Prof. Krasnodębski: Zwalczanie hejtem okazało się nieskuteczne, dlatego rozpoczęła się druga faza wojny polegająca na zamykaniu ust

 |  Written by Danz  |  0

Prof. Zdzisław Krasnodębski: To jest trochę pytanie retoryczne. Mamy rzeczywiście do czynienia z taką sytuacją daleko idącej polaryzacji politycznej w całym świecie zachodnim. Do tego się wyraźnie przyczyniły ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. Rzeczywiście obserwujemy taką tendencję pod hasłami „walki z mową nienawiści”, z poglądami, które są  zdaniem krytyków dyskryminują różne grupy, z tezami, które uchodzą dzisiaj za zupełnie nie do przyjęcia. Pojawia się pokusa, by ich zakazać. W rezultacie mamy do czynienia ze zjawiskiem coraz większej cenzury. Co jest ciekawe to zjawisko cenzurowania i zakazywaniu uzasadniane jest hasłami „obrony demokracji”, „obrony wolności słowa”, „walki z dezinformacją”, „walki z manipulacją”. Ci, którzy dokonują aktów cenzorskich, przypisując sobie uprawnienia orzekania o tym, co słuszne i dopuszczalne, powołują się na takie właśnie wartości, jak ochrona sfery publicznej, ochrona debaty publicznej, dbanie o to, by była ona różnorodna i merytoryczna. Wydaje mi się, że na tym polega specyfika tej nowej sytuacji. Zarazem w wielu krajach mamy do czynienia z konfliktem społecznym i polaryzacją, które niezależnie od warunków lokalnych wykazuje pewne cechy wspólne. Walka polityczna z ludźmi kontestującymi dotychczasowy układ sił, dominującą ideologię przybiera na sile i ma charakter ponadnarodowy. Walka polityczna dotyczy bardziej niż kiedykolwiek kanałów komunikowania się i prowadzi do prób wypchnięcia przeciwników światowego liberalizmu ze sfery publicznej i ich uciszenia. W wyniku rewolucji cyfrowej media się zróżnicowały i teraz obserwujemy próbę odzyskania monopolu na przekaz komunikacyjny, na interpretację, na dominującą narrację. W dzisiejszej polityce kluczowe są narracja i panowanie nad przekazem, to jest jedna z podstaw władzy politycznej. Tam, gdzie jest ona zagrożona, tam się pojawiają się próby cenzurowania.

Przykład cenzury wobec Donalda Trumpa jest chyba takim najbardziej spektakularnym przykładem, ale de facto cenzurę w mediach społecznościowych obserwowaliśmy już od kilku lat. Od kilku lat płynęły niepokojące sygnały o usuwaniu tekstów pro-life, czy anty-LGBT powodujące próby przeciwdziałania tego typu praktykom. Co się stało, że się nie udało, że te wielkie korporacje bez większych konsekwencji są w stanie cenzurować nawet prezydenta Stanów Zjednoczonych?

 
 

Rzeczywiście już wcześniej pewnych rzeczy w niektórych mediach nie można było powiedzieć. Czasami blokowano konta, ale głównie były całe fale kampanii nienawiści organizowane przeciw komuś, kto wyrażał poglądy konserwatywne. Zwłaszcza dotyczyło to wszystkich kwestii etycznych i obyczajowych, niekoniecznie politycznych w sensie węższym – to też właśnie pokazuje, że mam do czynienia ze zderzeniem się światopoglądów - i że to zderzenie światopoglądów determinuje dzisiaj też procesy polityczne. Dotychczasowe „akcje prewencyjne” były jednak nieskuteczne, czego najlepszym dowodem jest też sama prezydentura Trumpa, fakt, że został on wybrany, a także wyniki wyborów w niektórych innych krajach, a także Brexit. Okazało się, że „system światowego liberalizmu” nie jest szczelny. Zwalczanie hejtem okazało się nieskuteczne, dlatego rozpoczęła się teraz druga faza wojny komunikacyjnej polegająca na zamykaniu ust i możliwości komunikowania się tym ludziom, których poglądy są nieakceptowane albo uznawane za niebezpieczne. W związku z rozwojem technik cyfrowych wszyscy stali się uzależnienie od mediów społecznościowych i  od komunikacji internetowej w ogóle. W końcowych dekadach XX wieku wraz z pojawieniem się telewizji satelitarnej upadł monopol telewizji publicznych. W Europie - w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, gdzie media publiczne zawsze były raczej marginesem – ten proces pluralizacji miał swoje granice, gdyż ciągle jeszcze w Niemczech czy we Francji istnieją silne media publiczne podlegające daleko idącej kontroli państwowej. Rozwój możliwości komunikacji w internecie wydawał się ostatecznym zwycięstwem niczym nieskrępowanej wolności słowa i pokonaniem wszelkich barier komunikacyjnych.

Dziś przeżywamy koniec tej utopijnej iluzji. Wielkie koncerny cyfrowe, wielkie koncerny medialne również postanowiły poddać kontroli informacje przekazywane przez użytkowników portali i mediów społecznościowych. Niebezpieczeństwo polega na tym, że to nieliczne firmy w rękach prywatnych kontrolują ogromną część komunikacji w internecie. Zamiast pluralizacji, mamy oligarchizację przekazu medialnego na skalę globalną. Te prywatne firmy mają dziś ogromną władzę w sferze komunikacji. Wydaje mi się, że niezwykle charakterystyczna jest w tym kontekście reakcja niektórych przedstawicieli elit europejskich i niektórych państw. Wczoraj pojawiło się oświadczenie rządu niemieckiego, w którym wprawdzie skrytykowano decyzję zamknięcia konta Donalda Trumpa, ale tylko dlatego, że jest to decyzja prywatnej korporacji. Krytyka nie polega więc na tym, że zamknięto konto człowieka, który sprawuje urząd prezydenta ciągle najsilniejszego państwa świata, urząd, który, jak uważano, łączy się z największą władzą polityczną, tylko że to się odbywa decyzją prywatnego przedsiębiorstwa, prywatnego koncernu. W związku z tym prawdopodobnie wkrótce podjęte zostaną kroki legislacyjne, aby prawnie usankcjonować tego rodzaju działania. Zostanie prawnie określone, w jakich sytuacjach, będzie można zamykać konta na Facebooku, Twitterze, czy jakimkolwiek innym przekaźniku w Europie, kiedy będzie można odmawiać publikacji czy też odbierać możliwość komunikacji. To będzie następna faza wspomnianej ewolucji mediów. Europa idzie w kierunku ustanowienia pewnego rodzaju prawnej cenzury, przechodząc od cenzury, która miała do tej pory nieformalny charakter i opierała się decyzjach podejmowanych w prywatnych koncernach.

W tym momencie rodzi się pytanie, czy jest to ewolucja, czy jednak rewolucja i to rewolucja lewicowa? To, co się dzieje w tej chwili, zaczyna przypominać do złudzenia świat Orwella…

Tak. W tym sensie – oczywiście, tylko że nie mamy do czynienia z jednym wydarzeniem. Czasami oczywiście rewolucje wynikały z długich procesów, ale zwykle rozpoczynały się od konkretnego zdarzenia, tak że można było powiedzieć, iż od tego czasu świat się zmienił - choć czasami to dopiero później, ex post ustalamy to zdarzenie. W tym wypadku mamy jednak do czynienia z pewnym procesem, który jest widoczny od paru lat. Jest zarazem rewolucja technologiczna i ideologiczna. Środki techniczne umożliwiające dzisiaj bezustanną, szybką komunikację w skali globalnej powodują, że treści i idee krążą szybciej – i przybierają często bardzo uproszczoną formę.

Media propagują pewną wizję życia i społeczeństwa. Doszło do zadziwiającego sojusz lewicy i różnych ruchów protestów lewicowych, czy krytyków lewicowych, od ruchów ekologicznych po ruchy mniejszości etnicznych, a z drugiej strony przedstawicieli czy właścicieli wielkich koncernów. Kiedyś lewica uważała się za reprezentanta ludzi biednych, klas niższych, wyzyskiwanych przez złych kapitalistów, a dzisiaj mamy sojusz tych wielkich koncernów, sojusz Billa Gatesa, Marka Zuckerberga z ludźmi, którzy na ulicy obalają pomniki czy dewastują pomnik Kościuszki. Występują oni przeciw ludziom, których teraz nazywamy konserwatystami, choć w w gruncie rzeczy bronią oni tylko sposobów życia, które kiedyś wydawały się zupełnie oczywiste, oraz wartości, które jeszcze niedawno było powszechnie podzielane. Trudno było sobie wyobrazić, że obrazoburcze stanie się powiedzenie, że tylko kobiety mogą rodzić dzieci, że istnieją dwie płcie itd. Tak więc mamy do czynienia z głęboką rewolucją – a więc zasadniczym odwróceniem porządku społecznego. To pełzająca rewolucja społeczno-kulturowa, w której ci, którzy mają władzę, w tym także władzę ekonomiczną, albo się do tych radykalnie wywrotowych tendencji dostosowują, albo wręcz również to promują. Netflix wydawał się kulturowo i politycznie neutralną firmą, która przełamuje monopol filmowy wielkich hollywoodzkich wytwórni, a w gruncie rzeczy jest narzędziem przemiany obyczajów, formatowania nowych osobowości i kreowania nowych obyczajów. Głoszą wolność obyczajową– ale, jak wiemy, nie ma wolności dla „wrogów wolność”. Gdy się okazało, że zbytnia wolność słowa w sieci może zagrozić obowiązującej liberalnej narracji, podważyć jedynie słuszne wyobrażenie o świecie, o tym, w którym kierunku on się rozwija i jak powinien być rządzony, zaczęto sieć cenzurować.

Całość: https://wpolityce.pl/polityka/534760-prof-krasnodebski-mamy-oligarchizac...

5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>