Histeryczne tony

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Gdy wysyłałem do redakcji poprzedni artykuł, Lech Wałęsa kończył swoją krótką wizytę u protestujących w sejmie rodzin osób niepełnosprawnych. Trudno powiedzieć, na co okupujący sejm liczyli, zapraszając do siebie Wałęsę, ale na pewno tego nie uzyskali. Tydzień później już nie ma ich w sejmie. Czy wpływ na to miało również, zwątpienie, jakie musiał pozostawić po sobie były prezydent?
Oczywiście upolitycznienie całej imprezy dało się we znaki już wcześniej, odbierając jej poparcie, jakim początkowo darzyli ją również zwolennicy rządu, widzący w niej słuszny socjalny protest. Zbyt nachalna obecność polityków, kojarzonych z „Nowoczesną”, choć już poza tą partią, zbyt jaskrawe wykorzystywanie niepełnosprawnych do ataków na rząd ze strony osób dotąd na ich los obojętnych – obserwowaliśmy to całymi tygodniami, tracąc cierpliwość i sympatię do okupujących sejm. Zwłaszcza, gdy lwia część postulatów została już spełniona, zaś ich głos okazywał się często rozbieżny z opiniami wielu innych środowisk osób niepełnosprawnych. Co jednak zaczął Petru z koleżankami, a Wałęsa pokazał całej Polsce, dokończyły same uczestniczki protestu – prowokując awanturę ze strażą marszałkowską, markując ataki i obrażenia (sprawa charakterystyczna: zdjęcie, w którym wyraźnie podkręcono ślady na ręce protestującej, w internecie umieszczali posłowie opozycji), wreszcie zatykając usta jednemu ze swoich synów, próbującego skłonić matkę do odpuszczenia szarpaniny. W piątek politycy większości partii opozycyjnych przed sejmem podpisali „pakt solidarnościowy” w sprawie niepełnosprawnych. Wprowadzenie czterech rozwiązań w wypadku swojej wyborczej wygranej podpisali politycy PO, Nowoczesnej, PSL, SLD, Partii Razem i Kukiz’15. Zabrakło jednak wyjaśnienia, czy warunkiem wcielenia programu w życie jest zwycięstwo każdej z tych sił oddzielnie, czy jedynie – wspólna wygrana i utworzenie przez nie koalicji. Tak czy inaczej, wygląda to na tanią, propagandową sztuczkę, najbardziej kosztowną chyba dla Kukizowców, którzy na własne życzenie znaleźli się w dziwnym dla siebie towarzystwie, równocześnie krytykując upolitycznienie protestu. Ile zaś cała inicjatywa jest warta, raczej i tak nie będziemy mieli okazji się dowiedzieć. Być może większość punktów rząd wcieli ostatecznie w życie, już bez okupacyjnego straszaka nad głową.
Protest został zawieszony w niedzielę. Uczestnicy opuścili sejm, oficjalnie motywując to troską o zdrowie swoich podopiecznych. Ponieważ jednak, niestety, warunki w jakich przebywali od początku nie były wymarzone dla niepełnosprawnych, trudno w pełni przyjąć to tłumaczenie. Być może większy wpływ miały porażki wizerunkowe grupy – przywołana już wizyta Wałęsy i brak oczekiwanej dość naiwnie reakcji ze strony uczestników szczytu parlamentarnego NATO. Być może, choć tego nie byłbym pewien, do organizatorów dotarł w coraz gorszy społeczny odbiór ich akcji i fakt, że zaczyna ona rzutować na ogólny stosunek do osób niepełnosprawnych. Ton komentarzy na Twitterze drastycznie zmienił się w ciągu miesiąca, a wśród nich pojawiły się zdania i opinie, jakich jeszcze kilka tygodni wcześniej nikt, nie chcąc narazić się na ostracyzm, nie sformułował pod adresem opiekunów niepełnosprawnych. Przypomnijmy sobie, co działo się, gdy poseł Jacek Żalek na początku maja nazwał protest „reality show”, użył też kilku innych ostrych określeń. Skrytykowany przez partyjnych kolegów musiał przepraszać uczestników akcji w sejmie, jednak już dwa tygodnie później w podobnym tonie zaczęli mówić prawie wszyscy zwolennicy prawicy. Kolejne zdjęcia i informacje o tle protestu nie pomagały w jego obronie. Tak, jak choćby ujawnienie faktu zatrudnienia syna Iwony Hartwich, którego problemy ze znalezieniem pracy miał być jedną z iskier do tego rozpaczliwego buntu.
Przed wyjściem na uczestników czekało już gorące powitanie z udziałem takich gwiazd jako grożący dziennikarce TVP, posiadacz nielegalnej broni „Farmazon”, prowokator spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu Andrzej Hadacz, była pierwsza dama Anna Komorowska, wreszcie aktorka Dorota Stalińska. Komorowskiej wypomniano słusznie, że gdy pierwsza odsłona protestu odbywała się w 2014 roku, nie znalazła czasu dla protestujących, którzy zwracali się do niej o pomoc. Natomiast jej mąż, wówczas prezydent RP, wypowiadał się o nich bardzo negatywnie, o wiele ostrzej, niż w ostatnich dniach czyniła większość polityków PiS. Gwiazdą dnia została jednak Stalińska. „Panie Boże, daj siłę i chroń walczące tak dzielnie w Sejmie matki. Prosimy Cię, Panie!  (…) Za tę dłoń podniesioną na protestujące matki was wszystkich, służalczych pachołków, pan Bóg w niebie i my tu, matki Polki po stokroć, po stokroć, po stokroć przeklinamy” – krzyczała przed sejmem, dając się porwać wiecowej atmosferze. Aktorka od dawna nie panuje zresztą nad swoją rolą, co widać w mało znanym filmiku sprzed kilku tygodni, w którym ludzie kultury zapraszają na Marsz Wolności, organizowany przez Platformę, Nowoczesną i KOD. To zaproszenie przeszło prawie niezauważone, głośniej było o reklamie, którą zbyt późno dostarczono do TVP, a techniczną niemożność jej emisji okrzyknięto aktem politycznej cenzury. W drugim spocie ludzie kultury wypowiadają się w tonie raczej ciepłym, niekonfrontacyjnym, podkreślając pozytywny, radosny charakter tej demonstracji – aż zapomnieć można na chwilę, że polska polityka, zwłaszcza w wydaniu opozycji, wygląda zupełnie inaczej. Jedyną osobą, która wypada z konwencji, jest właśnie Stalińska, która gestykuluje, krzyczy i zaperza się przeciwko PiS. Inaczej najwyraźniej nie umie.
Tonów histerycznych jest w tym krzyku coraz więcej. Dziwny doktor Jabłoński, jeszcze niedawno cytowany jako politolog nawet przez niezależną i wpolityce.pl, organizuje akcję oddawania moczu na pomnik smoleński. W tym samym czasie wyborcy opozycji snują na Twitterze i Facebooku fantazje o zemście, w których karze się nie tylko polityków, lecz i sympatyków PiS – zaborem mienia, odebraniem praw wyborczych, nawet pozbawieniem obywatelstwa. I tak nakręcają się panie i panowie, uskrzydleni chwilowo poczuciem, że przecież w ten sposób bronią najsłabszych. Tych samych, których na co dzień wraz ze swoimi przedstawicielami uważają za roszczeniowych i pazernych nieudaczników.  Z drugiej strony  prawie każdy kolejny dzień przynosi informację o jakiejś aferze, w którą zamieszani są ludzie związani z elitami, również politycznymi, III RP, w każdym tygodniu słyszymy o zatrzymaniach, a w raz z nimi o patologiach, dojeniu państwowych pieniędzy, oszustwach białych kołnierzyków. Gorzej, gdy wkrótce potem pojawia się informacja o łagodnym sądzie, który nie widzi podstaw, by oskarżonych zatrzymywać lub w jakikolwiek inny sposób utrudniać im mataczenie. Czy będzie to gang notariuszy, czy wcześniej afera policka. Mamy wreszcie kolejne prace warszawskiej komisji weryfikacyjnej i ratusz, który odmawia wcielania w życie decyzji korzystnych dla miasta, a także dla skrzywdzonych przez mafię i urzędników, mieszkańców. Być może ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz zwyczajnie uważa, że może sobie na to pozwolić, nastawiona już na czwartą kadencję, tym razem z twarzą Rafała Trzaskowskiego, lecz z zachowaniem dotychczasowej praktyki. Ostatnie warszawskie sondaże pokazują co prawda, że Patryk Jaki ma poparcie większe, niż Andrzej Duda w I turze wyborów prezydenckich, jednak wciąż mniejsze od kandydata Gronkiewicz-Waltz. Kampania Jakiego rozwija się w dobrym kierunku, musimy pamiętać jednak, że w Warszawie Bronisław Komorowski wygrał w 2015 stosunkiem sześć do czterech.
Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
 
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>