Gość u Grubego Maćka, część 2, ostatnia

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Kiedy draka już się uspokoiła pani pedagog powiedziała Grubemu Maćkowi, żeby kontynuował.
- Ale co tu więcej mówić? - Gruby Maciek wzruszył ramionami. - Poszłem do domu, włączyłem kompa, się zalogowałem i zacząłem hejtować. I wtedy zapukali.
- Kto? - zapytał pan od historii.
- Służby! - zawyła pani pedagog i złapała się za lewą fiszbinę.
- No, służby - przytaknął Gruby Maciek.
- Prawdziwe? - spytał z szacunkiem okularnik z trzeciej ławki.
- Nie, ty idioto, fałszywe. Normalnie do chaty mi BOR zastukał.
- To ale musiałeś być zdziwiony - zauważył Łukaszek.
- Nawet nie tak jak oni!
- Dlaczego? - spytała pani pedagog. - Przecież pukali, więc...
- Zaraz to pani wytłumaczę. Wie pani, że polityka prezydenta opiera się na dwóch fujarach...
- Maciej! Jak śmiesz! To są ministrowie!
Gruby Maciek stracił wątek i musiał przez chwilę naradzić się z Łukaszkiem.
- Jemu chodziło o filary - wyjaśnił Łukaszek. - Na jakich dwóch filarach opiera się polityka prezydenta?
- Mmm... No... Tego... - zająknęła się pani pedagog. - Mało kto wie...
- Ja akurat wiem, mama co wieczór robi mi wyciąg z "Wiodącego Tytułu Prasowego" - Łukaszek sięgnął po komórkę. - Otóż dwoma filarami pana prezydenta są: rodzina i praca. No. A Prezydent ruszył teraz w Polskę.
- Słyszałem, że ma odwiedzać obywateli - wtrącił się pna od historii.
- Nie odwiedzi.
- Jak to? - oburzyła się pani pedagog. - Ja też to słyszałam! Specjalne szesnaście tramwajów ruszyło w Polskę by od wioski do wioski...
- No tak, ale prezydent jest tylko jeden - strzeliła celnie dziewczynka, która prawie zawsze odzywała się jako pierwsza.
- I dlatego prezydent postanowił aby podczas odwiedzin połączyć oba filary - ciągnął dalej Łukaszek. - I rodzinę i pracę. I odwiedza rodziny w pracy!
Wszyscy zadumali się nad roztropnością pana prezydenta.
- Ale co to ma wspólnego z Maciejem...?
- No jeszcze pani nie rozumie? - Gruby Maciek z rozpaczą potrząsnął głową. - On odwiedza rodzina, które są w pracy!
- Jeździ do zakładów...?
- Do jakich zakładów?! On je odwiedza w domach, kiedy oni są w pracy!
- Jakże to tak?
- Po prostu tak jest szybciej. Agenci chodzą po całym bloku, pukają od drwi do drzwi, nikt nie otwiera bo wszyscy w pracy... Piorunem im to idzie... I strasznie się zdziwili kiedy ja im otworzyłem.
- Zaraz, zaraz... - pan do historii gwałtownie poderwał się z krzesła. - Chcesz powiedzieć, że wczoraj odwiedził cię...
Zapadła straszna cisza.
- Tak - przyznał Gruby Maciek. - To był on. Wczoraj wczesnym popołudniem. Dlatego nie mam odrobionych lekcji.
- Przecież nie siedział cały dzień - zauważyła pani pedagog. - Mogłeś odrobić lekcje po tym jak już poszedł!
- Nie mogłem... Musiałem posprzątać mieszkanie.
- Jak to?
- No tak to! - wybuchnął Gruby Maciek. - Nie wiecie jakich zniszczeń narobił! Zbił wazon! Wywalił patelnię z kotletami na linoleum w kuchni! Stara jak wróciła z roboty i to zobaczyła to powiedziała, że mnie zabije albo sprzeda na organy! Co ja przeżyłem! W życiu na niego nie zagłosuję!
- Chłopcze... Ty nie wiesz co mówisz... - oponowała słabo pani pedagog. - Nie sugeruję, że kłamiesz, ale to co mówisz, to chyba nie jest prawda? Może jeszcze powiesz, że prezydent wlazł w brudnych butach na łóżko?
- Nie.
- No więc!
- Bo założył skarpety na sandały.
Pani pedagog zamknęła na moment oczy i spytała pana od historii:
- Co pan na to? Przecież to niemożliwe!
- Możliwe.
- No wie pan?! Chyba się pan nie wstydzi własnego prezydenta!
- Czasami...
- Wierzę panu.
- ...się nie wstydzę.
- Nie wierzę panu! To są jakieś bzdury! A ty, Maciej, to wiedz, że każdy może powiedzieć, że wczoraj był u niego prezydent!
- Ale ja mam dowód - odparł cicho Gruby Maciek.
Wszyscy gwałtownie zażądali okazania. Gruby Maciek spokojnie sięgnął po telefon.
- Tam jest zdjęcie - oświadczył.
- Z...? - pani pedagog zadrżał głos.
Pan od historii odważnie sięgnął po telefon, spojrzał i rzekł do Grubego Maćka:
- Wierzę ci.
Wszyscy runęli do telefonu.
Na ekranie widać było na tle mieszkania, jak Gruby Maciek siedział na podłodze z lekko przerażonym i nieobecnym wyrazem twarzy. Obok niego stało krzesło, a na krześle stał ktoś. Widać było świetne skarpety z przebijającymi spod nich sandałami i czarne spodnie odprasowane w kant. Ale nie było widać kto to, bo powyżej kolan osoby na krześle zdjęcie się kończyło.
5
5 (4)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>