Gry aborcyjne

 |  Written by Katarzyna  |  3

Rząd chce, aby ustawodawca zdążył dokonać takich zmian przepisów, by nie było próżni prawnej wynikającej z opublikowanego wcześniej Wyroku Trybunału Konstytucyjnego

Cytowany przez red. Artura Stelmasiaka, dziennikarza tygodnika Niedziela, fragment jest odpowiedzią urzędnika na pytanie, dlaczego do tej pory KPRM nie opublikowała orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.
Budzi ona zdumienie, jak dalece można się posunąć w mataczeniu prawem, z którym nie zgadzają się politycy.
Jeszcze większe zdumienie wywołuje wyjaśnienie Rady Ministrów, dlaczego do tej pory nie nastąpiła publikacja orzeczenia, które powinno być opublikowane niezwłocznie.
Niewątpliwie wyrok Trybunału Konstytucyjnego podlega ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw. Jednocześnie jednak sytuacja bardzo poważnych napięć społecznych wymaga przeanalizowania właściwej daty tej publikacji. Prezes Rady Ministrów nie może podjąć decyzji o niepublikowaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego, podjętego zgodnie z obowiązującą procedurą. Jednocześnie nie istnieje regulacja zobowiązująca Prezesa Rady Ministrów do publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego w terminie oznaczonym konkretną liczbą dni lub datą.
Innymi słowy; Prezes RM nie może zaniechać publikacji, ale ze względu na protesty... itd, a w ogóle to nie jest zobligowany terminem.
Chciałoby się zapytać, kto w Polsce naprawdę rządzi; ulica, zagranica czy rząd wybrany w demokratycznych wyborach? Kto ostatecznie decyduje, że prawo powinno być zastosowane niezwłocznie?
Z góry uprzedzam wszystkich, którzy chcieliby dyskutować o prawie do aborcji pod tzw. pewnymi warunkami, że takiej dyskusji nie podejmę. Nie jestem Panem Bogiem, by rozstrzygać o życiu i śmierci innych.
Nie wiem natomiast czy wszyscy zdają sobie sprawę z konsekwencji decyzji odwlekania publikacji mimo wskazania na niezwłoczne wejście w życie wyroku po opublikowaniu.
Do tej pory wkładano nam w głowy, że prawo było łamane przez opozycję, a wyroki TK służyły do uzasadniania bezprawia rządu Donalda Tuska. Tak było w przypadku zagarnięcia pieniędzy z OFE i nie tylko, bo również w sprawie ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego. Przykładów zapewne możemy poszukać więcej.
Dziś odwlekaniem publikacji orzeczenia TK w sprawie niezgodnego z Konstytucją prawa do aborcji eugenicznej i kuriozalnymi uzasadnieniami takiej decyzji rząd wpisuje się w praktykę poprzedników.
Pokazuje, jak można wykorzystać protesty kierowane z zagranicy do własnej polityki i jakim to sposobem można omijać orzeczenia TK.
Lekceważyć polski Trybunał Konstytucyjny nie musi już ani TSUE, ani PE czy KE, robi to polski rząd.
Przy okazji wciąga sędziów TK w grę polityczną, bo tak należy odczytywać brak publikacji Uzasadnienia i odrębnych stanowisk obu sędziów w sprawie orzeczenia. Trudno będzie odrobić zaufanie do tej instytucji.

Jest jednak i inna strona całej tej hucpy rządu wokół owego orzeczenia.

Doskonale szefowie Zjednoczonej Prawicy z Prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim na czele zdawali sobie sprawę, że orzeczenie z 1997 r. w sprawie niezgodności z Konstytucją przesłanki zezwalającej na aborcję ze względów społecznych pośrednio odnosi się również do aborcji eugenicznej, a mimo to przez całą pierwszą kadencję spychano problem z komisji do podkomisji dając pole do wykorzystywania przez opozycję problemu aborcji do rozbijania obozu władzy.
Zgłaszane projekty służyły do walki politycznej w Sejmie zarówno przez opozycję jak i PiS. Nie było żadnej woli rozwiązania sytuacji. A tak zwany kompromis aborcyjny odpowiadał wszystkim, bo praktycznie zezwalał na aborcję na życzenie. Kto bowiem sprawdzał czy diagnoza lekarska o prawdopodobnym upośledzeniu dziecka w łonie matki jest prawdziwa?
W szpitalach do tej pory obok sal, w których ratuje się życie wcześniaków rozlega się niemy i głośny krzyk dzieci wyrywanych spod serca matki, dzieci, które umierają na stole aborcyjnym, bo zostały przeznaczone na śmierć.

Jest jeszcze jeden aspekt całej batalii o życie nienarodzonych.

Dyskusja toczy się w obecności osób niepełnosprawnych, w tym z zespołem Downa. Protesty uliczne, które wydają się być na rękę rządzącym ogłaszają im, że nie mieli prawa urodzić się, a przez to, że się urodzili urządzili swoim matkom piekło.
Długo tak jeszcze rząd i posłowie mają zamiar bawić się cynicznie ich kosztem?

Kto wreszcie z głoszących szumne hasła obrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci w czasie kampanii wyborczych odważy się głośno powiedzieć, że aborcja eugeniczna to nic innego jak kontynuacja teorii Galtona, która zaczęła się od setek tysięcy przymusowych sterylizacji, a skończyła nazistowskim prawem mordowania kalek w Niemczech? A dziś odżyła w próbach dokonywania sterylizacji kobiet w rodzinach wielodzietnych, „szczepionkach” prowadzących do bezpłodności dziewczynek afrykańskich, w wymuszaniu na rządach prawa do aborcji, w prawie w belgijskim i holenderskim eutanazją na „życzenie” nie tylko starych i chorych ale i dzieci.

_______________________________________________

Ilustracja: https://nczas.com/wp-content/uploads/2020/01/Aborcja_nczas-696x464.jpg

Zapraszam do słuchania
audycja 1203 (czwartkowa)
 
5
5 (3)

3 Comments

Obrazek użytkownika stronnik

stronnik
Zdaje się, że szacunek dla prawa to, tylko nic nie znaczący slogan.

Nawet prawnicy, nie wnikając w ich prowieniencję i poglądy polityczne, mają co najmniej ambiwalentny stosunek do prawa. Ten rak toczy nasze państwo od początków rządów komuny - co wcale nie dziwi.

Ale to, że KTOŚ śmie ogłaszać zainicjowanie IV Rzeczpospolitej, potem Dobrą Zmianę jako punkt zwrotny w naszej historii pisanej na bieżąco, a potem bezczelnie łamie prawo, które ponoć jest głównym motywem działania partii Prawo i Sprawiedliwość, zakrawa na kpinę i pogardę. Nie jedynie dla samego prawa. Wszak prawo jest spisane dla ustanowienia porządku i ładu w całym państwie, nie wyłączając samych jego twórców oraz inicjatorów działań prawnych i porządkowych na najwyższych piętrach aparatu władzy.
Zatem w rzeczywistości, osoby u samego szczytu same odbierają sobie prawo do patetycznych słów samej nazwy partii Prawo i Sprawiedliwość. Nawet, a może zwłaszcza, gdy jest głoszona deklaracja walki z wszelkim bezprawiem,  jednocześnie pozwala się na jego łamanie przez najwyższego urzędnika, arbitralnie podejmujacego decyzję - z wielką pomocą samego twórcy PiS, żeby nie publikować Aneksu do Raportu z likwidacji WSI.
Ten akt złamania, w sposób bezprecedensowy, o wymowie aroganckiego zawołania "Nie mamy pańskiego płaszcza..." doskonale pokazuje w jaki sposób traktowane jest prawo, przez dwie najważniejsze osoby w państwie. Czy w takiej sytuacji "nadzwyczajna kasta" może się czuć zwolniona ze zwyczajowego pozorowania szacunku dla prawa? Pytanie retoryczne.

Długo nadużywano mojej tolerancji dla tych niezrozumiałych wybryków. Długo przymykałem oczy na brednie pisane o kilku najważniejszych osobach w państwie, na ich gloryfikowanie, bezzasadne peany i zachwyty wygłaszane niemal na wyścigi. Aż zapytałem się sam siebie, czy aby nie przykładeam ręki do czegoś co, gdyby było robotą tej tzw opozycji, budziło by we mnie najwyższą odrazę, poczucie zaniku odpowiedzialności za Państwo, za porządek prawny?

Czara goryczy w jakimś momencie się przelała.

Pozostało pytanie, czym zamierza mnie pozyskać prezes Kaczyński abym zagłosował w najbliższych wyborach? Czy kolejny raz zamierza postawić mnie przed brakiem wyboru? Czy naprawdę musimy oglądać i znosić te przedwyborcze intrygi ,które już bez wątpienia są jedynie po to, by oczyścić pole walki politycznej, by zdobyć większość w Sejmie? A już po wyborach, które wygra PiS na fali nośnych haseł i szermowania obietnicami bez pokrycia, wszystkie zasadnicze zmiany i reformy zostaną porzucone?
Koniec końców, z punktu widzenia wyborcy, zwłaszcza świadomego, PiS ma zdobyć władzę po to, by odzyskać całą Polskę DLA Polaków. W imię demokracji, w imię prawa, które ma być jednakowe dla wszystkich i jednakowo szanowane.

Tymczasem, z coraz większą niewiarą zaczynam myśleć o tym, czy mój głos zostanie należycie spożytkowany. Czy ja, ze swoimi poglądami pasuję do tego co PiS, co prezes, chce mi zafundować w trakcie kolejnej kadencji? Bo z rosnącym rozczarowaniem obserwuję coraz większy rozziew między tym co PiS deklaruje, a tym co w efekcie otrzymujemy jako efekt końcowy.

Wiem, że znajdzie się sporo głosów które wykażą, że niezależnie od mojego poczucia zawodu, i tak PiS na tle tzw opozycji, jest partią która wypada zdecydowanie lepiej. I z tym się zgadzam. Tylko czy na tym ma polegać moja akceptacja? Na tym ma polegać zmienianie Polski?
Widać, już tylko na podstawie tak pobieżnej analizy, że dychotomia która towarzyszy obserwatorom stojącym po prawej stronie, po stronie patriotycznej, doprowadza do rozmieniania na drobne tego co PiS jako partia patriotyczna zyskał w pierwszej, najważniejszej dla losów reform, fazie, ta dychotomia zaczyna odgrywać coraz większą rolę w ocenach. Zwłaszcza tzw żelaznego elektoratu.

Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że PiS jedzie na fali tamtych zdobyczy oraz na sile inercji. Minimalny wysiłek wkladany w reformowanie państwa, nie stanowi poważnego zagrożenia. Łamańce wyczyniane z okazji 5-tki dla zwierząt oraz inne nie mniej trwożące, mogą do pewnego czasu przechodzić bezkarnie. Co prawda, poparcie topnieje, ale dla PiS to nie nowość. Są z tym doskonale oswojeni, a straty popularności są do odrobienia przy pomocy sztuczek socjotechnicznych, nowych i odnowionych obietnic, kilku zagrań na rozbicie przeciwników politycznych. Pewnie za niespełna trzy lata, PiS znowu wygra minimalną ilością głosów. Pewnie znowu będzie odgrywał partię patriotyczną. Cokolwiek będzie to miało znaczyć w rozumieniu politycznych przywódców. Ale już raczej beze mnie. Moje poparcie dla PiS odchodzi w niebyt, z każdym złamaniem lub niedotrzymanie obietnicy. Za dużo było kłamstw, zaniechań, wycofywania się z buńczucznie oglaszanych zamierzeń. Zbyt wiele rezygnacji i oszustw wyborczych.

Wraz z zaniechaniem Dobrej Zmiany, zaniechano tego co było najważniejsze w programie partii. Zaniechano prawa i sprawiedliwości. W najważniejszych i najistotnieszych momentach walki o Polskę.

Bez prawa, nie ma sprawiedliwości - w dzisiejszym świecie. A co dopiero mówić o tych, którzy nawet takiego wpisu nie są jeszcze w stanie napisać. Bo się jeszcze nie narodziło, nie urosło i nie zdobyli odpowiednich umiejętności, by móc walczyć o... O prawa nienarodzonych. O prawo i sprawiedliwość. Które to słowa mają być opisem państwa dopełnionego, choć przecież niedoskonałego.
Obrazek użytkownika Danz

Danz
Ciekawy komentarz, który mógłby być osobnym wpisem na blogu. Pozdrawiam.

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
że TK jest instytucją mało potrzebną, rzekłbym wręcz niepotrzebną. Nagle okazał się potrzebny, bo ogłosił dobry wyrok... dobrze rozumiem? ;-)
Konstytucja jest jedną wielką dziurą, o czym wszyscy wiemy. Rządzący mają dużo swobody w interpretacji przepisów, dobry prawnik w zupełności wystarczy. System prawny w Polsce jest tak skonfigurowany, by nie wiązać rąk rządzącym. Gdyby rządził pan Mikke, byłoby jeszcze weselej...
W ustroju takim jak nasz, prawo do życia i inne prawa człowieka są weryfikowane co wybory. Jeszcze chcecie żyć? Proszę bardzo, nie będziemy Was zabijać - tak można streścić relacje między elitą a ludem w Polsce.
Kiedy lud, zwłaszcza wiekiem młodszy, zaczyna podskakiwać w rytm hasła hej hej aborcja jest okey - rząd musi wykazywać dużą ostrożność. Z jednej strony sumienie (wierzę, że niektórzy politycy je mają), z drugiej - twardy elektorat, z trzeciej - konieczność utrzymania się przy władzy i nie rozdrażniania ponad miarę emocji i hormonów młodzieży. Wszystko to jest trudne, a chodzi o to, by nie stracić tych uzbieranych z wyborów na wybory 45% poparcia i ledwo obronionych w ostatnich wyborach prezydenckich... A może nawet zyskać kilka % sympatyków?

Więcej notek tego samego Autora:

=>>