Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy...

 |  Written by kemir  |  0
Po szczytowej fali komentarzy, notek, artykułów i zaklinania rzeczywistości na temat masakry w Nicei, można wreszcie zaczerpnąć powietrza i na spokojnie napisać coś "na chłodno", a przynajmniej coś będącego sensownym (i innym) punktem widzenia.

Właściwie nie mnie oceniać, czy mój punkt widzenia jest sensowny, ale - szczerze pisząc - w tej szalonej lawinie komentarzy trudno było doszukać się czegoś, co miałoby sens chociaż trochę większy, niż gaszenia pożaru benzyną.

Gdybym - załóżmy - był jak Robinson Cruzoe, który po latach spędzonych na bezludnej wyspie właśnie powrócił do cywilizacji, pewnie nie dziwiłbym się tym wszystkim komentarzom, bo masakra stała się straszna, a jeszcze chyba bardziej straszne od samej masakry są jej przyczyny. Jest zatem naturalne, że nikt, kto interesuje się chociaż trochę współczesnym światem, jest przy zdrowych zmysłach i nie jest akurat zajęty szukaniem wirtualnych Pokemonów z nowej gry dla kretynów, nie przejdzie obok tego wydarzenia obojętnie.

A jednak zdumiewa mnie ten powszechny, jednostajny jazgot, chociaż nie wróciłem z bezludnej wyspy, jestem przy zdrowych zmysłach i nie łażę po mieście ze smartfonem w poszukiwaniu Pokemonów. Owszem, należę raczej do tego gatunku, który unika jak ognia wszelkich "owczych pędów" i gardzę stadami baranów - nawet wtedy, kiedy ich wodzem jest lew. Jasne, że porusza mnie tragedia niewinnych niczemu ludzi rozjechanych przez islamskiego szaleńca, ale sam fakt nie robi na mnie większego wrażenia.


Dlaczego? Kiedy myślałem jak napisać niniejszą notkę, miałem zamiar zamieścić skróconą listę zamachów terrorystycznych popełnionych w kilku ostatnich latach. Zacząłem nawet taką listę sporządzać, ale jakimś momencie doszedłem do wniosku, że ich liczba jest tak wielka, że notka musiałaby mieć objętość przynajmniej obszernej broszury. No dobra - myślę sobie - ograniczę się do samej Europy. Ale czy tak jest w porządku? Czym "pozaeuropejska" ofiara terrorystów, różni się od ofiary z Nicei czy z Brukseli? W sensie humanitarnym absolutnie niczym, ale róznica aż bije po oczach. Co to za różnica? Medialna.

O zamachach i masakrach w Baga (Nigeria), Mogadiszu, Kabulu, czy Bagdadzie pisze i mówi się tylko wzmiankowo, nie są to newsy dnia, nie powodują one czerwonych pasków w telewizjach informacyjnych. Nikt kredkami nie rysuje zabitym kwiatów na asfalcie, nikt nie gra "Imagine", nikt nie wystawia ksiąg kondolencyjnych i nie ma hashtagów na Twitterze. Panuje absolutna obojętność, życie - a raczej śmierć ludzi - "stamtąd" nie robią na nas żadnego wrażenia, nie wyzwalają żadnych emocji - poza jedną może: niech się ciapaty wytłuką.

Nie czas i miejsce pisać dlaczego tak jest, ale jedno jest niepodważalne: zobojętnieliśmy. W tej obojętności na kilometry cuchnie hipokryzją od decyzyjnych polityków począwszy, na nas samych skończywszy.

Zatem pewnie warto pogodzić się z faktem, że dopóki świat nie poradzi sobie z terroryzmem "tam", dopóty terroryzm będziemy mieć "tu" - i to coraż bardziej bliżej, w sposób coraz bardziej bezczelny, powszedni i namacalny. Odłóżcie między bajki farmazony o spec służbach, infiltrujących podejrzane grupy, internet, telefony i handel bronią. Lczba rozmów telefonicznych i megabajtów połączeń internetowych już dawno przekroczyła kilkukrotnie liczbę ludności na świecie - analiza wszystkich danych przy użyciu najnowszych technologii informatycznych, musiałaby pochłonąć setki lat zakładając, że liczba zatrudnionych przy tym analityków wzrosłaby wielokroć.  Rzecz jasna, to droga  do absurdu, bo finalnie jedna połowa ludzkiej populacji musiałaby analizować i kontrolować drugą. Na dziś przyjmuje się, że inwiligacja elektroniczna obejmuje co najwyżej 1% połączeń. Pozostałe 99% to obszar niekontrolowany, czyli terrorystyczny raj dla działan organizacyjno logistycznych lub szkolenia samotnych desperatów.

Trzeba też przyjąć do wiadomości, że islamski terror stał się współczesną bronią, którą o wiele trudniej zatrzymać niż pancerne dywizje i wystrzelone rakiety - nawet te z głowicami jądrowymi. Terror powoduje trudno odwracalne straty w ludzkiej psychice, nakręca spiralę agresji, podejrzliwości, bezradności i strachu. Paradoksalnie jest to na rękę chorym na urojenia nowej Europy Junckerom, Timmermansom i Verhofstadtom. Wszak zastraszonym społeczeństwem łatwo się rządzi i łatwo nawet wbrew jego woli stworzyć super dyktaturę pod płaszczykiem super państwa zjednoczonego pod flagą szmatą UE. Nie wiedzą tylko nieszczęśni, że krzewiąc dyktat multikulti, podcinają gałąź na której sami siedzą. A kiedy już spadną z hukiem na ziemię, to pożre ich albo nowa europejska "Wiosna Ludów", albo ich własne dziecię - multikulti. Niewykluczone, że pójdą  w jasyr do Erdogana...

Jedno jest na razie pewne - islamskie zamachy staly się istotną częścią europejskiego krajobrazu. Nikt nic z tym nie zrobi, poza wygłaszaniem frazesów, organizowaniem marszów głupich, wstawianiem nowych hashtagów i graniem "Imagine". Złudzeń nie pozostawia zresztą wypowiedź francuskiego premiera Manuela Vallsa na temat zamachu w Nicei.

Francja będzie musiała nauczyć się żyć z terroryzmem


Jak trafnie określił to Mariusz Pudzianowski, brzmi to tak, jakby głowa domu powiedziała do reszty rodziny: nasrałem w salonie, będziemy musieli nauczyć się żyć w smrodzie.

A że smród czuć już od dawna - pomijając ludzkie uczucia żalu i współczucia - masakra w Nicei nie robi na mnie żadnego wrażenia.

Kwestią czasu (zapewne niezbyt odległego) i miejsca jest następna tragedia spowodowana następnym islamskim szaleńcem. I znowu będzie tragikomiczne show, a media będzą mieć newsa na tydzień.
Do cholery, czy tylko o to chodzi?
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>