Skutki uboczne zastosowania defibrylatora

 |  Written by Everyman  |  3

Zeszłoroczny zawał sporo w moim życiu zmienił. Oprócz wymuszonej zmiany trybu życia oraz szczerej wdzięczności dla ratowników medycznych i lekarzy zbawienne zastosowanie przez nich defibrylatora sprawiło wprawdzie, że moje serce ruszyło do dalszej pracy, lecz niespodziewanie przyniosło skutki uboczne, o których chciałbym w kilku słowach opowiedzieć.

O efektach medycznych nie chciałbym przynudzać, lecz nie będę ukrywał, że chwilowy pobyt pomiędzy „być” i „nie być” wywołał u mnie kilka refleksji, których wcześniej sam bym się nie spodziewał.

Po pierwsze – zdziwienie, że dotychczasowa bieganina i żmudne wiązanie końca z końcem to nic innego jak objaw choroby, którą Japończycy nazywają „karoshi”, a która jest zwykłym przepracowaniem. Gwoli prawdy, by nie być posądzonym o rozczulanie się nad sobą, dodam, że inne grzechy jak niewłaściwa dieta, brak regularnego ruchu, czy palenie papierosów – nie były mi obce.

Po drugie – i na tym chcę się skupić – wstrząs defibrylatora wywołał wstrząsy wtórne, dalekie od czysto medycznych skutków, bliskie natomiast Polakom, którzy są mądrzy po szkodzie.

Im częściej o tym myślę, tym wyraźniej pojawia się pytanie: czy musiałem?

Najtrafniejszej odpowiedzi pewnie powinienem poszukać sam, ewentualnie z rodziną. W zawodowym życiu przeżyłem sporo: utarczki z urzędasami, którym w głowie wyłącznie łapówki, czterdziestoprocentowe podatki, podwójny ZUS za siebie i żonę, która została w domu by opiekować się chorą córką, balcerowiczowskie mrożenie gospodarki, poniedziałkowe pogawędki Kołodki, któremu niosłem ciężko zarobione pieniądze by odstać w kolejce formowanej przez takich jak ja frajerów w śmierdzącym kontenerze przsposobionym na filię urzędu skarbowego, tuskowy skok na moje OFE, a potem podniesiony wbrew wcześniejszej umowie wiek emerytalny i wiele, wiele innych zabiegów władzy dbającej by się jej żyło dostatniej …

Nie będę się skarżył, bo takich jak ja było wielu. Nie wiem jak oni, ale ja mam sobie do wyrzucenia rzecz, która z każdym dniem uwiera mocniej: dlaczego tak długo byłem skłonny do kompromisu? W imię czego? Świętego spokoju? Żeby czasem nie nadepnąć na odcisk tym, którzy nie musieli?

Nie musiała moja koleżanka ze szkoły, której nie powiodło się na egzaminach, ale została studentką, bo była aktywiską ZMS w dzielnicy. Nie musiała inna koleżanka, której tatuś był pułkownikiem SB i która po maturze dostała mieszkanie, na które ja i mnie podobni czekali latami. Nie musiał kolega, który ściągał ode mnie na każdym kolokwium, a potem został dyrektorem departamentu w ministerstwie i chciał mnie tam łaskawie zatrudnić. A inny kolega nawet nie musiał pracować, bo żyło mu się niezgorzej za czynsz wynajmowanego domu, który jego wysoko postawiony ojciec „załatwił” za grosze.

Mógłbym tak długo o tych, którzy nie musieli. Nie będę przedłużał, bo to nic nie zmieni, lecz pragnę powiedzieć czego mnie wstrząs defibrylatora nauczył: ja nie chcę, do jasnej cholery, żadnego z nimi pojednania!

Już nie muszę …

A wszystkim użytkownikom i czytelnikom Blog-n-Rolla życzę zdrowia i by w Nowym Roku - od czasu do czasu – nie musieli!

5
5 (6)

3 Comments

Obrazek użytkownika Danz

Danz
W nowym roku życzę: zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia.
Pozdrawiam.
Każdy z nas ma swój własny slalom przez łzy, a czasem z górki. Od siebie życzę aby tych słonecznych i pogodnych dni było więcej w 2018.

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
I dobrze, że uczysz nas - że nie musimy! Że nie może być kompromisu ze złem. Non possumus - są granice! 
Nie mniej - to ustawienie granic też rodzi stres, frustrację, choć - gdy osiągniemy cel - to zdobywamy satysfakcję, radość i pełny relaks.
Życzę Ci - abyś osiągnął swoje cele i zdobył satysfakcję.
I życzę Ci mądrości, radości oraz dużo, dużo zdrowia. I wytrwałości!
Błogosławieństwa Bożego w Nowym, 2018 Roku!
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Witaj w klubie zawałowców. smiley​ Ja swój przeżyłem, dzięki Bożej Opatrzności, pod koniec lata w 2011 roku. Wprawdzie inaczej niż Ty, ruchu miałem dużo, przyzwoitą dietę, zero papierosów, ale nie brakowało mi podobnych do Twoich stresów w zawodowym życiu. Do tego doszły jeszcze silne przeżycia związane z zabójstwem naszych Rodaków w Smoleńsku, nadaktywność internetowa i związane z nią niedobory snu, i ... zawał gotowy. Na pociechę sobie stwierdziłem jednak na dwutygodniowym turnusie rehabilitacji kardiologicznej po zawale w szpitalu w Ełku, że jak na zawałowca byłem wyjątkowo zdrowym egzemplarzem. Moi towarzysze i towarzyszki kardiologicznej niedoli spotkani tamże, mieli zawały jako niejako ukoronowanie wszelkiej maści poważnych schorzeń, które nie były moim udziałem. Oczywiście, w drugim życiu po zawale, trzeba było wiele rzeczy poprawić. Zawsze się da: dieta, sen, więcej szasu na spacery z żoną, ale przewartościowałem też swoje stresogenne zachowania, moje codzienne "kopanie się z koniem" polskich problemów, na których rozwiązanie nie miałem wpływu. Bardzo pomógł mi Ojciec Dolindo Ruotolo, dzięki któremu nauczyłem się "delegować" trudne sprawy Panu Bogu (Jezu, Ty się tym zajmij). Opatrzność "przewietrzyła" mi też i mocno rozluźniła wcześniejsze znajomości, dając mi w zamian towarzystwo nowych ludzi z "naszej bajki", zrówno w "realu", jak i w "wirtualu". Najważniejszy jest jednak spokój serca, że nic nie muszę sam i mogę się skupić bardziej na sobie i moich najbliższych. No i oczywiście na pracy, by "dociągnąć" do emerytury, jeśli Panu Bogu będę tu potrzebny tak długo. 

​Pozdrawiam, życząc Tobie i wszystkim Blog-and-Roll-owcom Błogosławionego Nowego Roku 2018.

​krisp

Więcej notek tego samego Autora:

=>>