Polityczny fortepian

 |  Written by Tȟašúŋke Witkó  |  0
Polityka międzynarodowa prowadzona przez Kancelarię Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej (KPRP) jest najłaskawiej ocenianym przeze mnie obszarem działalności zarówno samego Andrzeja Dudy, jak i całej jego ekipy. Osoba Zbigniewa Raua, Ministra Spraw Zagranicznych (MSZ), staje się w moich oczach wielkim i pozytywnym zaskoczeniem, pomimo tego, że sam oficjel nie przykłada większej wagi do brylowania w świetle telewizyjnych kamer i perorowania do mikrofonów stacji radiowych. Skąd ta moja kordialność, zapytacie Państwo? Już odpowiadam – z analizy komunikatów chińskich prominentów, którzy z wielkim faworem zaczynają wypowiadać się o naszym kraju, a to oznacza, że „pod dywanem” trwają intensywne negocjacje z Państwem Środka i wydaje się, iż stopień ich zaawansowania jest znaczny. Wiadomo, że o takiej debacie MSZ musi informować KPRP, zaś główne decyzje i ustalenia winny być sygnowane przez Duży Pałac. Nie ukrywam, że podobne wiadomości, jak te od Chińczyków, przyjmuję z wielkim ukontentowaniem i niecierpliwie czekam na rozwój wydarzeń. Nadmienię również, że odnoszę wrażenie, iż rozmowy polsko-chińskie rozpoczęły się na długo przed zaprzysiężeniem Joe Bidena na urząd 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych, a to by oznaczało dużą elastyczność i zdolność przewidywania rozwoju wydarzeń w resorcie spraw zagranicznych. Wydaje mi się, że po raz pierwszy od lat odpowiednio wcześniej znaleźliśmy właściwe wyjście awaryjne i zaczęliśmy grać na „dwóch instrumentach”. Mogę zatem przyjąć tezę, że ktoś poszedł po rozum do głowy i odkurzył drugi „polityczny fortepian”.

„Polityczny fortepian”, ten którego dźwięki mają dotrzeć za ocean, jest obecnie w Ministerstwie Obrony Narodowej i koncertuje na nim mistrzowsko Mariusz Błaszczak. Pisałem to już wielokrotnie, ale powtórzę: żadne ideologie nie zmuszą głównego lokatora Białego Domu do konfliktu z przemysłem zbrojeniowym, dlatego kontrakty sprzedaży samolotów i rakiet nad Wisłę są dla Amerykanów ważniejsze niż cała paleta barw, a co dopiero jakaś tam mizerna tęcza. Tak, racja, można postawić zarzut, że kupujemy sobie łaskę sojuszników topiąc ciężkie pieniądze w śmiercionośne zabawki i nie ma to nic wspólnego z przyjaźnią. Natychmiast ripostuję, że coś takiego, jak przyjaźń na dobre i na złe faktycznie istnieje, ale najłatwiej ją znaleźć na kartach książek Karola Maya, a nie w polityce międzynarodowej. W niej sympatie opisywane są precyzyjnymi liczbami na kontach księgowych firm, a nie uśmiechami i deklaracjami wygłaszanymi dla gawiedzi. Politycy opozycji, chcąc zdeprecjonować skuteczność poczynań poszczególnych resortów, będą forsować tezy, że za waszyngtońską przyjaźń zapłacimy my wszyscy. Można – w ramach skutecznego returnu – zapytać ich, czy gdybyśmy oddawali za darmo nasze towary i usługi – ot tak z czystej sympatii – to byłoby to właściwe i oni zaakceptowaliby taki stan rzeczy? Odpowiedź nasuwa się sama i chyba nie muszę dodawać, że podobna sytuacja nie znalazłaby uznania w oczach żadnej opozycji na świecie, a co dopiero ten naszej, tak bardzo rozwrzeszczanej i niemerytorycznej. Dobro własnego kraju musi być najważniejszym determinantem funkcjonowania każdego polityka i przez ów pryzmat winny być oceniane jego działania.

Działania, te podjęte na kierunku chińskim, powinny i muszą przynieść nam dodatni bilans finansowy, ale naturalnym jest, że Pekin nie prowadzi aktywności charytatywnej. Naszym głównym atutem staje się położenie geograficzne, które możemy wykorzystać jako swoistą śluzę dla azjatyckich towarów transportowanych na Stary Kontynent. Głównym jej elementem ma być terminal w Małaszewiczach, gdzie planuje się obsługiwać pół setki par pociągów na dobę. Jeśli rozbudowa portu kolejowego dojdzie do skutku, to korzyści płynące z inwestycji zaczną zwracać się praktycznie natychmiast, dlatego wkrótce usłyszymy – najprawdopodobniej z Berlina – głosy negatywne i postponujące cały projekt. Wątpiących w taki scenariusz odsyłam do tekstów w liberalnej prasie opisujących przekop Mierzei Wiślanej, gdzie o przedsięwzięciu nie można znaleźć ani jednego pozytywnego akapitu. Cóż, „psy szczekają, a karawana jedzie dalej”, dlatego róbmy swoje nie oglądając się na innych i nie tracąc przy tym czujności.

Czujność jest w biznesie niezbędna, szczególnie gdy ubija się interesy z wiecznie uśmiechniętymi Chińczykami. Za inwestycjami przybędzie do nas kohorta ugrzecznionych, żółtolicych osobników, z których lwia część będzie współpracować z wywiadem. Tak jest i już. Mam tylko nadzieję, że nasze służby będą w stanie skutecznie się im przeciwstawić i partnerzy nie skolonizują nas tak, jak to zrobili z krajami afrykańskimi. Pieniądz rządzi tym światem, toteż należy przypuścić, że będą oni próbować korumpować poszczególnych decydentów. Musimy być na to przygotowani i wypracować procedury zapobiegania opisanym zdarzeniom i być gotowymi na wojnę informacyjną.

Wojna informacyjna, a takiej nie unikniemy, będzie toczyła się głównie w obszarze moralności. Zostaną wytoczone zarzuty, że Polska utrzymuje ścisłe kontakty z reżimem. Pierwsi krzyk podniosą ci, którzy od dekad zarabiają krocie dzięki umowom z Chinami, więc nie ma się czym przejmować. Moralność w polityce nie istnieje i istnieć nie będzie. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to jest zwyczajnym głupcem i nie czytał nigdy zdania wygłoszonego przez sir Henry’ego Johna Temple’a, angielskiego arystokratę, premiera oraz ministra, a on rzekł tak: „Wielka Brytania nie ma wiecznych sojuszników ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko interesy Wielkiej Brytanii i obowiązek ich ochrony”. My mamy obowiązek ochrony polskich interesów, dlatego koncertujmy na tym drugim politycznym fortepianie.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 08 marca 2021 r.

https://zyciestolicy.com.pl/felieton-t%c8%9fasunke-witko-polityczny-fort...

5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>