"Nowy Początek"

 |  Written by alchymista  |  2

Nasz premier – wasz prezydent. Nasz prezydent – wasz premier. Zasada ustalona w roku 1989 to fatum, które ciąży nad Polską aż do dzisiaj. W przeciwieństwie do Jerzego Targalskiego prognozuję, że te wybory Andrzej Duda wygra, a w każdym razie może wygrać, nawet pomimo znaczących fałszerstw wyborczych. Decyduje o tym siła młodości. Ale co dalej? Czy kolejne wybory przejmie Kukiz i partia ZEN, o której pisałem jeszcze na portalu niepoprawni.pl?

Zdegenerowany ustrój mieszany, w którym wszyscy mogą sobie nawzajem przeszkadzać, a bezpieczniackie mafie, czy – jak kto woli – tzw. grupy interesów - mogą swobodnie robić swoje lewe biznesy powoduje, że elita za nic nie odpowiada, a winą za wszelkie niepowodzenia obarcza „niedojrzałe społeczeństwo”. Nawet, jeśli zwycięska partia przejmie oba kluczowe urzędy władzy wykonawczej, natychmiast zaczynają się gry i podchody między dwoma ośrodkami władzy, co być może zabezpiecza nas przed całkowitą tyranią (w przypadku rządów PO), ale nie daje możliwości zreformowania państwa (w przypadku rządów opozycji).

Ustrój prezydencki panował w Polsce od 7.07.2006 r. do 16.11.2007 r., czyli około 15 miesięcy, gdy premierem był Jarosław Kaczyński, a prezydentem Lech Kaczyński. Tej wyjątkowej sytuacji chyba nie przewidzieli twórcy konstytucji z roku 1997 – oto oba ryglujące się nawzajem urzędy pełniły jednojajowe bliźnięta, a więc ludzie bardzo zbliżeni do siebie pod względem emocjonalnym i pod względem potencjału intelektualnego i zdolności. Można przyjąć, że tylko w tym czasie polityka władzy wykonawczej była w miarę jednorodna i w oczywisty sposób wykraczała poza kontrakt Okrągłego Stołu. Były to jednak rządy gabinetowe. Obaj bracia nie potrafili, a może nie chcieli zorganizować wokół swoich rządów masowego poparcia, podobnego do tego, które potrafi organizować Wiktor Orban.

Kampania wyborcza trwa i – jak sądzę – Andrzej Duda ma spore szanse wygrać te wybory nieznaczną większością, podobnie jak kiedyś wygrał je Lech Kaczyński. I dalej będzie jak na tradycyjnym ślubie i weselu – zgromadzeni goście będą obserwować zachowania państwa młodych i na swój sposób oceniać jak będzie wyglądać przyszłe pożycie.

W roku 1990 jako piętnastoletni smarkacz z grupką zwolenników udałem się pod Sejm, aby powitać jadącego na zaprzysiężenie Lecha Wałęsę. Mieliśmy nadzieję, że jego prezydentura to prawdziwy „Nowy Początek” - tak brzmiał tytuł jego programu wyborczego (i hasło wyborcze Adolfa Hitlera). Mieliśmy ze sobą transparent – pokazała go telewizja. Świeżo upieczony prezydent grzecznie się nam ukłonił, my krzyczeliśmy „Lech Wałęsa!”. Potem drzwi Sejmu się zamknęły, "nasz prezydent" zamilkł na długie miesiące i zaczęło się to, co później ujawnił Jan Olszewski 4 czerwca 1992 roku. Może historia potoczyłaby się inaczej, gdyby w dniu ślubowania było nas pod Sejmem nie kilkanaście osób, nie kilkaset, lecz kilkadziesiąt tysięcy. Dlaczego wyborcy nie triumfowali, że wygrał ICH kandydat? Dlaczego kampania wyborcza skończyła się, jak ręką uciął jednego dnia? Przecież twardych zwolenników Lecha Wałęsy było około 39%! Dlaczego ci ludzie nie przyjechali do Warszawy ze śpiewem, kwiatami i transparentami? Polacy to dziwny naród.

Naturalnie tuż po wyborach elekt-zwycięzca dba głównie o to, by rozdać dobrze karty, a na kontynuowanie kampanii wyborczej nie ma już czasu, sił i pieniędzy. A to błąd. Wielikaja aszybka. A może chodzi o to, by jak najszybciej pozbyć się zobowiązań wobec wyborców? Jeśli tak, to może właśnie my powinniśmy skupić się na tym, aby w dniu ślubowania przypomnieć Andrzejowi Dudzie o jego zobowiązaniach przedwyborczych? TO BARDZO WAŻNE, zwłaszcza, że zobowiązania Dudy są całkowicie wykonalne, trzeba tylko Go zmusić, żeby je wykonywał.

Gdy kandydat idzie w górę, gdy są nadzieje na zwycięstwo, ludzie znękani podnoszą głowy i zgłaszają się do komisji wyborczych. W tym roku napływ ochotników w Warszawie jest znacznie większy, niż w poprzednich. Ale kandydata obserwują nie tylko zwykli ludzie. Obserwują go także „ludzie interesu”, rozmaite kamińskie, bielany, które lgną do niego i z czasem oblepiają go szczelnym kordonem jak pijawki. Istnieje tylko jedno zabezpieczenie przed takim rozwojem wypadków: zmusić prezydenta do tego, by nie był prezydentem gabinetowym jak Lech Kaczyński, lecz trochę bardziej wiecowym. Wiecowej prezydentury jeszcze w Polsce nie było, a jest bardzo potrzebna. Potrzebny jest też stały kontakt prezydenta z często namolnymi lub upierdliwymi wyborcami, którzy co prawda zajmują mnóstwo czasu swoją gadaniną, ale uświadamiają lidera, że patronuje Wolnemu Narodowi.

Czy prezydent Andrzej Duda zdoła przekonać swoich wyborców, że działając w ramach systemu, jest rzeczywiście antysystemowy? Odpowiedz sobie czytelniku na to sam. Zadziałaj dla jego zwycięstwa. Nie spocznij na laurach, gdy zwycięży. Przyjdź pod Sejm na zaprzysiężenie prezydenta-elekta. Dobijaj się do prezydenta w każdym dniu jego kadencji, najlepiej w grupach zorganizowanych. Niechaj Polska zna, jakich synów ma!

 

Jakub Brodacki

5
5 (1)

2 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
Zgadzam się. Z resztą podobnie napisałem kiedyś: Wybory dla nas nie są celem, są środkiem do celu.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>