Szwedzki prysznic

 |  Written by Everyman  |  1

Potop szwedzki to nie był. Nawet podtopienie. Zważywszy skalę „najazdu” najwyżej prysznic, bo przecież wizyta dwóch Szwedek to żadna nawałnica. Jedna z nich, starsza, miała kiedyś polskie obywatelstwo, a jej córka, choć wychowana w Szwecji, do polskich korzeni przyznaje się chętnie.

Solennie przestrzegany, choć tylko ustnie zawarty, pakt o unikaniu rozmów o polityce został zerwany już w pierwszym tygodniu kiedy to w rozmowie użyłem nieopatrznie słowa „ murzyn”. Młodsza ze Szwedek, rzadko wychylająca nosa z internetu, uznała za stosowne natychmiast zaznajomić mnie z filmikiem, w którym to nigeryjska pisarka brawurowo obala stereotypy o czarnoskórych mieszkańcach Afryki. Moje zapewnienia o braku złej woli i spowodowane paniką powołanie się na funkcjonujący u nas kiedyś wierszyk o murzynku Bambo zostały przyjęte z najwyższą rezerwą.

Z tego samego źródła dotarł sarkastyczny komentarz szwedzkiego polityka, skwapliwie przetłumaczony specjalnie dla mnie, kiedy broniłem polskiego stanowiska o potrzebie pomocy na miejscu poszkodowanym przez wojnę. Sarkazm polegał na tym, że ludziom dotkniętym pożarami lasów złośliwie zalecał ów polityk pozostawanie na miejscu i tam oczekiwanie na pomoc, co było jawną drwiną z polskiego, a potem szerzej przyjętego w UE stanowiska wobec uchodźców. Nie wydaje mi się, że moje uwagi o demagogicznym charakterze takich wypowiedzi przekonały którąkolwiek z goszczących u nas Szwedek …

Pierwszy symptom ewolucji poglądów kształtowanych przez lata przez szwedzką propagandę pojawił się po krótkim pobycie w Zakopanem. Krótkim, ale męczącym, bo dość przypadkowo wybrana kwatera w jednym z luksusowych pensjonatów skazała obie panie na bezsenne noce. Okazało się bowiem, że wspomniany pensjonat opanowany został przez balangującą dzień i noc grupę gości z Kataru, Dubaju i Emiratów Arabskich.

Drugi, równie przypadkowy, to incydent na Placu Zamkowym, gdy grupa oliwkowoskórych turystów obrzucała wulgarnym, anglojęzycznym mięsem młodą Polkę, którą przechodziła obok, ubrana w bluzkę z odsłoniętymi ramionami. Dowiedziałem się wtedy, że w Szwecji takie incydenty to codzienna rzeczywistość, a starsza ze Szwedek zaskoczyła mnie po raz pierwszy stwierdzeniem, że coraz więcej jej rodaków uznaje mrzonki o wielokulturowości za nieudany eksperyment.

Później, przy kolacji, obie przyznały, że do aktów przemocy inicjowanych przez imigranckie gangi Szwecja niestety przywykła już dawno i w tym kontekście ich uwagi, że Polska to spokojny i przyjazny kraj nabrały specjalnego znaczenia.

Z pewną obawą poprosiłem syna by towarzyszył obu paniom na rondzie Daszyńskiego podczas upamiętnienia godziny W, a potem na placu Piłsudzkiego podczas śpiewania powstańczych piosenek. Przecież wystarczyłby byle incydent, niezrozumiała dla Szwedek prowokacja, by jakiś kretyn, jak niegdyś Verhofstadt, uznał to wielotysięczne zgromadzenie za marsz faszystów.

Po powrocie, ośmielony nieukrywanym wzruszeniem, z którym opowiadały o przeżytym właśnie doświadczeniu, nie omieszkałem ich o łgarstwa Verhofstadta zapytać, które zapewne słyszały przy okazji jego haniebnej relacji z Marszu Niepodległości.

Usłyszałem jakże miły sercu komentarz: Verhofstadt? A kto to jest Verhofstadt?

Nie każda opowieść musi mieć epilog, ale ta właśnie ma. Zależy mi, by nie wybrzmiał on zbyt słodko i sentymentalnie, bo nie wierzę by dwa tygodnie mogły wstrząsnąć światopoglądem moich gości. Z drugiej strony, jestem pewien, że ten krótki czas wywarł jednak wpływ na ich myślenie o Polsce.

Zwłszcza, gdy u jednej z nich, podczas pożegnania na lotnisku dostrzegłem białoczerwone serduszko ze znakiem Polski Walczącej przytwierdzone do torebki, a druga, młodsza, zaopatrzyła album zdjęć z miejsc odwiedzonych w Polsce szwedzkim podpisem : Alskar mitt Polen.

Pomógł mi automatyczny tłumacz. Tak podpis przetłumaczył:
Kocham moją Polskę.

5
5 (8)

1 Comments

Obrazek użytkownika Torpeda Wulkaniczna

Torpeda Wulkaniczna
że pancerzyk z politpoprawnej propagandy udało się u obu Pań lekko osłabić.

Może powinno się w sieci znaleźć więcej normalnych obrazów z Polski.
Normalnych, jak ten ze spokojnego metra.

A niekoniecznie zachlanego woźnicy ciągniętego na zdezelowanym do cna  wozie przez osranego konia do chalupy otoczonej jeziorkiem gnojówki.
Czy wrzeszczącego na policję gnojka.

Za coś ta PFN chyba odpowiada ? Koszt filmow nieduży, tylko trochę kreatywności.

I policji tam, gdzie oliwkowi bluzgają na Polki.
Zanim znajdzie ich ONR czy kibole i zacznie się bogacenie kulturowe.

I Jojo tropiący faszystów po lasach niekoniecznie nad tym zapanuje.
 

<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>

Więcej notek tego samego Autora:

=>>