Zygmunt B. i hipokryci

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  1
Po śmierci Zygmunta Baumana chciałbym przypomnieć Państwu tekst (dokładniej zaś - większy fragment tekstu, niewielka jego część po drodze się bowiem zdążyła zdezaktualizować), który napisałem w 2013 roku, dotyczący wykreowania profesora Baumana na autorytet moralny III RP.

Mam przykre wrażenie, że Baumana mało kto, poza może garstką lewicowych inteligentów, czyta, a fetuje się go głównie dlatego, że wielkim bydlakiem był.

Skąd ten mało budujący wniosek? Stąd, że, z racji swoich obowiązków dydaktycznych, a później szykując się do własnych egzaminów, musiałem tegoż Baumana całkiem trochę przeczytać.  Refleksje miałem trzy.
Pierwsza, główna, była taka, że pod wieloma punktami jego krytyki współczesnego kapitalizmu czy tego, co się nazywa czasem „lumpenliberalizmem”, bardzo wiele osób przyzwoitych mogłoby się spokojnie podpisać. Sam Bauman mógłby trafiać do tych wszystkich mądrych cytatów różnych lewicujących myślicieli, które czasem bardzo dobrze leżą w ręku konserwatysty czy dystrybucjonisty. Mógłby, gdyby nie był Baumanem właśnie, facetem z przeszłością tak paskudną, jak tylko można to sobie wyobrazić.

Kiedyś spotkałem na spacerze faceta, który najwyraźniej z kimś mnie pomylił i zaczął rozmawiać ze mną, jak ze starym znajomym. Po kilku zdaniach zorientowałem się, że gadam z autentycznym ubekiem niższego szczebla, facetem prostym i mało skomplikowanym, który specjalnie się nie dorobił, nikim ważnym nie został. Dziś (tzn. te kilka lat temu) jest już po prostu osiedlowym dziadem, który bezrefleksyjnie wierzy, że dzięki komunie złapał za nogi jakiegoś czerwonego pana boga. Też pewnie niejedno miał na sumieniu, ale cóż, posłuchałem go chwilę, pożegnałem się, poszedłem. Więcej nie spotkałem. Nie zaprasza się go na spotkania na uczelnie, ani nawet do zawodówek. Baumana się zaprasza. Wymagałbym więc od niego trochę głębszej refleksji nad sobą.

Tymczasem zaś ten światowej sławy socjolog potrafi ponoć skrytykować komunizm, głównie zajmuje się jednak walką z kapitalizmem. Moją drugą refleksją podczas lektury było, że chyba próbuje w ten sposób usprawiedliwiać swoje życiowe wybory. Niemniej, gdy pisze chociażby o zaniku wpływu państwa na rzecz wielkiego kapitału, czy o ograniczaniu praw pracowniczych – cóż, nie pisze nieprawdy. I tu trzecia refleksja. Tezy Baumana są druzgocącą krytyką wszystkiego, co w Polsce wprowadzają w życie jego miejscowi apologeci. Ci sami, którzy dziś dostrzegają problem, pochylają się z troską i wysyłają przeprosiny, nie wiedzieć czemu, również w moim imieniu. Pan Zygmunt kulturalnie tego nie zauważa, zaś jego klakierzy również kulturalnie nie polemizują. Biją brawo, wysyłają policję na, swoją drogą – wymarzonych, oponentów i dalej robią swoje. Pozbawiają ludzi praw i godności, zmieniają kodeks pracy, wydłużają wiek emerytalny. A potem znów biegną bić brawo staremu ubekowi, który po drodze został (piszę bez ironii) wybitnym socjologiem.
Hipokryzja odznacza się tu więc dwutorowo, dwukierunkowo. Przymyka się oczy na kompromitującą przeszłość Baumana, ponieważ udało mu się wypracować wysoką pozycje w świecie nauki. To hipokryzja skierowana w kierunku wczoraj. Z drugiej strony fetuje się go, jako naukowca, całkowicie odrzucając zarazem wszystkie jego tezy, które są dla dzisiejszych elit niewygodne. To hipokryzja skierowana na tu i teraz.

Czy dziś Baumana w Polsce jest lepsze, niż jego wczoraj? Być może, ale jedno i drugie jest obrzydliwe.
 
5
5 (3)

1 Comments

Obrazek użytkownika Pyzolina

Pyzolina
Dla mnie kropką nad i była jego deklaracja, że drugi raz postapiłby tak samo. Konkretnie chodzi o jego wybory w polowie lat 40stych. 
Kaśka

Więcej notek tego samego Autora:

=>>