Kto i dlaczego sekularyzuje Amerykę?

 |  Written by Waldemar Żyszkiewicz  |  16
Niedawną decyzję Sądu Najwyższego USA o rozszerzeniu na cały kraj prawa, które dotąd jedynie w części stanów pozwalało na legalizację związków jednopłciowych Dennis Prager nazwał oficjalnym końcem judeochrześcijańskiej Ameryki. Czy znany żydowski komentator ma rację?

Pochodzący z ortodoksyjnej rodziny Prager, który jako dorosły człowiek ortodoksję porzucił, ale kultywuje wiele żydowskich tradycji, to konserwatysta, człowiek mediów i autor książek, na przełomie lat 70. i 80. kierujący Instytutem Brandeisa, gdzie wychował grupę swych kontynuatorów.  W Polsce znany wcześniej głównie chyba dzięki dawnej „Frondzie” (z czasów Grzegorza Górnego), która drukowała jego erudycyjne eseje o rodzinie, seksualności i pozycji kobiety w dawnych społecznościach.

Nie jest żadną tajemnicą, że Prager znaczącą, jeśli nie główną rolę w tworzeniu monogamicznej rodziny przypisywał starożytnej kulturze i tradycji żydowskiej, co pozostaje jednak w pewnej sprzeczności z praktykowaniem (z aprobatą religijną) przez wyznawców judaizmu, wielożeństwa jeszcze do XIII-XIV wieku. Tego się specjalnie nie reklamuje, ale ani Biblia hebrajska ani Talmud wielożeństwa nie wykluczają, co zresztą potwierdzał w dyskusjach Paweł Jędrzejewski z Forum Żydów Polskich.

W szkicu drukowanym przed laty we „Frondzie” Dennis Prager potrafił otwarcie przyznawać, że wśród czołowych aktywistów tzw. środowisk pro-choice, które optują za dopuszczalnością oraz powszechnością w USA aborcji, w tym aborcji na życzenie, znajdują się często osoby pochodzenia żydowskiego.

A jak to wygląda dzisiaj po budzącej poważne wątpliwości prawno-proceduralne decyzji SN w Stanach Zjednoczonych? W swoistym manifeście-przestrodze Dennisa Pragera, zatytułowanym „Oficjalny koniec judeochrześcijańskiej Ameryki”, jest wiele racji, ale i trochę pominięć oraz nieprecyzyjnych określeń, które mogą utrudnić postawienie rzetelnej diagnozy. Dlaczego – pyta autor – zaczynamy kwestionować tradycyjne zakorzenione w Biblii i przez wieki obowiązujące normy, zobiektywizowane przecież i opatrzone Bożą, czyli ponadludzką sankcją? Dlaczego odrzucamy te normy i zdajemy się na własne indywidualne wyczucie? Dlaczego ponad sprawdzone zakazy i nakazy przedkładamy subiektywne opinie moralne? 
 
Odpowiedzialnością za odrzucenie tradycyjnej aksjologii oraz kontestację opartej na niej moralności obarcza Prager sekularyzację, z właściwym dla tego procesu przedkładaniem sfery uczuciowości ponad względy racjonalne, rozumowe. Rozum przegrywa dziś z sercem? Owszem, publicystycznie to nawet dość efektowne, ale dlaczego analizę obecnego stanu rzeczy w USA zaczynać od wywiadu ze szwedzką studentką, która przed laty pytana o Boga i wiarę zdecydowanie wyrzekła się takiego życiowego drogowskazu, zadeklarowała natomiast, że rozróżnienie między dobrem a złem opiera na głosie swego serca.

Pewnie, że coś w tym jest, ale szwedzka studentka sama już była ofiarą długotrwałego i przemyślnego eksperymentu społecznego, więc w tym przypadku Prager (może mimowolnie) wskazuje na skutek jako na przyczynę. Z moich obserwacji wynika, że wojny z  etyką normatywną i rugowanie ocen jako dyrektywa metodologiczna w naukach społecznych sporo wyprzedziły new age'ową inwazję irracjonalizmu oraz bezkrytyczną dominację czynnika uczuciowego. Znacznie wcześniej zaczęto zacierać granicę między normą a dewiacją w psychologii, zdecydowanie odradzano młodym oceniać i porównywać, bo to takie 'niehumanitarne' i 'dyskryminujące'. Dopiero później pojawiły się te wszystkie taniutkie poznawczo rewelacje o inteligencji emocjonalnej, powszechnie nakazywana asertywność, t-shirty z hasełkami „I [serce] NYC”... 

Dlatego sądzę, że więcej dałoby się wywnioskować z analizy głosów składu sędziowskiego, łącznie z próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie, dlaczego wszyscy sędziowie nominowani przez prezydentów z partii demokratycznej konsekwentnie głosowali za udzieleniem praw małżeńskich osobom ze związków jednopłciowych, natomiast jeden z nominatów samego Ronalda Reagana, wydawałoby się, kwintesencji republikanizmu, przeszedł na stronę przeciwną.

Mowa o sędzim Anthonym Kennedym, który zresztą tę fatalną i budzącą poważne zastrzeżenia prawno-proceduralne decyzję osobiście przedstawiał. Warto tutaj przytoczyć głos odrębny innego z sędziów, Antonina Scalii, który werdykt postępowej sędziowskiej piątki nazwał swoistym puczem prawnym. I orzekł, że decyzja nadająca regulacjom prawnym obowiązującym tylko w części stanów status prawa federalnego jest większym zagrożeniem dla demokracji niż sama legalizacja związków monopłciowych jako takich. Tezę, że w przypadku tego orzeczenia skład orzekający wykroczył poza przysługujące mu prerogatywy, zawarł też w swoim głosie odrębnym prezes SN John G. Roberts.

Po decyzji, jawnie wylobbowanej przez potężne firmy i banki, którymi kierują (lub wręcz je posiadają) osoby pochodzenia żydowskiego, Denis Prager głośno ubolewa nad faktem, że Stany Zjednoczone tracą jakoby swój judeochrześcijański korzeń. Najżyczliwiej ujmując, takie stwierdzenie pozostaje co najmniej terminologiczną niezręcznością, bo współcześnie coś takiego jak wartości judeochrześcijańskie po prostu nie istnieje. W dodatku, jeszcze prawie do połowy XX stulecia istotne sfery, funkcje i urzędy amerykańskiego życia publicznego były dostępne praktycznie tylko dla WASP-ów. I środowiska żydowskie głośno przecież krytykowały ten fakt, jako przejaw dyskryminacji.

Wtedy jednak etyki opartej na Biblii nikt oficjalnie nie kwestionował, choć oczywiście z przestrzeganiem Dekalogu było tak jak zawsze w ludzkich dziejach. Ale przecież właśnie dlatego, że ludzie łamią nakazy i zakazy – normy moralne są potrzebne, jako wskazówki pozwalające odróżnić dobro od zła. I to jeszcze przed katastrofą, czyli przed popełnieniem nagannego czynu. Poważnym uderzeniem w struktury moralne życia zbiorowego w Stanach Zjednoczonych okazała się kontrkulturowa rewolucja obyczajowa z lat 60. zeszłego wieku. Wtedy wszystko ostro ruszyło z miejsca. A jednym z heroldów ‘postępu’ pojętego jako przyzwolenie na pornografię, rozwiązły styl życia czy narkotyki stało się Hollywood.

Dlatego zamiast wspominać szwedzką studentkę sprzed lat, Dennis Prager powinien raczej badać motywy, które skłoniły sędzię Ruth Bader Ginsburg (nominowaną przez Clintona) oraz sędzię Elenę Kagan (nominowaną przez Obamę) do opowiedzenia się przeciwko wartościom, które – jak podkreśla – są dla niego tak drogie.

 
5
5 (4)

16 Comments

alchymista's picture

alchymista
Trochę żałuję, że nie ma wśród nas aktywnych antropologów, którzy mogliby dać szersze tło całej sprawy. Równiez prawnik by sie przydał, bo jesli mowa o puczu, to poszczególne stany mogłyby rozważyć środki protestu; może nie byłaby to secesja, ale np odmowa płacenia podatków itp.

Krótko mówiąc żałuję, że sprawa opisywana jest wyłącznie w kontekście moralno-cywilizacyjnym (starcie z cywilizacją żydowską, czy dobrze rozumiem?), bo to zachęca czytelnika do tego, aby wyłączył rozum i wyłącznie sie modlił w sytuacji jakoby beznadziejnej...

Coraz głośniejsze są biadolenia, że kolejnym krokiem będzie legalizacja poligamii, co wielu komentatorom jawi się jako rzecz gorsza, niż "małżeństwa" homoseksualne...

Być może spór o wartości doszedł do takiej granicy, poza którą konserwatysta już wyjśc nie może i albo w morde bić, albo modlić sie mu wypada. Jednak jako że nie jestem konserwatystą, więc spróbuję się zastanowić na wyjściem z tej sytuacji.

Od czego zacząć? A od tego:

1. Zgadzamy się, że zapisywanie w prawie wszystkiego, co istnieje jest groźne dla wolności ludzkiej. Nie wszyscy homoseksualiści chca, by ich skłonności były jawne i kontrolowane przez prawo.
2. Zgadzamy się, że legalizacja w formie "małżeństw" związków homoseksualnych i jakichkolwiek innych zwiazków poza małżeństwem jako związkiem kobiety i mężczyzny jest groźna społecznie - uderza w podstawy społeczeństwa, tworzy nieprawdziwą hierarchię wartości, a zatem prowadzi do zamętu.

Jeśli tak podejdziemy do tematu, to możemy zacząć poszukiwać sojuszników, którzy pomogliby nam w przywróceniu normalności. Wygląda na to, że najprawdopodobniej trzeba ich poszukiwać wśród tych, którzy najbardziej ze wszystkiego cenią sobie zycie prywatne. Trzeba akcentować fakt, że poprzez legalizację "małżeństw" homo, prawo wkracza w kolejne sfery życia i reguluje ludziom, jak mają żyć. W Polsce coraz więcej dzieci rodzi sie poza małżeństwem. To oznacza, że istnieje spora grupa obywateli, która nie jest zainteresowana w jakichkolwiek regulacjach prawnych w sferze życia intymnego. Należy apelować do emocji, sumień i uczuć głównie tej grupy.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Uporządkujmy trochę ten namysł nad realnością, Panie Jakubie, bo pani Katarzyna słusznie wskazuje, iż trochę trudno ogarnąć całość:)

1. O jakich antropologów Panu idzie: od antropologii filozoficznej czy kulturowej?  Osobiście uważałbym, że tu potrzeba refleksji nad naturą ludzką, według najpoważniejszych myślicieli zasadniczo niezmienną, którą teraz próbuje się gruntownie przemodelować.

2. Amerykanie z puczem prawnym (o ile to nie jest tylko metafora) poradzą sobie pewnie lepiej niż my z naszym wymiarem niesprawiedliwości.

3. Obawiam się,  że Koneczny opisywał inną sytuację: starcie dwóch z grubsza równosilnych potęg. W dodatku, przy ustalonych regułach gry. Dziś z powodu wielkiej koncentracji kapitału, mediów, wpływów w sferze nauki i kultury, dość arbitralnej (to eufemizm!) legislacji, kontroli produkcji i dystrybucji żywności oraz środków modyfikujących świadomość etc. w rękach nielicznych dysponentów – rzeczy mają się znacząco gorzej. I konserwatysta faktycznie niewiele tutaj może.

Dopóki nie zrozumiemy, że homoseksualiści są traktowani przez naszych opresorów instrumentalnie, dopóki nie zrekonstruujemy szerszego procesu przemian, to szukanie cząstkowych koalicji na niewiele się zda :)

Pytajmy,  komu i dlaczego zależy na rozbiciu rodziny,  zachwianiu demografią, zanegowaniu tradycyjnej moralności, unieważnieniu norm. Liczba dzieci pozamałżeńskich to skutek długotrwałego już procesu antycywilizacyjnego, a nie wskaźnik, czego ludzie ponowocześni naprawdę chcą.
 

Waldemar Żyszkiewicz

alchymista's picture

alchymista
Jakże niewiele wiemy o świecie. A przynajmniej ja wink

Pisałem juz kiedyś o szamanach-transwestytach do których istnienia chętnie odwołują się ruchy LGBT (http://podstrzechy.alchymista.pl/sposob-na-gender-2/).

Teraz trafiłem na kolejny ciekawy materiał: http://www.macierz.org.pl/artykuly/seks_i_dewiacje/homoseksualizm_a_bibl... Zwracam uwagę na instytucję hidżry w hinduiźmie, czyli osobnej kasty... LGBT. Więcej niestety w wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Hid%C5%BAra a więc w źródle mocno niewiarygodnym. Naprawdę żałuję, że nie ma wśród nas albo nie ujawniają się antropolodzy. Potwierdza się jednak podejrzenie, że ruchy mniejszościowe dążą do stworzenia społeczeństwa kastowego.

Zawsze sądziłem, że ruchy LGBT to pogrobowcy ZSRS i przejaw rosyjskiego "soft power". Dzisiaj jednak trafiłem na jeszcze jeden ciekawy materiał, a mianowicie omówienie propagowania jogi jako przykładu soft power Indii: http://www.polska-azja.pl/2015/06/25/k-iwanek-dzien-jogi-majstersztyk-in... Skoro tak, to czemu nie traktować ruchów LGBT jako wspólnego dzieła Rosjan i Hindusów?

Jeszcze coś znalazłem: http://www.stefanicki.com/artykuly/indie/eunuch_przynosi_szczescie.html dla ludzi o bardzo mocnych nerwach...
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Sądzę, że antropologia kulturowa pełni trochę rolę współczesnego marksizmu, wdrukowując fałszywe, bo nieadekwatne kategorie.

Pamiętam, kiedy zaczęto wykładać szamanizm praktyczny na UJ, ten swoisty pregender. To stało się taranem dla newage'owej fali irracjonalizmu. Z kolei kibicom (najpierw brytyjskim) podrzucono wzorce zachowań/walk plemiennych. Za tym poszły tatuaże, piercing. Wtedy zdarzyło się Heysel, masakra na stadionie w Belgii transmitowana na świat. U nas też, mimo że działo się to za komuny, w okresie po stanie wojennym.

Panie Jakubie,

dewiacje, perwersje były zawsze, ale nie próbowano uczynić ich wzorcem zachowań dla wszystkich, nie promowano ich. Były albo przywilejem wąskiej grupy możnych, albo piętnem środowisk społecznie wyautowanych, ale zawsze dotyczyły marginesu. I przede wszystkim, nie próbowano układać zasad życia zbiorowości pod specyficzne oczekiwania freaków.

Znajoma z Krakowa,  bardzo tolerancyjna, zaprzyjaźniona z gromadą tamtejszych artystycznych ‘chlopców’ już w latach 80., po powrocie z Anglii mówiła: To całkiem inna sprawa, gdy pederastą jest np. Oscar Wilde, a coś innego, gdy staje się nim chłopiec od rzeźnika.

Ruski soft power? Forget it. Od softu są ci, co kształtują świadomość everymana, człowieka bez właściwości. Producenci contentu nośników kultury masowej: gier, X-boxa, komiksów, pornografii, fantasy, pulp fiction, tabloidów, no i hollywoodzkiej szmiry. Oczywiście, Kaspersky'ego nigdy bym u siebie nie zainstalował : ) Ale to jest broń, nie soft power.
 

Waldemar Żyszkiewicz

Katarzyna's picture

Katarzyna

LGBT to pogrobowcy ZSRS i przejaw rosyjskiego "soft power"

Czy nie jest to ta sama konstrukcja, ten sam mechanizm,  który poprzedza totalitaryzm nie tylko czerwony?

Mam w biblioteczce taką pracę Żyda George L. Mosse,  amerykańskiego historyka, badacza hitleryzmu  - "Kryzys idologii niemieckiej". Wydana w Polsce w 1970 r. Kiedyś już wspominałam o niej.
Wracam do niej, kiedy docierają do mnie kolejne wieści o ekspansji LGBT. Autor ukazuje kolejne etapy budowania zjednoczonego społeczeństwa III Rzeszy, upokorzonego w Wersalu po I wojnie światowej. Jednym ze sposobów odziaływania na Niemców była idologia pangermanizmu oparta o Volk- lud zakorzeniony w ojczystej ziemi i we wszechświecie.
Ruch ten, rewolucyjny w swych podstwach, nieśli młodzi Niemcy jako lekarstwo na problemy socjalne i ekonomiczne państwa zbudowanego na mieszczaństwie, burżuazji.  Pozornie wydwać by się mogło, że nie ma to związku z tym, co dzieje się w USA. Czy tak w rzeczywistości?
Chyba jednak ten sam mechanizm; rozsadzania starych struktur i tradycji. Uderzanie w małżenstwo. I nieistone  czy oparte o uczucie czyt tylko stworzone do prokreacji.
Homoseksualizm stał się  formą wyznawania nowej pogańskiej religii Germanów, ktorzy mieli się zjednoczyć.   Akurat niszczenie wiary chrześcijańskiej przychodziło łatwo, bo i tak wskutek rozłamów protestanckich nigdy u Niemców nie była silna, i na tej ruinie budowano nowy porządek.

Niby nie to samo ale ten sam mechanizm niszczenia ładu społecznego, politycznego i moralnego, który, jeśli Amerykanie nie obudzą się, skończy się dla nich klęską. Czy robią to komuniści, agentura rosyjska czy po prostu ginie cywilizacja? Ale dlaczego? Gdzie leżą istotne przyczyny? Jak ma wyglądać nowy łąd? Tego nie da się załtwić odpowiedzią, jaką udziela Prager.

Ciekawy temat podjął Pan Waldemar, dyskusja w komentarzach równie ciekawa, ale trudną ją ogarnąć, bo temat wiele wątków nasuwa. 
Warto jednak pamiętać, jak się pangermanizm i arkadia homoseksualna dla Niemców skończyła. Rozprawił sie z nimi Hitler. Dziś warto byłoby badać, opisywać i wyciągać wnioski, nie tylko głównych idologów, ale grupy poziome ruchu gejowskiego. Nie jest on jednolity. 

 W tym wszystkim dla mnie najbardziej intrygującą sprawą jest czy i jak poradzi sobie Ameryka z przekroczeniem przez sędziów uprawnień konstytucyjnych.

A na marginesie powiem jeszcze, że  najbardziej tragiczną i najtrudniejszą do pokonania jest dla mnie w tym  chaosie panosząca się nie tylko w Ameryce eugenika, oswojona prawem w wielu krajch do tego stopnia, że nie budzi żadnej refleksji. Ale to już odrębny problem.
Pozdrawiam
Katarzyna

Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
nie znam rekomendowanej przez Panią książki, chętnie przeczytam, gdy wpadnie mi w ręce, ale sądzę, że przy próbach zdiagnozowania stanu rzeczy w odniesieniu do wydarzeń poprzednich łatwo popełnić błąd przysłowiowych generałów, którzy zwykle szykują się do wygrania poprzedniej wojny : )

Przykładem, który dobrze ilustruje, o czym mowa, jest najnowszy tekst Krzysztofa Kłopotowskiego (portal sdp, salon24). KK każe nam pilnować Unii, z obawy przed wojną. Oczywiście, co do realnego zagrożenia wojną ma rację. Ale obrona Unii przed rozpadem, to jednocześnie woda na młyn promotorów globalizacji, która będzie takim nowym faszyzmem, tylko jeszcze lepszym, bo lepiej oprzyrządowanym, skuteczniejszym, centralnie zarządzanym, może nawet bez jawnej ideologii, bo tę zastąpi ubóstwiona Tęczowość.

Kłopotowski każe nam bronić UE, bo nacjonalizm(y) są złe. Jego wykładnia procesu historycznego w XX wieku zdumiewa: fakty się oczywiście zgadzają, ale analiza związków przyczynowo-skutkowych jest IMO księżycowa. Nacjonalista Princip zabił arcyksięcia, co uruchomiło proces autodestrukcji Europy w I wojnie światowej. Tylko kajzer Wiluś chciał dobrze... Po wojnie upokorzone Wersalem Niemcy uruchomiły kolejny nacjonalizm, Polska Piłsudskiego padła w 1939 i 1944, nastąpiła zagłada Żydów, a potem przyszła hańba i zgroza komunizmu.

Więc dlatego teraz tylko wielonarodowa Unia ochroni nas przed kolejną rzezią – twierdzi Kłopotowski. Nie uwzględnił KK ani procesu dojrzewania żywiołów etnicznych do zbudowania własnego państwa, ani sprawiedliwej chęci odzyskania niepodległości przez Polaków, ani wreszcie planu ukrytych promotorów agresywnego nacjonalizmu (szowinizmu) z jednej oraz agresywnego internacjonalizmu (bolszewizmu, kosmopolityzmu) z drugiej strony. Z grubsza wychodzi mu, że Piłsudski niepotrzebnie wyrwał Polskę z nieistnienia. Taki filut.

Nic dwa razy się nie zdarza, konkretyzacje bywają całkiem odmienne, ale mechanika i dynamika procesów dziejowych odsłaniają daleko posuniętą regularność. Byle tylko dobrze uchwycić to, co istotne. Myślę, że współczesne procesy erozji oraz destrukcji cywilizacji euroatlantyckiej nieźle tłumaczy „Kultura krytyki” Kevina McDonalda.

Pani Katarzyno,

związki niezdolne do rozrodu, z prawem adopcji, in vitro, gender, szkolna seksdeprawacja, aborcja, eutanazja, wreszcie eugenika - to tylko różne fazy, stadia i aspekty procesu, który ma doprowadzić do kontroli rozrodu, pojętego jako przywilej dla nowej planetarnej arystokracji, w najlepszym razie dla owych 20 proc. funkcjonariuszy podtrzymujących istnienie systemu (patrz Toffler), albo i mniejszej grupy władców nowego wspaniałego (w ich pojęciu) świata.

Proszę wybaczyć, że nie są to wizje sielankowe, ale...

Waldemar Żyszkiewicz

Katarzyna's picture

Katarzyna
Pełna zgoda: nic dwa razy się nie zdarza.
Choć posługujemy się innymi przykładami to konkluzja zbliżona; powtarzają się mechanizmy i o to mi właśnie chodziło może zbyt długiej i niejasnej wypowiedzi.
Dodam może tylko, że dla mnie każda ideologia jest zagrożeniem dla podmiotowości człowieka w systemie. Każdy ideolog, czy to komunista, rasista, nacjonalista, socjalista, syjonista czy jakiś inny -ista przycina człowieka do systemu   do ideologii niszcząc jego wartości. Inna jest tylko skala możliwości i przyzwolenia społecznego, inne metody i inne skutki. Trojka, która trzęsie światem, to spełnienie wizji Toflera, którego Pan wspomniał.
Mamy już dosyć dobry opis zjawisk , które czynią z nas niewolników, brakuje bardzo skutecznych metod walki, a do tego potrzebne są trzy rzeczy; wiedza, samoorganizacja i  narzędzia. 

Siła ekspansji LGBT  idzie w tej chwili niczym tsunami.  I tu warto się zastanowić czy odradzajacy się nacjonalizm nie jest przeszkodą w walce. Nie, nie proponuję międzynarodówki ;-), ale jestem przeciwna izolacji wynikającej z nacjonoalizmu i wrogości.
Co do poglądów KK to je znam od dawna i nie są dla mnie zaskoczeniem, one są do bólu poprawne politycznie, choć z pozoru wydaje się, że głosi poglądy niezależne.
Myślenie o skutkach rozpadu UE to nie to samo co straszenie wojną, bo ta nam grozi  i zwsze groziła, tylko nie zwsze o niej wiedzieliśmy. Owszem trzeba dyskutować i przygotować się i do rozpadu i do wojny, ale przymykanie oczu na totalitarne zapędy eurokołchozu  w imię uniknięcia większego zła to naiwność, nie mówiąc już o przycinaniu historii do  potrzeb uzasadnienia poglądów. Co nie znaczy, ze historia nie wpływa na nasze wybory i decyzje.

Katarzyna
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
pytanie tylko, czy nacjonalizm się odradza, czy "jest odradzany", tzn. celowo i świadomie produkowany przez wyciskane niczym cytryna społeczności narodowe. U bukmacherów obstawiałbym tę drugą ewentualność. Tym bardziej że środki niezbędne przy każdym większym działaniu są obecnie mocno skoncentrowane, i rzadko pozostają w rękach osób czy instytucji sprzyjających realizowaniu sprawiedliwego ładu. 

Musimy również pamiętać, że dla nich nasz patriotyzm i wola samodzielnego stanowienia o sobie we własnym państwie jest już skrajnym nacjonalizmem lub wprost szowinizmem. Natomiast ich szowinizm mamy nazywać patriotyzmem oraz prawem do obrony istnienia własnego państwa :) Więc jeśli damy się zastraszyć i zrezygnujemy ze słów 'patriotyzm', 'naród', 'narodowy', 'narodowa demokracja', a nawet 'nacjonalizm', to oddajemy pole, ulegamy kategorialnemu szantażowi i kneblowi.

Jasne, że ideałem byłoby wspólne ze współwyznawcami czy szerzej wszystkimi ludźmi dobrej woli przeciwstawianie się złu, tak jak proponuje zwykle Kościół powszechny, ale proszę zwrócić uwagę na fakt, że budowanie civitatis Dei (Christianitas) słabo się Kościołowi powiodło.

KK jest zręczny jak piskorz, jego teksty mienią się znaczeniami jak łuski tęczowego pstrąga w wodospadzie. Apel o chronienie Unii przed rozpadem (do czego ona sama przecież prowadzi) jest wyjątkowo przewrotny, ale i sofistycznie zręczny.

Pozdrawiam Panią,

Waldemar Żyszkiewicz

Katarzyna's picture

Katarzyna
Panie Waldemarze
tytułem dopwiedzenia. Mówiąc o izolacji wynikającej z nacjonalizmu miałam na myśli brak wspólnych działań w oporze przeciwko ideologii gender czy innych patologii. Takie akcje już są, jak choćby  "Jeden z nas", ale wciąż za mało. Dzielą nas i podpuszczają na siebie. Niewiele wiemy o sobie i reagujemy zwykle nie głową a emocjonalnie.
Zgadzam się co do tezy, że nacjonalizm jest sterowany i najchętniej widzieliby go w skrajnej postaci. Dla zwalczania patriotyzmu trudnie znaleźć argumenty.
Uśmiecham się, bo przed wejściem na stronę rozmawiałam z mężem właśnie o tym, że jakoś innym wolno być patriotami i dbać o interesy swojego kraju, my od razu jesteśmy ciut nie forpoczta zła wszelkiego. Pan o tym napisał.  :-)
Również pozdrawiam i dziękuje za rozmowę.
Katarzyna
 
alchymista's picture

alchymista
Ale uwazam, że nasza dyskusja niestety nic nie wniosła. Pan Waldemar wychodzi z założeń konserwatywnych i fundamentalnych. Nie podzielam we wszystkim, ale nie jestem przeciw, pod jednym warunkiem. To znaczy, że to sie przekłada na realne wnioski co można zrobić. Pisze Pan: "Dopóki nie zrozumiemy, że homoseksualiści są traktowani przez naszych opresorów instrumentalnie, dopóki nie zrekonstruujemy szerszego procesu przemian, to szukanie cząstkowych koalicji na niewiele się zda". Alez rozumiemy to doskonale! Z tym tylko, że ja nie wiem dokładnie kto nimi steruje, ale domyślam sie, że tak jest, bo to jest najbardziej prawdopodobne. Tyle, że z tego znowu nic nie wynika. Przypuśćmy, że kierują nimi umownie mówiąc "bankierzy". Ani Pan, ani ja nie mamy środków do działania, aby skłonić "bankierów" do zaprzestania tej działalności, ba, nie bardzo nawet wiemy do kogo sie zwrócić z taką sugestią. Wymienia sie jak mantrę dwa nazwiska Rotschilda i Rockefellera, kołacze sie jakiś Bill Gates, klub bilderberg i takie tam bajki o żelaznym wilku. Wiekszość z nas nie ma żadnej siły przebicia, by spotkać się z którymkolwiek z wymienionych ludzi lub grup ludzi. Nie wiemy, czy to faktycznie oni odpowiadają za gender i tez nie mamy żadnych środków, aby im zaszkodzić. Jedyne co możemy zrobić, to pragmatyczne i taktyczne, doraźne działania w celu odwrócenia złych działań gender. W tym celu musimy zawierać sojusze z ludźmi może naiwnymi, może takimi do których nie czujemy chemii, ale mającymi niejasne lub coraz jaśniejsze poczucie zagrożenia. Przede wszystkim musimy im ukazac wizję świata, w którym poprzez konkretne regulacje prawne ich zycie prywatne przestanie istnieć, znajdzie się pod jawną już inwigilacją i będzie poddawane przymusowym modyfikacjom, reformom. Tych ludzi musimy przestraszyć, uświadomić im, że czas grillowania sie skończył. Oni w jakiejś mierze o tym wiedzą, ale wzdragają się przed współpracą z prawicą, bo mają zakodowana wizję "czarnych", którzy im zaglądaja pod kołdrę. Trzeba tę wizję rozkodować naszym pragmatyzmem, pokazać, że nikt im pod kołdrę zaglądać nie będzie i że w istocie nasze interesy w obliczu gender są wspólne Dodam jeszcze: jeżeli tego nie zrobimy, to następnym prezydentem będzie RObert Biedroń. A my znowu będziemy biadolic nad upadkiem obyczajów i demontażem społeczeństwa.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
A hidżra, ruski soft power i antropolodzy?

Panie Jakubie,

W marzeniach moich nadymam się, jak mogę, poniekąd czuję się Mojżeszem :)

Pamięta Pan, kto to napisał? Odnoszę wrażenie, że odczuwa Pan właśnie jakąś wzmożoną potrzebę działania. Pięknie, ale żeby coś rozsądnego zrobić dla naprawy sytuacji, ocenianej jako niekorzystna, trzeba trafnie zdiagnozować jej mechanikę oraz przyczyny.

Ameryki z pewnością naprawiać nie będziemy, zostawmy to Amerykanom, ale na ich przykładzie możemy się zastanowić nad metodami obrony. Tym bardziej że wariactwo od czasów kontrkulturowej rewolucji obyczajowej z lat 60., poprzez polityczne słuszniactwo i njuejdżyzm idzie właśnie stamtąd.

Jak już z grubsza wiemy, kto za tym stoi i jaki plan realizuje, to możemy (powinniśmy) zrobić wszystko, żeby mandat władzy w naszym kraju przekazać w odpowiedzialne ręce ludzi, którzy nie będą mówić o brzydkiej nieposażnej pannie, nie będą zginać się w pas przed możnymi sąsiadami ani przed nie mniej możnym aliantem zza Atlantyku, lecz zaczną wreszcie prowadzić politykę realizacji polskiej racji stanu i polskiego (sensownie pojętego) interesu narodowego.

Czyli na początek na pewno trzeba odebrać mandat władzy tym szkodnikom z koalicji PO-PSL, nie dopuszczając, broń Boże, do władzy SLD (pod kolejną nazwą) czy palikociarzy! Zadanie, owszem, ambitne, ale teraz chyba do urzeczywistnienia. Dlatego trzeba nam realnej wiedzy o kandydatach z list partyjnych, znajomości ich programu, a także legislacyjnej zmiany, która pozwoli wpływać wyborcom na posła sprzeniewierzającego się złożonym w kampanii obietnicom etc.

Nie wyobrażam sobie jednak, żeby jakieś zawieranie sojuszy lokalnych czy międzyśrodowiskowych było w tej sprawie wystarczające, choć oczywiście lokalnie można i nawet trzeba takie koalicje zawierać, a dokładniej - odtwarzać tkankę społeczną zrujnowaną przez okupację hitlerowską i sowiecki komunizm. I nie zrekonstruowanej niestety przez ćwierćwiecze 'budowania' mafijnego Peerelu-bis.

Toteż czas najwyższy skończyć z oczekiwaniem na pochwały NYT czy WSJ, że Polacy już nie są antysemitami, bo ich ministrem spraw zagranicznych jest Żyd. Trzeba wyprowadzić praktyczne, legislacyjne wnioski z wiedzy, że kapitał jednak ma narodowość i wyplenić do końca serwowane po 1989 roku wierzenia dla tubylców, które sprawiały, że bez większych społecznych protestów w zamian za szklane paciorki Polska oddała obcym większość swoich zasobów naturalnych i ludzkich. 

Postscriptum
Z Pańskich komentarzy, nawet z tego ostatniego, mocno promieniuje gnostyckie poczucie wyższości nad "ludźmi naiwnymi, z którymi nie czujemy chemii", więc zapewne do wielu wspólnych ustaleń nie dojdziemy. Ale próbować zawsze można :) 

Pozdrawiam,

Waldemar Żyszkiewicz

alchymista's picture

alchymista
laugh
Tak serio mówiąc gnoza jest mi zupełnie obca. Pasjonowałem się trochę Walentynem i katarami, ale na zasadzie pewnej osobliwości. Szybko zrozumiałem, że ludzie, którzy wszędzie widzą zło nie są mi bliscy.

Co do niuejdżu to naturalnie kiedyś był mi bliski, dzisiaj już nie. Najbliższy mi taoizm, ze względu na jego naturalistyczny charakter. Zawsze raziło mnie podejście kultury zachodniej (w tym katolickiej) do natury jak do maszyny (sługi). To jest podejście niepokojace, bo choć użyteczne, to jednak prowadzi do pewnych skrajności i odwrotności. Ostatnimi czasy modne jest traktowanie człowieka i mózgu jako czegoś w rodzaju bio-komputera, podczas gdy to komputer jest w rzeczywistości marną imitacją niewielkiej części mózgu ludzkiego.

Również odzieranie świata przyrody z widocznej gołym okiem jego "magii", jego czaru (nie tylko estetycznego), jest prawie standardem konserwatywnej prawicy w Polsce. To też mnie razi, wręcz obraża w głębi ducha, bo dla mnie przyroda jest rodzajem świątyni. Używamy jej do swoich celów, próbujemy wprowadzić w niej swój porządek, ale natura jest jak woda - "im mocniej zaciśniesz pięść", tym szybciej przelewa się między palcami...

Ale do rzeczy - oczywiście odbudowa tkanki społecznej. Ale to jest zadanie na lata, moze nawet na cztery pokolenia. Teraz trzeba szybko oddalić niebezpieczeństwo utraty życia prywatnego. To jest rzecz wokół której może powstać szeroka koalicja, nie tylko prawicowa. I przede wszystkim na poziomie centralnym, nie w terenie - jak Pan sugeruje. Nie-prawicowców trzeba przestraszyć, że moga utracic luksus prywatności, bo jakiś urzednik będzie za nich decydował z kim mają żyć i jak mają wychować dzieci.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
... miałem na myśli przekonanie gnostyków o zasadniczo lepszej od innych wiedzy o tym, jak jest. Dziś takimi pop-gnostykami są Max Kolonko z jednej, a Balcerowicz czy Lis z drugiej :)

Natura nie jest maszyną, lecz biblijna dyrektywa 'czyńcie ją sobie poddaną' istotnie nieraz jest nadmiernie (i agresywnie) interpretowana.

modne jest traktowanie człowieka i mózgu jako czegoś w rodzaju bio-komputera, podczas gdy to komputer jest w rzeczywistości marną imitacją niewielkiej części mózgu ludzkiego.

Tutaj zgadzamy się w całej rozciągłości. Śmieszą mnie i nadinterpretacje osiągnięć maszyny Tueringa, jak i sensacyjne artykuły o inżynierach Google'a czy wysiłkach IBM w zakresie tworzenia sztucznej inteligencji (AI), czyli o sieciach komputerowych, które pracują podobno jak ludzki mózg :) Właśnie, jak mózg, ale między ludzkim mózgiem a umysłem człowieka rozwiera się IMO przepaść. Więc na szczęście to się raczej nie uda, choć oczywiście mogę się mylić, bo to tylko moje najgłębsze przeświadczenie :)

odzieranie świata przyrody z widocznej gołym okiem jego "magii", jego czaru (nie tylko estetycznego), jest prawie standardem konserwatywnej prawicy w Polsce.

Nie znam konserwatywnej prawicy odzierającej Naturę z jej magii, może spotykamy innych ludzi?

Nie-prawicowców trzeba przestraszyć, że moga utracic luksus prywatności,

Jeśli ma Pan na myśli to, że lemingom warto pewne zagrożenia uświadomić, to zgoda. Ale czy straszeniem właśnie? Może wystarczy przekonująco przedstawić realne zagrożenia? Bo z lewicowcami to się już nie uda. Pożyteczni (według Lenina) muszą bat odczuć na własnej skórze, a wtajemniczeni w sprawę wiedzą przecież co i po co realizują :) 

Waldemar Żyszkiewicz

Niepoprawne Radio PL's picture

Niepoprawne Radio PL
Panie Waldemarze,
z przyjemnością przeczytam do dzisiejszej audycji.
Pozdrawiam
MarkD

Więcej notek tego samego Autora:

=>>