Żenady Ewy Kopacz

 |  Written by Waldemar Żyszkiewicz  |  6
Zwykle nie pisuję tekstów polegających na prostym wyliczeniu spraw raczej znanych i dość oczywistych. Jednak dla osoby, która najwyraźniej nie potrafi spojrzeć na siebie z zewnątrz, warto zrobić wyjątek. Zwłaszcza gdy akurat pełni ona funkcję premiera.

Premier Kopacz wyznała ostatnio, że pewien fragment wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy skierowanej do prezydenta Niemiec Gaucka wzbudził w niej silne uczucie zażenowania. Pytanie, czy tak szczegółowa wiedza o emocjach nurtujących szefową rządu jest nam pod koniec lata naprawdę niezbędna, zostawiam do rozstrzygnięcia badaczom stanów emocjonalnych u osób sprawujących władzę. A także tym  technologom polityki, którzy wciąż monitorują granice podatności społeczeństwa na jawny bajer.

Skoro już o zażenowaniu i podróży do Niemiec mowa, to na mnie wrażenie wywarła niezapomniana lambada na czerwonym dywanie, którą u progu swej kadencji zaprezentowała na niemieckim lotnisku Ewa Kopacz, wyślizgując się zręcznie niczym piskorz z ratującego powagę sytuacji mocnego uścisku kanclerz Merkel. Czy można w tej sytuacji mówić o żenadzie?

Albo wcześniejsze o parę lat pamiętne sceny z sali plenarnej polskiego parlamentu. I żarliwość, z jaką ówczesna minister zdrowia mówiła o pracy ramię w ramię polskich patologów z radzieckimi, tfu...  rosyjskimi specjalistami. Tak tylko mi się wyrwało, bo dla naszego pokolenia było oczywistą oczywistością, że nie może być lepszych profesjonalistów w żadnej dziedzinie niż ‘specjaliści radzieccy’.

Albo te gorliwe zapewnienia o przekopaniu na metr. Przecież gdy słuchało się wtedy Ewy Kopacz to było niemal widać, że ona wręcz nad tym dołem, wielkim i głębokim na metr, ba! pewnie na metr dwadzieścia, stoi i pilnie każde ziarnko piasku czy grudkę gliny ze szczególną starannością ze wszystkich stron ogląda, czy tam aby jakichś szczątków nie ma i żeby, broń Boże, niczego nie uronić...

Bez dwóch zdań, ta postawa i te słowa trafiały do polskich serc poruszonych smoleńską tragedią. Na pewno nie można tu było mówić o żadnej żenadzie... No, może ewentualnie wtedy, gdy się okazało, że niesforni Polacy co i rusz wyciągają ze smoleńskiej ziemi jakieś znaleziska, nie tylko ułamki roztrzaskanej maszyny, resztki gadżetów, ale i pozostałości biologiczne, czyli fragmenty ciał. Natomiast próbę, na szczęście nieudaną, sfałszowania wpisu w sejmowym stenogramie z tamtego posiedzenia co najmniej do kategorii ‘żenada’ z pewnością zaliczyć należy.

Albo takie zapomnienie o początkach własnej kariery politycznej? Czy potraktować to jako zwykłą niesprawność pamięci, co ani u lekarza, ani u polityka rekomendacją do dalszego pełnienia tych odpowiedzialnych funkcji raczej być nie może? Czy lepiej dopatrzeć się w tym zdrowego wstydu, a więc przynajmniej jakiegoś substytutu sumienia, bo przecież zeteselowskie korzenie w latach 80. to raczej żaden powód do chwały. Ale i nieprzyznawanie się do faktów z własnego życia wiarygodności osoby przecież nie powiększa.

Czy taki rodzaj uniku to żenada, czy może przezorność polityczna w rodzaju tej, która każe taktownie mówić raczej o ‘wygaszaniu kopalń’ zamiast o ich zamknięciu, likwidacji albo sprzedaży w obce ręce? A reklamowanie drogich ciuchów w świątecznym numerze jednego z magazynów dla kobiet, to elegancja-Francja czy w wydaniu premiera RP to jednak jakaś forma żenady?

Wystarczy spojrzeć na minę zażenowanego Piotra Kraśki, żeby nie mieć złudzeń, co sądził on o dwukrotnym podkreśleniu walorów jarzyn z portugalskiego dyskontu, którego właściciel płaci w Polsce znikome podatki, dzięki czemu w krótkim czasie na portugalskiej liście ludzi najbogatszych znacząco awansował. Ale może się mylę,  może skonfundowanie Kraśki to nie żenada, lecz jakiś rodzaj klasowej zasługi pani premier?
 
Niewyczerpanym źródłem komentarzy o wpadkach i gafach Ewy Kopacz są też modowe kreacje, w jakich często się pojawia. Te żakiety, bluzki z falbankami, sweterki, pasiaste spódnice. Podobno doradcą w zakresie ubioru jest jej córka. To byłoby nawet chwalebne, że wizerunkowo ważny element szefowa rządu załatwia bezkosztowo, ale niestety córka odziedziczyła chyba gust po mamie.

Więc jest, jak jest: odważne (to eufemizm) zestawienia kolorystyczne, często zbyt krótkie spódnice albo dla odmiany uroczysty strój,  stosowny może dla księgowej, ale chyba nie dla szefa rządu przed tablicą upamiętniającą ważne wydarzenia...

Jeśli dodać do tego mocny, przećwiczony w Berlinie estradowy krok Tiny Turner oraz nieco metaliczny, pełen dramatyzmu ton w głosie, gdy nasza pani premier mówi o kolejnych niewybaczalnych przewinach Andrzeja Dudy, ewentualnie domaga się zwołania Rady Gabinetowej, to szkic do medialnego portretu Ewy Kopacz będzie z grubsza gotowy. Internauci chętnie otagują go znaną frazą: Nie płacz, Ewka

  
5
5 (7)

6 Comments

max's picture

max
Do koncepcji oczywistych ciężko przekonywać. 
Jak tu, na przykład, wyjaśnic komuś, kto upiera się polegać na swoich pięciu zmysłach, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie? :)
Poza pięcioma zmysłami (i szarymi komórkami, których właściwe użytkowanie jest ponoć domeną homo sapiens) pozostają autorytety, na których wypada się oprzeć.
Einstein, Kopernik, Newton, Tusk.

W szczególnej materii - określanej zazwyczaj mianem "polityki - od dobrych 10 lat bombardowani jesteśmy wypowiedziami różnych autorytetów. Rodowód tych autorytetów różny, zazwyczaj szemrany, ale że w telewizorni skutecznie wylansowane, dla masowego oglądacza są osobami miarodajnymi. I głoszą.

Teraz jest o tyle ciekawie, że rzeczywistość skrzeczy już bardzo głośno, a autorytety III RP zmuszone są już nie tylko suflować odpowiedzi i reinterpretować realnie, ale brutalnie zakłamywać. 

Z premier Kopacz ciężko. Prowincjonalność, tandeta, dyletanctwo biją po oczach, nawet ci mniej wybredni i kumaci dostrzegają, że coś nie tak. Tu kotlecik, tam spacer gdzie Angela musi chwytów judo używać, by na właściwy dywanik nawrócic zabłądzoną.

To może jednak "eppur si muove'? Dobry czas na oczywistości, tym razem mają szanse dotrzeć do "mas"? Aczkolwiek masę należy traktowac jak kobietę, co z uporem powtarzam za zapoznanym w swoim fachu (a czołowym) socjotechnikiem XX wieku.

:)

serdecznie pozdrawiam, miło, że po przerwie zawitałeś do nas

 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...ranny ptaszek z Ciebie! Moja absencja była i wymuszona, i pozorna :) Upały wypędziły nas na zieloną trawkę, gdzie owszem, w dzień pełna spieka, ale wieczorem robi się chłodno, nieraz nawet rosa, koncerty Cesarii Evory i chłodne piwo lepiej wtedy smakują. Ale tam, na gadżecie zdołam portal tylko podglądnąć. Zresztą urlop wszystkim się należy, także użytkownikom B'nR ode mnie :)

Osobiście nie miałem (nie)przyjemności konktaktu bezpośredniego, ale znajomek, który miał, stanowczo twierdzi, że jest jeszcze gorzej niż to wygląda... Dla mnie co innego wydaje się ważne: sądzę (wbrew ogólnym przeświadczeniom), że PEK nie jest wyłącznie protezą Don Donalda, ale że wbrew jego oczekiwaniom PO skręciła teraz geopolitycznie. Inaczej: nie przekonuje mnie wywód Janeckiego z nowego numeru wSieci.

Serdeczności już wrześniowe, przy ludzkiej temperaturze :) 

Waldemar Żyszkiewicz

max's picture

max
Czasem mnie bezsennośc dopada. :)

Nie wydaje mi się, aby Ewa Kopacz miała być wyłącznie protezą Tuska, podobnie jak nie jestem do końca przekonany czy w 100% została przez niego namaszczona.
W Ilości horrendalnych gaf, które popełnia śmiało może konkurować z (a teraz wszyscy razem!) byłym przezydentem Bronisławem Komorowskim.
O ile nie założymy, że w przeciągu ostatniego roku jej intelekt uległ błyskawicznej degradacji - w PO wiedzieli, na kogo się decydują. Tusk najprawdpodobniej pozostawił sprawy swojemu biegowi i pozwolił buldogom powalczyć pod dywanem. I tak nastała złota era Kopacz.

Przypomina mi się historia pewnego XIV-wiecznego konklawe, kiedy to kardynałowie nie umieli, ba - nie chcieli, mniejsza o to dlaczego - się dogadać. Zabawa skończyła się, kiedy Filip de Poitiers (niebawem Filip V, król Francji) zaciągnął ich do niewinnie wyglądającego kościoła - a potem zamurował wejścia. Kardynałowie musieli w końcu dokonać wyboru i - przechytrzyli. Postanowili wybrać najstarszego kandydata w nadziei na szybki zgon nowego papieża i powrót do status quo. Mieli pecha. Nowy, siedemdziesięciodwuletni papież przybrał miano Jana XXII - i rządził jeszcze 18 lat...

Być może o wyborze Kopacz zadecydowało przekonanie, że lepsza miernota, byle nie ktoś z innej frakcji. Ale się przeliczyli czy też raczej: nie docenili "głębi intelektualnej" przyszłej pani premier.

O, z pewnością  pani premier prowadzi własną politykę, również w wersji geo. Tu nie mam wątpliwości, Ostatecznie, kto chcącemu zabroni... Otoczona plejadą fachowych doradców z wdziękiem walcuje po scenie międzynarodowej i krajowej.

Lepszego prezentu PO sprawić PiS nie mogło. Premier wytypowany perfekcyjnie.




 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Miło, że prawie identycznie widzimy te sprawy... Może jakieś akcenty trochę inaczej bym rozłożył.

1) Polskie Nagrania - to nie spontaniczna impreza Falenty i kilku kelnerów.
2) Jeśli ktoś nazbierał 700 godzin nagrań, to po coś.
3) Jeśli odpalono w czerwcu 2014 Latkowskim pierwszy człon rakiety,
to żeby wyścigać Tuska, co się stało, i zmienić rząd, co też zaszło.
4) Jeśli ktoś obala proniemieckiego Tuska, to po coś innego daje Kopacz,
inaczej mówiąc nie przekonuje mnie koncept, że jej kandydatura wynikła
z przypadku, bo była do zaakceptowania dla walczących obozów; jeśli
nawet tak sądzili, to dali się nabrać, jak Tusk i reszta.

Pamiętasz tę czołobitną fotkę EK z Don Donaldem w sejmie?
To jest kluczowe.

Życzę dobrego snu :)

Waldemar Żyszkiewicz

max's picture

max
Bardzo mi miło. :)

Ciężko dedukować, kiedy dysponuje się tylko cząstkową wiedzą, uprzednio przefiltrowaną - przed podaniem do publicznej wiadomości.
Ale wychodząc od starego dobrego "cui bono"...

Premier Kopacz jest ewidentnym niewypałem, i to niewypałem z punktu widzenia dobra naszej partii rządzącej. Ten fakt jest albo efektem ubocznym (możliwe), albo czymś zamierzonym (też możliwe). Pierwsza opcja pasuje do Twojego punktu 4-go.

Taśmy. Komu zależy na tym, żeby utopić PO (wielu) i kto dysponował odpowiednimi środkami, aby nagrania zgromadzić (niewielu)? Jak zazwyczaj tępię teorie spiskowe, tak w tym przypadku odpowiedź wydaje się oczywista: szeroko rozumiane służby specjalne. Pytanie, czyje (nasze, zagraniczne?) i "kto zamiast PO" wedle ich planu.

Oczywiście cieszę się z kompromitacji PO, oczywiście uważam, że afery należy ujawniać, a winnych karać. W tym punkcie różnię się od kolesi z PO, którzy zapewne również obsesyjnie zadają sobie pytanie "kto", ale już ujawnianie uważają za grzech kardynalny. :)

I, przy całej schadenfreude, którą odczuwam - jestem odrobinę zaniepokojony. Toczy się gra, gdzie zwykli obywatele są tylko pionkami, co gorsza, nie wiadomo nawet kto i o co gra. Coż, dowiemy się prędzej czy później, oby nie za późno.

pozdrawiam serdecznie

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Toczy się gra, gdzie zwykli obywatele są tylko pionkami, co gorsza, nie wiadomo nawet kto i o co gra. Coż, dowiemy się prędzej czy później, oby nie za późno.

Podzielam diagnozę i obawy, ale... to też trochę nasza (jako solidarnościowej wspólnoty) wina, żeśmy się niczym naiwne dzieci oddali w rządy niewidzialnej ręki... Właśnie nawet nie wiemy dokładnie czyjej.

A przecież wiadomo, że 1) za darno nie ma nic dobrego 2) wolność trzeba wywalczyć, bo wolność ofiarowana jest swoim zaprzeczeniem.

Od lat widzimy, że niemal wszystko idzie nie tak, jak należy, i niczego z tym nie próbujemy (efektywnie) zrobić. Wybacz pesymizm tych rozpoznań. 

Serdeczności,

Waldemar Żyszkiewicz

Więcej notek tego samego Autora:

=>>