Oszustwo pseudowartości

 |  Written by Danz  |  0

Przy całej swojej niedoskonałości ludzie wcale nie tak chętnie wybierają zło. Jawnie ukazane, raczej odrzuca i przeraża albo irytująco drażni sumienia, co pokazują nerwowe reakcje na furgonetki sprzed Szpitala Bielańskiego. Dlatego żeby skusić człowieka, zło zwykle oszukuje go, przybierając maskę dobra, a człowiek, w swojej głupocie, zachłanności i pysze daje się zwieść, nabierając również samego siebie.

Wywracanie znaczeń

Wielu „Europejczyków” głoszących „europejskie wartości” tak nienawidzi chrześcijaństwa, że uważa je za zaprzeczenie tych wartości. To oczywiste oszustwo, bo to, co przed chrześcijaństwem było w Europie najlepsze, opierało się na tych samych wartościach, które chrześcijaństwo uzupełniło i wzbogaciło. Setki lat przed Chrystusem antyczni Grecy cenili prawdę, dobro i piękno. A co się ceni teraz?

Odrzuca się istnienie prawdy obiektywnej. Znaczenie słów, które tę prawdę powinny wyrażać, podstępnie wywracają na opak ideolodzy albo przejmują w zarząd unijni urzędnicy, żeby podporządkować sobie całe narody. Kiedy słowo „praworządność” w niemieckich ustach faktycznie oznacza „posłuszeństwo”, to zawracamy ku najciemniejszym kartom historii Europy. 

Antyczne świątynie i gotyckie katedry to różne przejawy tego samego piękna, duchowo budującego człowieka. Jakże często zamierzona ohyda współczesnej sztuki ma człowieka duchowo niszczyć, co nierzadko otwarcie potwierdzają sami autorzy.

Dobro, które Sokrates rozpoznawał za sprawą wewnętrznego głosu, nie różniło się od dobra chrześcijańskiego, o czym świadczy to, co wiemy o jego życiu i dobrowolnym przyjęciu niesprawiedliwego wyroku śmierci. Chcąc ukazać człowieka prawdziwie uległego, Platon stworzył w „Państwie” obraz do złudzenia przypominający Chrystusa ukrzyżowanego – blisko 400 lat przed Jego narodzeniem. W czasach niewolnictwa antyczna Europa również miała swój adwent, przygotowywała się na przyjście Tego, który miał znieść wszelką niewolę.

Ci, którzy mówią tyle o „europejskich wartościach”, faktycznie odrzucają i niszczą cały ten europejski dorobek. No, prawie cały, bo czerpią z marksizmu – najbardziej zbrodniczej i zarazem najbardziej uwodzicielskiej ideologii. Ideologii kłamstwa i nienawiści, kuszącej „wyzwoleniem” i „równością”, ale niosącej zniszczenie, niewolę i śmierć. Jej panowanie na uniwersytetach i w umysłach współczesnych elit to znak choroby toczącej naszą cywilizację.

Oszukańcze pseudowartości

Żeby tę cywilizację zwieść, prawdziwe wartości zastąpiono fałszywymi, bałwochwalczo czczonymi pseudowartościami. Rozpoznać można je po tym, że nie są one dobre same w sobie. To, czy są dobre, czy złe, zależy wyłącznie od tego, do czego je odnosimy, bo zależnie od tego przynoszą zło lub dobro, albo po prostu są złe lub dobre. W ten sposób można czynić zło pod szyldem rzekomego dobra. Na tym właśnie polega istota obecnej polityki odwołującej się do równości i równouprawnienia, tolerancji, wolności i wyzwolenia oraz praw człowieka. Polityki z gruntu marksistowskiej, choć wielu jej promotorów zapewne nie jest tego świadomych.

Czczona niczym idol tolerancja jest dobra lub zła zależnie od tego, co mamy tą tolerancją objąć. Tolerowanie uciążliwości chorej starszej osoby jest dobrem i znakiem miłosierdzia, ale tolerowanie wielkiego zła jest niewątpliwym złem, zwłaszcza gdy można je powstrzymać. 

Równość i równouprawnienie są z pewnością złe, kiedy zrównują zło z dobrem i dają im równe prawa. Taki zamęt w głowach nie pozwala odróżnić zła od dobra. W fałszywej moralności zbudowanej na pseudowartościach rolę zła pełni nierówność i nietolerancja, rolę dobra pełni natomiast tolerancja nawet najgorszego zła i zrównująca je z dobrem – czyli przedstawiająca zło jako dobro – czyn prawdziwie diabelski. W tej antymoralności dobro jest „nietolerancyjne”, bo samą swoją obecnością piętnuje zło. W takim ujęciu dobro jest złem, więc ta antymoralność oparta na pseudowartościach musi dobro zwalczać. To właśnie dzieje się na naszych oczach. W ten sposób na bazie równości i tolerancji buduje się zdeprawowaną mentalność i zdeprawowane sumienie.

Kolejną zwodniczą, bałwochwalczo uwielbianą pseudowartością jest postęp, który oznacza po prostu posuwanie się do przodu. Jego ocena zależy od kierunku: jest dobry, jeśli prowadzi ku dobru, zły, gdy prowadzi ku złu, na przykład ku przepaści. 

Wolność i wyzwolenie, z których wywodzi się różne prawa, też uważa się za dobro. Jednak tu również wszystko zależy, od czego się wyzwalamy i do czego mamy mieć prawo, bo ograniczające nas więzy i zobowiązania mogą być złe lub dobre, podobnie jak owe prawa. Dobrem będzie uwolnienie z mafijnych zobowiązań lub dosłownej – fizycznej niewoli (choć raczej nie chcemy wolności dla seryjnych morderców). Jednak wyzwolenie z więzów zasad moralnych oznacza wolność albo „prawo” krzywdzenia innych, jest więc z pewnością złe. Wyzwalając się z dobrowolnie przyjętych więzów i zobowiązań, możemy krzywdzić swoich najbliższych, współmałżonka i dzieci, co jest plagą naszych czasów.

Postępowy holocaust

A co powiedzieć o wolności lub „prawie” zabijania człowieka, którego powołaliśmy do istnienia, ale nie chcemy przyjąć za niego odpowiedzialności, bo to utrudni nam życie? Głosi się „prawo” do aborcji albo „prawo” wyboru, czyli prawo człowieka do zabicia innego człowieka, bo jeszcze nieurodzonemu człowiekowi odmawia się prawa do człowieczeństwa, a co za tym idzie – prawa do życia. 

Tę najbardziej drastyczną formę wykluczenia i dyskryminacji forsują ci, którzy rzekomo walczą z wykluczeniem i dyskryminacją. Protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej mają rzekomo ratować życie kobiet. To oszustwo. W rzeczywistości art. 4a ustawy z 1993 roku dopuszcza przerwanie ciąży zagrażającej życiu matki, a Trybunał nie zajmował się tą kwestią! Słusznie jednak zaznaczył, że „to na władzy publicznej oraz na całym społeczeństwie ciąży obowiązek dbania o osoby znajdujące się w najtrudniejszych sytuacjach” i że ustawodawca nie może przenosić ciężaru wychowania ciężko upośledzonego albo nieuleczalnie chorego dziecka jedynie na matkę.

Rzekome „ratowanie życia kobiet” pod znakiem błyskawic to faktycznie walka o „aborcję bez granic”, czyli o nieograniczone „prawo człowieka” do zabicia innego człowieka. To „prawo człowieka” skazuje żyjące i czujące istoty ludzkie na rozszarpywanie w łonach matek albo duszenie się godzinami w męczarniach po „sztucznym poronieniu”. Tak zwana aborcja przez częściowe urodzenie to przebicie potylicy prawie urodzonemu dziecku (główka wyszła z łona matki albo już tylko ona w nim została), odessanie mózgu przez rurkę, a potem wyciągnięcie i wyrzucenie do kosza drgającego w konwulsjach ciała. Ten proceder popierają najbardziej postępowi politycy USA, w tym prezydenci Bill Clinton i Barack Obama, zaś wsteczny Donald Trump jest przeciwny zabijaniu nienarodzonych dzieci. Inny przejaw postępu: każdego roku w belgijskiej Flandrii poddaje się „eutanazji” ponad 1000 osób bez ich wiedzy i zgody.

Zabijanie „niepotrzebnych” ludzi to postęp. Dlatego starożytną Przysięgę Hipokratesa zastąpiono postępową Deklaracją Genewską i obowiązującym w Polsce postępowym Przyrzeczeniem Lekarskim, usuwając „zacofane” zobowiązania antycznego oryginału: „Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka na poronienie”.

Zwolennicy postępowych „praw” do aborcji i eutanazji ukazują je jako dobro. Jeśli mogą, odbierają wolność i prawo mówienia o nich prawdy, żeby nie mogła poruszyć ludzkich sumień. Akurat ta wolność i te prawa są ich zdaniem niedopuszczalne – typowa sprzeczność systemu opartego na kłamstwie. Holokaust nienarodzonych rzekomo nie istnieje, bo jego ofiary rzekomo nie są ludźmi.
Całość tutaj: https://www.gazetapolska.pl/24022-oszustwo-pseudowartosci

5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>