Historia pewnej operacji sprzed 205 lat.

 |  Written by Lech 'Losek' Mucha  |  2
W dniu, w którym piszę te słowa, mija dokładnie, co do dnia, 205 lat od pionierskiej operacji, dokonanej przez pewnego odważnego chirurga z dalekiej prowincji. Operacji, której ów chirurg nie miał właściwie prawa przeprowadzić, ponieważ zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy medycznej, nie mogła się udać.
W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, w 1809 roku, w Danville, w amerykańskim stanie Kentucky, doktor Ephraim McDowell we własnym domu, na zwykłym drewnianym stole, otworzył brzuch niejakiej Jane Crawford i usunął jej ważącą prawie dziesięć kilogramów torbiel jajnika. W tamtych czasach takie zabiegi kończyły się śmiercią pacjentów wskutek zakażenia. McDowell podjął się zabiegu, choć właściwie wszystko przemawiało za tym, by tego nie robić. Gdyby postąpił tak, jak postąpiłaby by znakomita większość jego kolegów po fachu, to znaczy, gdyby zapisał jakiś nic nie znaczący lek i pozwolił pani Crawford umrzeć, nikt niczego by mu nie zarzucił. Gdyby natomiast w czasie zabiegu, lub po nim, pacjentka zmarła, najpewniej zostałby okrzyknięty mordercą.
Możemy sobie - na podstawie zapisków ludzi, którzy znali McDowella - wyobrazić jak mogła wyglądać ta operacja. Nieszczęsną panią Crowford, matkę piątki dzieci, przywiązano do nóg od stołu linami. Trzeba bowiem pamiętać, że historia ta działa się na trzydzieści siedem lat przed wynalezieniem narkozy! Podano jej pewnie kilka kropel opium, które w niewielkim tylko stopniu łagodziło ból, może, jeśli chciała, trochę alkoholu... Dzielna kobieta, śpiewała psalmy, aż do chwili, gdy z bólu straciła przytomność. Chirurg, wraz dwoma asystentami operował szybko, nasłuchując śpiewu pacjentki, a później, z rosnącym niepokojem wsłuchując się w jej nierówny oddech. Przed zaszyciem rany przechylono ciało nieprzytomnej pacjentki na bok, by wylać z jamy brzusznej zgromadzoną tam krew! Przed domem zbierał się gniewny tłum, czekając tylko na hasło do linczu.
Trudno zdecydować czyja odwaga była większa, czy chirurga, który wbrew opinii świata, postanowił spróbować dokonać rzeczy zdawałoby się niemożliwej, sprzeciwić się - dla dobra swojej pacjentki - obowiązującym wtedy zasadom, ryzykując być może życie, a na pewno karierę, czy też pani Crowford, która po to by żyć, dla swoich pięciorga dzieci, najpierw odbyła z doktorem McDowellem dwudniową podróż przez zasypane śniegiem, mroźne pustkowia Kentucky, przywiązana do grzbietu końskiego, a potem postanowiła znieść niewyobrażalny dla nas ból, poddając się operacji otwarcia jamy brzusznej właściwie "na żywo"! W dzisiejszych czasach, kiedy karetka ma tyle, a tyle czasu, by dojechać do pacjenta, kiedy do najdrobniejszych zabiegów stosuje się znieczulenie, a półka z lekami przeciwbólowymi ma w aptece ze dwa metry bieżące, taka historia wydaje się nieprawdopodobna. A jednak ci twardzi ludzie tamtych czasów i tamtych krain, traperzy zaprawieni w walce o przeżycie w Nowym Świecie, potrafili przez to przejść i pani Crowford w piątej dobie po operacji wstała z łóżka o własnych siłach, zabieg, który przeżyła śpiewając psalmy, podarował jej jeszcze trzydzieści lat życia, a doktor Ephraim McDowell, ośmielony sukcesem, dokonał w swej karierze trzynastu takich operacji, z których osiem zakończyło się powodzeniem. Próbował również opisać swoje doświadczenia dla dobra reszty ludzkości, ale nie został zrozumiany. Jak twierdzi filozofia nauki, nawet potwierdzony niezaprzeczalnie fakt, jeśli jest sprzeczny z istniejącym paradygmatem w danej dziedzinie nauki, nie jest w stanie od razu znaleźć uznania. Musi minąć jakiś czas, muszą zmienić się warunki społeczne, pojawić sie inni ludzie, muszą zostać poczynione jeszcze inne odkrycia, by oczywiste osiągnięcie naukowe znalazło powszechną akceptację. Tak też było w tym wypadku. Pojawili się naśladowcy doktora McDowella, opracowano zasady aseptyki i antyseptyki, nauczono się, jak wybawić pacjentów od związanego z zabiegiem bólu. Ale dlaczego wtedy, w Boże Narodzenie 1809-go roku, temu konkretnemu człowiekowi udało się to, co nie udawało się wielkim chirurgom w znanych klinikach? Najpewniej miał, oprócz wiedzy i odwagi, również sporo szczęścia. Przeprowadził swój zabieg we własnym domu, w którym jego żona Sara dbała bardzo o czystość, nie było tam szpitalnych szczepów bakterii, zresztą o bakteriach nikt jeszcze wtedy nie słyszał, podobnie jak o znieczuleniu, były to pieśni przyszłości. Poza tym operował pacjentkę, która żyjąc w niezwykle trudnych warunkach, z dala od cywilizacji, była bardzo zahartowana, odporna i niezwykle wytrzymała.
Czytając tę historię, historię odważnego lekarza i jego dzielnej pacjentki, zdałem sobie sprawę, że gdyby ta sytuacja miała miejsce dziś w Stanach Zjednoczonych, a pewnie i w wielu innych cywilizowanych krajach, doktor McDowell nie odważyłby się zapewne na wyjście poza procedury obowiązujące lekarzy. A gdyby nawet to zrobił, to na jego pacjentkę - przy wyjściu ze szpitala - czekała by cała armia prawników, którzy pomimo udanego zabiegu, namawiali by ją na wystąpienie przeciw lekarzowi na drogę sądową, za złamanie procedur... W Danville, w stanie Kentucky, znajduje się sieć ośrodków medycznych, szpitali i centrów diagnostycznych imienia Ephraima McDowella, ale czy panuje tam duch tego wielkiego, odważnego, prowincjonalnego lekarza? Czy w trosce o nasze bezpieczeństwo, ustanawiając procedury "na wszystko", nie tracimy przypadkiem czegoś bardzo ważnego? Czy czasem nie jest tak, że wiążące ręce lekarzom (ale nie tylko lekarzom) zasady, ograniczające im wolność wszechobecne procedury, obejmujące już prawie wszystkie dziedziny działalności człowieka, nie odbierają współczesnym paniom Crawford, szansy na przeżycie?

Lech "Losek" Mucha

ilustracja z:http://en.wikipedia.org/wiki/Ephraim_McDowell#mediaviewer/File:Ephraim_M...
Hun
5
5 (8)

2 Comments

Obrazek użytkownika ro

ro
150 lat później, trochę na wschód (lub na zachód, tylko że dalej) też pewna operacja, choć nie tak trudna i wcale nie pionierska, ale równie niezgodna z dzisiejszymi procedurami, też miała szansę się nie udać. A jednak się udała.

Cześć i chwała lekarzom, którzy mają odwagę podejmować ryzyko wbrew procedurom i zdrowemu rozsądkowi.  
Obrazek użytkownika krisp

krisp

<p>Niestety, w naszym "cywilizowanym" świecie, w grze o ludzkie życie, karty rozdają wszechpotężne firmy farmaceutyczne, które mają wystarczające środki by zablokować każdą procedurę medyczną, każdego lekarza i każdą instytucję, która spróbuje umniejszyć ich zyski z "dojenia" systemów i pacjentów.</p>

<p>"Poszukiwania" nowych leków wyglądają często jak typowe gonienie króliczka: dwa kroki do przodu, potem jeden do tyłu, potem kilka kroków naprzód i znowu powrót, i tak dalej. Może i jakieś skuteczne sposoby na zaradzenie na przykład chorobom cywilizacyjnym istnieje, ale jak wtedy zrekompensować straty spowodowane nie sprzedaniem tych "Himalajów" leków na nowotwory, cukrzycę, nadciśnienie, choroby serca, itd.., powiększonych o "Pireneje" leków uśmierzających skutki uboczne leków grupy "himalajskiej" i kolejnych leków, likwidujących skutki uboczne leków grupy "pirenejskiej", a potem kolejnych takich grup.</p>

<p>Generalnie, to temat na wielką dyskusję.</p>

<p>&nbsp;</p>

<p>Pozdrawiam</p>

<p>&nbsp;</p>

<p>krisp</p>

Więcej notek tego samego Autora:

=>>