew przydrożnych nie kwestionuje się pod hasłem, że lepiej szkolić kierowców i pilnować, żeby byli trzeźwi. Nikt nie czeka też, aż się na drzewie ktoś rozbije, żeby wyciąć tylko te drzewa, które się okazały niebezpieczne. Drzewa przy skrajni jezdni nie spełniają żadnej, ale to żadnej, pożytecznej funkcji.

Śniegu w Szwecji spada więcej niż w Polsce, ale jakoś sobie wszyscy radzą z oznakowaniem krawędzi jezdni bez pomocy drzew. Wystarczają w tym celu tyczki wbijane jesienią na poboczach.

Kto spędził w Szwecji lato wie, jakie bywają tu upały. I jakoś asfalt się na drogach od słońca nie topi.

Wędrowcom też cień nie jest przy szwedzkich drogach potrzebny. Można tygodniami po tym kraju jeździć i nie spotkać pieszego na poboczu. W Polsce ginie corocznie kilkuset pieszych. W Szwecji też ich trochę ginie, ale raczej w miastach, a nie na podmiejskich szosach.

Alkohol, co też wie każdy, kto trochę w Szwecji pomieszkał, jest w tym kraju ogromnym problemem.

W dyskusjach na temat bezpieczeństwa w ruchu drogowym w Polsce razi mnie potworna jednostronność, a także temperatura tych dyskusji.
To takie "albo-albo". Chcesz wyciąć drzewa? Jesteś idiotą, bo najważniejsze jest szkolenie kierowców i wychowanie młodzieży! Tak, jakby jedno wykluczało drugie, jakby zwolennik wycinki drzew przydrożnych musiał zarazem być propagatorem jazdy po pijanemu i obrońcą kretynów wbijających się w dziesiątkę do auta przystosowanego do przewozu góra 5 osób.

 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>