Lewicowo - pisowski pomór zwierzyny łownej

 |  Written by Lech 'Losek' Mucha  |  5
Należę do pokolenia, które – przynajmniej w swej męskiej części – zaczytywało się w opowieściach o Indianach Ameryki Północnej. Karol May, z jego książkami o wodzu Apaczów Winnetou, Krystyna i Alfred Szklarscy, i ich trylogia Złoto Gór Czarnych, opowiadająca historię dzielnego Tehawanki, wodza  szczepu Wahpekute  z plemienia  Dakota – czytałem to po kilka razy. Jako młody chłopak podziwiałem postawę pierwszych mieszkańców Ameryki, ich szlachetność, prawdomówność, a przede wszystkim ich życie w całkowitej zgodzie z naturą. To, że czerpali z niej tylko tyle, ile potrzebowali, a to co wzięli, zużywali tak, by nic się nie zmarnowało. Jakże kontrastowała z tym postępowaniem scena z filmu Tańczący z wilkami,  pokazująca opłakane skutki polowania na bizony przez białych, którzy zabrali tylko cenne skóry, a mięso pozostawili, by zgniło.
Podobne uczucia budził film Avatar. Lud Na’vi, podobnie jak Indianie amerykańscy, żył w pełnej symbiozie ze środowiskiem naturalnym, zabijał zwierzęta gdy musiał, traktując środowisko z należytym, wręcz boskim szacunkiem. Czy dziś życie w takim stylu jest możliwe? Otóż w pewnym stopniu tak! Może trudno mieszkać w wigwamie i polować na bizony z łukiem i strzałami, ale życie blisko natury jest możliwe właśnie u nas, w Polsce. Dziś to właśnie my w Polsce – jeśli chodzi o gospodarowanie zasobami przyrody - jesteśmy najbliżej tego, jak współistnieli z dziką przyrodą Indianie w Ameryce Północnej, przed przybyciem tam białych. Podobnie do nich, w zakresie łowiectwa i leśnictwa,  czyli w dziedzinie gospodarki lasami i zwierzyną łowną, odbieramy ze środowiska naturalnego tylko bezpieczny nadmiar dóbr, nie niszcząc zasobów i dbając o nie. Nadwyżka drewna, mięso i skóry zwierząt są wykorzystane w sposób naturalny i etyczny, dla dobra ludzi, ale bez szkody dla środowiska. System gospodarki, zastosowany w łowiectwie i w leśnictwie, jest modelowym przykładem połączenia własności państwowej (lasy i zwierzyna w nich zamieszkująca) z zasadami prawdziwej ekologii, której zadaniem jest ochrona różnorodności biologicznej i jak najbardziej pokojowe współistnienie dzikiej przyrody i ludzi. Niestety, koalicja rządząca, która perfidnie, albo dla zupełnej hecy, albo dla zmylenia przeciwnika nazwała się Zjednoczoną Prawicą(?), postanowiła to utrudnić!
 
 
Czy wiecie, Szanowni Państwo, jakie są cechy polskiej gospodarki łowieckiej? Otóż opiera się ona na trzech celach. Pierwszym z nich jest ochrona zwierzyny, czyli zwalczanie szkodnictwa łowieckiego, takiego jak kłusownictwo, wybieranie jaj, puszczanie psów luzem (zwłaszcza w okresie wyprowadzania młodych przez dzikie zwierzęta). Drugim jest hodowla. W jej ramach mieści się budowanie paśników, wykonywanie tzw. podsypów (karmników dla ptactwa), lizawek; tworzenie poletek śródleśnych, zaporowych, zaporowo-zgryzowych i ich ochrona, tworzenie  tzw. remiz śródpolnych (ostoi dla zwierzyny drobnej); dokarmianie na pasach zaporowych w celu zapobiegania migracji na pola i do miast; dokarmianie w okresach niedoboru naturalnego żeru; wsiedlanie (introdukcja) gatunków zagrożonych. Trzecią działalnością odbywającą się w ramach gospodarki łowieckiej jest pozyskanie zwierząt łownych, czyli zgodne z zasadami prawdziwej ekologii pozyskiwanie nadwyżek zwierząt łownych, celem ich wykorzystanie zgodnie z naturą!
Wymienione wyżej działania pozwalają na zachowanie pogłowia zwierzyny łownej na odpowiednim, nie za małym i nie za wysokim poziomie. Dają nadzieję na utrzymanie - poprzez selekcyjny odstrzał niektórych gatunków (jeleń, sarna, łoś, daniel ) odpowiedniej jakości genów w populacji zwierzyny płowej, oraz – bardzo istotne z punktu widzenia zwykłych ludzi - niwelowanie problemów na pograniczu łowiska, lasu i cywilizacji (odszkodowania za szkody w płodach rolnych czy, na przykład, zmniejszanie pogłowia dzików mające na celu opanowanie rozprzestrzeniania się afrykańskiego pomoru świń).
Jeszcze raz zwróćmy uwagę na trzy aktywności odbywające się w ramach gospodarki łowieckiej: ochrona, hodowla i pozyskanie. To są dokładnie takie same działania, jakie podejmuje rolnik hodujący zwierzęta! Myśliwi, tak jak rolnicy, uprawiają ziemię by wyhodować paszę dla swych zwierząt, by było czym je karmić w zimie, tak samo chronią swoje zwierzęta i tak samo za nie odpowiadają. Hodowla zwierząt łownych, jaka ma miejsce w Polsce, jest znacznie bardziej naturalna i ekologiczna, niż najbardziej ekologiczne farmy zwierząt hodowlanych, o przemysłowej hodowli nie wspominając! Co do zasady, nic nie różni łowiectwa od hodowli.
 
 
Tylko, że myśliwi robią to za darmo. Społecznie! Wszystkie cele, realizowane w ramach gospodarki łowieckiej odbywają się bez finansowego udziału państwa i bez użycia środków publicznych.
 
Tylko, że bażanty i kuropatwy pędzą żywot zgodnie ze swą naturą: wolne, na polach i łąkach, a nie dokonują nędznego żywota w klatkach, na wielkich fermach, nigdy nie widząc światła dziennego.
 
Tylko, że dziki, sarny i jelenie żyją życiem do jakiego są stworzone, karmią się tym co im samym  smakuje, a nie spędzają całego życia w chlewie albo oborze, tuczone mączką ze startych kości…
 
 
Dzięki łowiectwu mamy w Polsce większą bioróżnorodność, niż większość krajów UE w Parkach Narodowych. I to nie tylko na obszarach będących parkami narodowymi i rezerwatami ochrony przyrody, ale właściwie na całym obszarze kraju. Udało się to osiągnąć  dzięki modelowemu systemowi leśnictwa i gospodarki łowieckiej! I, oczywiście, tylko dzięki leśnikom i myśliwym, a nie dzięki zlewaczałym  pseudoekologom i politykom! A jednocześnie - i jest to również bardzo ważna, unikalna cecha - dzięki rozsądnej gospodarce zasobami - Lasy Państwowe i zwierzyna łowna same się finansują! Dzięki kołom łowieckim, ochrona gatunków łownych ale i zwrot pieniędzy za poniesione przez rolników szkody, odbywa się bezkosztowo dla państwa. Społeczeństwo nie musi płacić za szkody, nie musi płacić pensji dla ludzi, którzy zajmą się odstrzałem nadmiaru zwierzyny łownej, nie musi dokładać się do odszkodowań dla rolników. Wszystkie potrzebne na te cele środki pochodzą ze składek wnoszonych przez myśliwych i pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży – podkreślmy to raz jeszcze – nadwyżek odstrzelonych zwierząt.
 
Często spotykamy się z zarzutami, że myśliwi używają sztucerów z lunetami i noktowizorami, ambon, quadów itp., co ma być argumentem skierowanym przeciw nim. Osoby, które czynią zarzut z tego, że dziś myśliwy ma wyraźną przewagę technologiczną nad zwierzęciem zupełnie nie wiedzą co plotą! Ta przewaga technologiczna jest bowiem niezbędna do tego, by śmierć zwierzęcia była możliwie szybka i humanitarna. Dlatego nie wolno u nas polować z łukiem, ani z kuszą, ani z oszczepem. Dlatego broń stosowana do celów łowieckich musi posyłać pocisk z odpowiednią siłą, by energia kuli gwarantowała jego skuteczność. Wymaganie od myśliwych, by zrezygnowali ze sztucerów z lunetami i noktowizorów, jest równie sensowne, co zaproponowanie rzeźnikom, by zamiast ogłuszać zwierzęta hodowlane prądem, toczyli z nimi równorzędną walkę na arenie. To nie corrida! Nie chodzi o to, by wyrównać szanse, ani nawet by je zwiększyć, tylko o to, by zadać śmierć szybko, jak najmniej boleśnie i jak najbardziej humanitarnie. Wszystkim „znawcom” tematu, którzy widzą w tej nierówności szans zło, podam przykład odwrotny. Wiecie Państwo jaka jest alternatywa? W Polsce na dzikie ptaki łowne się poluje. W Holandii dzikie gęsi – których jest za dużo – truje się gazem, a później martwe ptaki zbiera z pola widłami i pali. A wiecie Państwo jak zabijają zwierzynę kłusownicy? Na przykład zakładają wnyki, w których zwierzę dusi się godzinami, próbując się uwolnić. A zdarza się, że jak kłusownik przyjdzie na miejsce, to zwierzę jeszcze żyje. Dalsze kilka zdań brzmi brutalnie, ale oparte jest o prawdziwą opowieść myśliwego, który opowiadał mi, jak to złapano na gorącym uczynku kłusownika, krótko po tym jak schwytał we wnyki dzika. Ponieważ nieszczęsne zwierzę żyło, a on nie miał broni palnej, dźgał dzika zaostrzonym kijem, aż zadźgał go na śmierć! Czy tego chcecie – przeciwnicy ambon, noktowizorów i quadów? Co jest lepsze? Ambona, luneta i broń o wysokiej energii pocisku, czy gaz do zatruwania dzikich gęsi? A może kłusownik z zaostrzonym kijem?
 
Myśliwi uprawiają poletka leśne i pola, z których pozyskuje się paszę wykładaną w zimie do paśników, dokarmiają zwierzynę zimą. Sami ponoszą wszystkie koszty. Sami kupują sobie broń i amunicję, nie mają dotacji unijnych na budowę ambon, nie dysponują służbowymi ubraniami ani autami, nikt nie zwraca im za benzynę! Gdy o tym się mówi, można spotykać się ze zdaniem: „a niech nie karmią…”. Ale jak nie oni, to kto dokarmi w zimie zwierzynę? Lewacy? Kto będzie uprawiał poletka? „Ekolodzy”? Kto zredukuje liczbę zwierząt? Posłowie i senatorowie PiS? Przecież jeśli zwierzę padnie w zimie z głodu, zostanie zmarnowane. A jeśli zostanie odstrzelone – zostanie wykorzystane. Mięso zostanie zjedzone, wyprawioną skórę ktoś sobie kupi i położy przed kominkiem. To właśnie planowy odstrzał, a nie automatyczna redukcja liczebności spowodowana głodem w zimie, jest racjonalnym rozwiązaniem i sposobem na zgodne ze zdrowym rozsądkiem gospodarowanie zasobami naturalnymi! A jeśli zwierząt będzie za dużo, to jest kwestią czasu, że dziki kogoś zabiją. Niżej podpisany w swej praktyce chirurga leczył ludźmi poszkodowanych przez dziki na ich (ludzi) własnym polu kukurydzy! To, że myśliwi mają pieczę nad tym, co dzieje się w lesie, to nie tylko zaleta, to konieczność. Nikt inny tego nie zrobi za nich. Jeśli zabraknie myśliwych, państwo będzie musiało znaleźć środki finansowe na wypełnienie wszystkich tych zadań, obecnie wykonywanych za darmo przez myśliwych. Trzeba będzie stworzyć państwowe służby zajmujące się zadaniami wykonywanymi obecnie za prywatne, własne pieniądze przez koła łowieckie. Trzeba będzie z publicznych funduszy opłacać strażników, finansować prace polowe przy poletkach i innych urządzeniach leśnych, trzeba będzie kupić od rolników płody i opłacać ich dowóz do paśników w zimie, a także opłacić tych, którzy odłowią nadmiar zwierzyny. A każdy z nas będzie musiał się na to złożyć! Myślicie, Szanowni Czytelnicy, że nie? W czterech województwach mamy zagrożenie afrykańskim pomorem świń (ASF). Choroba rozprzestrzenia się łatwo m.in. dlatego, że zagęszczenie populacji dzików jest za duże. W związku z tym, odstrzelono część pogłowia, redukując zagęszczenie z 0,5 dzika na kilometr kwadratowy do 0,1. I zapłacili za to wszystko myśliwi! I to oni wykonali tę pracę! Czy naprawdę wierzycie Państwo, że władze państwowe  zapewnią lepszą służbę do walki z ASF, niż myśliwi? A nawet jeśli, to ile to będzie kosztowało? Czy myślicie Państwo, że pseudoekolodzy, ci głupcy opowiadający te wszystkie brednie, będą za darmo jeździli po lasach i zbierali wnyki zastawione przez kłusowników, będą siali, orali i zbierali, a w zimie dokarmiali zwierzynę? Poważnie?
 
 
Możliwe, że przy czytaniu tego tekstu ktoś poczuje się zdenerwowany porównaniem myśliwych do Indian. Może ktoś uzna tę analogię  za głupią, bo „przecież myśliwi to same komuchy, byli milicjanci, a nawet jeśli nie, to w większość  pijaki itd.”. Po pierwsze, proszę zwrócić uwagę, że zarówno Indianie, jak i myśliwi – to ludzie, a nie anioły. Zarówno wśród jednych, jak i drugich zdarzają się lepsi i gorsi. Niektórzy Indianie też wody ognistej za kołnierz nie wylewali…  Tak więc porównanie jest całkiem dobre. Ale istotniejsze jest coś innego. Otóż wyraźnie widać, że celem zmian nie jest walka z patologiami w środowisku, tylko utrudnienie życia wszystkim. Czyli albo władza postanowiła ukarać wszystkich, za winy niektórych, co jest absurdalne, albo chodzi o coś zupełnie innego… A jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi. O kasę. W gruncie rzeczy obawiam się, że w tej nowelizacji chodzi o pieniądze. Zgodnie z marksistowską taktyką zaczyna się zawsze od drobnych kroków. I tu też tak może być. Szereg zmian wprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość w ustawie łowieckiej ma na celu – po pierwsze utrudnienie życia myśliwym i zniechęcenie ich do działania. Bo jak inaczej wyjaśnić to, że w wypadku likwidacji koła łowieckiego, parlament obciążył zarządy kół łowieckich odpowiedzialnością finansową za wyrównanie szkód w rolnictwie? I to ze swoich prywatnych majątków? Jak inaczej wyjaśnić zakaz szerzenia pięknej idei współistnienia z naturą wśród własnych dzieci!? Jak inaczej wyjaśnić przepis mówiący o konieczności wykonywania badań co pięć lat? To wszystko jest działaniem mającym na celu uprzykrzenie życia myśliwym, zniechęcenie do brania na siebie odpowiedzialności poprzez wybór do zarządów kół łowieckich, zwiększenie ponoszonych przez nich kosztów. Ale to nie wszystko. Znowelizowana ustawa pozwala też właścicielom gruntów na uzyskanie zakazu polowań na własnym terenie. Oczywiście własność prywatna powinna mieć swoje znaczenie. Tylko, że zwierzę, które wejdzie na teren prywatny nadal pozostaje własnością państwową i jeśli ktoś nie chce pozwolić na polowanie na swojej ziemi, to po pierwsze nie powinien mieć żadnego prawa do odszkodowań za szkody poniesione w uprawach, ale po drugie - i tak rozwiązano tę sprawę w Niemczech – musi ponieść część kosztów odszkodowań na terenach przylegających do jego ziemi! Ale cała sprawa ze zgodą na polowania na prywatnych terenach może mieć jeszcze drugie dno. Jeśli połączymy wszystko w całość, uprzykrzanie życia myśliwym i ograniczenia w polowaniach na prywatnych ziemiach - może chodzić o coś więcej. Może chodzić o to by w przyszłości, na terenach prywatnych, organizować prywatne polowania i to całkiem dowolnie, bez ograniczeń wynikających z przepisów łowieckich – no, bo czemu nie? Może po prostu chodzić o to, by w przyszłości prywatni właściciele i pośrednio, poprzez podatki państwo,  czerpali zyski z komercyjnych polowań. Nie o żadną tam ekologię chodzi, tylko o kasę… Współgra z tym zdanie jakiegoś polityka, nie pomnę jego nazwiska, który twierdził, że budżet Polskiego Związku Łowieckiego, wynoszący ileś tam milionów, powinien być kontrolowany przez państwo. Takiego kogoś należałoby moim zdaniem wytarzać w smole i w pierzu, a potem przepędzić na cztery wiatry. Polski Związek Łowiecki sam się finansuje, sam zapewnia bardzo sprawne działania, dzięki którym jesteśmy mistrzami Europy w bioróżnorodności, państwa to nic nie kosztuje. Ale może tego rządzącym mało…? Może lobbyści pracują nad tym, by osiągać jeszcze większe zyski?
 
Ja wiem, że poprzednia władza była beznadziejna. Ale politycy Prawa i Sprawiedliwości nie tylko, że są nieudolni w naprawie tego, co wymaga naprawy, że nie udało się im na przykład zmniejszyć podatków, czy podnieść kwoty wolnej od opodatkowania, albo skutecznie zreformować ochrony zdrowia, to jeszcze nieodpowiedzialnymi ustawami psują sprawnie działającą gospodarkę łowiecką. Słuchając „zielonych” i tych idiotyzmów, które plotą, prezydent Duda oraz posłowie i senatorowie PiS, zostali ich wspólnikami. Co do zasady, ich działania prowadzić będą do tego, do czego doprowadzili biali osadnicy w Ameryce. Do prawie całkowitego wytępienia bizonów. Do tego doprowadzą niszcząc najbardziej naturalny i sprawny ekonomicznie system ochrony, hodowli i pozyskania zwierzyny łownej. To właśnie w dziedzinie gospodarki leśnej i łowiectwa żyjemy w największej zgodzie z naturą! To jest model, do którego należy dążyć, a nie coś, co należy niszczyć dlatego, że prezes Kaczyński nie lubi myśliwych! Nikomu nie wolno tego psuć!
 
 
Jeśli w dzisiejszej Europie ktoś przypomina odrobinę Indian Ameryki Północnej, żyjąc w pełnej zgodzie z naturą, to są to właśnie polscy myśliwi. A wszyscy ci „ekolodzy”, którzy opowiadają brednie o tym, że można kontrolować ilość zwierzyny inaczej niż poprzez odstrzał – odstrzał, po którym mięso zabitego zwierzęcia jest spożytkowane zdobiąc stół, skóra wyprawiona dla ozdoby ściany - wszyscy ci głupcy niech zobaczą, do czego ich poronione idee doprowadziły w „postępowej” Europie Zachodniej i trochę już u nas. A doprowadziły do konieczności gazowania dzikich ptaków na polach… Doprowadziły do tego, że padłe w ten sposób ptaki, są widłami zbierane na samochody i palone… Do tego, że przy okazji gazowania ginie mnóstwo innych zwierząt! Doprowadziły do tego, że prawie milion drzew w Puszczy Białowieskiej zabił kornik. Ja tego nie chcę. To, co szykuje środowisku naturalnemu lewica i „ekolodzy” z udziałem – niestety – obecnej władzy, to będzie pomór gorszy od ASF…
 
Lech Mucha
Tekst ukazał  się w dwutygodniku Polska Niepodległa (02.05.2018.)
 
P.S.
Ponieważ nie jestem myśliwym musiałem zasięgnąć informacji u samych źródeł. Przy pisaniu nieocenionej pomocy dotyczącej szczegółowych zasad funkcjonowania gospodarki łowieckiej w Polsce udzielił mi pan Mariusz Miśka, Przewodniczący Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Katowicach, Łowczy Okręgowy. Bardzo dziękuję.
 
5
5 (2)

5 Comments

Obrazek użytkownika krisp

krisp
Dziękuję za wyczerpujący opis tematu. Z mojego punktu widzenia, reformy systemu potrzeba jedynie w zakresie usunięcia spośród myśliwych wszelkich komunistycznych złogów, o których piszesz, że to ludzie, a nie anioły. Poza tym, widzę w łowiectwie doskonałą szkołę funkcjonowania w zgodzie z naturą, naukę posługiwania się bronią, tropienia, ukrywania się, maskowania, czyli wstęp do nabycia umiejętności potrzebnych w potencjalnej obronie Ojczyzny. Nie od rzeczy byłoby może  zachęcenie żołnierzy WOT, by wchodzili w to środowisko, doskonaląc swoje umiejętności i ucząc się tego, czego sama armia nie nauczy.

Pozdrawiam niedzielnie

krisp
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
Też nie jestem myśliwym (nie ten temperament!), jestem ornitologiem - amatorem, nie mniej myśliwstwo - jako profesja - zawsze mnie interesowało. Tak się złożyło, że jeden z przyjaciół mego Tatka, lekarz, był zapalonym myśliwym i członkiem powojennego, lokalnego Koła Łowieckiego. Podobnie, jak w czasach przed II Wojną - "szef" obydwu panów, czyli prof. Rudolf Weigl. Przestrzegał On, w sposób rygorystyczny, zasad etyki łowieckiej, a gdy - wbrew etyce - szef koła zarzucił jego synowi, Wiktorowi, brak dbałości o zysk finansowy z polowania - po prostu - odszedł z koła.
Mogę z czystym sumieniem potwierdzić, że właśnie tak, jak opisałeś - działało to późniejsze koło łowieckie. Dodam, że polując - starano się też eliminować osobniki słabsze - jako "nosicieli" gorszego materiału genetycznego.
I uważam, że "majstrowanie" przy prawie łowieckim, zamiast "sanacji" kół z resztek komunistycznych notabli jest czymś więcej, aniżeli glupotą. Uważam to za dywersję.
Swoją drogą - myśliwi w mojej okolicy (wielkopolskiej!) nie mogą uporać się z watahami dzików w naszym okręgu. Ale - gdy próbują "zasiadu" - dziki po prostu znikają. Świnie, zwłaszcza dzikie, są niezwykle inteligentne. W jednej z myśliwskich opowieści - podkarmiany zimą dzik - przyniósł, dla swego "opiekuna" jakąś wyjątkowo smaczną gałązkę, czy też korzeń rośliny rosnącej w znacznej odległości od karmnika czy - paśnika, bo nie wiem, jak nazwają się koryta dla dzików).
Ratujmy polskie lasy, ratujmy zwierzynę i myśliwych!
Sedecznie pozdrawiam!
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
Dziękuję za te wpis. Cały szkopuł w tym, że zmiany w prawie idą w zupełnie złą stronę. Nie naprawią niczego, a wywalą całą gospodarkę albo, co gorsza, są początkiem do oddania jej w obce ręce...
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
Dziękuję za ten wpis. Cały szkopuł w tym, że zmiany w prawie idą w zupełnie złą stronę. Nie naprawią niczego, a wywalą całą gospodarkę albo, co gorsza, są początkiem do oddania jej w obce ręce...
Lech "Losek" Mucha

Więcej notek tego samego Autora:

=>>