Katolicki celebryta i odbudowa tożsamości

 |  Written by alchymista  |  0

Dlaczego – mimo licznych kampanii – chrześcijański konserwatyzm nie odnosi w Polsce spektakularnych sukcesów lub odnosi sukcesy pozorne?

Co jakiś czas prawicowe portale bombardują nas zaklinaniem rzeczywistości. „Młodzi z Chrystusem”, „młodzi z rodziną”, „młodzi przeciw aborcji”, „młodzi pielgrzymują” i temu podobne. Są to przejawy kampanii, mającej na celu stworzenie wrażenia, że powrót do chrześcijaństwa i wartości tradycyjnych ma charakter masowy. Gdy jednak pozwala się młodym mówić to, co myślą, to na ogół mówią coś innego. W jednej z warszawskich parafii ktoś wpadł na pomysł, że zaliczanie zajęć przygotowujących do bierzmowania odbywa się na podstawie indeksów, wzorowanych na uniwersyteckich. Ksiądz wpisuje tam „zal.” po każdych odbytych zajęciach lub udziale w religijnych wydarzeniach. „Pani Kasiu” - powiedział z ulgą jeden z uczniów, pokazując indeks mojej Żonie - „jeszcze tylko trzeci rok - i z głowy!”.

„Z głowy”? No to zastanówmy się, dlaczego. Sprawa nie jest prosta, ma charakter wielowątkowy. Jedne sprawy są dość oczywiste dla każdego, inne sięgają stref najgłębszej intymności. Nie twierdzę, że wiem, że znalazłem odpowiedź. Możecie mi wierzyć albo nie, możecie się ze mną kłócić, polemizować (lub polimeryzować ;-) ), wytykać błędy lub słabość rozumowania – co z tego? Ja i tak widzę to co widzę. Skutki obecnej sytuacji spełnią się za lat kilkadziesiąt – i wolałbym żebyście wtedy nie stali nad moim grobem i mówili, „jaki to był mądry człowiek”. Wolałbym, żebyście wzięli sobie do serca to, co Wam przedstawię i zastanowili się, co można zrobić, aby Rzeczpospolita Polska nie stała się pustynią. Nie w sensie duchowym, ale najzupełniej świeckim, narodowym.

 

1. Komunizm i światopogląd naukowy. Zacznijmy od tego, jak bardzo różniło się życie Polaków przed komunizmem od życia po komuniźmie. I jakie było życie Polaków przed epoką telewizji i internetu? Najkrócej, najzwięźlej rzecz ujmując: wiara w Boga była oczywistą oczywistością. Ale również oczywistą oczywistością była wiara w duchy, czarty, magię i tzw. przesądy. Świat podzielony był między siły „Dobra” (sprzyjające ludziom, i to w sensie dosłownym, np. chroniące od chorób), jak i siły „Zła” (które przynosiły np. zarazy, powodzie, pożary czy śmierć). Na to wszystko, na ten pogański światek kościół rzymski nałożył swój – mówiąc językiem informatyków – patch, łatkę, nakładkę. W każdym domu był mały „ołtarzyk” (krucyfiks). Wisiały na ścianie święte obrazy (mniejsza o to, że raczej kiczowate i w sumie dość przerażające). Cała rodzina codziennie modliła się przed tymi obrazami. Ludzie stawiali w różnych miejscach kapliczki w rozmaitych intencjach, np. jako podziękowanie za uzdrowienie. Gdy w latach 80. uczęszczałem do kaplicy pw. św. Andrzeja Boboli na Rakowieckiej w Warszawie, po bokach ołtarza wisiały wota w kształcie serc. Dzisiaj wiem, że podobne wota odlewano także w kształcie innych organów ciała (uratowane dłonie, nogi, stopy, podobno zdarzały się też wota w formie wstydliwych części ciała). Religia była dosłownie wszędzie, na każdym kroku. Ważne wydarzenia w życiu miały charakter ściśle religijny: narodziny i chrzest, ślub, pogrzeb. Rok liturgiczny był nieprawdopodobnie rozbudowany. Przestrzegano postów, a o takiej bzdurze jak jedzenie szynki wieprzowej na wigilię nikt nawet nie śmiał myśleć („Bardzo wystawna wigilia” - przypomina się kadr z filmu „Rozmowy kontrolowane”). Na samym szczycie tej rozbudowanej piramidy rytualnej było nauczanie Kościoła, idące już w XIX wieku dwoma torami: poprzez cotygodniowe powtarzanie prawd wiary podczas Mszy oraz poprzez lekcje religii w szkołach. Dodajmy do tego, że władza świecka również miała sankcję religijną. O takich wynalazkach jak socjalizm czy marksizm można się było dowiedzieć z prasy – o ile ktoś umiał czytać. Agitatorów – z lepszym lub gorszym skutkiem - łapali żandarmi.

I wojna światowa była szokiem, który przyniósł Polsce niepodległość. Była również szokiem dla polskiego kościoła. Okazało się, że środowiska lewicy są zdecydowanie silniejsze, niż by sobie tego życzono. Co więcej, społeczeństwo polskie przeszło przez mistyczne, silnie emocjonalne wydarzenie, jakim było odzyskanie Niepodległości. Fakt, że środowiska ówczesnej prawicy próbowały nadać temu wydarzeniu sens sakralny (Cud nad Wisłą, ksiądz Skorupka), nie zmienia faktu, że dla wielu Polaków, było to najważniejsze wydarzenie w ich życiu, gdy poczuli siłę własną, wartość własną, uwierzyli po prostu w siebie. Personifikacją tych silnych emocji był Marszałek Józef Piłsudski – postać baśniowa, mistyczna, przemawiająca do zbiorowej wyobraźni bardziej, niż symbole religijne. Piłsudski był uosobieniem zwycięskiego Polaka.

II wojna światowa – i kolejny szok. Ani piłsudczykom, ani endekom, ani konserwatystom nie udało się uratować Niepodległości. Cwani ludowcy z Mikołajczykiem na czele również ponieśli klęskę. Naród znów skupił się wokół Kościoła, w ogromnej mierze z konieczności. Ale, oczywiście, komuniści robili wszystko, by ze świata starych rytuałów i przesądów naród wyrwać. Chodziło o zdemontowanie polskiej tożsamości. Wyśmiewano więc zarówno tych, którzy „religijnie” wielbili Piłsudskiego, jak i tych, którzy pozostawali wierni chrześcijaństwu. Pomocą w dziele niszczenia narodu okazały się nauki przyrodnicze, które stopniowo demontowały świat starych przesądów, czyli cały ten świat, nad którym (jak wspomniałem) kościół nakładał swoją „łatkę”. Nie udało się to w latach 50. i 60. (propaganda czasów stalinowskich i gomułkowskich była zbyt prymitywna), ale udało w latach 70.

Widać to było choćby w rolnictwie. Rolnicy trzymali się ustalonych, tradycyjnych metod gospodarowania. Świat rolnika opierał się na wielowiekowych obserwacjach przyrody i często sami rolnicy nie wiedzieli, dlaczego stosowali określone zabiegi rolnicze, dlaczego siali przed pełnią księżyca, drzewa przycinali w lutym lub marcu, chabry w życie traktowali jako wskaźnik urodzaju. Często stosowali przesądne wyjaśnienia tych praktyk, np. przycinanie drzew w lutym tłumaczyli tym, że drzewa wtedy „nie czują bólu”. W ten świat dawnego rolnika z łoskotem wkroczyły maszyny rolnicze, nawozy i opryski – wszystko racjonalnie i naukowo uzasadnione. To wszystko działało od razu, bez wiary, i bez zaklęć. Zboże nagle zaczęło rosnąć wyżej, niż ludzie, szkodniki przestały niszczyć uprawy, praca stała się łatwiejsza, szybsza. Człowiek miał więcej czasu. Na oglądanie reżymowej telewizji chociażby. Telewizor stopniowo wyparł domowy ołtarzyk. A w latach 90. i 2000 internet wyparł autorytety, mniejsza o to – prawdziwe, czy nieprawdziwe. Wyparł, i już. I to, że w miejsce religii i przesądów wchodzą sekty, też nie ma wielkiego znaczenia. Bo działanie sekt jest czasowe. Sekty nie odtworzą pogańskiego świata przesądów, na który kościół nałożył wspomnianą „łatkę”, na którym zbudował świątynię.

 

2. Rytuały masowe. Aby rytuał miał swoje działanie, muszą się z nim wiązać silne emocje. Prosta prawda, której wielu, nazbyt wielu nie rozumie. Najdalszy jestem od tego, by wychwalać prawosławie, ale przypomina mi się taki filmik na youtube, na którym Micheil Saakaszwili świętuje prawosławne święto chrztu w Jordanie. Przypada ono zimową porą, często podczas mrozu, ale Saakaszwili odważnie wchodzi w topiel Dniepru i przez chwilę tapla się jak mors w lodowato zimnej wodzie. W Moskwie władze wystawiły nawet specjalne baseniki na wolnym powietrzu, do których wchodziły ubrane w kostiumy kąpielowe młode, pulchne Moskwiczki. Silne emocje, krew ożywia ciało, chwilowy szok termiczny. Jak chrzest poprzez zanurzenie, jeśli to prawda, że Mieszko I rzeczywiście przyjął chrzest w basenie.

Pójdźmy troszkę dalej. Rewolucja Godności na kijowskim Majdanie. Silniejszych emocji w życiu narodu być nie może. Najpierw debatowanie na placu, wielodniowy sejm „konny”. Potem poczucie wspólnoty budowane dosłownie w ogniu. Uniesienie. Zabici, ranni, okaleczeni, wojna. Ludzie uczestniczący w takim wydarzeniu nie będą toczyli jałowych sporów o aborcję, Żydów, #giender czy eutanazję, oni są zaszczepieni szczepionką przeciw Rosji na długie lata. Przez wiele miesięcy uczestniczyli w bardzo emocjonującym, prawdziwym rytuale budowania wspólnoty. To, że większość narodu powiedziała „stop, więcej nie damy rady” (słynne 73% podczas ostatnich wyborów) - to nie zmienia sytuacji. W II RP Piłsudski w porę uprzedził prorosyjską de facto „kontrrewolucję” i dokonał zamachu majowego, podtrzymując stan silnych emocji proniepodległościowych. Czy Ukraina wybierze podobną drogę, to się dopiero okaże, bo kandydatur na Piłsudskiego raczej tam nie widać.

Słynna I pielgrzymka papieska Jana Pawła II zapowiadała narodziny Solidarności. Powiązanie tych dwóch wydarzeń tworzy dla narodu silny węzeł emocjonalny i sprawia, że rytuał jest prawdziwy dla uczestników. Prawdziwość rytuału MUSI być odczuwana osobiście, inaczej uczestnictwo w nim nie ma sensu. Ludzie muszą być przekonani, że to prawda dziejąca się na ich oczach i tak musi być w istocie. Czy masowe rytuały katolickie (przechodzenie pod rybą w Lednicy, pielgrzymki papieskie) są dzisiaj prawdziwe dla ich uczestników? To jest dobre pytanie, na które odpowiedzi udzieli tylko przyszłość.

 

3. Rytuały grupowe. Ponieważ świat przesądów już praktycznie nie istnieje, rytuały „świeckie” związane z życiem religijnym nabrały innych znaczeń, a właściwie doznały nadmiarowości znaczeń. Mówiąc wprost: ślub kościelny zawierany jest dla cyrku. Pajacowaty ubiór panny młodej świadczy o tym, że każda dziewczyna chociaż raz w życiu może być celebrytką. „Ona szczęśliwa, on żonaty”. W dawnych czasach idąc do ślubu państwo młodzi ubierali się po prostu w najlepsze ubiory, jakie mieli. Uczniowie przyjmowali pierwszą komunię w mundurkach szkolnych. Dzisiaj obie te uroczystości wiążą się z pajacowatym ubiorem, który zakładany jest tylko wtedy i nigdy potem. No chyba, że panna młoda po kilku latach weźmie rozwód – tym razem już nie jako celebrytka, ale przed obliczem sądu, obszernie tłumacząc „niezgodność charakterów” i takie tam. Wtedy cała szopka z ubieraniem białej sukni i pozowaniem na księżniczkę może się powtórzyć, ale już przed obliczem kapłana innej religii albo urzędnikiem.

Tu jeszcze jedna mała uwaga. Dawniej śluby odbywały się od jesieni do wiosny (do początku Wielkiego Postu). Teraz odbywają się przeważnie w wakacje, żeby było piękne światło do fotografii. Potem zaczyna się wesele, na którym standardowo grane są debilne przeboje produkowane przez „przemysł ślubny”. Zmaltretowany uściskami ciotek i wujków pan młody doznaje ostrego szoku w postaci zetknięcia się z szarą i często smutną codziennością życia w rodzinie. De facto młody mężczyzna staje się niewolnikiem swej żony (która sama zresztą nie wie, jak zarządzać domem). Zanim się zorientuje, że trzeba to wszystko jakoś inaczej poustawiać, już zdąży ją znienawidzić. Mąż, który to wszystko wytrzyma i nie podda się, jest potem na starość niezmiernie z tego dumny; kto nie wytrzyma, ten znika z kart historii.

 

4. Etyka. Na co dzień etyka ludzka jest bardzo podobna. Nie lubimy donosicieli, głupich szefów, pomagamy sobie w sposób instynktowny i w równie instynktowny sposób jesteśmy uprzejmi. Ludzi, którzy postępują inaczej określamy mianem „cham”. Dobro i zło oceniamy na sposób relatywny, ale na ogół zgodny z powszechnymi odczuciami. Zabójca to zabójca, złodziej to złodziej. Najwięcej odcieni szarości dostrzegamy w życiu miłosnym, gdzie relatywność zła i dobra jest dla nas najsilniejsza. Ogólnie jednak etykę mamy mniej więcej wspólną i sprowadza się ona do przysłowia „nie rób drugiemu co tobie niemiłe”.

Nasuwa się więc pytanie, dlaczego ludzie stosujący na co dzień tę samą etykę, w sporach ideologicznych kłócą się o stosunek do aborcji, #giender, eutanazji i temu podobnych, kontrowersyjnych tematów. Dlaczego jedni są ortodoksyjnymi wyznawcami katolicyzmu, a inni mają do religii stosunek zewnętrzny. Najprostszym wytłumaczeniem, ale i najgłupszym, jest snucie teorii spiskowej, że wielcy tego świata skłócają ludzi, żeby rządzić. Albo że kościół w ten sposób konsoliduje swoich wyznawców, prezentując im wirtualnego wroga – szatana.

Bardziej serio można stwierdzić, że kościół tworzy standardy moralne, do których reszta ludzi ustosunkowuje się przychylnie lub nieprzychylnie. Albo też przychylnie, ale w różnym stopniu, biorąc pod uwagę własne doświadczenia i przemyślenia o życiu. Jednakże etyka świecka jest czymś istniejącym odwiecznie. Znane są z wieku XVII poradniki dla kapłanów udzielających spowiedzi chłopom, które pokazują wyraźnie, czym się różnił standard etyczny spowiednika, a czym – standard etyczny chłopa. Ze źródeł tych wynika, że etyka ludzka jest trwale i niezmiennie skupiona wokół zachowania jedności wspólnoty i jej długiego trwania; grzechy „narzucone” przez kościół są dla wielu ludzi czystą abstrakcją.

 

5. religia kobiet zarządzana przez mężczyzn. Kwiaty to coś, czego mężczyźni na ogół nie znoszą. Nie, nie mówię o kwiatach polnych, leśnych, kwiatach łąkowych, ale o tych wszystkich kwiatkach doniczkowych, którymi zdobimy cmentarze w listopadzie, które kładziemy na grobach, które przynosimy na wesela i urodziny naszych Drogich Pań. Mowa także o kwiatach, którymi zwykle udekorowany jest ołtarz w świątyni katolickiej.

Poczucie dyskomfortu (tłumionego z latami) zwiększa się podczas Mszy. Oto bowiem za stołem stoi kapłan, który jest mężczyzną. Doświadczony i przeszkolony w dość specyficznym wystąpieniu publicznym, jakim jest celebrowanie Mszy. Jest liderem tego rytuału – prowadzi go. Na jego wezwanie wierni wstają, siadają, klękają, udzielają standardowych odpowiedzi na standardowe wezwania, śpiewają. W sumie, przez większość czasu, zachowują się jak marionetki, co dla męskiej duszy bywa pewnym wyzwaniem, podrażnia ego.

Dla kobiet sytuacja ma się zgoła odwrotnie. Kobieta poszukuje męskiego autorytetu, ojca, kogoś, do kogo może mieć zaufanie, poradzić się, a jednocześnie bez wchodzenia w relację seksualną. Mężczyznę, którego można wielbić za mądrość, wrażliwość, jakieś szczególne cechy charakteru. Czasami kobiety chętnie przyjaźnią się z homoseksualistami. Czują się w ich towarzystwie w pewnym sensie bezpieczne. Krótko mówiąc sytuacja w której kobieta idzie za męskim przewodnikiem – niezależnym od jej męża – jest dla kobiety naturalna. Również naturalne dla kobiety jest dekorowanie wszystkiego, na czym spocznie jej oko. Dlatego ukwiecony ołtarz jest dla niej widokiem miłym, jak zresztą wiele innych elementów wystroju świątyni. Przed mszą kobieta – a wraz z nią cała rodzina – myje się, goli, czesze, ubiera najlepsze ubrania. Dodatkowym przygotowaniem bywa też dwugodzinne wstrzymywanie się od posiłku przed przyjęciem Komunii. Powiedzmy sobie szczerze, już samo codzienne golenie się bywa dla mężczyzn uciążliwym obowiązkiem. A tymczasem nie tylko pracodawca wymaga porządnego wyglądu – żona i ksiądz także! Do tego muzyka kościelna, nierzadko fachowo przygotowana przez dobrego organistę – cała ta uroczystość wprawia kobietę w nastrój dobry, więc mężczyzna również się cieszy. Również. Bo żona pogodna, więc i mąż zadowolony. Może tym razem nie będzie codziennego rytuału zrzędzenia.

Bardziej krytycznie na rytuał Mszy patrzą młodzi mężczyźni lub chłopcy. Przed kilku laty głośna była aferka w Krakowie, gdzie ministranci dosypali do kadzielnicy marihuany. Ubaw był po pachwiny, gdy ksiądz zaczął okadzać cały kościół. Wierni się nawdychali! Można patrzeć na to tylko w kategoriach szczeniackiego wygłupu, ale… każdy, nawet głupi postępek ma swoje uzasadnienie i jest robiony w jakiejś intencji. Przyjmijmy, że dla kobiety piękno rytuału jest czymś co może wywołać u niej spontaniczną zmianę świadomości. Powiedzmy to tak: pocałunek w usta bywa dla kobiety czymś na pograniczu orgazmu, ale dla mężczyzny to raczej zachęta do gry wstępnej, nic więcej. Dla młodego mężczyzny Msza Święta jest doznaniem po prostu płytkim, powodującym raczej uczucie dysharmonii i dyskomfortu. W dodatku rytuałem zarządza starszy samiec – a więc rywal. Młody mężczyzna często snuje rozmaite teorie spiskowe. Najpopularniejszy jest ludowy antyklerykalizm, w ramach którego ksiądz prowadzi dochodowy, nieopodatkowany biznes, z którego utrzymuje nieślubne dzieci (w Krakowie zresztą słowo „kościół” używane bywa na określenie siatki wzajemnych powiązań biznesowych właścicieli kamienic i ich rodzin, wśród których są także księża i zakonnicy). Bardziej wrażliwi lub znerwicowani zastanawiają się, czy przypadkiem nie uczestniczą w jakimś magicznym rytuale, podczas którego ksiądz kradnie im ich witalność i przekazuje złowrogiej, demonicznej organizacji (egregorowi), która za nim stoi.

 

Podsumowanie. Kościół Katolicki jest trwałym elementem polskiej tożsamości. Świątynie katolickie, krzyże i kapliczki przydrożne są także trwałym elementem krajobrazu materialnego. Jednakże to, co kościół zbudował w Polsce przez tysiąc lat historii, nie było ufundowane wyłącznie na tradycji chrześcijańskiej. W ogromnej mierze było zbudowane na niesamowicie wręcz zrytualizowanym, przesądnym, a nawet zabobonnym życiu naszych przodków. Dziś ten przesądny świat odchodzi w niepamięć, a zatem osuwa się grunt, na którym stoi ta świątynia. Również masowe rytuały, które tak chętnie organizował kościół za czasów Jana Pawła II i które dostarczały uczestnikom silnych emocji związanych z tożsamością narodową (nie tylko w Polsce), dziś sprawiają wrażenie odgrzewanych kotletów. Mamy do czynienia z reanimacją rytuału bez jego istotnej dla życia narodu treści emocjonalnej. Ważne dla mniejszych grup ludzkich rytuały takie jak na przykład ślub/wesele, pierwsza komunia, czy nawet pogrzeb – stały się uroczystościami w dużej mierze celebryckimi. Rośnie przecież liczba rozwodów. Również etyka ludzka nie musi być oparta na nauczaniu kościelnym, ona po prostu jest taka, jaka jest. Wielu ludzie nie odczuwa silnej potrzeby oparcia etyki na fundamencie nauczania kościelnego. Wreszcie brakuje w kościele polskim (a może i światowym?) oferty skierowanej wprost do męskich serc i emocji. Pozostaje on ciągle religią dla kobiet (co nie znaczy, że każda kobieta się w nim odnajdzie).

Nasuwa się pytanie, czy to jest koniec polskiej tożsamości narodowej. Zeżarta przez komunizm, globalizację, internet, pustotę rytualną, brak silnych emocji wiążących naród z wyobrażeniowym centrum władzy? Myślę, że w obecnej sytuacji nie chrześcijańscy konserwatyści, nie kościół, ale właśnie ludzie skupieni wokół Jarosława Kaczyńskiego lepiej zdiagnozowali sytuację. Może nie tymi słowami, co ja, może mniej brutalnie, mniej radykalnie, ale prawdopodobnie wyciągnęli te same wnioski. Istotą programu 500+ nie jest ratowanie dzietności i rozkręcanie koniunktury – choć oba te cele są przecież ważne. Istotą tego programu, jak i wszystkich innych działań obecnego obozu władzy – jest skierowanie emocji Polaków (a zwłaszcza mężczyzn) do centrum władzy. Przywrócenie w pewnym sensie „stołeczności” po okresie rozbicia dzielnicowego.

Dając rodzinie pieniądze „na dzieci”, Państwo Polskie w istocie wspiera przede wszystkim mężczyzn. Tych zaniedbanych, zlekceważonych, którzy mieli być sprowadzeni do roli buhajów rozpłodowych dla oszalałych feministek i nadambitnych bizneswomen. Oni teraz znowu stali się ważni, Państwo płaci im za płodzenie i wychowywanie potomstwa.

Opozycja totalna często mówi, że PiS „przekupił” Polaków. To jest rażące uproszczenie, a do tego nieprawdziwe. Przecież program 500+ jest podarkiem dosyć ubogim. Bardziej istotna jest tu stałość i trwałość tego podarunku, niż jego wysokość. Jest to impuls emocjonalny, mający związać ważną społecznie część narodu – dzieciatych Polaków, a zwłaszcza mężczyzn – z Polską i jej rządem. Od tego już dawno trzeba było zacząć – dać ludziom do łapy pieniądze z napisem „Poland”. Kolejne kroki zostały podjęte. Potrzeba jednak czasu, aby zbudować nową tożsamość. I, oczywiście, silnych emocji. Jak zawsze.

 

Jakub Brodacki

 

ps. Tekst napisałem jakieś pół roku temu i wahałem się, czy w ogóle publikować, w końcu może być odebrany emocjonalnie, jako jakiś kolejny atak na katolicyzm itp.. Jednakże „w czasie zarazy” warto rozmawiać o rzeczach fundamentalnych. Zwróćmy uwagę, że reakcje ludzi na zarządzenie kwarantanny są rozmaite. W tekście zapomniałem dodać, jak ważne są dla ludzi tradycje medyczne, często te odrzucone, przesądne, względnie uznawane za potencjalnie szkodliwe (np. apiterapia), zaliczane do „pseudomedycyny”. Sporo ludzi kontestuje dobrowolną kwarantannę, gdyż nie ufa lekarzom, woli słuchać szarlatanów w rodzaju Zięby. Nie ufa lekarzom zaś dlatego, że lekarze odrzucają stare tradycje medyczne lub wtłaczają je tylko i wyłącznie w strefę efektu placebo, którego sens niby uznają, ale nie stosują lub stosują nieumiejętnie. W rezultacie od dawna (nie tylko przy okazji kwarantanny) narasta podskórny bunt, na którym obecnie żeruje jak zwykle opozycja.

Nie wyjaśniono też ludziom dobrze sensu kwarantanny i to jest błąd komunikacyjny. Kwarantanna nie służy do tego, abyśmy się „nie zarazili”, ale do tego, by zarażenia rozłożyć w czasie. Młodzi się zarażą, przechorują lub przejdą bezobjawowo i nabędą odporność. Dzięki temu nie będą masowo zarażać starszych. Nie dojdzie do sytuacji, w której siedmiu pacjentów będzie się tłoczyć na jednym łóżku… Polecam wywiad: https://polskatimes.pl/dr-pawel-grzesiowski-wszyscy-ktorzy-spotkaja-sie-z-koronawirusem-lapia-go-wywiad/ar/c15-14853523?utm_source=facebook.com&utm_medium=polskatimes&utm_campaign=wywiad-koronawirus-ekspert&fbclid=IwAR2VRr2uy5hj-Z7JR6Gkpjp7ONwwcI13p9GIRJdo0HZGac4YQqrwFJ75H6c

5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>