Ali, Niemiec, nacjonalista

 |  Written by Rosemann  |  1
Ostatnie dwa weekendy pokazały w dość okrutny sposób, że rację mieli ci, którzy od jakiegoś czasu twierdzili iż spełnia się właśnie złowieszcze życzenie doświadczania ciekawych czasów. I że nie mieli oni do końca pojęcia jak bardzo ciekawe są czasy, w których przyszło nam żyć.

Wydarzenia w Turcji i, chyba jeszcze bardziej, tragedia w Monachium, przynajmniej dla mnie, były faktycznie ciekawym doświadczeniem, pokazującym poza wszystkim innym jak bardzo zmienił się obieg informacji i jak bardzo spadło znaczenie profesjonalnych mediów. Ale przy tym także jak istotna jest ciągle  przewaga komentarza i interpretacji nad czystą informacją. Choć przyznać trzeba, że profesjonalne komentatorstwo w zasadzie w powszechnym obiegu nie istnieje a wykorzystywani przez media komentatorzy częściej stają się źródłem kpin niż kreatorami opinii.

Choć nie przeszkadza mi to, że medialne autorytety na moich oczach padają na pysk, nie do końca jestem zachwycony skutkami tego upadku. Natura nie cierpi próżni i „zawodowców” natychmiast zastąpili naturszczycy.  Bez jakiejkolwiek korzyści dla przekazu bo zawodowe „autorytety” sprzedające się w imię „oficjalnych wersji” w większości zastąpili „wojownicy” myślenia życzeniowego bardzo aktywni w mediach społecznościowych.

Piątkowy atak na centrum handlowe w Monachium był doskonałą ilustracją, do czego to prowadzi.

Zaraz po pierwszych informacjach, że w Monachium cos się dzieje pojawiły się przypuszczenia, że jest to kolejny zamach inspirowany a być może i realizowany przez islamistów. I być może dlatego pierwszy „konkret”, puszczony został do sieci niemal z oznakami tryumfu. „Napastnik krzyczał, że jest Niemcem! I, że nienawidzi emigrantów”. Kiedy pojawiły się relacje świadka, twierdzącego, że napastnik strzelając krzyczał „Allahu Akbar!”, także sprawiały wrażenie przepełnionych satysfakcją. Zwolennicy wersji ataku islamistów chwycili wiatr w żagle choć oficjalny przekaz starał się osłabiać taki punkt widzenia. Ujawnienie, że napastnik miał na imię Ali, pochodził z Bliskiego Wschodu i w Monachium (wielu przedstawiało te informację w sposób sugerujący, że w ogóle w Niemczech) mieszkał dopiero od 2 lat zdawało się czynić wersję kolejnego epizodu wojny państwa islamskiego z cywilizacją zachodu przesądzoną.

Wbrew pozorom ja nie zmierzam do tego, żeby dyskredytować opisane wyżej źródło przepływu informacji i to, w jaki ono działa. Bo na krytykę zdecydowanie bardziej zasługują oficjalne kanały informacyjne. One też odpowiadają za to, że informację, także tę spontaniczną i nieprofesjonalną, zaczyna dominować teza.

W piątek, powielając  zresztą schemat z ataku uzbrojonego w siekierę napastnika na pasażerów pociągu, profesjonalne czy raczej zawodowe media do spółki z twórcami rządowego przekazu zrobiły naprawdę wiele, by nie mieć do nich za grosz zaufania. Oba zdarzenia, to z pociągu i to z Monachium, były przez nie interpretowane niemal identycznie prowadząc na koniec do kompletnie przeciwnych rezultatów.

Można wręcz domyślać się jakie przygnębienie w redakcjach i rządowych biurach  sprawił brak potwierdzenia, że napastnik z pociągu był zwykłym wariatem. I jaką radość w tych miejscach sprawiło potwierdzenie, że ten z Monachium faktycznie był.

Oficjalne media już nawet nie udają, że nie są po to by informować lecz by walczyć z uprzedzeniami, ksenofobią, rasizmem czy jakby ich wroga nie nazwać. Wymiar nieomal satyryczny miało informowanie przez media po zamachu w Nicei, że sprawca „raczej” nie był islamistą bo… uganiał się za kobietami. Wszak każdy wie doskonale, że islamiści w kobietach nie gustują, że wola… Po prostu argument szachujący ksenofobów!

Powoli przyzwyczajam się, że po kolejnych (nie, nie życzę ich nikomu) podobnych zdarzeniach media przede wszystkim będą starały się szybko dociec czy sprawca (sprawcy) dziergał szydełkiem, czy wcinał kiełbasę, czy jeździł rowerem, nosił spodnie-rurki i czy lubił się ubierać na różowo. Cała reszta będzie miała mniejsze znaczenie.

Ja generalnie nie mam pretensji o ten skutek walki o „słuszność przekazu” między amatorami i zawodowcami. Dla mnie jest on oczywisty.

Jeśli o coś mam pretensję to o to, że dla mediów i, niestety dla użytkowników mediów społecznościowych najmniej istotne były informacje o ofiarach. O mordercy wiemy jak miał na imię, jak miał na drugie imię, jak był traktowany w szkole, jak mu w związku z tym było ciężko, jakie czytał książki, jaka miał ostatnio „profilówkę” na fejsie.

O ofiarach długo było wiadomo, że „prawdopodobnie” było tylu zabitych i tylu rannych, że „prawdopodobnie” były wśród nich dzieci, że „prawdopodobnie” w wieku poniżej 14 lat. Dziś ten zasób wiedzy posunął się tylko o tyle, że zniknęły wszystkie „prawdopodobnie”.

Nikt nie docieka drugich imion ofiar ani informacji o ich ulubionych lekturach.

Pewnie dostosuję się do poziomu dyskusji przyznając się do satysfakcji, że z tej wojny informacyjnej mediów ze społeczeństwem (bo do tego się to wszystko sprowadza) żadna ze stron nie wyszła zwycięsko.

Morderca nie okazał się (przynajmniej jak dotąd) islamskim ekstremistą zabijającym w imię Allaha. Równocześnie komentatorzy są zdania, że Ali chwycił za spluwę w efekcie niepowodzenia procesu asymilacji w mulkitulturowym społeczeństwie.

W wojnie dżihadu z multi-kulti jest więc remis 1:1.
5
5 (3)

1 Comments

Więcej notek tego samego Autora:

=>>