blogi

  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0
    Z pewnym niepokojem przechodzę do strefy ekspresji smokofobicznej. Anna Brzezińska wypuściła bowiem powieść (?) „Mgła” w której zanurza nas po raz kolejny w klimacie włoskiego średniowiecza. O ile „Wody głębokie jak niebo” niosły poważny ładunek poetyki, melancholii, liryczności, przeżyć, uczuć, mistycyzmu nawet o tyle „Mgła” stylistyką nawiązuje do plugawych wynurzeń Jacka Piekary. Nie jest też zupełnie oryginalna, smok Griaule powstał bowiem dużo wcześniej. Uwaga: dalej będą pewne spoilery, więc nie czytaj jak nie chcesz spoilerów. 
    Co to jest w ogóle ta „Mgła”?
    Autorka przenosi nas do alternatywnej wersji średniowiecza. Tu uwaga dla literaturoznawców: to naprawdę alternatywna wersja, religia np. została wymyślona i okruchy teologii tamtejszej wyławiamy w toku narracji. Tj wy nie wyłowicie bo jesteście za ciency na to. Inkryminowana książka z łatwością przekracza zaś sferę percepcji teoretyków literatury która to sfera jest zresztą niewielka. Stosunki społeczne w świecie przedstawionym odpowiadają z grubsza średniowiecznym, mamy ultramontan, cesarz wjeżdża z północy itp. Mamy kupiectwo i rzemiosło. Z drugiej strony czarownicy są zaledwie wspomniani, demony ponoć są, smoki są i symbolizują. 
    Obraz świata przedstawionego podobnie jak u Piekary w Inkwizytorze jest skrajnie wypaczony. Autorka epatuje wszelakim występkiem i niegodziwością, skupiając się na barwnie opisywanych okazjonalnych ekscesach. Coś jakbyśmy poznawali rzeczywistość poprzez lekturę kroniki policyjnej. 
    Smok jest zaś tu symbolem wszelakiego bestialstwa, które trzeba ubić, ale nie można ubić definitywnie. Co jakiś czas potwór się odradza i jakiś heros go powala, nie spotykając się czasem z wdzięcznością ziomków. Motyw smokobicia występuje w twórczości Brzezińskiej dość często, co wzbudza mój głęboki niesmak. 
    Podobnie zresztą jak góry. Saga o Zbóju Twardokęsku dała nam Przełęcz Zdechłej Krowy i fatum, które ciąży nad jej mieszkańcami. Są tam zresztą różne krainy, wg mnie wzorowane na Polsce w różnych okresach. Jest średniowieczna, jest rzplita szlachecka, itp. Tutaj zaś góry, z natury swojej niedostępne, cechują się tytułową mgłą, z której wyłażą demony i w której czai się smok. Kogo oblazła mgła na Babiej Górze ten wie o co chodzi. Tam 3 kroki nie w tą stronę i można zginąć zabłądziwszy. Mamy zatem czytelny symbol, będący jednak wykastrowaniem rzeczywistości. 
    II
    Na lubimy czytać jeden odbiorca się skarży:
    Książka składa się z naprawdę długich zdań, niekiedy stanowiących cały rozdział. Niestety, wymaga to od czytelnika maksymalnego skupienia. 
    No i kufnia tak ma być. Dzieło ma wymagać wysiłku, a nie być prostackie i jałowe. Dodatkowo mamy narrację pierwszoosobową 2 bohaterów i nie ma podane wprost, który akurat ma głos. Trzeba się domyślać. I rozkminiać. Leszcze zatem odpadają, podobnie jak lemingi od mojego bloga. 
    Mamy zatem lekturę wartą uwagi, a po drugie primo celującą we wyrafinowanego odbiorcę. No czytajcie sobie. Dodam, że nie zdradzam o czym to jest żebyście mieli zaskoczenie na które nie zasługujecie. 
    Mgła; Anna Brzezińska; Wydawnictwo Literackie 2024
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    W związku z incydentem zaistnienia audycji ☩ Fodder ☩ Karnkowski ☩ Kożuszek ☩ Pęzioł. Cztery szabelki przeciw czołgom realnej geopolityki  na kanale Krzysztof Karnkowski uznałem za niezbędne napisanie kilku zdań wyjaśnień przedstawiających głos sensu przezwyciężający opary nonsensu zawarte w owej publikacji multimedialnej:

    Chcemy żeby Polska wygrała, i to wygrała w kategoriach klasycznych i normalnych. Tak jak w piłce nożnej wygrywa drużyna która strzeli więcej bramek, jak bieg wygrywa zawodnik najszybszy itp. Odróżnia nas to od dyskutantów, przedstawiających swoje wynurzenia w rzeczonym kanale. Wyjaśnię to na prostym przykładzie nieoryginalnym:

    Bitwa Warszawska versus Powstanie Warszawskie

    Głównymi obchodami powinny być obchody Bitwy Warszawskiej, bo wtedy wygraliśmy. Pokazujemy w ten sposób że patriotyzm jest skuteczny, bo pozwala obronić integralność cielesną obywateli, umożliwić im naukę, pracę, inne aktywności, w ogóle życie. Że warto jest być patriotą bo wychodzi się na patriotyzmie lepiej, niż na niepatriotyzmie. Tymczasem pisowce potrafiły jedynie spłodzić tu projekt pomnika przedstawiającego wielki penis, co prawda skierowany na wschód. Przy wielkim Muzeum Bitwy Warszawskiej (które powstanie) powinien być oddział poświęcony Powstaniu Warszawskiemu, bo o Powstańcach trzeba pamiętać. Ale znowu prym tu wiedzie Sabaton.

    Przyjęty obecnie kult Powstania pokazuje ludziom, że jak będziesz patriotą to zabiją cię, rodzinę wymordują, zgwałcą, exterminują a miasto zbombardują i spalą. No to nic dziwnego, że po takim dictum nie chcą ludzie być patriotami. Dobra kończę ten przykład bo nie zostanie zrozumiany, tłumaczenie AI se puśćcie, Grok wam wytłumaczy.

    Bardziej konkretnie na przykładzie ostatnich wydarzeń (przykład drugi, o rozumieniu jw.): to rząd Polski powinien decydować co robimy, ustalić działania i dysponować odpowiednimi środkami. Tymczasem i jedni i drudzy jedyne co umieją to spłakać się i polecieć z płaczem do Trumpa, do UE, do Niemiec, do Francji żeby tamci zrobili wszystko za nas. Postraszyli Putina, powiedzieli nam co trzeba robić bo nie wiemy. Dr Bartosiak skomentował w tym duchu atak dronów w radio Wnet, potem przylaz tam jakiś pisior i tak lał wodę, tak niekonkretnie opowiadał że aż wstyd. Dalej: politycy powinni  ćwiczyć takie sytuacje i społeczeństwo powinno być o tym informowane. Bo oni nie wiedzą co robić i panikują i kwilą.

    W inkryminowanej audycji najgorszy jest Kożuszek.  On chyba wyłapuje tylko wartości emocjonalne wypowiedzi ludzkich: czy ktoś drze mordę, czy chwali, czy gani. Ale kogo, dlaczego, z jakich pozycji – tego już nie łapie. Dodatkowo mamy tam wyzwiska. Jakby wyciąć wyzwiska to może 15 minut nagrania zostanie. Podnoszą tam np., że nie tłumaczymy czemu Francuzi chcą trzymać z Moskwą. Ale akurat tłumaczymy wprowadzając skomplikowane pojęcie mapy mentalne. Wprowadzamy koncepcję taką, że Europą mogą rządzić Niemcy albo Francja, a o tym kto decyduje Rosja. Dlatego się jej podlizują. 

    My zaś chcemy nawiązania współpracy z przemysłem ukraińskim i rozpoczęcia masowej produkcji taniego uzbrojenia masowego, jak drony, systemy antydronowe itp. Postawea ta spotyka się z zarzutami ojkofobii, czyli tłumacząc z kożuszkowego na nasze: nienawidzimy Polski gdyż chcemy ją uzbroić w drony. Chcemy też abyśmy mieli możliwość odpowiedniej reakcji na ruskiego drona, czyli ukarania Rosji. 

    Stańcie zatem do równej walki cykory.

    https://youtu.be/DmlV8rqVkW8?si=H_yChRNep9-nIcJd

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0
    Poprzednia notka o pancerniku King George V poucza nas m. i. o istnieniu parametrów wymiernych oraz niewymiernych. I ich znaczeniu. Jest to konstatacja ułatwiająca orientowanie się w rzeczywistości. Obecnie też ten problem się pojawia w opisie technicznych urządzeń. Ale chwileczkę – mamy problem matury z polskiego. Tam też są elementy wiedzy maturzysty które można łatwo pomierzyć testem wielokrotnego wyboru. Są jednak takie, które umykają próbie podobnego zabiegu (który można ciekawie nazwać – jak?). Próba ujednolicenia, obiektywizacji kryteriów prowadzi do rozlicznych patologii, jak tzw. klucz, który eliminuje wiedzących zbyt dużo. Eliminują tam aspekty słabo wymierne, skupiają się na drugorzędnej teorii językoznawczej itp. co łatwo można dostrzec na podstawie wiedzy o pancernikach.
    Dodatkowo łatwo wyrobić w sobie umiejętność dostrzegania wciskania ściemy: sytuacji, w której ktoś koncentruje się na wymiernych aspektach pomijając te drugie. Ma to olbrzymie znaczenie np. przy kupnie auta, mieszkania, dyskusji o wiatrakach, dronach itp. Jeśli potrafisz myśleć abstrakcyjnie to od razu wychwycisz ściemniacza. Totalni nie myślą więc nie wychwycą i będą mi tu marudzić w komentarzach.
    Zanim przejdę do wspomnianych dronów, prezydenta Trumpa i ogólnej naszej mizerii wspomnę o pracy prof. Wojciecha Mazura, której oczywiście nie czytałem, gdyż jeszcze nie wyszła. Wspomina o niej jednak Podcast Wojenne Historie w audycji ciekawszej niż ta o pancernikach:
    https://youtu.be/HFdabrrwWxs?si=OkjdT7kjO1a0MHE7

    Dlaczego polsko-francuskie ustalenia sojusznicze w 1939 roku były pełne niedomówień? – Taki tytuł nosi. Gdzie tam były jakieś domówienia? – takie pytanie trzeba lepiej zadać. W ramach wstępu opiszę generalny sposób prowadzenia dyskusji tematycznej:

    Jeśli dyskujesz gen. Rayskiego to jego obrona zwala winę na marszałka Rydza-Śmigłego. Ale jak dyskutujesz o owym Rydzu-Śmigłym to on jest niewinny a winę ponosi ktoś inny, np. KSUS. Ale jak dyskutujesz o owym KSUS to on też jest niewinny, zwalają np. na ministerstwo. Tak żonglują ową odpowiedzialnością, żeby nie dało się jej uchwycić w danym momencie. Jest też tak, że obrona Rayskiego obciąża Rydza-Śmigłego, a obrona Rydza-Śmigłego obciąża Rayskiego. Kto te zależności pojmie, ten łatwo odnajduje się we wszelakiej debacie z neosanacją, tj z pisowcami. Z klubem rekonstrukcyjnym sanacji. Zauważcie też, że nie tłumaczę kto to ów Rayski, kto to Rydz? Ma to wyeliminować z grona odbiorców czytelników nie mających o niczym pojęcia.
    Mental sanacyjny opisuje jeden podstawowy parametr – totalne odklejenie. Wspomniany prof. Mazur popełnił rzecz niedopuszczalną. Sięgnął do archiwów francuskich i zrobił wypis tamtejszych dokumentów z rozmów polsko-francuskich, a tak się nie robi co do zasady. Bo w jakim świetle stawia ten zabieg? Kto miał o tym wiedzieć to wiedział już dawno, ale strona francuska mówiła stronie sanacyjnej prawdę o swoich zamiarach i możliwościach, tylko nie docierało. Sanatorzy byli tak odklejeni że ludzkiej mowy nie pojmowali. Francuzi w pierwszym etapie otwarcie przedstawili swoje możliwości, ale widząc że nie rozumieją nasi zaczęli ezopować. Posłuchajcie tego podcastu, ten odcinek wart jest uwagi czytelnika mojego bloga.
    Z drugiej strony Red. Ziemkiewicz przedstawia Sanacyjną Doktrynę Mocarstwową (dalej SDM): nie ważna jest produkcja stali, czołgów, ilość samolotów. Ważna jest siła ducha, marszałek i drugi marszałek. Polska jest równoważnym mocarstwem w porównaniu z Niemcami. ZSRS nie istnieje w zasadzie, a na pewno nie ma żadnego znaczenia. Państwa środkowej Europy to jakieś leszcze. Rozumiecie teraz dlaczego uważam twórczość Romualda Szeremietiewa za szkodliwą? Konserwuje ona te urojenia niestety. Zrozumienie sanacji wymaga przemyślenia jeszcze jednego zagadnienia: łatwości z jaką mniemania imperialne przechodzą płynnie w drogę na Zaleszczyki.
    Dla zrozumienia pisowców to wystarczy. Nie dziwią takie wyskoki jak kapitulacje przed ambasador Mosbacher itp. Dlatego w następnej notce opiszę nadzieję, jakie wiążemy z Prezydentem Nawrockim. Że wytworzy wokół siebie środowisko społeczne choć trochę ogarnięte.
    Na koniec dodam wynurzenia Red. Ziemkiewicza, który zapodaje informacje, że jak ktoś napisał że Soviet może wjechać na nas od tyłu podczas niemieckiego ataku to sanatorzy wysyłali go do Berezy. Była jeszcze Doktryna Odstraszania, że się weźmie i odstraszy firera np. Wielką Brytanią. Po tej doktrynie były Zaleszczyki, a po Zaleszczykach przekonanie, że na wiosnę Anglia z Francją zwyciężą ofensywą i sanacja wróci do władzy opromieniona. Czekajcie do Ziemkiewicza też poszukam linka.
    O jest:
    https://youtu.be/AUSx9HxXmSA?si=P-8vfwutPxae94pW&t=1952



    Wcześniej się gen Komornicki rozpruwa więc początku nie trzeba oglądać. Tylko Ziemkiewicza szokującego prowadzącego warto. 
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Wypowiadam się teraz na temat felietonu. Już pisałem na ten temat kierując wywód do psychofanów (siema psychofany!!!) na blogu. Lekka forma powoduje, że odbiorca nauczony metody „co autor chciał powiedzieć” nie poradzi sobie. Nie wiadomo bowiem co chciał, może miał dygresję i dopisał resztę tekstu żeby móc się od niego oderwać? A jak zmienił szyk zdania to w ogóle porażka. Percepcja nie nadąży.

    Tymczasem doktor Rayna cytuje doktor Urbańczyk:

    https://www.youtube.com/live/fHU4CSpcAqs?si=y34VTl6vVUboVhsw&t=22959

    Oczywiście mamy przypis, który nie wnosi żadnej istotnej informacji, ale musi być. Bez przypisu tracą kompletnie orientacją. Ale nawias jest, strony są i to przydaje naukowości. Sięgnięcie do oryginału zamiast do przyciętego cytata przyniosłoby szereg istotnych i ciekawych informacji[1] odwołując się do felietonu Stanisława Lema „O moim lizusostwie” z roku 1993. Tysiąc Dziewięćset Dziewięćdziesiąt Trzy a nie lata siedemdziesiąte. Ta prosta konstatacja czyni znaczną część wywodu dr Rayny wątpliwą. Bo mógł Lem chwalić Star Treka do woli bo oglądał go na niemieckim satelicie. Na SAT1. Kto wie co to było SAT1? W każdym bądź razie rozpoczyna się od roku 1953, w którym Lem napisał artykuł, w którym zjechał amerykańską SF a pochwalił perspektywy socjalizmu, cytuję „pojawiają się obrazy walczących ze sobą planet, martwych, zrytych kraterami bombowymi globów, zboczeń seksualnych na wszystkich możliwych światach”. Zostawiam temat socjalizmu samodzielnej lekturze czytelniczej gdyż mamy tu nawiązanie do potwornej krytyki stanu zachodniej SF w wykonaniu Lema. Rozwinęła się ona w Fantastyce i Futurologii i w innych miejscach. Dodatkowo mamy obszerną krytykę krytyki Lema. Np. Dukaj coś tam tworzył, Sapkowski (Lem pojechał bowiem po fantasy). Cała ogromna literatura.

    Powiedzmy o ile filmy czy seriale muszą mieć pewne uproszczenia to twórczość prozatorska (albo poezja fantastyczna) już nie. Uzyskanie nieważkości jest kosztowne i skomplikowane, podobnie przedstawienie wiarygodnych ufoków. I tu wjeżdża Star Trek jako przykład durnoty na wielu płaszczynach. Twórca zauważa podobieństwo fabuły i stylu do realizmu socjalistycznego. Fundamentalną cechą tego socrealu było totalne oderwanie świata przedstawionego od rzeczywistości codziennej i namacalnej. Refleksji na ten temat nie znajdziemy jednak we wspomnianej prezentacji. Tutaj będą bronił jednak wystroju staków kosmicznych: teraz jest taki, ale za 300 lat technika się może się rozwinąć i gwiezdne korabie będą składać się głównie z korytarzy wypełnionych załogą plączącą się bez sensu. Nie bronię mordobicia, do którego dochodzi często w trakcie konfliktu. Mamy też przedłużenie „American way of life”. Nie bronię Romulan, którzy są obrazą dla każdego widza o inteligencji większej niż rozwielitki. Mieszkają oni na planecie Romulus, obok niej jest Remus, mają pretorów i jest to ordynarna zrzynka z Rzymu. Klingoni zaś w przeciwieństwie są wzorowani na Czyngis-Chanie i niekoniecznie będą komuną. Jakoś w miarę dyskretnie Mongołowie są odwzorowani. Nie chodzi tu o politykę, to coś jak amerykańska restauracja w prekłelach. Wszędzie jest Ameryka. Coś jak Jetsonowie. Nie wiem czy jest to dla was jasne. Jak coś to sobie poczytajcie ów felieton. Mnie te zjawiska też rażą, szczególnie ziemskie kryteria atrakcyjności wśród gwiazd. Ufokówy w miniówach. Lem jest nieekranizowalny przez Holyłod i widać tu przyczyny. Jak próbują to wychodzi Solaris Sondenberga, przerobienie arcydzieła w romansidło. Tymczasem Solaris, Eden, Niezwyciężony są o czymś innym. Nawet to ostatnie z Pirxem, o którym nie wiadomo, czy jest Pirxem.

    Kolejny felieton ze zbioru Sex Wars, w którym mowa jest o Star Treku zatytułowany jest „Rozkosze postmodernizmu”. Od razu widać połączenie rozkoszy z sex warsami, czyli wiadomo, o czym może to być. Będzie grubo:

    O czym jest ten tekst? Daję cytat „Stare nocniki, nawleczone na dłuuugi słup telegraficzny, z postumentem jako szafą grającą, której korba wetknięta być musi w zadek sowy. Bardzo nowoczesne.”. Podmiot liryczny krytykuje nowoczesne formy wyrazu artystycznego. Wątpi w możliwość pełnej oryginalności wytworu ludzkiego sztukowego. Tj dzieła w rozumieniu normalnym, a nie ustawy. Wszystkie sensowne tematy zostały wyczerpane i zajęte, co prowadzi do niekorzystnych zjawisk:

    W ogóle jest tak, że wszystko ciekawe, ładne, zabawne, spójne, logicznie sensowne, kolorystycznie smaczne, narracyjnie fascynujące, fabularnie oryginalne zostało napisane i wydane bardzo dawno temu gdziesik, więc teraz nie ma innej rady, gdy parcie weny twórczej rozszalałe się nasili, jak tylko bredzić nieciekawie, nudzić, obrzydzać, dekonstruować, antylogicznie mamrotać, błotnisto malować, mendzić, defabularyzować i potworne praramoty na piedestały wznosić.”

    Star Trek pojawia się tu jako przykład przesytu, nadmiaru treści, której się nie da ogarnąć i dodatkowo jest słaba:

     

    Star Trek człekokształtny i rysowany: wszyscy w bluzkach kolorowych, których nigdy prać nie trza (jakoż i nie piorą), nikt do wychodka nie musi (jakoż i nie chodzą), guziki naciskają i straśne różne potwory ogniorzygne ich atakują, ale nic nie będzie, reżyser nie pozwoli, żyć musi i stałych dochodów potrzebuje i to mnie uspokaja, gdyż Knight Rider cały w ondulacjach przepiękniś, bez broni gangsterów załatwia, auto, z którym on rozmowy wiedzie, pędy w tę i we w tę.

    Star Trek człekokształtny i rysowany: wszyscy w bluzkach kolorowych, których nigdy prać nie trza (jakoż i nie piorą), nikt do wychodka nie musi (jakoż i nie chodzą), guziki naciskają i straśne różne potwory ogniorzygne ich atakują, ale nic nie będzie, reżyser nie pozwoli, żyć musi i stałych dochodów potrzebuje i to mnie uspokaja, gdyż Knight Rider cały w ondulacjach przepiękniś, bez broni gangsterów załatwia, auto, z którym on rozmowy wiedzie, pędy w tę i we w tę.

    Podsumowując: nie chodzi w owych textach o politykę, o jakieś Wietnamy. Absolutnie nie i nie. I długo nie. Lemowi przeszkadza prymitywizm kreacji kosmicznej i brak polotu. Mnie też przeszkadza ale nic lepszego nie ma. Jeśli jednak potrzebujecie listę kreacyjnych aberracji to służę, zamieszczę. Teraz to by było za długo.Czytacie to na własną odpowiedzialność bo jest w owych Sex Warsach zawarta krytyka nowoczesności takiej, jak zaimki, TV SAT, etc etc. To jest jedna wielka beka po prostu. Felietony te są typowe w sensie formalnym, Lem pisze o tym, czego doświadczył ostatnio. I na ogół mu się nie podoba. Ale wszystko to jest przerysowane więc nie ma pewności:

     

    A tu nagle widzę, żem zapomniał pszenicznego ziarna wróblom na tarasie moim nasypać, więc zaraz to odrobię czym prędzej i znów do tych rozmaitości zasiadam. Derrida. Kupiłem jego Grammatologię po niemiecku i ni w ząb, a grube to. Wprowadzenie w Derridę. Nie dałem rady. Destrukcjonizm destrukcyjny i postmodernizm poststrukturalistyczny. Prędzej zęby wyłamię sobie. Za cholerę nic nie pojmę, a wszyscy w „Encounter” i „NYT Book Review” mamrocą! „Destruk, Le Man, Paul”. I pramodernizm. I super. I Susan Sonntag. Więc znów, ale nic, choć i z rozbiegu, i pędem nawet. Łatwiej mi byłoby na szklaną górę wleźć, aż mi członek Akademii, bardzo mądry starszy pan, wyjaśnił na ucho: D. wariat! 

     Przypisy:

    1. Obszerne fragmenty tego felietonu cytowałem na blogu już przy okazji:

    https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/943057,gwiezdna-wedrowka-w-xx-wieku-star-trek [2]

    2, Zauważcie że nie daję ani nawiasów, ani średników, ani niczego. 

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0
    Gdzie jest wzmianka w księdze wieczystej (KW) dot. nieruchomości przy ul. Wolskiej 31, w związku z wnioskiem o wpis z 24 czerwca 2025? - pyta portal https://info24.idsl.pl, który zwraca uwagę że casus Wolskiej 31 każe wątpić w przepisy prawne, zapisy w Księdze wieczystej i tym co rzekomo odzwierciedlają.

    A zaczęło się od

    GH development zakupił ale nie zapłacił W roku 2020 Wojciech Jaworski właściciel nieruchomości przy ul. Wolskiej 31 zawarł umowę sprzedaży ze spółką Gadbrook, należącą do belgijskiego dewelopera GH Development. Zgodnie z umową nabywca zobowiązał się do zapłacenia w ratach za ww. nieruchomość. Z pierwszej raty owszem się wywiązał (ok.10% wartości), ale już następnych pieniędzy sprzedający nie zobaczył na oczy i nabrał przekonania, że druga strona nie chce wywiązać się z zobowiązań pieniężnych. W 2022 roku Sprzedający zatem uchylił się od oświadczenia woli i wystąpił do Sądu Rejonowego Warszawa Wola o stwierdzenie niezgodności księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym.  11.08 Sąd nakazał wpisanie ostrzeżenia o roszczenie o usunięciu niezgodności treści KW z rzeczywistym stanem prawnym. W pozostałym zakresie wniosku o zabezpieczenie Sąd oddalił (co zostało podtrzymane 12.01.2024 przez Sąd Okręgowy wydział cywilno-odwoławczy). W latach następnych pojawiały się w KW wpisy o ostrzeżeniu niezgodności treści ze stanem prawnym i wykreślenia przy dokonywania wpisu na skutek różnych odwołań.

    Ostatni wniosek ws wpisu dot ostrzeżenia o roszczenie o usunięciu niezgodności treści KW z rzeczywistym stanem prawnym został złożony przez pełnomocnika Wojtka Jaworskiego w dniu 24 czerwca (doręczono 26 czerwca).

    Jak wynika z artykułu portalu https://info24.idsl.pl, w sprawie doszło do dziwnego zbiegu przypadków, o ile to rzeczywiście były przypadki.

    Wpis ten nie został jednak ujawniony w KW co wzbudziło zainteresowanie dziennikarskie i organizacji społecznej. Co się z tym wpisem stało?
    Początkowo sąd stwierdził, iż w dniu 24 czerwca 2025 r. do księgi wieczystej ... nie wpłynął żaden wniosek, wobec czego nie było podstawy do umieszczenia w tym dniu jakiejkolwiek wzmianki w przedmiotowej księdze wieczystej.

    Na kolejne zapytanie w sprawie, do którego załączono wydruk opcji śledzenia przesyłki ze strony Poczty Polskiej S.A. Sąd odpowiedział, że wniosek nadany w dniu 24 czerwca 2025 r. został doręczony w dniu 26 czerwca 2025 r., a zatem aktualna pozostaje poprzednia odpowiedź, iż w dniu 24 czerwca 2025 r. do księgi wieczystej ... nie wpłynął żaden wniosek, wobec czego nie było podstawy do umieszczenia w tym dniu jakiejkolwiek wzmianki w przedmiotowej księdze wieczystej. W KW znaleziono informację o skardze z 27 grudnia 2024, wpisu ostrzeżenia o toczącym się postępowaniu sądowym z 8.04/2025, apelacji 20.05.2025 i wykreślenia ostrzeżenia o niezgodności treści KW z rzeczywistym stanem prawnym z 26 czerwca 2025 r.

    Jak wyjaśnia prawnik: Skoro brak jest postanowienia o wpisie, wpis ten musi zostać wykreślony i czyni się o tym wzmiankę. Wykreślenie wpisu jest wyłącznie czynnością techniczną i wynika z zaskarżonego apelacją postanowienia o jego uchyleniu i oddaleniu wniosku. W przypadku powodzenia apelacji, wpis zostanie przywrócony.

    Tylko czy wykreślenie z 26 czerwca nie dotyczy wpisu z 8.04.2024 roku? Dlaczego do tej pory nie ma wzmianki o wniosku ws. ostrzeżenia z dnia 24 czerwca (data wpływu 26 czerwca)? Podobno bo nastąpiło zaskarżenie, ale nawet jeżeli tak było, to taka wzmianka o złożonym wniosku i uchyleniu powinna widnieć w KW.  I jak to się stało, że strona przeciwna (Gadbrook) dowiedziała się o wniosku przed jakąkolwiek wzmianką w KW, przez co od razu mogła ją zaskarżyć?

    Sąd Rejonowy nie chce jednak przyznać się do błędu (o ile to był tylko błąd) lub nawet wyjaśnić sprawy: cyt. brak jest możliwości szczegółowego ustosunkowania się do zapytania z dnia 29 sierpnia 2025 r., z uwagi na brak faktycznego przedstawienia wniosku z dnia 26 czerwca 2025 r., który wpłynął do tutejszego Sądu. Jednocześnie informuję, iż osoba mająca interes prawny może dokonać wglądu do akt księgi wieczystej i bezpośrednio zweryfikować, czy wniosek, który złożyła został odpowiednio zarejestrowany. Jednocześnie informuję, iż wzmianka i żądanie opisane przy wzmiance nie przesądza o ostatecznej treści wpisu w księdze wieczystej, który faktycznie będzie analizowany na etapie rozpoznania wniosku w myśl art. 6268 k.p.c. i wówczas w przypadku pozytywnej oceny wniosku zostanie dokonany stosowny wpis zgodnie z treścią żądania. Wzmianka o wniosku nie jest wpisem w znaczeniu art. 6268 § 6 k.p.c.

    Także organizacja społeczna, która wystąpiła o udzielenie informacji z jakich przyczyn nie została dokonana wzmianka w księdze wieczystej i kiedy zostanie ono dokonane, i czy to pojedynczy incydent czy też podobne opóźnienia w dokonywania wpisów występują także w innych przypadkach i z jakich przyczyn. nie mogła uzyskać bliższych informacji, cyt. W związku z otrzymaniem w dniu 27 sierpnia 2025 r. drogą elektroniczną wniosku o udostępnienie informacji publicznej, Prezes Sądu po analizie jego treści uprzejmie informuję, że zakres wnioskowanych informacji nie stanowi informacji publicznej, o której mowa w art. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej z dnia 6.9.2001 r. (t.j. z 18 listopada 2020 r., Dz.U. z 2020 r. poz. 2176). Wniosek dotyczy bowiem sprawy prywatnej (wniosek stanowi zapytanie o udzielenie informacji w konkretnej sprawie, gdzie znane są zarówno strony jaki przedmiot sprawy). W takiej sytuacji nie istnieje możliwość zastosowania przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej, a podmiot obowiązany kieruje do Wnioskodawcy niniejsze pismo informacyjne w tym zakresie

    Zatem nie można wyjaśnić braku wzmianki, bo dotyczy to sprawy prywatnej.

    A co do samego sporu pomiędzy stronami, sądy karne już orzekły, że Wojciech Jaworski nie utracił praw do nieruchomości. Wynika to wprost z wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy Woli IV wydział Karny sygn. IV W 1087/21 z dnia 28.10.2022 i z wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie X wydziału Karno-odwoławczego sygn. X Ka 1131/22 z 25.91.2023.  Teraz rozpoczął się proces cywilny?

    Pozostaje jednak pytanie skoro w KW nie ujawnia się wzmianek o wpisach, to jaka jest wiarygodność ksiąg wieczystych? 
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Wakacje minęły, lato się skończyło i trzeci sezon Dziwnych Nowych Światów (Strange New Worlds) dobiega końca. W USA wyszło już 8 odcinków z 10 planowanych. Można spojrzeć na nie z perspektywy fanowskiej albo normikowskiej. Różnią się one nieco. Znajdziemy tu typowe motywy startrekowe: gwiezdne wojny, eksploracja, Q, konflikty międzygwiezdne, holodeck, jakieś dywagacje egzystencjalne. SNW wyróżnia się romansowym charakterem, są to romanse trwałe między głównymi bohaterami. Aż za dużo jest tego o jeden romans Spocka. Struktura jest taka, że odcinki mają swój wątek przewodni. Nie było Borga jeszcze i podróży w czasie, W 3 sezonie rzecz jasna, są tylko wspomniane poprzednie peregrynacje tego typu.

    Mamy też tu patologie typowe dla Treka: eksploracja bez skafandrów, bez robota zwiadowczego itp. Zawiązanie akcji jest często typowo baśniowe, na zasadzie zmieniania królewicza w żabę. Przedstawienie kosmicznych starć nieco naiwne, odległości za małe. Dla normików te zawiązania akcji mogą być najtrudniejsze do przełknięcia.

    Dobra to tera będzie spoiler:

    SPOILER

    Widoczne jest podobieństwo do Orville, tam też nie przejmują się zawiązaniem fabuły. Mamy w SNW odcinek Four-and-a-Half Vulcans, gdzie bohaterowie się zmieniają w Wolkan. Wolkanie to taki gatunek gwiezdny ze spiczastymi uszami. Coś jak elfy. I cudowne serum przemienia ludzi w tych Wolkan, co jest nonsensowne. Sama zmiana DNA nie wystarczy, zmieniają się też struktury wewnętrzne, narządy, psychika itp. No nie da się. Światotwórczo też to jest średnie, skoro można tak głęboko zmieniać człowieka to czemu potem nie zmieniają? To jest poziom Orville, które sobie pozwala, bo definiuje się jako parodia. Drugim przykładem jest statek wielopokoleniowy, który ewoluuje w twór bardziej zaawansowany technicznie niż Federacja. No niby załoga składała się z 7000 naukowców niemniej jednak sensu to nie ma. (Zauważcie że w Orville statek wielopokoleniowy też jest).

    Niestety odcinki te ratują się ogólną sensownością przygody i eksperymentami formalnymi. Wydaje się, że będzie typowa eksploracja, a tu grupa exploracyjna wraca od razu i całą akcja się rozgrywa na statku. Poznajemy odmienośc Wolkanów, poznajemy odmienność La’An, której przemiana wydobywa na wierzch różne destruktywne pokłady psychiki. W odcinku What Is Starfleet? mamy pseudodokument, jakiś gościu nagrywa reportaż i jakież to jest irytujące. Ale szybko się zorientowałem, że to celowy zabieg i się wszystko wyjaśni. Podobnie w Ahsoce dzieją się różne dziwne akcje, aby na końcu się rozwiązać. Tu zaś mamy postawione zasadnicze pytania o naturę naszej cywilizacji, Federacji, Gwiezdnej Floty. Można też budować analogię do pomocy Ukrainie.

    W odcinku holodekowym mamy autoparodię, z dystansem pokazany proces kręcenia pierwszego Treka. Zwykle odcinki holodekowe (nie będę tłumaczył co to jest holodek) służą obniżeniu kosztów, można wykorzystać rekwizyty i scenerie będące w posiadaniu wytwórni. Czy tutaj jest podobnie? Mamy śledztwo z nieoczekiwanym zakończeniem i furię pewnej części fanów.

    Bohaterów możemy podzielić na ważnych i mniej ważnych. Ważni to ci, którzy wystąpili w Star Treku 60 lat temu.

    I tu tzw normik może się zdziwić, czemu jakiś Kirk pojawia się na Enterprajsie i scenarzyści nie szukają nawet pretekstu. Ale jego postać rozwija się do docelowej formy, którą znamy. Dokonuje autoparodii w odcinku holodekowym. Gra też aktora grającego Kirka, czyli samego siebie.

    Uhura i Kaplica (siostra Chapel, inspirowana Kaplicą Sykstyńską) ulec muszą pewnej degradacji. Doktor M’Benga to już w ogóle. Miłość kapitana Pike z kapitan Betel nie przetrwa, Betel idzie do dowództwa na stanowisko sądowo-zabiurkowe.

    Bohaterowie, którzy nie pojawili się w Oryginalnej Serii (TOS) też są ciekawi. Sternica Ortegas, będąca ikoną nowoczesności, dostała swój odcinek, gdzie zmaga się z Gornem, a raczej z ideą gornowatości. 

    Pod względem formalnym mamy proste środki zastosowane, typowe dla ST: dwa wątki w odcinku, czasami z przerywnikiem. I to działa, nawet z perspektywy normika. Jest ona odmienna od perspektywy fana, oczekującego fanfictiona. Normik może nie rozumieć sensu patologii różnych, takich jak liczebność załogi. Skoro mamy 10 bohaterów to po co reszta załogi, która nie robi nic. Zawsze działa to samo grono osób. W Expanse np. jest to dobrze zrobione.

    No nic, w czwartek ostatni odcinek sezonu, pora szykować się na podsumowanie serialu, oskarżanego o pozyskiwanie młodego, prawicowego widza. No i bardzo dobrze, niech pozyskuje. Mamy ponoć do czynienia z niezłą oglądalnością, przy pewnej ciszy medialno-recenzenckiej. Ignorują serial będący dobrym przykładem fajoskiej SF. 

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0

    Marimonte (Bielany) Livin’Praga, Orzechowa (Włochy) Vista Wawer, a wkrótce Ale!KEN – GH Development oferuje w sprzedaży mieszkania od 1 do 5 pokoi w tych lokalizacjach warszawskich Zawsze dokładamy wszelkich starań, aby jakość wykonania i poziom obsługi były na najwyższym poziomie. W chwili obecnej prace planistyczne, które już wkrótce zaowocują ofertą ponad 2400 mieszkań w naszych nowych inwestycjach – informuje Spółka na swojej stronie

    Tak zaczyna się artykuł Krzysztofa Podrackiego  http://www.salon24.pl/u/newsy/1457268,wolska-31-a-dzialalnosci-gh-development Zaraz po tym ukazuje jednak inne oblicze GH Development, znacznie mniej korzystniejsze. Przypomina bowiem sprawę Wolskiej 31, która ciągnie się już od 2020 roku

    Wolska 31

    Przypomnijmy spółka Gadbrook należąca do GH Development w 2020 roku nabyła działkę od Wojciecha Jaworskiego przy ul. Wolskiej 31, zapłaciła I ratę. Pozostałej należności jednak sprzedający się nie doczekał i w tej sytuacji uchylił się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu. Pomimo tego, belgijska firma ani nie zapłaciła pozostałej części należności ani nie zwróciła wówczas działki.

    Czy kiedykolwiek zamierzyła wywiązać się ze swoich zobowiązań? A może liczyła że druga strona się wykrwawi w procedurach prawnych i finansowych, i będą mieli działkę kupioną za tzw. przysłowiowy „bezcen”?

    – zastanawia się portal. Tak czy owak:

    Sprawa trafiła do Sądu (wydział ksiąg wieczystych), który rozstrzygnie sprawę, o ile wcześniej nie zostanie przedstawiona ugoda pomiędzy stronami. Jednakże warto zauważyć, że wydział karny Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli oraz Sąd Okręgowy wydział karno-odwoławczy w wyrokach z 2022 i 2023 roku potwierdziły że Wojciech Jaworski w dalszym ciągu nie utracił prawa własności do nieruchomości i pozostaje jej właścicielem.

     

    Sprawę opisują media

    Sprawą zainteresowały się media, artykuły w DoRzeczy, Fronda, ŻycieStolicy, Warszawskim wieczorze, Serwis21, Blog-n-roll, 3obieg, Info24 i inne, które opisały całą historię

    Mimo wysiłków kancelarii prawnej dewelopera straszącej media skutkami z art.212 k.k., wezwaniami do usunięcia określonych artykułów opisujących sprawę (uległo m.in. DoRzeczy oraz Fronda), sprawa Wolskiej 31 wraca jak boomerang, a mechanizmy stosowane wobec media przez dewelopera ujawnił m.in. portal Serwis21.

     

    Czy GH Development opłaca się brnąć dalej?

    Warto dodać, iż sprawa Wolskiej 31 jest znana na rynku nieruchomości, a opinie nt. belgijskiej spółki delikatnie mówiąc nie należą do najbardziej pochlebnych.

    W warunkach ujemnej demografii (czyli spadku ludności), konkurencja w zakresie sprzedaży nowych mieszkań może być coraz bardziej ostra. Kupujący będą także mieli na względzie wizerunek dewelopera, którą kreują m.in media.

    Sprawa Wolskiej 31 dopóki nie zostanie rozwiązana będzie rzucała cień na GH Development i część nabywców albo powstrzyma się od kupna, albo zażąda znacznej obniżki cenowej. Co więcej będzie każdorazowo przypominana przy kolejnych inwestycjach Belgów. 

    A zatem czy warto brnąć dalej?

    konkluduje autor artykułu.

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0

    Marimonte (Bielany) Livin’Praga, Orzechowa (Włochy) Vista Wawer, a wkrótce Ale!KEN – GH Development oferuje w sprzedaży mieszkania od 1 do 5 pokoi w tych lokalizacjach warszawskich Zawsze dokładamy wszelkich starań, aby jakość wykonania i poziom obsługi były na najwyższym poziomie. W chwili obecnej prace planistyczne, które już wkrótce zaowocują ofertą ponad 2400 mieszkań w naszych nowych inwestycjach – informuje Spółka na swojej stronie

    Tak zaczyna się artykuł Krzysztofa Podrackiego  http://www.salon24.pl/u/newsy/1457268,wolska-31-a-dzialalnosci-gh-development Zaraz po tym ukazuje jednak inne oblicze GH Development, znacznie mniej korzystniejsze. Przypomina bowiem sprawę Wolskiej 31, która ciągnie się już od 2020 roku

    Wolska 31

    Przypomnijmy spółka Gadbrook należąca do GH Development w 2020 roku nabyła działkę od Wojciecha Jaworskiego przy ul. Wolskiej 31, zapłaciła I ratę. Pozostałej należności jednak sprzedający się nie doczekał i w tej sytuacji uchylił się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu. Pomimo tego, belgijska firma ani nie zapłaciła pozostałej części należności ani nie zwróciła wówczas działki.

    Czy kiedykolwiek zamierzyła wywiązać się ze swoich zobowiązań? A może liczyła że druga strona się wykrwawi w procedurach prawnych i finansowych, i będą mieli działkę kupioną za tzw. przysłowiowy „bezcen”?

    – zastanawia się portal. Tak czy owak:

    Sprawa trafiła do Sądu (wydział ksiąg wieczystych), który rozstrzygnie sprawę, o ile wcześniej nie zostanie przedstawiona ugoda pomiędzy stronami. Jednakże warto zauważyć, że wydział karny Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli oraz Sąd Okręgowy wydział karno-odwoławczy w wyrokach z 2022 i 2023 roku potwierdziły że Wojciech Jaworski w dalszym ciągu nie utracił prawa własności do nieruchomości i pozostaje jej właścicielem.

     

    Sprawę opisują media

    Sprawą zainteresowały się media, artykuły w DoRzeczy, Fronda, ŻycieStolicy, Warszawskim wieczorze, Serwis21, Blog-n-roll, 3obieg, Info24 i inne, które opisały całą historię

    Mimo wysiłków kancelarii prawnej dewelopera straszącej media skutkami z art.212 k.k., wezwaniami do usunięcia określonych artykułów opisujących sprawę (uległo m.in. DoRzeczy oraz Fronda), sprawa Wolskiej 31 wraca jak boomerang, a mechanizmy stosowane wobec media przez dewelopera ujawnił m.in. portal Serwis21.

     

    Czy GH Development opłaca się brnąć dalej?

    Warto dodać, iż sprawa Wolskiej 31 jest znana na rynku nieruchomości, a opinie nt. belgijskiej spółki delikatnie mówiąc nie należą do najbardziej pochlebnych.

    W warunkach ujemnej demografii (czyli spadku ludności), konkurencja w zakresie sprzedaży nowych mieszkań może być coraz bardziej ostra. Kupujący będą także mieli na względzie wizerunek dewelopera, którą kreują m.in media.

    Sprawa Wolskiej 31 dopóki nie zostanie rozwiązana będzie rzucała cień na GH Development i część nabywców albo powstrzyma się od kupna, albo zażąda znacznej obniżki cenowej. Co więcej będzie każdorazowo przypominana przy kolejnych inwestycjach Belgów. 

    A zatem czy warto brnąć dalej?

    konkluduje autor artykułu.

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Ukazał się właśnie trzeci sezon Dziwnych Nowych Światów (ang. Strange New Words – dalej SNW), u nas opóźniony na platformie Skyshowtime o 2 tygodnie względem reszty świata. Jest tam za to lektor i napisy, a nie ma dabingu (eng. Dubbing, nie mylić z Dublinem). Tytuł też przetłumaczyli kontrowersyjnie jako Nieznane Nowe Światy. A niech mają. Przypominam, że jest to serial będący prekłelem pierwszego Star Treka [1], o czym pisałem już [2]. Na razie jest dobrze, a w porównaniu z konkurencją nawet bardzo dobrze. Obecnie bowiem przyzwoicie się trzyma Godzilla i Kong oraz Star Trek. Gwiezdne Wojny słabo a Marvel kiepsko. Tzw. DCU, czyli batmany i supermany, przeżywa restart, ale pierwsze efekty są zachęcające. Co tam jeszcze jest? Wiedźmin szoruje po dnie razem z Rings of Pała, Koło Czasu skancelowane i nudne. Fantasy zarąbana jak widać poza Legendą Vox Machiny (ale to kreskówka). Kowboj Bebop skasowany, He Man zarąbany przez Netflixa.

    Na tym tle ufoki prezentują się okazale. Przypominam, że jedne ufoki latają cumlem (lok. smoczek) a drugie dysponują omletem z dwoma rurkami z kremem na widelcach. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z proceduralem, czyli odcinki stanowią w większości zamknięte całości, ale są historie główne ciągnące się przez serial. Mamy tez znakomitą oprawę graficzną, przewyższającą Gwiezdne Wojny o niebo. Scenariusze kompletne, fabuły kompetentne na tle. Na tym kończę część bezspoilerową, spoilery muszę jednak rozpocząć od odwołania do klasyki fantastyki. Po odwołaniu będą spoilery:

    Apentuła niewdziosek, te będy gruwaśne

    W koć turmiela weprząchnie, kostrą bajtę spoczy,

    Oproszędły znimęci, wyświrle uwzroczy,

    A korśliwe porsacze dogremnie wyczkaśnie!

    Trzy, samołóż wywiorstne, gręzacz tęci wzdyżmy,

    Apelajda sękliwa browajkę kuci.

    Greni małopoleśny te przezławskie tryżmy,

    Aż bamba się odmurczy i goła powróci.

    Scenarzyści SNW wyraźnie oglądali Orville, nie widzieli natomiast Star Trek Discovery. Tu i tu (w SNW i Orville) mamy bowiem załogą skupioną wokół kapitana, który umożliwia bohaterom rozwinięcie zdolności i umiejętności, koordynuje ich działania, w decydujących momentach wkracza ze swoimi pomysłami. Jest to bardzo nowatorskie podejście fabularne z jednej strony, a z drugiej klasyczne (kpt. Picard). Antytezą jest wadm. Holdo z Ostatniego Jedi, jednoosobowa katastrofa przez brak komunikacji. Proceduralność i postawienie kapitana na czele to prosta i łatwa recepta na sukces produkcji. Dwa oficjalnie dostępne u nas odcinki są odmienne od siebie. Pierwszy,  Hegemony - Part Two to klasyczne gwiezdne wojny jakich od dawna nie ma w Gwiezdnych Wojnach. Mamy tu bowiem konflikt z straszliwymi Gornami, których okrucieństwo przewyższa jedynie wrodzone bestialstwo. Gornowie są jacy są, takie gady, posiadają jednak słabe strony. Kpt. Pike i załoga Enterprise wykorzystują słabości Gornów aby ich pokonać. Posługują się intelektem, kreatywnością, czyli działają w stylu Star Treka. Nie robią też tym Gornom większej krzywdy. Mamy za to fenomeny kosmiczne jak podwójne gwiazdy, promieniowanie itp. Mamy też drugi wątek – infekcję kpt Betel, która cudem uchodzi z życiem. Ratuje ją Spock z siostrą Kaplicą. Co to za pomysł, żeby pielęgniarkę nazwać Kaplicą (ang Chapel)? Przecież to się źle kojarzy. Ogólnie angielski zwyczaj posiadania pospolitych nazwisk jest dla nas dziwny. Romansowe relacje owej siostry ze Spockiem dodają tu głębi, bo w poprzednim sezonie rzuciła go.

    https://youtu.be/kQhye50sikk?si=7Ot9GpBtmpEfqgbn

    Wątek ten jest rozwinięty w drugim odcinku, Wedding Bell Blues, gdzie pojawia się ta menda Q. A raczej jego synek tzw. Młody Q. Zmienia on rzeczywistość tak, że Spock ma wziąć ślub z Kaplicą, a jej obecny chłopak doktor Roger Korby ma być drużbą. Intryga jest taka, że Spock, który przecież na Wolkanie ma cały czas oficjalną narzeczoną, przebija iluzję Młodego Q dzięki sile swej miłości. Obecny Kaplicy też przebija, próbują jakoś udaremnić, nie udaje się jednak, pojawia się deux et machina czyli Q i przywołuje synalka do porządku. Jest to opowiastka w stylu TNG, czyli Następnego Pokolenia, mieszcząca się w tradycji opisywania kontaktów z cywilizacjami wszechnocnikowymi, tj, pardon wszechmocnikowymi.

    Powyższe rozważania minimalizują zagadnienie zgodności świata przedstawionego i przedstawiają perspektywę w maksymalnym stopniu niefanowską. Fan podniesie bowiem kwestię zgodności z innymi opowieściami. I starają się tu wyraźnie autorzy. Bohaterowie w pierwszym sezonie zachowywali się nieTOSowo, z biegiem odcinków zmieniają się wyraźnie. Przełomowa była tu wizyta z przyszłości serialu Lower Decks, gdzie załoganci USS Cerritos przekazali informację o roli załogantów Enterprise w uniwersum. Spock już się zachowuje w swoim stylu klasycznym. Swoją drogą jedi powinni w spockowy sposób reagować w różnych Akolitach. Przeintelektualizowanie, wyrafinowanie, rozumowanie. Jest tu dobrze. Faktem jest też, że Młody Q ma swoje korzenie w TOS i nie koliduje ani z TNG, ani z Vojadżerem. Jakoś se radzą twórcy. Część fanów spodziewa się natomiast wyrżnięcia załogantów Enterprise niepojawiających się w TOS. Ja mniemam jednak, że do tego nie dojdzie.

     

    Mamy bowiem świetny serial, rozwijający motywy startrekowe, z ciekawymi efektami i pewnym rozmachem. Poprawnie konstruowane fabuły są tu. A Ortegas (sternica) kocha się w kpt, Piku. Podobnie jak w Orville, dowodzonym przez kpt. Mercera, załoganci są rozbudowani, każdy z głównych bohaterów ma sporo miejsca, znamy ich, dlatego przejmujemy się ich losem. )nie tak jak w Discovery, gdzie tylko Michasia i Michasia).

    Dowiadujemy się też, że Pike był ministrantem, co mu się chwali. Mamy pewne odejście od nieszczęsnego założenia twórcy ST Gienka Rodeberry’ego, czyli bezbożności świata przedstawionego. Czyniło ono jego wizję utopijną, a nawet nierealną z powodów oczywistych, których nie będę nawet rozwijał.

    _______

    Ustanowienie w centrum serialu białego mężczyzny jest oczywistym odejściem od łołka. Liczne bohaterki wymagają jednak kilku zdań komentarza:

    Wyobraźcie sobie że Kaja Godek zostaje prezydentem. I co: feministki ucieszą się z faktu, że kobieta objęła ten urząd? Podobnie jest z marszałek Witek i innymi pisówami. Czy była radość, że tyle kobiet obsadza stanowiska? No nie była. Znajcie dialektykę. One nie były wliczane do kobiet bo nie są porąbane. Dla tamtych kobietą i jej sukcesem jest wyznawczyni lewactwa. Bohaterki SNW nie walczą z patriarchatem i samczą dominacją bo się słuchają Pike’a i go wspierają. Jak Witek Kaczora. Co innego było w Diunie 2, gdzie Zendaya skakała co chwilę do oczu Paulowi Atrydzie i mu fikała. Co innego było w Discovery i w Akolicie.

    Postawę kpt. Pike można natomiast przedstawić jako toksyczną męskość [3]. Pojmijcie to oglądając filmik

    https://www.cda.pl/video/25718212a0

     

    Spock może być zaś interpretowany jako przedstawiciel simpiarstwa i białorycerstwa z uwagi na porzucenie przez siostrę Chapel. Kaplica zaś to przykład hipergamii. Porzuca Spocka na wieść o doktorze Rogerze Korby. W owej chwili jest on bardziej atrakcyjny niż Spock. Doktor Korba jest bowiem galaktycznym autorytetem w danej chwili. Kaplica jest przy tym doskonale emocjonalna rzucając Spockowi (który ma wciąż oficjalną narzeczoną) jakąś ściemę. Wszystko u niej się rozgrywa w sferze podświadomości.

    Kwestie, których nie podjąłem teraz będę omawiał przy okazji kolejnych odcinków.

    Przypisy:

    1. https://www.filmweb.pl/serial/Star+Trek-1966-31454

    2. https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/938557,star-trek-nieznany

    3. Feministki nazywają tak normalną męskość aby zamaskować swe uprzedzenia i myślenie stereotypami. 

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by alchymista  |  0
    Wczoraj mnie olśniło podczas lektury książeczki Zofii Brzozowskiej i Mirosława Leszko, że głęboka cześć Nowogrodzian wobec Sofii - Mądrości Bożej - ma zupełnie inne znaczenie, niż uważają badacze rosyjscy.
    O co chodzi?
    Mianowicie sprzecznie z tradycją bizantyjską, obywatele Republiki Nowogrodzkiej uczynili Mądrość Bożą swoją patronką. Ten kult Sofii był jaskrawo niezgodny z tradycją bizantyjską i zahaczał o herezję. W ikonografii na nowogrodzkich monetach Sofia była przedstawiana w szatach cesarskich, otwartej koronie na głowie, z berłem. Byłaby więc swego rodzaju wirtualnym "królem", ale to tylko pierwsza połowa interpretacji. Badacze rosyjscy podnoszą podobieństwo kultu Sofii do kultu Świętego Marka w Wenecji. Na weneckich monetach Doża odbierał bowiem insygnia swojej władzy od tego świętego. Inni badacze rosyjscy dość prostacko łączą Sofię z kultem militarnym, bo... jej wizerunki znajdowały się na sztandarach wojskowych Nowogrodu!
    Jak to zwykle u uczonych bywa odrzucają najprostszy wniosek, że Sofia nie tyle symbolizowała mądrość bożą, co raczej ZBIOROWĄ MĄDROŚĆ NARODU NOWOGRODZKIEGO. Jest to jakby sakralizacja demokracji - odpowiednikiem jej był kult Ducha Świętego w Rzeczypospolitej jako patrona jedności.
    Gdy mówimy o jedności, to oczywiście nie tej sztucznej, wymuszonej knutem, pałką i strachem, ale dobrowolnej. W wielogłowym zgromadzeniu parlamentarnym bardzo trudno o jedność, a jeszcze trudniej o mądrość. Najwyraźniej nasi przodkowie mieli głównie problem z jednością, a Nowogrodzianie - z mądrością swoich zgromadzeń. Dlatego też modlili się do mądrości bożej, aby spłynęła na ich wiec i umożliwiła podejmowanie mądrych decyzji.
    Wiece nowogrodzkie zwoływano na plac soborowy przed Soborem (cerkwią) Świętej Sofii w Nowogrodzie. Świadczy to o tym, że Sofia była nie tyle patronką Nowogrodu jako miasta, ile raczej patronką zebrań parlamentarnych, patronką wspólnoty republikańskiej, podobnie jak w I RP patronem Sejmów był Duch Święty.
    Reasumując, widać wyraźnie, że "zachodniość" jakiegoś kraju nie musi automatycznie wiązać się ze ścisłą przynależnością do cywilizacji łacińskiej tak jak ją rozumiał Koneczny. Pojęcia demokratyczne, republikańskie, mogą nieoczekiwanie wykiełkować w łonie cywilizacji niby to sprzecznej z zachodnią tradycją, o ile ludziom tak się podoba i o ile potrafią należycie "skalibrować" świat pojęć własnej cywilizacji. Daje to nadzieję na powrót Dobra tam, gdzie świat pogrążony jest w ciemnościach.

    Jakub Brodacki
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0

    Sprawa Wolskiej 31 znów na łamach mediów. Tym razem za sprawą portalu https://Info24.idsl.pl, a przyczynkiem stało się ogłoszenie GH Development:

    Poszukujemy działek informacyjnych. Jeżeli posiadasz informacje nt. działek w Warszawie, Trójmieście oraz we Wrocławiu z możliwością zabudowy mieszkaniowej wielorodzinnej zapraszamy do kontaktu.

    – informuje GH Development na swojej stronie internetowej.


    Portal tymczasem przypomina, że:

    ZASTRASZANIE MEDIÓW WS. WOLSKIEJ 31?

    Właściciel nieruchomości przy ul. Wolskiej 31 popełnił właśnie ten błąd. W 2023 roku sprawę opisywały media, m.in. Fronda, DoRzeczy, ale po jakimś czasie artykuły znikały z przestrzeni publicznej. Wiele osób nie wiedziało dlaczego?

    W listopadzie 2024 r. mechanizm ujawnił portal Serwis21.  19 listopada portal otrzymał 2 wezwania do zaniechania naruszenia dóbr osobistych od GH Development 5 sp. z o.o. i spółki Gadbrook (należąca do grupy GH Development) – reprezentowani przez Góralski & Goss sp. p. a.

    W wezwaniach domagano się zaprzestania publikowania oraz rozpowszechniania rzekomo jako nieprawdziwe artykuły, powołujące się m.in. na DoRzeczy a ujawniające, że spółka Gadbrook należąca do GH Development nie zapłaciła za kupioną działkę (a właściwie zapłaciła tylko I ratę) oraz że w tej sytuacji sprzedający się uchylili się od uchylił się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu (sprawa jest w sądzie). 

    W wezwaniu prawnicy spółki grozili konsekwencjami art.212. kodeksu Karnego. W ten sposób albo zastrasza się dane medium, albo ten dla spokoju woli usunąć artykuł.

     

    SPRAWA W SĄDZIE

    Portal przytoczył jednak informację zawartą w jednym z pism procesowych prawników właściciela tj. kancelarii Chmaj i Partnerzy, w którym można przeczytać:

     

    ZABRAKŁO DOBREJ WOLI

    Oczywiście nie przesądzamy sprawy, dokona tego Sąd. Ale mimo zastraszania mediów, w mediach niezależnych pojawiają się publikacje, które zaczynają ważyć na wizerunku belgijskiej Spółki.

    I może dlatego Gadbrook (czyli de facto Gh Development) deklaruje „dobrą wolę”,

    tyle że na deklaracjach się kończy, bo do tej pory nie zawarto żadnej ugody, jest jedynie przeciąganie struny przez stronę belgijską.

    A zatem czy naprawdę ktokolwiek chce jeszcze ryzykować sprzedaż swojej działki tej firmie? Czy pośrednicy nieruchomości chcą ryzykować swoją reputacją? - konkluduje portal.

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Redaktor Ziemkiewicz ma rację i nie ma racji. Przedstawia on bowiem podstawy marketingu politycznego, mówi, że kampania pozytywna, że topiki, że to, że sio. I na tej podstawie oświadcza, że wygrana Trzaskowskiego przeczy wszelakim regułom sztuki. I tu ma rację, bo nie da się kampanią negatywną, brakiem topików, naśladowaniem Komorowskiego, obsadą sztabu, etc. Ale różnica jest na tyle mała, że w końcu kiedyś totalni wygrają na zasadzie fluktuacji i sprzeczność z zasadami będzie osiągnięta. Ale co mi tam.

    Kaczor powinien w końcu po tym tryumfie otrzymać tytuł Kaczissimusa Maximusa, bo pokonał nie tylko Tuska, ale i Ursulę, TSUE, wszelakie europarlamenty, TVNy, Wyborczą, etc. Wszystko to otoczone gronem akolitów. Z nimi sprawa jest trudniejsza, nie mogę bowiem tu opisać charakteru Platformy Obywatelskiej. Musiałbym użyć bowiem słów uważanych za obelżywe i powiedzą, że blog, że to, że sio. Słowa cenzuralne nie oddają natomiast skali problemu.

    Mogę lakonicznie powiedzieć, że PO najlepiej opisuje termin popierniczenie. Jest to partia popierniczonych po prostu. Funkcjonariusze jej i elektorat muszą albo sami być popierniczeni, albo akceptować opierniczenie i się z nim identyfikować. Tzn wszędzie się zdarza jakiś wyskok, ale w PO jest klimat afirmacji. Weźcie Jachirę: gdzie indziej bo pląsnęła raz, drugi i by ją wyrzucili a tu jest na sztandarach. Weźcie ciamajdan. Przecież po pojawieniu się filmów ze zmartwychwstania Diduszki dalej grzali temat jego męczeństwa. Weźcie exponowanie takich postaci jak Szczerba, Zembaczyński, Joński itp.

    Weźcie tego ostatniego marszała lubuskiego: jest to zapyerdalacz, czyli osobnik przekraczający prędkośc, siadający na zderzaku, a potem zajeżdżający drogę. Że taki jest i wpisuje się w Platformę to jedno, a reakcje na jego występek to drugie. No i właśnie o to chodzi. Przecież filmik z nim obejrzało miliony ludzi zanim było wiadomo, że to on. Ludzie wyrobili sobie opinię i nie zmienią tak łatwo. Mówię tu o elektoracie. Z drugiej strony mamy reakcje sekty zapyerdalaczy.

    Mamy w końcu obecne wyskoki Romana (Giertycha) oskarżającego „braci kamraci” o skręcenie wyborów. I znowu są wypowiedzi popierające. Siedem procent leci w sondażach na pysk. Czy ten trynd nie okaże się czasem trwały? Koalicjanty się dystansują tutaj.

    Cała ta zabawa sprawia, że nie ma dyskusji tam. Nikt nie stawia pytań takich jak: czy sztab przypadkiem powinien być obsadzony przez osoby stabilne psychicznie? Miziołek wyznała, że platformersy pytały ją: czemu PiS nie prowadzi kampanii negatywnej? I nie potrafiły pojąć odpowiedzi. Nieskuteczna jest taka kampania i już. Tymczasem jedna i ta sama ekipa przegwizduje tamtym kolejne wybory bez refleksji, do której nie są zdolni. Nikt teraz nie pyta się tam o rolę Tuska w tym bałaganie, o kierowniczą rolę Ursuli, etc, etc?

    Wystarczyło im powtórzyć drugą kampanię Kwaśniewskiego, który opowiadał ludziom, że jest fajny, Jola jest fajna. Że jak zagłosują na niego to też będą fajni i nie będzie zadym. Czaskoski mógł opowiadać o kładce, że jest fajna, że będzie fajnie itp. Tymczasem odebranie pisiorom kasy było fundamentalnym błędem, zintegrowało bowiem elektorat. I ludzie zaczęli wpłacać. Nie zadzwonili do Markowskiego i Sadurskiego, żeby ci zamknęli papę, bo nie pomagają.

    Na koniec dodam, że termin Kaczissimus Maximus trzeba tłumaczyć idiomatycznie jako Kaczka Największa.

    https://youtu.be/HH4HMTD95w8?si=mAXF_6GQczgfHXNX

    Roman o fałszerstwach

    https://youtu.be/4Js9N3Nrifs?si=L8TUsGEk3RBsd0lY

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0
    6 na 10 to w przypadku Gwiezdnych Wojen porażka. Tutaj bowiem produkcja na start dostaje co najmniej 8/10 za samo bycie starłorsem. Względny sukces serialu wynika natomiast z odpowiedniego tzw targetowania: oglądają ci, którym się podoba, a ci, którym się nie podoba nie oglądają i nie minusują. Dodatkowo produkcja ta przewyższa Załogę Szkieletora (Skeleton Crew) i Akolitę. Wszystko zresztą przewyższa Akolitę, nawet Holiday Special. 2 sezon Andora jest zatem najlepszą z ostatnich produkcji gwiezdnowojennych. Co za porażka. Większa oglądalność przyniosłaby jednak wyraźne obniżenie ocen.

    Tera będzie spoiler, którego nie zaznaczam specjalnie, bo to bez sensu:

    Sukces Andora wynika z obsadzenia mężczyzny w roli głównej, to raz. Dodatkowo jest tam Luthien który kuma czaczę. I to wystarczyło plus nieirytowanie fandomu łołkiem w promocji produkcji. Jest też kilka pozytywów: Mon Mothma w porównaniu z Zieloną z Akolity, czy tam tą całą Holdo to niebo a ziemia jednak. Jest kilka dobrych scen, jak wyprowadzenie wspomnianej liderki Rebelii z senatu np. Są one osadzone jednak w realiach natury wątpliwej.

    II Ględzenie

    Musze objaśnić jak widzę problem ględzenia na przykładzie. Użyję teledysku Uprising Sabatonu, który trwa 5 minut a nie 8 godzin i opowiada ciekawszą historię niż ten cały Andor. Robił go ktoś kto rozumie o co chodzi w filmie, dlatego nie wezmą go do Gwiezdnych Wojen bo się zna na rzeczy. Puśćcie sobie to bez dźwięku bo o ile wokalista coś tam śpiewa czy tam ryczy. No robi różne takie rzeczy.

    O tyle historia która ilustruje ów utwór jest samodzielna. Pierwsze ujęcie to jakiś dwóch leszczy którzy malują Hitler Kaput na ścianie, zrywają niemiecką flagę, ergo są przeciw. Dalej mamy scenę represji, widać że ich złapali, Niemcy zatrzymali losowych przechodniów, jakąś kobiecine, faceta w kapeluszu itp. Mamy ujęcie jakiejś szyszki okupacyjnej (nie wiem kto to jest, ale nie ważne dla tego kontekstu) która dopisuje 100 Polaków za jednego Niemca. To samo pojawia się na plakacie na ścianie. Niemcy ładują zatrzymanych na samochody, widać że będzie grubo. Jednego chłopaka dziewczyna wciąga przez bramę, za która chronią się ludzie. Dalej mamy egzekucję, przejmującą. Ci stoją za ścianą i nic nie mogą zrobić.

    Jasno, konkretnie, bez zbędnej paplaniny samymi obrazami pokazali dramat okupacji.



    https://youtu.be/lzeNBRbWXpI?si=QNs2hceVMy9VawBE

    Dalej widać reakcję, zaprzysiężenie powstańców i przygotowanie do walki. Dalej mamy godzinę 17 i wybuch Powstania Warszawskiego, walkę z Niemcami. Przejmująca jest scena, jak Szwab – szycha podpala makietkę. Znowu bez zbędnej paplaniny, samym obrazem, pokazują jego nikczemność. Potem widzimy płonącą Warszawę. Mamy dobijanie rannych.

    Kilka słów o wątku miłosnym: dziewczyna ratuje chłopaka, przypadkowe spotkanie. Ona jest sanitariuszką, on walczy i zostaje ranny. Wydaje mu się (majaczy) że ona go opatruje itp. Ale z tego co widzę to wydaje mu się i na końcu umiera.

    Całość podsumowuje komentarz: dziękuję kamerzyście, że cofnął się do czasów 2 Wojny Światowej i nagrał to wideo”.

    Piszę o tym bo coś we mnie pękło w momencie zamachu na Ghorman, nie chce mi się wracać do tej sceny, bo jest ciemna i fatalna. Ale przypadkowo ginie tam jakaś babka i druga pierniczy przemowę lżąc jednego gostka, rzekomo odpowiedzialnego (ale nie w tym stopniu jak pyskująca). Opowiada jakieś peany na cześć poległej, tylko że nie widzieliśmy z nich nic. Nic nam nie pokazali, mamy wierzyć na słowo wyrzutowi nieopanowanego kłapania paszczą. Że jeszcze ona przyczepia się do niego – to już jest skandal. W czasie ucieczki pitoli. Mam dość.

    Dodam, że teledysk nie miał trzystu milionów dolarów budżetu, występują tam jacyś rekonstruktorzy i inne leszcze. Ale wygląda o niebo lepiej i ma o niebo więcej sensu.

    Przekaz teledysku jest zrozumiały dla normalnego widza, będzie natomiast totalnie nieczytelny dla aktywiszcza kształconego w zwalczaniu patriarchalizmu, którego elementem jest kapitalizm. O tym trzeba pamiętać.

    III Ghorman

    Jest sobie taka planeta Ghorman. Praktycznie bezludna. Mieszka na niej 800 000 (słownie: osiemset tysięcy) ludzi, a to jest tyle co nic. W Krakowie znajdziecie podobną liczbę mieszkańców. Tymczasem pojawia się problem, że Imperium chce tam kopać coś tam i nie wie co zrobić z mieszkańcami i pająkami, które tkają lokalny jedwab. Nie są w stanie ich skomasować na terenie powiedzmy wielkości powiedzmy Grenlandii a gdzie indziej se kopać? Jeśli są w stanie dowieźć machiny zdolne przeorać całą planetę to w drugą stronę mogą wywieźć ludzi.

    Ale dobrze. Niech im będzie że mamy osiemset tysięcy ludzi i oni się buntują. To pokażcie bunt óśmset tysiąca mieszkańców a nie placyk. Placyk jest co prawda asfaltowany, w Akolicie nie doszli jeszcze do tej technologii. Mamy placyk na który przylazło paru gości i o to są mecyje. Z powyższych powodów nie interesują mnie wydarzenia na Gorman. Skoro nie jesteście w stanie pokazać przełamywania oporu 0,8 miliona mieszkańców to róbcie kameralną historię, jak w Mando. Tam pokazali retrospekcje ze zniszczenia Mandalory jakieś chyba? W pierwszych trzech filmach nie było większych problemów ze skalowaniem, tera są. Można to poprawić od ręki, wystarczy że na Ghorman doliczymy się 90 miliardów i już inaczej to wygląda.

    Drugim problemem Ghorman jest francuszczyzna: mówią tam jezykiem brzmiącym jak francuski, noszą berety, są jakieś odniesienia do Allo Allo (zestrzeleni piloci). W lżejszym serialu by to uszło jakoś, ale Andor ma być na poważnie chyba? To jest ten sam poziom co skutery Vespa w Bobie Fetcie i jego Księdze. Weźcie to jakoś tak przetwórzcie, żeby wyglądało oryginalnie.

    IV Mon Mothma

    Z Mon Mothmą (dalej MM) jest problem taki, że niczym nie kieruje. Zajmuje się wydumanym problemem ślubu córki. Z tego co widzę próbowali jej nadać cechy charakteru Kemali Harris a zachowuje się jak pisior. Tzn miała być kompletnie odklejona od rzeczywistości a nie rozumie że mówienie to nie jest działanie.

    Córka ma zawrzeć aranżowane małżeństwo i Mon Mothma to przeżywa dramatycznie. Tymczasem córka akceptuje i wchodzi w to. Taki jest dramat pierwszy a drugi to przygotowania do kłapania paszczą. MM chce powiedzieć że Palpatine jest niedobry co ma zrobić jakość i przełom. Nie ma to sensu bo równie dobrze mogłaby wystąpić w radio Wolna Galaktyka i tam edukować.

    Popatrzcie na siebie: mogą wam przytoczyć mnóstwo takich przemówień, CEP Zajączkowskiej,. CEP Jakiego, mogę przytoczyć wykończenie Pani Basi, bezprawne kajdanki, represje, areszty wydobywcze, bezprawne wejścia do TVP, zdjęcie prokuratora krajowego, kasację mandatów, ostatnie wały z lawą kampanią, które były już przy okazji wyborów samorządowych w Krakowie i co? I nic. Jak byliście po stronie darksajda tak jesteście bo tyle są warte takie przemówienia. Imperium istniało już 15 lat i każdy wiedział, co ma wiedzieć i bez kłapaniny.

    V Konspiracja

    Konspiracja to najsłabszy element serialu. Nie przestrzegają jej zasad w ogóle. Nie używają kryptonimów i pseudonimów. Np. nie powinni mówić o Yavinie, tylko mieć kryptonim, np. >Kura 1< Ci co tam są nie powinni wiedzieć, gdzie są. Powinny być punkty przeładunkowe, na których ładowaliby ludzi do swoich statków i wywozili na Yavin. Jakim cudem Imperium nie dowiedziało się o Yawinie nie wiem? Tzn. wiem. Imperium nie ma mocy przerobowych po prostu. To całe BBI liczy około dwudziestu ludzi, dowodzonych przez majora i liczba spraw którymi się są w stanie zajmować jest ograniczona. Rebelia z kolei to pięć (5) osób. I taka jest skala działań. Dedra ma stopień porucznika i nie widać za bardzo ludzi, którymi dowodzi. Jakby Luthen miał trochę rozumu to by sobie znalazł kumpla i by się rozdzielili i Imperium nie miałoby środków żeby ich szukać.

    Problem skali (którego nie ma w Oryginalnej Trylogii) łatwo można było rozwiązać lokalizując wydarzenia na obszarze będącym mentalnym odpowiednikiem Powiatu Bieszczadzkiego. Wtedy ograniczony rozmiar Dedry nie stanowiłby problemu (Zauważcie że Kloss nie był jeden. Obok niego mamy Stirlitza). Problemem jest też brak działań Biura Bezpieczeństwa na Ghorman. Od 3 lat planeta jest w kręgu najwyższego zainteresowania Imperium i nie ma tam żadnych werbunków. Powinni werbować masowo po typowej linii zapiłeś w robocie? strzeliłeś w ryj sąsiada? Nakłapałeś na Impusia? No masz problem ale my jesteśmy łagodni. Pomożesz nam to my pomożemy tobie. Odkrywczym by było gdyby było tam tak jak w enerdówku – wszyscy opozycjoniści w różnych komórkach okazali się kablami. Ale jeden nie wiedział o drugim i udawali. Lem pokazał coś podobnego w Tragedii Pralniczej, gdzie wszyscy okazali się pralkami? A Kalkulator? Kto czytał ten wie. Wszystkie zbuntowane roboty okazały się agentami. A tu widzimy jak Tony  Gilroy (dalej: Mały Antoś) wyobraża sobie konspirację. Tymczasem u nas każdy powinien przeczytać Kamienie Na Szaniec chyba. Polecam też takie dzieło:

    AGENTURA PAŃSTWO POLICYJNE - M. W. ALEXANDER

    https://unikatksiazki.pl/politologia-stos-miedzynarodowe/1170983124-agen...

    Kupiłem se to w drugim obiegu. Pozwala ogarnąć metody inwigilacji.

    Imperium natomiast, zamiast powołać organizację konspiracyjną złożoną z samych agentów, wysyła Sirila, który nawet nie wie co jest grane. Obyczajówka na linii Dedra-Siril jest fajna (teściowa!) ale to to jest nieporozumienie jednak. Ochrana jak inwigilowała bolszewizm? Kreując go. Zasadą działania imperialnych powinno być obchodzenia od strony radykalizmu: powołanie swojej organizacji, która będzie zarzucać Rebelii zdradę ideałów i bratanie się z Imperium. Podobnie obecnie totalni zarzucają pisiorom prorosyjskość. Mechanizm ten sam. 

    Podsumowanie

    Moja ocena jest subiektywna, gdyż skupiam się na aspektach ważnych dla mnie. Jak dla kogoś światotwórstwo nie jest ważne to inaczej będzie odbierał tą produkcję. W Nowej Nadziei pokazali część Imperium, sugerując że gdzieś tam jest reszta. Proste, Jak masz budżet na 3 czołgi to pokaż te 3 czołgi ale zasugeruj, że gdzieś dalej jest 300. A nie suponuj, że 3 czołgi to wszystko. W Imperium Kontratakuje też to rozumieli pokazując wydzieloną eskadrę Vadera. W Powrocie Jedi mamy lokalną w sumie awanturę na Endorze. I Ackbar zdaje sobie sprawę, że nie mają szans. Czy to Lando jest.

    Światotwórstwo dało by się jeszcze przeżyć ale mamy kwestię gatunku. Andor jest reklamowany jako Thriller a ma elementy dominujące opery mydlanej. Pojawia się kultowy text >chcesz o tym porozmawiać?< będący memem, dźołkiem, etc. Od lat 90-tych ubiegłego stulecia zresztą jest symbolem pustego dialogu, nabijania czasu itp. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: jak zapuszczam se podkast to oczekuję, że ktoś tam będzie kłapał paszczą nawet i przez trzy godziny. Jak se zapuszczam MMA to oczekuję walenia się po mordach. Ale gdy ktoś mi reklamuje MMA a siedzą i gadają to jestem poirytowany. Podobnie w odwrotnej sytuacji: gdy oczekuję debaty a się leją po mordach to nie. Gdyby Andor był reklamowany jako Niewolnica Isaura w kosmosie to bym się ekscytował i kibicował amorom Dedry i Sirila, Andora i Brix. Brix zadziałała zgodnie z zasadami redpila: zrobiła se dziecko z Andorem i zwiała. Będzie szukać teraz betabankomata.

    VI

    Jest tu kilka sensownych scen, np. odwetowe rozstrzelanie niewinnych. Ale to powinno na początku ustanawiać opresyjność reżimu. Mają problem z pokazaniem, czemu właściwie Imperium jest niedobre. A niechby w odcinku Boryna siał (ze zbożem) przeprowadzili kolektywizację. Od razu by było wiadome o co chodzi. Niechby Luthien szukał Gwiazdy Smierci aktywnie. A nie że mu kabel powiedział. Gdyby serial był o poczynaniach kabla to by był ciekawszy. Byłby on niczym Kloss dwulicowy itp. A tak to nie ma nic odkrywczego, wkręcają w reklamach, łołka za bardzo ni ma. Antosia męczą Gwiezdne Wojny. Robot, nazywany tam Droidem utrudnia opowiadanie historii. Jak chce kręcić Niewolnicę Izaurę to niech kręci a tu niech się odtenteguje od Star Łorsa. Nie wiem na ile Geekosfera ma rację twierdząc, że miało być pierwotnie pięć sezonów z których zrobili dwa. No zanudzilibyśmy się na śmierć jakby zamiast 3 odcinków z danego roku dostalibyśmy osiem pełnych zapychaczy. Z drugiej strony mamy wydażenia offskrin, których nie widzimy a o których nam mówią.

    Andorowi daję słabe 6/10. Co Sekcja 31 i Mando robią dobrze a Andor źle? Drugiego wpisu tu trzeba. 

    O Andorze na FIlmwebie:

    https://www.filmweb.pl/serial/Gwiezdne+wojny%3A+Andor-2022-866824
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0
    Czy można mieć zaufanie do GH Development pyta portal https://serwis21.blogspot.com/2025/05/przedsprzedaz-mieszkan-przez-gh.html w kontekście inwestycji Marimonte:
    Z przyjemnością informujemy, że rozpoczęliśmy przedsprzedaż apartamentów w naszej prestiżowej inwestycji na Bielanach przy ul. Marymonckiej 4! Tuż przy stacji Metro Słodowiec. Marimonte to połączenie wysokiej jakości, komfortu i doskonałej lokalizacji, w otoczeniu zieleni, parków i terenów rekreacyjnych.

    - informował w marcu belgijski deweloper Gh Development.

    Serwis21 przytacza komentarz internautki Weroniki C.
    Deweloper, który w okresie lęgowym ptaków wycina wszystkie drzewa, w tym te stare położone w rogu działki, gdzie trudno wyobrazić sobie, że będzie stała choć jedna ściana jakiegokolwiek budynku. Przy alei Słowiańskiej i ul. Marymonckiej wycięte WSZYSTKIE drzewa, które mogły cieszyć również przyszłych mieszkańców. SKANDAL - komentuje w internecie Weronika C.


    Ale pytanie Serwis21 jest wynikiem innej inwestycji, o której wspomina internauta Edmund Grabowski:

    Jako potencjalny klient wyrażam obawy przed zakupem mieszkania od Państwa firmy z uwagi na ostatnie artykuły, które powstały o Państwa firmie i jej praktykach. Jak Państwo odniesiecie się do artykułu z 15 listopada 2023, który pojawił się na portalu Dorzeczy? 

    Chodzi o Wolską 31. Spółka Gadbrook sp. z o.o. z grupy GH Development, w styczniu 2020 roku „zakupiła” ten teren. Słowo "zakupiła" jest trochę na wyrost albowiem do dziś deweloper nie zapłacił za tą działkę, a właściwie wpłacił tylko pierwszą ratę, co stanowiło ok. kilkanaście procent wartości. Reszty już nie uregulowała. I to fakt bezsporny. 

    W sądzie rejonowym dla Warszawy Woli toczy się postępowania przeciwko GH Development, które ma na celu odzyskanie działki przez Wojciecha Jaworskiego. Można odnieść jednak wrażenie, że belgijski deweloper jednak nie chce zakończenia sprawy tj. uregulowania pozostałej należności czy też zwrotu nieruchomości, bo to by już uczynił. Może liczy, że druga strona się finansowo wykrwawi lub też że z przyczyn naturalnych nie będzie już w stanie prowadzić dalszego postępowania (wiadomo że postępowania sądowe w Polsce są długotrwałe)?. - zauważa portal Serwis21

    Tak czy owak sprawa Wolskiej 31 stawia pytanie - czy można mieć zaufanie do dewelopera, który stosuje takie praktyki?

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0
     

    Musimy wyeliminować [1] gości, którzy przez dekady sadzili farmazony o wymaganiach współczesnego pola walki. Że są takie wymagania i jakieś graty ich nie spełniają. Tj. mieliśmy jakieś graty w stylu czołgów T-72, T 55, jakieś armaty, zestawy przeciwlotnicze itp. Przestarzały sprzęt, al;e po modernizacjach. I zamiast zmagazynować to, zakonserwować to skasowali. Tymczasem istniało przekonanie wśród laików, że w razie czego się on przyda. Neosoviecka inwazja na Ukrainę pokazała, że sprzęt taki by mógł np. zwalczać drony, zabezpieczać teren kraju przed wrogą dywersją, uzupełnić straty. Jak się szpecurów zahaczyło w tym temacie to wyjaśniali oni, że Rosja to nasze brateńki są, nasi druzja, a Putin to duszeńka nasza luba, nasz człowiek w Moskwie. Ze strony Rosji zatem nic nam nie grozi.

    Drugim popularnym motywem był absolutny brak decyzyjności. Tu Bronisław Komorowski się odznaczał. Jak się go spytali o cokolwiek to odpowiadał, że po pierwsze poleci do sojuszników pytać się, co ma robić. Sam nie wie bowiem nic i nic nie umie. Tak było. Stąd wziął się pomysł, żeby wykroić jakąś brygadą ekspedycyjną na nowym sprzęcie, która będzie działać na misjach. A reszta będzie na szrotach działać. Stąd takie pomysły, jak misyjny czołg Anders, absolutnie nam nie przydatny.

    Było jeszcze takie pouczenie popularne, że jak się zaczniemy zbroić to Rosja się poczuje urażona i się obrazi, a jak będziemy bezbronni to się nie obrazi i będzie fajosko.

    Trzeba opracować procedurę wyrzucenia z eksperctwa takich nieudanych pseudoexpertów i wprowadzenie ekspertów. 

    II

    Zakupy PiS noszą znamiona nowoczesności w połączeniu z planami fabrykacji u nas czołgów K2 i haubic K9. Raczej niechcący zyskiwaliśmy na znaczeniu dla USA. W wypadku konfliktu na Dalekim Wschodzie bylibyśmy w stanie wysłać Koreańczykom Południowym liczne części zamienne, lufy, amunicję, gotowe maszyny itp. I moglibyśmy negocjować z USA. Moglibyśmy powiedzieć: patrzcie, jesteśmy ważni bo wspieramy kluczowy kierunek dalekowschodni. A Niemcy co wspierają? Guzik wspierają. Oczywiście to teoretyczna możliwość bo PiS ideologicznie odrzuca negocjacje: z wrogami nie można rozmawiać, a z przyjaciółmi nie można się targować bo to przyjaciele.

    Ważnym elementem tych zakupów była natychmiastowość: sprzęt od razu zaczął napływać, umożliwiając szybkie wdrożenie. Jak ktoś chce zapoznać się z skutecznym i szybkim sposobem wprowadzenia nowego sprzętu to niech se poczyta na Wikipedii artykuł o F 16: pierwsza wersja miała słabszy radar itp., ale szybko ją wprowadzili, szkolili pilotów, obsługę, całe jednostki na nowym sprzęcie. W międzyczasie weszła wersja docelowa do przygotowanych jednostek, a pierwsze F 16 doznały modernizacji dociągających je do standardu docelowego.

    U nas natomiast maniera była taka, że najpierw czekali na doprowadzenie sprzętu do doskonałości, co trwało lata. W międzyczasie pięć razy zmienia się koncepcja, jest zdejmowane finansowanie. Popatrzcie na cyrk jaki się dział przy okazji wdrażania Kraba. Aby uwalić Kraba Komorowski wyjechał z akcją na Szeremietiewa nawet. Pomijam już fakt, że nie wiedzieli o specyfice podwozia. Że nie potrafią zrobić.

    Abyśmy byli wiarygodnymi partnerami dla Amerykanów winniśmy posiadać:

    1. CPK, czyli duże lotnisko zdolne do odebrania znacznych transportów lotniczych. Jakby co.

    2. Infrastrukturę portową, zdolną do odbioru znacznych transportów morskich, w tym paliwa.

    3. Rurociągi, którymi to paliwo może zasilać wojska amerykańskie.

    4. Autostrady na linii północ-południe.

    Tymczasem CPK uwalone, port oddany Niemcom, etc etc. Ergo słuszne będzie przekonanie, że nie chcemy się bronić przed ruskimi. Istnienie ogromnego stronnictwa kompradorskiego czyniło plany pisoskie mało realnymi. Prawdopodobne było, że dojdzie do tego, co jest teraz. Przecież PiS nie miał nawet większości arytmetycznej. Nigdy.

    Alternatywą natomiast były jakieś pomysły niemieckie. Super Leopardy. Tylko czas realizacji jakiś chory. Kto to pamięta jeszcze?

    To jest mental taki. Wyobraźmy sobie rozpoczęcie produkcji gdzieś w 2030 roku. Pińć sztuk, dla nas pierwsze egzemplarze trzy lata później, też ze 3. Wdrożenie tego na 2040. Jakoś tak.

    III Borsuk

    Kto pamięta korwetę Gawron? Miało tego być siedem sztuk, ale skręcili to do jednego ORO Ślązak, który nie dostał rakiet, więc dla Rosji był niegroźny, bo bezbronny. Wpędził on stocznię w problemy, bo wymagał nakładów, które się miały rozłożyć na 7 okrętów. A tak to koszty stałe na jeden okręt się rozłożyły (!), czyli wcale. Czyli jego koszt wrósł. I jakoś zapomnieli we Wikipedii napisać że to Tusk skreślił program.

    W każdym razie zamówienie zaledwie 111 Borsuków, będących gąsienicowymi Bojowymi Wozami Piechoty, wygląda na próbę analogicznego zaorania Huty Stalowa Wola. Koszty rozkręcenia produkcji seryjnej rozłożą się na mała liczbę wozów, które przez to będą drogie. Nieopłacalne będą i projekt zostanie uwalony, a producent z długami. I będzie można go oddać Niemcom. Dodatkowo niemiecka Puma czeka. Puma nie pływa a Borsuk pływa. Dlatego Puma jest lepiej opancerzona i prostsza w budowie.

    Wyobraźcie sobie przetarg na konie dla wojska. W II RP np. Stadniny oferują konie a jeden gościu wielbłądy. I okazuje się, że wymogi są stopniowo zmieniane tak, że wielbłądy nagle spełniają kryteria. Może się okazać, że nagle pływanie nie jest ważne, a ważny jest pancerz. A wymóg pływania podraża projekt, wymaga ukształtowania kadłuba, zamontowania napędu itp. Borsuk dostosowany do niepływania może być niekonkurencyjny zatem.

    Przypisy:

    1 – z debaty publicznej. 

    5
    5 (1)
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Drugi sezon Andora wyszedł i wynurzenia osobników mających wcześniejszy dostęp budzą przerażenie. Ochy i Achy jakie to niby cudo, jak widać Disnejowi opłaca się dawanie wcześniejszych dostępów. Ja zaś zaprezentuję wam gorzką, spoilerową prawdę. 

    https://youtu.be/SekuPZ8irZk?si=Suq8nCIubjD2ngRa

    UWAGA SPOILER

    Mamy kontynuację pierwszego sezonu skonkretyzowaną w czterech wątkach: Wątek Andora, wątek Mon Mothmy, wątek zboża i wątek Deidry i Sirila - imperialnych fanatyków i funkcjonariuszy. Coraz bardziej razi uboga technika: mają roboty, mają loty międzygwiezdne a nie mają czujników ruchu, podczerwieni, WiFi, Blutufa. Przecież robot może monitorować na bieżąco i oceniać, bo rozumie co się mówi. Dalej imperialna bezpieka ma rozmach stołecznej komendy Milicji, paru gości tam siedzi i tyle. Nie są w stanie nic ogarnąć bo jest ich za mało.

    Poczekajcie bo dopiero trzy pierwsze odcinki wyszły i co tidzień będą kolejne 3 wychodzić. Także o trzech pierwszych odcinkach piszę. Są one zaprzeczeniem sztuki filmowej, która powinna pokazywać a nie mówić. Taki jest sens istnienia filmu jako filmu. Tutaj natomiast non stop ględzą. Pleplają: pleple, pleple, pleple (głosem Smolenia). W miejscach i momentach niestosownych. Np. na przyjęciu weselnym, gdzie ktokolwiek może usłyszeć przypadkiem. Dialogi te powinni przeprowadzać w szczelnym akustycznie pokoju, takim jaki jest w ambasadach: ściągasz buty i wchodzisz do wytłumionego pomieszczenia, aby uniknąć podsłuchu. Ci są niefrasobliwi. Podobnie w wątku Andora ów bohater strzela gadkę motywacyjną, która jest w danym momencie bez sensu. Bo ktoś może przypadkowo usłyszeć. Zabrnęli już tak daleko, że nie mogą się cofnąć. Ale muszą peplać i peplać. Skoro mechanika, która jest obiektem motywacji się boi to pokażcie, że się boi.

    Filoni z Favreau rozumieją tą mechanikę filmową. W Mandalorianinie jest wiele scen zrobionych po filmowemu, np. moment w którym rusza on na ratunek Grogu w imperialnej opresji. Bardzo dobra scena. Generalnie Andor nie ma startu do Mandalorianina i w ogóle do tzw Filoniverse.

    Przejdźmy do kolejnego elementu świata przedstawionego, czyli do konspiracji. Rebelianci nie stosują zasad konspiracji i nie mówcie, że jeszcze się nie znają, że początkujący są. Imperium powinno ich wszystkich wyłapać bez problemu, a że ich nie łapie? Tak samo nieudolne jest jak Rebelia i się nie zna na łapaniu. Popatrzcie sobie na Klosa, jakie tam metody stosują. Pseudonimy, znaki rozpoznawcze. Doniczkę w oknie mają nawet. Jest doniczka po prawej: możesz wejść. Szyfry, kryptonimy, etc. Dziura w niebie by się nie zrobiła jakby zaprezentowali nam profesjonalną konspirację, nawet z uwypukleniem dwulicowości. Ale widz amerykański nie zrozumie postaci Klossa, który niby jest w Abwehrze oficerem, ale naprawdę infiltruje ją. Podobnie ja infiltrowałem konwent Imladris. Dygresja taka.

    Mon Mothma mogłaby by taką postacią podwójną, z jednej strony szyszka impierialna a z drugiej szef rebelianctwa. Niestety nie jest gdyż niczym nie kieruje, a Rebelią to na pewno. Przeżywa ślub córki, że pod przymusem niby jest. Ale córeczka jest za, podoba jej się. Ergo MM jest odklejona bo projekcjuje na nią odczucia ze swojego ślubu i nieudanego małżeństwa. A węzeł małżeński aranżowany to nic nowatorskiego nie jest. Raczej powszechnym rozwiązaniem to było u nas. Więc nic specjalnego.

    Owa Mon wydaje się mniemać, że walkę z imperium da się prowadzić przemowami w senacie i wydaje się nie pojmować skutków walki zbrojnej. I to po wojnach klonów, gdzie straty były spore wszak. Przeżywa wykończenie księgowego, podczas gdy w tym samym czasie w zbożu Andor wykańcza dziesięciu szturmowców i nikt się nimi nie przejmuje. Że jak tak można?

    Zboże zaś ewidentnie zostało wprowadzone w reakcji z Rebel Moona. Tam Snyder wprowadził wojnę kosmiczną o zboże wartości ok 60 000 dolarów. Disney więc stwierdził, że też musi mieć zboże. Tak działają korporacje: jedna robi coś głupiego a reszta naśladuje. Mamy zatem grupę kolegów Andora ukrywających się w zbożu, nie mają nowych tożsamości, nic. Nie mają przećwiczonych działań na wypadek pojawienia się imperialistów, którzy ostatnio byli tam 10 lat temu, czyli na początku istnienia Imperium. Nie mówcie nawet, że się nie da słałszować tozsamości, bo mamy do czynienia z galaktyka, gdzie istnieją miliardy planet, istot róznych, są grupki taka jak Ewoki itp. Pomysł z nadawaniem PESELu wszystkim mieszkańcom jest zatem idiotyczny (Solo). Pomysł z lokalizatorem jest jeszcze głupszy, bo nie ma sensownego wyjaśnienia jego działania (Mandalorianin). Dlatego jestem przeciwny tzw. rozszerzaniu universum, bo ono psuje to, co jeszcze nie zostało popsute.

    Gdyby Imperium, czy też cała Galaktyka miała rozmiar Powiatu Bieszczadzkiego wszystko nabrałoby sensu: mamy miasta jak Sanok czy Lesko czy Ustrzyki Dolne, mamy osady, mamy niedźwiedzie, mamy pustki. A tak to nie wiem o co chodzi. Andor przenika tajności bazy Imperium, czyli musi mieć lewe papiery i ti specjalne. Potem leci na miejsce spotkania z drugim rebeliantem. Nie ma tam żadnych kodów, pojawia się przypadkiem (dwa przypadki mamy: rebeliantów tych i inspekcję imperialną) grupa rebeliancka która zaczyna się zwalczać wzajemnie. Nie mam siły do tego.

    Wnętrza są za to w końcu jasne, porzucili modę mroczną znaną z Star Treka Discovery choćby. Na tle innych produkcji Andor przewyższa Akolitę, bo wszystko przewyższa Akolitę. Jest słabszy od Sekcji 31, która: konsekwentnie jest filmem a nie pseudoserialem, ma zaawansowane technologie jak przesunięcie fazowe i nanoUFOk, tajna grupa jest tajna, jest nawet cesarzowa, której potworność przewyższa Imperium. Zauważyliście, że Austriacki Akwarelista od razu rozgonił towarzych a Palpatine męczył się z senatem dwadzieścia lat? To tak na marginesie.

    Nie oglądajcie zatem tego Andora bo to pomieszanie z poplątaniem. 6/10 Kontrast między pląsami na ślubie a walką w zbożu - to jest główny moment serialu. 

    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Mama Łukaszka była bardzo niezadowolona.
    - Podobno wczoraj u was w szkole był prezydent stolicy? - spytała syna.
    - Pierwsze słyszę.
    - Nawet był u was w klasie.
    - To ciekawe, bo go nie widziałem.
    - Może po prostu go nie rozpoznałeś, nie spodziewałeś się...
    - Coś ty! Nikt go nie widział. Nie było go i tyle.
    Mamie Łukaszka zaczęły trząść się ręce.
    - Jak możesz... Szkalować polityka tej formacji... Patrz tutaj...
    I mama Łukaszka pokazała mu artykuł w regionalnym dodatku Wiodącego Tytułu Prasowego.
    - Widzisz? Prezydent stolicy pokazuje dokument, że wygrał konkurs rzutów osobistych w koszykówce.
    - Przecież to... - machnął ręką Łukaszek i sięgnął po smartfona. - Widzisz? To jest profil naszej szkoły. Tu jest wpis o konkursie rzutów. I są zdjęcia. Czterdzieści sześć zdjęć. I nigdzie go nie ma.
    Mama zacięła usta, zmarszczyła czoło i wyszła z kuchni. Słychać było jak do kogoś telefonuje. Wróciła później do kuchni i nie odezwała się ani słowem.
    - O! - zauważył po paru minutach Łukaszek patrząc przez okno. - To nasz pan od informatyki. Biegnie do szkoły. Dziwne.
    Kwadrans później mama Łukaszka dostała esemesa. Przeczytała go z satysfakcją i poprosiła Łukaszka by jeszcze raz zajrzał na profil szkoły. Na ten wpis o konkursie rzutów.
    - Przecież to było wczoraj, co dziś mogło się zmienić... - zaczął Łukaszek i zamarł. We wpisie nie było już czterdziestu sześciu zdjęć ale czterdzieści osiem.
    - Dwa dodano przed chwilą - dukał zaskoczony Łukaszek.
    - No otwórz je, popatrz, popatrz dobrze - naprowadzała go mama. - Widzisz! Widzisz, jest! A mówiłam od początku, że był, tylko go nie rozpoznałeś! A on był na tym konkursie, na tej samej sali gimnastycznej co ty!
    - Gdzie on niby stoi? Który to ten prezydent?
    - No ten niski, w czapce kominiarce.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Znaczne opóźnienie programu budowy amerykańskiego ciężkiego czołgu sprawiło, iż pierwsze M26 trafiły do Europy dopiero na początku 1945 roku.
     
     
               Pierwsze egzemplarze czołgu M26 dotarły do portu w Antwerpii w styczniu 1945 roku i zostały przydzielone (po 10 sztuk)  dwóm dywizjom pancernym US Army, 3. i 9.
     
     
                 Do pierwszego starcia czołgów M26 doszło wieczorem 26 lutego 1945 roku, kiedy uległ zniszczeniu jeden M26 z amerykańskiej 3. Dywizji Pancernej, Czołg próbował się przedrzeć przez zaporę wzniesioną na drodze, a jego pozycję zdradził pożar pobliskich gruzów, na którego tle zarys wieży pojazdu stał się widoczny dla załogi znajdującego się blisko, ale niezauważonego przez Amerykanów, niemieckiego czołgu ciężkiego Tiger Ausf. E; z odległości niespełna 100 m wpakował w M26 trzy pociski.
     
     
                Nazajutrz inny M26 z tej samej dywizji pomścił  go, niszcząc innego „Tygrysa” Ausf. E czterema strzałami z odległości około 860 m. Pierwszy z wystrzelonych pocisków, typu M304 HVAP-T, zniszczył jedną z rozmieszczonych w przodzie kadłuba przekładni głównych niemieckiego czołgu, i unieruchomił go. Drugi pocisk, T33 AP-T, trafił i przebił dolną część grubej tarczy działa czołgowego, a eksplozja wewnątrz „Tygrysa” wyeliminowała ten wóz bojowy z walki.
     
     
               W czasie walk o Kolonię 6 marca 1945 roku M26 z 3. Dywizji Pancernej zniszczył trzema strzałami niemiecki czołg typu Panther. Ten pojedynek wozów pancernych sfilmował operator z Korpusu Łączności US Army. Ujęcia z tego filmu  są często wykorzystywane w filmach dokumentalnych o wojnie w Europie.
     
     
              Najsławniejsza akcja z udziałem czołgów M26  miała miejsce 7 marca 1945 roku, gdy cztery M26 z 9. Dywizji Pancernej wspomogły zdobycie kolejowego mostu im. Ludendorffa na Renie w Remagen.
     
     
                Do końca marca 1945 roku do Europy dostarczono kolejnych 40 czołgów M26. Przydzielono je amerykańskiej 9. Armii, z czego 22 trafiły do 2. Dywizji Pancernej, a pozostałych 18 do 5. Dywizji Pancernej. Na początku kwietnia 1945 roku 11. Dywizja Pancerna z 3. Armii generała George’a S. Pattona otrzymała 30 M26. Jednak wtedy wojna w Europie do biegała końca i nie doszło już do pojedynków między M26 a czołgami niemieckimi.
     
     
                Wraz z zakończeniem walk na froncie europejskim Amerykanie skoncentrowali wysiłek zbrojny na zmaganiach na Pacyfiku. Na Okinawie japońskie armaty przeciwpancerne 47 mm zniszczyły wiele słabo opancerzonych czołgów M4. W rezultacie do walk o tę wyspę postanowiono wprowadzić 12 M26. Czołgi M26 dotarły na Okinawę już po zakończeniu tam walk, w lipcu 1945 roku.
     
     
               Już po II wojnie światowej M26 otrzymał oficjalną nazwę General Pershing, na cześć generała Johna J. „Black Jacka” Pershinga, który dowodził Amerykańskim Korpusem Ekspedycyjnym (AEF) we Francji podczas I wojny światowej.
     
     
                W maju 1946 roku M26 przeklasyfikowano i zaliczono do czołgów średnich, gdyż w US Army przewidywano w tym czasie opracowanie czołgów znacznie większych i cięższych. W myśl nowej klasyfikacji czołgi lekkie mogły ważyć do 25 t, a wszystkie czołgi o masie od 26 do 55 t uznano za średnie. Masa czołgów ciężkich wynosiła od 56 do 85 t, natomiast czołgi ważące od 86 t określano mianem superciężkich.
     

               Mimo że w początkach wojny amerykańskie wojska pancerne nie przejawiały większego zainteresowania czołgami ciężkimi, to  Departament Uzbrojenia zainicjował we wrześniu 1943 roku prace projektowe nad kolejnym typem takiego czołgu. Wyniki analiz wskazywały, że po zaplanowanej inwazji w Europie Zachodniej jednostki armii amerykańskiej natrafią tam na system fortyfikacji wzdłuż granic Niemiec, znany jako Wał Zachodni albo Linia Zygfryda. Mając to na względzie, Departament Uzbrojenia przewidywał potrzebę opracowania nowego czołgu ciężkiego z działem zdolnym do rozbijania grubych betonowych ścian.
     

               Departament Uzbrojenia przewidywał budowę ciężkiego czołgu, wyposażonego w działo 105, chroniony przez odlewany pancerz czołowy o grubości ponad 200 mm. W czołgu, oznaczonym jako T28,  nie przewidywano zastosowania obrotowej wieży. Pojazd był również pozbawiony współosiowego, sprzężonego z uzbrojeniem głównym karabinu maszynowego.
     

               Ponieważ T28 miał być pojazdem bezwieżowym, od marca 1945 roku tego wozu bojowego nie określano już mianem czołgu ciężkiego. Nieco później wprowadzono oznaczenie 105 mm GMC (Gun Motor Carriage – działo samobieżne) T95.  Dopiero w maju 1945 roku rozpoczęto montaż dwóch egzemplarzy T95. Wkrótce potem projekt anulowano.
     
     
               Należy także wspomnieć o planach opracowania czołgu dorównującemu parametrom niemieckiego Tygrysa.  Jeden z nich, uzbrojony w armatę kalibru 105 mm w wieży, otrzymał oznaczenie T29, a drugi, oznaczony symbolem T30, w działo 155 mm w wieży. Wieże tych czołgów ciężkich były całkowicie odlewane.
     
     
               W marcu 1945 roku Komisja Uzbrojenia wybrała 6-miejscowy T29  i zarekomendowała wyprodukowanie 1200 sztuk czołgu. Jednak zakończenie walk w Europie, a  przede wszystkim kapitulacja Japonii w sierpniu 1945 roku, spowodował wstrzymanie programu T29; powstał tylko jeden egzemplarz tego 70-tonowego pojazdu, a drugi znajdował się wtedy w trakcie budowy.
     
     
                Brak zainteresowania US Army projektami rozwoju broni pancernej w okresie międzywojennym sprawił, iż dopiero u progu II wojny światowej rozpoczęto prace nad stworzeniem amerykańskich czołgów. Priorytetowe potraktowanie budowy średniego czołgu oraz niechęć dowództwa amerykańskich wojsk pancernych do ciężkich czołgów doprowadziło do tego, iż pierwsze amerykańskie ciężkie czołgi trafiły na front dopiero na początku 1945 roku, kiedy wojna w Europie zmierzała do końca.
     
     
     
     
     
    Wybrana literatura:
     
     
     
    M. Green – Amerykańska broń pancerna w II wojnie światowej
     
    A. Zasieczny - Czołgi II wojny światowej
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Mama Wiktymiusza ze swoim synem i mama Łukaszka bez swojego syna wracały z zakupów. Narzekały na polskie sądownictwo.
    - Mama miałaś mi kupić lody - marudził Wiktymiusz.
    - Lody bez robaków są bardzo drogie, a te z robakami się skończyły.
    - To co mam lizać?
    - Pietruszkę sobie poliż - mama Wiktymusza sięgnęła do torby i kontynuowała rozmowę z mamą Łukaszka:
    - To skandal co narobiła poprzednia władza. Neosędziowie, dopuszczani do neosądzenia przez neoprezesów, siedzących w swoich neotrybunałach...
    - A to wszystko przez prezydenta - kiwała głową mama Łukaszka i kiedy tak kiwała zauważyła kątem, że ktoś ku nim biegnie.
    Był to Łukaszek.
    - Wy... Tu... sobie... spokojnie idziecie... - sapał. - A tam... Pod blokiem... Karetka stoi... I czeka... A licznik bije...
    Obie mamy spojrzały na siebie.
    - Karetka? Do kogo? - zapytała mama Łukaszka.
    - Do was! - Łukaszek wskazał mamę Wiktymiusza.
    Mamę zatkało.
    - Ale jak to? Kto? Ja jej nie wzywałam, mąż w pracy... Kto to zrobił?
    - Chodźmy się dowiedzieć - zaproponowała mama Łukaszka i wszyscy szybkim krokiem ruszyli pod blok. Musieli trochę zwolnić, bo Wiktymiusz apatycznie wlókł się za nimi liżąc pietruszkę.
    Wreszcie dotarli na miejsce.
    Karetka faktycznie stała pod blokiem. Zdenerwowany lekarz przechadzał się wokół pojazdu. Na ich rozłożył ręce i krzyknął:
    - No ileż można czekać!
    - Ale o co chodzi, co się stało - jąkała się mama Wiktymiusza połykając powietrze.
    - Chodzi o niego - lekarz wycelował palec w Wiktymiusza.
    Wiktymiusz upuścił pietruszkę.
    - Zamienili go w szpitalu, wiedziałem, prawie jak w serialu! - wołał Łukaszek.
    Wiktymiusz zaczął płakać.
    - Przestań błaznować, bo ci wytnę oko - zgromił lekarz Łukaszka i wyjął z karetki jakieś papiery. - Cztery lata temu pani syn padł ofiarą ataku wyrostka...
    - Jesteśmy tolerancyjni, nie będziemy składać zawiadomienia na migrantów, zwłaszcza na młodocianego - zapewniła pospiesznie mama Wiktymiusza.
    Lekarz spojrzał na nią złym okiem.
    - Niech mi pani nie przerywa, nie dokończyłem zdania. Pani syn padł ofiarą ataku wyrostka robaczkowego.
    - I dopiero teraz przyjeżdżacie go wyciąć? - spytała domyślnie mama Łukaszka.
    - Bez przesady, na wyrostek nie czeka się cztery lata - machnął ręką lekarz.
    - Tylko trzy - zachichotał ktoś z tłumu.
    Lekarz puścił tę zaczepkę mimo uszu i znów zajrzał w papiery.
    - Operacja się odbyła i wyrostek został usunięty. Jest tylko jeden problem. Operował neochirurg.
    - To znaczy? - spytała słabo mama Wiktymiusza.
    - To znaczy, że zabiegu dokonała nielegalnie dubler dopuszczony do zawodu przez nielegalnie wybrany neoorgan samorządu lekarskiego. Oldizba lekarska...
    - Oldizba???
    - Stara, legalna izba. Nakazała uchwałą cofnięcie wszystkich skutków jego operacji.
    - Zaraz - zamachał rękami Łukaszek. - Chyba nie chce pan powiedzieć, że przyjechaliście po niego żeby mu wszyć z powrotem...
    - Tak - rzekł uroczyście lekarz.
    Wszyscy spojrzeli na Wiktymiusza, który znowu lizał pietruszkę.
    - Przecież to jakiś absurd! - zakrzyknęła mama Wiktymiusza niepomna, że jeszcze niedawno pomstowała na neosędziów. - A koszta?
    - Państwo pokryje. Praworządność nie ma ceny.
    - Ale niech pan pomyśli, a jak go znowu rozboli? Drugi raz będziecie mu wycinać? - argumentowała mama Łukaszka.
    - Będziemy.
    - NFZ zapłaci, co? - odezwał się Łukaszek. - Odkryliście żyłę złota. Podwójne wycinanie wyrostka u pacjenta. Ale jest jeden problem, o którym chyba nie pomyśleliście.
    - No, słucham - lekarz założył ręce na piersi.
    - Od tamtej operacji minęły cztery lata. Jego wyrostek dawno zgnił na śmietniku...
    - A właśnie, że nie! Poszedł na rosół! - i lekarz widząc, że niektórzy widzowie tej sceny zaczynają mdleć albo łapać się za usta dodał pospiesznie:
    - Żartowałem! Odpady medyczne się pali!
    - Jeśli został spalony to co mu teraz wszyjecie? - spytał chytrze Łukaszek.
    - Pomyśleliśmy o tym! Mamy dawcę - uśmiechnął się zwycięsko lekarz i dorzucił:
    - Z Ukrainy.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Dopiero zwycięstwo Niemców w wojnie 1939 roku skłoniło niektórych dowódców amerykańskiej armii lądowej do zainicjowania programu budowy czołgu ciężkiego.
     
     
             Początkowo nowy czołg ciężki miał być pojazdem wielowieżowym, tak jak niektóre z ciężkich wozów Armii Czerwonej z końca lat 30., w rodzaju czołgów ciężkich T-35.
     
     
             Projekt ten szybko zarzucono na rzecz czołgu z pojedynczą dużą wieżą i działem kalibru 76 mm. W grudniu 1940 Departament Uzbrojenia zawarł kontrakt z zakładami Baldwin Locomotive na budowę prototypu czołgu ciężkiego. Czołg miał ważyć ok. 50 ton i być wyposażony w armatę 76 mm oraz 2-4 karabiny maszynowe. W czołgu o oznaczeniu T1 miano wykorzystać  9-cylindrowego, gaźnikowego, chłodzony powietrzem silnik gwiazdowy oznaczenie Wright G-200 Model 781C9GC1 o mocy 700 KM przy 1950 obr./min. W podwoziu zastosowano układ HVSS (poziomego zawieszenia sprężynowo-spiralnego).
     
     
              Pierwszy egzemplarz czołgu T1 dostarczono w sierpniu 1941 roku, nadając mu oznaczenie T1E2. Bez załogi i zapasu amunicji prototyp miał masę 55 t. Jego długość wynosiła 612 cm, a szerokość i wysokość 312 cm. Najmocniejsze opancerzenie (127 mm) zastosowano w przodzie wieży.
     
     
              Gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny, zapadła decyzja o skierowaniu T1E2 do masowej produkcji, mimo wielu wad tego czołgu. Dla sprostania zapotrzebowaniu na wielką liczbę czołgów ciężkich, zaproponowano zbudowanie części z nich z wykorzystaniem spawanych płyt pancernych w kadłubie oraz napędu dieslowskiego w postaci czterech silników General Motors 6-71, połączonych z dwoma układami przeniesienia napędu typu Hydramatic. W takiej wersji czołg nosił oznaczenie T1E4. Inny wariant tego czołgu ciężkiego, z kadłubem ze spawanych płyt, lecz z oryginalnym silnikiem Wright G-200, był znany jako T1E3.
     
     
               W kwietniu 1942 roku Komisja Uzbrojenia przyjęła nowe nazewnictwo modeli T1E2 i T1E3. Ten pierwszy  otrzymał oznaczenie czołg ciężki M6, a T1E3 – M6A1.
     
     
               W grudniu 1942 roku pierwsze seryjne M6 wyjechały z hal montażowych. W tym samym miesiącu ówczesny dowódca amerykańskich wojsk pancernych, generał Jacob Devers w liście do gen. Lesleya J. McNaira, naczelnego dowódcy wojsk lądowych, wskazując, iż „w związku z kolosalną masą i ograniczoną przydatnością taktyczną [M6], ten czołg ciężki nie jest potrzebny wojskom pancernym. Wzmocnienie uzbrojenia czołgu ciężkiego nie rekompensuje niedostatków wynikających z cięższego opancerzenia”, zalecał wstrzymanie programu rozwoju czołgu ciężkiego.
     
     
               Opinia wyrażona przez Deversa stanowiła odzwierciedlenie powszechnego podówczas przekonania w amerykańskich wojskach pancernych, że więcej sensu ma przerzucenie za morze dwóch czołgów średnich, które na pokładzie transportowców zajęłyby tyle miejsca, ile jeden czołg ciężki. Służby logistyczne US Army podzielały zdanie Deversa na temat czołgów ciężkich, co ostatecznie doprowadziło do zaniechania produkcji M6. Ostatecznie powstało zaledwie 40 egzemplarzy tego czołgu.
     
     
               Pomimo anulowania programu produkcji seryjnej M6 Departament Uzbrojenia kontynuował próby z tymi czołgami, licząc na zmianę nastawienia dowództwa sił pancernych. Przeprowadzone próby z dalszym zwiększeniem grubości pancerza oraz wyposażeniem czołgu w armatę o kalibrze 90 mm nie wpłynęły na zmianę pancerniaków.
     
     
                M26 – tak jak czołgi serii M4 – miał współosiowy karabin maszynowy kalibru 7,62 mm w wieży oraz jeszcze jeden z przodu kadłuba, obsługiwany przez drugiego kierowcę. Istniała również możliwość zamontowania kaemu 12,7 mm na stropie wieży czołgu M26
     
     
               Dopiero w grudniu 1943 roku zadecydowano o wznowieniu prac nad nowym ciężkim czołgiem , który otrzymał początkowo oznaczenie T26, a jego kolejne modyfikacje T26E1 oraz T26E3.
     
     
               W listopadzie 1944 roku ruszyła  produkcja – w zakładach zbrojeniowych Fisher Tank Arsenal – T26E3.  Od marca 1945 roku produkcja T26E3 odbywała się również w Detroit Tank Arsenal. W tym sa mym miesiącu T26E3 stał się oficjalnie znany jako czołg ciężki M26.
     
     
              Masa bojowa M26 wynosiła 46 t, a maksymalna grubość pancerza – na poziomej tarczy działa, wykonanej z odlewanej stali – 114 mm. Niemal pionowe boki obracanej elektrycznie, odlewanej wieży czołgu miały grubość 76 mm. Grubość odlewanej czołowej płyty pancernej kadłuba czołgu M26 wynosiła 4 cale (101 mm), a jej pochyłość 46 stopni. Dolna część przodu kadłuba, również z odlewanej stali, miała 3 cale (76 mm) grubości oraz 53-stopniowy skos. Boczny pancerz był pionowy, 76-milimetrowy i wykonany ze spawanych płyt stalowych.
     
     
              W M26 w od różnieniu od czołgów M4 zastosowano podwójny układ kierowniczy; kierowca siedział z przodu kadłuba po lewej stronie, natomiast drugi kierowca, obsługujący karabin maszynowy w kadłubie, na prawo od niego. Takie rozwiązanie okazało się możliwe dzięki użyciu skrzyni biegów Torqmatic, bez ręcznej dźwigni sprzęgła, znanej z ręcznego układu przeniesienia napędu w czołgach M4.
     
     
              W podwoziu M26 zastosowano opracowany pod nadzorem Departamentu Uzbrojenia system drążków skrętnych, z 12 osobno resorowanymi kołami jezdnymi – po sześć po obu stronach kadłuba. Czołg miał całkowicie stalowe gąsienice typu T81, o szerokości 24 cali (61 cm), lub ich ulepszoną wersję, znaną jako T81E1. Ośmiocylindrowy, chłodzony cieczą silnik gaźnikowy Ford GAF osiągał moc 500 KM przy 2600 obr./min, co zapewniało czołgowi prędkość maksymalną 40 km/h na drodze. Zasięg M26 w jeździe z przeciętną szybkością po utwardzonej drodze wynosił ponad 160 km. a więc był zbliżony do czołgu typu M4.
     
     
              Lufa działa 90 mm M3 czołgu M26 miała długość 472,5 cm. Podobnie jak w niemieckich działach z późniejszych lat wojny, w amerykańskich armatach czołgowych stosowano hamulec wylotowy, który zarówno zmniejszał odrzut, jak i częściowo utrudniał nieprzyjacielowi zlokalizowani pozycji stacjonarnego działa lub czołgu prowadzącego ostrzał.
     
     
               Pocisk M304 HVAP-T, cechujący się prędkością początkową 1021 km/h, przebijał pancerz grubości 221 m z 457 m (a zatem był dwukrotnie skuteczniejszy niż standardowa amunicja). Z 1000 jardów (914,5 m) przebijał 201-milimetrowe opancerzenie, a z 2000 jardów (1829 m) – 155-milimetrowe. Ponieważ okazało się, że te pociski odbijały się od stromego pancerza czołowego czołgu Panther (PzKpfw. V) z odległości mniejszej niż 450 jardów (411,5 m), opracowano inny typ amunicji. Była ona znana jako przeciwpancerne pociski smugowe (AP-T) T33 i stanowiła wariant standardowego, jednolitego pocisku M77, utwardzony za pomocą dodatkowego hartowania i zaopatrzony w cienką metalową owiewkę, poprawiającą właściwości aerodynamiczne. Przy prędkości początkowej 853,5 m/s, a więc dużo mniejszej od M304 HVAP-T, T33 był w stanie przebić czołową płytę pancerza „Pantery” z odległości około kilometra.
     
     
     
    CDN.
    5
    5 (1)

Strony