Coraz bardziej wirtualny

 |  Written by Katarzyna  |  0
Zdziwienie, zaskoczenie to początek zrozumienia. To specyficzny i ekskluzywny sport i luksus intelektualistów. Dlatego też charakterystycznym dla nich gestem jest patrzenie na świat rozszerzonymi ze zdziwienia źrenicami.

Jose Ortega Gasset „Bunt mas”
 

Nie trzeba być intelektualistą, wystarczy mieć oczy dziecka, by patrzeć na świat ze zdziwieniem i pragnieniem poznania tego, co za horyzontem.
Dziś powszechna jest opinia, że świat się skurczył. Podobno staliśmy się globalną wioską. Możemy oblecieć, opłynąć przejechać, okrążyć Ziemię wzdłuż, wszerz i wzwyż, jak kto woli; samolotem, pociągiem, motocyklem, kajakiem, żaglowcem, rowerem czy na piechotę.
Ci, którzy nie mogą lub nie chcą, mają możliwość zajrzeć w każdy prawie zakątek ziemskiego padołu dzięki filmom, telewizji czy internetowi.
Nic tylko cieszyć się. Usiąść wygodnie z pilotem lub myszką i serfować po świecie, rozmawiać, dyskutować. Cenzura nie straszy już, co najwyżej poprawność polityczna, więc można oglądać i czytać do woli.

Moje dzieciństwo i młodość przypadła na sowiecki barak. Mało kto już pamięta, że na wszystko trzeba było mieć pozwolenie; na powielacz, maszynę do pisania, na wyjazd zagranicę. Książki i filmy tylko z imprimatur wszechobecnej cenzury. O komputerach, laptopach wiedzieli głównie dziennikarze stykający się z kolegami po fachu na różnych międzynarodowych imprezach czy uroczystościach.
Podróżowałam więc głównie palcem po mapie marząc o podróżach, np. do Japonii, Hiszpanii czy Włoch. Niestety musiał mi wystarczyć Berlin po stronie DDR, Żylina, Bratysława czy Praga. Paszport był tylko na demoludy. Gdzieś go nawet mam jako znak tamtych czasów.
Wyobrażenie Zachodu, zamkniętego w baraku zwykłego zjadacza chleba, rysowało świat wolny, w którym dzieci kwiatów łamały wszelkie tabu.

Tęsknota za normalnością wyładowywała się w marzeniach i snach po krótkim eliksirze wolności w 1981.
Pamiętam, że marzyłam o wycieczce z Orbisu i pozostaniu obojętnie w jakiej mieścinie, byleby z dala od PRL, by nie widzieć kolejek za papierem toaletowym, pieluszkami z tery dla dzieci czy mlekiem w proszku, by nie musieć załatwiać kupna dolarów na puszkę oliwy z oliwek do leczenia w szpitalu nauczycielskiego gardła, nie słyszeć w telefonie – rozmowa kontrolowana.
Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych znalazłam się służbowo w Offenburgu, śmiałam się z tych marzeń. Z trudem bowiem wytrzymałam w ekskluzywnym hotelu wśród nienagannie utrzymanej roślinności. Nie mogłam się doczekać powrotu.
Przestałam marzyć o podróżach?
Z marzeniami jak w tej piosence Trubadurów. „Marzenia jak ptaki szybują po niebie”, a rzeczywistość skrzeczy.
W PRL nie mogłam podróżować, a w III RP nie miałam za co.
I tak oknem na świat stał się Internet.
Czy jestem zdziwiona? Od pewnego czasu nawet bardzo.
Czy dziwię się niczym intelektualista czy jak dziecko? I co ja właściwie widzę tymi szeroko otwartymi oczami? I czy ja w ogóle coś widzę, czy to widzą na pewno moje oczy?
Jedno jest pewne; coraz bardziej tęsknię za światem rzeczywistym. Chciałabym na własne oczy przekonać się, jak naprawdę wygląda świat, który opisują mi pisarze, dziennikarze, reżyserzy, politycy czy zwykli internauci.
Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja:https://demotywatory.pl/3262758/Zanurzajac-sie-w-wirtualny-swiat

Zapraszam do słuchania
audycja 963 (czwartkowa)
 

 

5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>