O czym nam mówi tzw. raport techniczny?

 |  Written by alchymista  |  0

Sprawca zamachu odczuwał nieprzepartą pokusę, aby pozostawić przy ofiarach zamachu swój czytelny i niebudzący wątpliwości podpis. Z drugiej jednak strony sprawca nie chciał ponosić odpowiedzialności za swą zbrodnię, dlatego też podpis należało złożyć w taki sposób, aby zminimalizować ryzyko kary.

Raport techniczny z 2018 roku – fakty, które przesądziły o katastrofie samolotu Tu-154M nr 101 zaistniałej dnia 10.04.2010 r. w rejonie lotniska SMOLEŃSK PÓŁNOCNY – zawiera zbiór interesujących faktów i ich interpretacji, przedstawionych oczami członków Podkomisji do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego. Wyłania się z nich obraz, czy raczej szkic tego, co się wówczas stało.

Zakładając, że Raport techniczny przedstawia fakty nie dające się podważyć, można pokusić się o pójście krok dalej, to znaczy podjąć próbę odtworzenia Planu Zamachu, głównie w sferze medialnej. Inaczej mówiąc, warto się zastanowić, jak Sprawca chciał „wytłumaczyć” szerokiej opinii publicznej przyczyny katastrofy.

Na każde pytanie czy wątpliwość musiał mieć przygotowane wiarygodne odpowiedzi. To, że były to odpowiedzi wzajemnie sprzeczne nie było istotne, gdyż przerażeni ludzie często tracą rozum i wykazują się przysłowiową „kurzą pamięcią”. Zresztą, aby dostrzec sprzeczności, trzeba przyjąć założenie, że w ogóle był zamach. Bez tego założenia, serwowane mocno przestraszonej opinii publicznej kolejne „wyjaśnienia” i rzekome „okoliczności” tragedii, nie wiązała żadna nić. Były to po prostu oderwane od siebie punkciki w ogólnej mgle dezinformacji.

W szumie medialnym trudno było odróżnić informacje jakoś „prawdopodobne” od zgoła fantastycznych. Każda informacja skierowana była poza tym do innego kręgu odbiorców – chodziło o to, aby nie wytworzyła się żadna zgodna opinia co do przebiegu katastrofy, zamiast tego miało krążyć możliwie jak najwięcej sprzecznych wersji. Miało to doprowadzić do zmęczenia publiczności.

Nie znam oczywiście wszystkich krążących wersji przebiegu katastrofy, ale wydaje mi się, że do najbardziej popularnych należały następujące:

1. błąd kontrolerów ruchu lotniczego (informacja prawdziwa, ale w ogólnym szumie brzmiała równie zwodniczo, jak pozostałe wersje).

2. „pijany generał”, „tak lądują debeściaki” (informacja nieprawdziwa, kierująca odpowiedzialność na Lecha Kaczyńskiego, jego otoczenie oraz na służby mundurowe – pilotów). Wersja ta była skierowana głównie do środowisk liberalnych, gdyż potwierdzała ich zgodną opinię o tym, że „Polacy nie przestrzegają procedur”.

3. maskirowka (informacja nieprawdziwa, zgoła fantastyczna, zwłaszcza w epoce satelitów szpiegowskich, obserwujących wszystko co się tylko da obserwować) – wersja skierowana do „najprawszych z prawych”, środowisk antysemickich i konspirologicznych.

4. „sztuczna mgła” (informacja nieprawdziwa) – wersja skierowana do środowisk antyrosyjskich, potwierdzająca ich ogólną niechęć do Rosji, ale nie wyjaśniająca niczego (para w gwizdek).

5. „pancerna brzoza” (informacja nieprawdziwa) – wersja skierowana głównie do „środowisk liberalnych”. Była ona na tyle głupia i nieprawdopodobna, że jej celem nie było informowanie kogokolwiek o czymkolwiek, ale raczej przekazanie czytelnego sygnału: „lepiej przestańcie się interesować tą sprawą, bo tylko się ośmieszycie”. Nie wszyscy zrozumieli przekaz i np. późniejszy lider KOD i trener judo, podjął wyzwanie i opublikował obszerne wyznania na temat twardości różnych gatunków drewna...

Pojawiały się też różne warianty wykonania zamachu – a to zestrzelenie przy użyciu rakiety, a to wybuch ładunku wybuchowego. Ostatecznie w Raporcie Technicznym czytamy: „Wybuch miał miejsce w lewej części kadłuba w rejonie trzeciej salonki...”.

 

Zazwyczaj każdy krytycznie myślący człowiek należący do obszaru cywilizacji zachodniej, zada pytanie: „ale, ale, chwileczkę. Jeśli przyczyną katastrofy był błąd kontrolerów lotniska, to nie może być tak, że przyczyną jest jednocześnie wybuch ładunku. Po co kontrolerzy błędnie sprowadzali samolot, skoro i tak miał wybuchnąć? Gdzie ekonomia wysiłku?”.

To dość trudne pytanie i odpowiedzi może być więcej, niż jedna. Koresponduje z nim także i inne pytanie, tzn. „dlaczego do zamachu doszło akurat w Rosji, a nie gdzieś indziej?”. Tu również odpowiedzi może być wiele.

Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wczuć się w sposób myślenia domniemanego Sprawcy, stworzyć jego „profil psychologiczny” - o ile można mówić o czymś takim w przypadku Sprawcy zbiorowego. Moim zdaniem Sprawca odczuwał nieprzepartą pokusę, aby pozostawić przy ofiarach zamachu swój czytelny i niebudzący wątpliwości podpis. Z drugiej jednak strony Sprawca nie chciał ponosić odpowiedzialności za swą zbrodnię, dlatego też podpis należało złożyć w taki sposób, aby jednocześnie dawał alibi i zminimalizował ryzyko kary.

Podobną strategię stosował Sprawca na Krymie w 2014 roku. Z jednej strony w sposób niedwuznaczny dawał do zrozumienia, że miesza się w wewnętrzne sprawy Ukrainy; z drugiej jednak strony nie stawiał „kropki nad i”. Aneksji Krymu dokonały słynne „zielone ludziki”, bez właściwych Sprawcy oznaczeń i bez państwowej flagi. Na szczęście w tym wypadku, jak i w wypadku zamachu na Skripala, Sprawca nie uniknął kary, choć w dalszym ciągu jest to kara niewspółmierna do ogromu popełnionych zbrodni.

 

Wracając do pytania, dlaczego przyczyną katastrofy 10.04 był jednocześnie błąd kontrolerów ruchu lotniczego i wybuch ładunku wybuchowego, trzeba znów wczuć się w myślenie Sprawcy. Musiał on zakładać, że Polacy wpadną na właściwy trop i odkryją przyczynę katastrofy zaraz tego samego dnia, 10.04.2010. Był to wariant najgorszy z możliwych, należało więc podać wygodniejszą i „bardziej prawdopodobną” (czytaj: „mniej spiskową”) wersję i znaleźć kozła ofiarnego w postaci kontrolerów ruchu lotniczego. Taka wersja nie drażniłaby umysłów liberalnej opinii publicznej w Polsce, która mogłaby sobie wszystko wytłumaczyć „nieprzestrzeganiem procedur” czy „pijaństwem” Septentrionów.

Dodajmy, że zamachowcy nie wiedzieli na 100% jaka będzie reakcja władz polskich. W tym tkwiło ryzyko. Premier i jego otoczenie mogli nieoczekiwanie stanąć na wysokości zadania. Nie dlatego, że są to ludzie w jakiś sposób uczciwi i przyzwoici, ale na przykład z powodu nacisków amerykańskich czy nawet niemieckich lub francuskich. Skuteczny szantaż ze strony zachodnich sojuszników mógł gołąbki zamienić w lwy, choćby tylko na pokaz.

 

Z chwilą, gdy okazało się, że premier nie stanął na wysokości zadania, a Państwo Polskie nadaje się wyłącznie do organizacji wspaniałych, barokowych pogrzebów, problem winy kontrolerów ruchu lotniczego mógł zejść na plan dalszy. Sprawca nie musiał się już przejmować szukaniem wiarygodnego alibi lub kozła ofiarnego, nie musiał zwalać winy na „podrzędnych” czynowników. Całą winę mógł zwalić na Polaków. Niewykluczone, że w roli „pijanego generała” pierwotnie miał wystąpić generał Septentrionów (wymieniony w Raporcie technicznym z nazwiska), ale ostatecznie wystąpił generał polski. W roli czynownika „nieprzestrzegającego procedur” mieli wystąpić kontrolerzy ruchu lotniczego, ale ostatecznie winą obarczono polskich pilotów.

Sprawca zamachu mógł dać upust własnej niepohamowanej wyobraźni. Podawał więc możliwie najbardziej bezczelne wersje przebiegu wydarzeń, kierując je jednak do różnych grup odbiorców. Te, które śmieszyły jednych, wydawały się możliwe lub prawdopodobne dla drugich. Wersja „maskirowki” czy „sztucznej mgły” śmieszyła środowiska liberalne podobnie jak prawicowców śmieszyła „pancerna brzoza” - o ile w ogóle to wszystko jest śmieszne. Dodatkową korzyścią dla zamachowców była kontynuacja naszego wzajemnego wyśmiewania i hejterstwa, i utrwalenie ogólnie złego mniemania o sobie nawzajem.

 

Przez 4 długie, dłużące się lata, znosiliśmy upokorzenie Rzeczypospolitej i oglądaliśmy degrengoladę moralną naszych współobywateli z tzw. „opcji liberalnej”. Zdawało się, że nic już nie zatrzyma pochodu Mordoru, a uległość doprowadzi w końcu do obcego najazdu. A jednak… na kijowskim majdanie to Ukraińcy pierwsi powiedzieli „DOSYĆ!”. Dzięki temu w 2014 roku Prawo i Sprawiedliwość rozpoczęło marsz, który doprowadził do zwycięstwa wyborczego w 2015 roku.

W 2018 roku doczekaliśmy unieważnienia raportu komisji Millera. Również w tym samym, 2018 roku, amerykańscy żołnierze w Syrii zniszczyli rosyjskich najemników, a na Rosję nałożono dodatkowe sankcje.

Raport techniczny uświadamia nam dobitnie, w jakim bagnie i błocie żyliśmy pod rządami PO-PSL. Dobra koniunktura nie będzie trwała wiecznie i musimy się przyłożyć do kolejnych zwycięstw naszych politycznych pupilów w nadchodzących wyborach. Tylko wtedy doczekamy osądzenia winnych Smoleńska i ukarania Sprawcy; popierając natomiast na krzykaczy i „najprawszych z prawych” sprowadzimy na nasze głowy nieszczęście.

 

Jakub Brodacki

5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>