
krzysztofjaw - blog


Mam odmienne od wielu prawicowych blogerów zdanie na temat wczorajszego orędzia naszego premiera Szanownego Donalda Tuska...
...Mnie ono urzekło, urzekło przede wszystkim samą treścią i formą werbalnego przekazu oraz wizualnego przesłania.
Nasz umiłowany Premier wszystkich nas uspokoił. Nie będzie wojny, bo on - jako polityk najwyższych, europejskich lotów - nas o tym zapewnia, tak jak od zawsze wypowiadał i spełniał wszystkie swoje gospodarczo-polityczne cudowne obietnice składane wszystkim Polakom. Chwała mu za to i niech nam żyje 100 lat.

W. Putin z konsekwencją realizuje swój polityczno-gospodarczy plan powrotu Rosji do roli supermocarstwa, który był zapewne przygotowywany przez wiele miesięcy, jeżeli nie lat. Osobiście sądzę, że na pewno początkiem realizacji owego planu był atak na Gruzję w 2008 roku mający na celu uniemożliwienie przeprowadzenia przez jej terytorium rurociągu z pominięciem Rosji. Wtedy niepodległość Gruzji uratował ś.p. L. Kaczyński, ale też wtedy UE jako całość okazała się słaba i niezdolna do twardej reakcji na imperialne poczynania Rosji.

Jeżeli ktoś (a byli tacy) miał jakieś wątpliwości co po wygranym pseudoreferendum zrobi W. Putin z Krymem, to dziś sprawa stała się najzupełniej jasna. Po wygłoszonym orędziu - skierowanym tak naprawdę nie tylko do mieszkańców Krymu - prezydent Rosji zwrócił się z prośbą do Rady Federacji o przyłączenie do Rosji Krymu i Sewastopolu. Zapowiedział też, że na półwyspie zostaną równouprawnione trzy języki: rosyjski, ukraiński i krymsko-tatarski. W kilkanaście minut po orędziu W.

Kilka refleksji tylko trochę w związku z plebiscytem na Krymie...

Tym razem króciutko i podsumowująco...
Jest kilka niezaprzeczalnych faktów o których częściowo pisałem w swoim ostatnim poście pt.: ""Kto, jak i dlaczego "rozgrywa" Ukrainę"".
... Tutaj przedstawię je skrótowo, choć w wersji przedmiotowo rozszerzonej w stosunku do treści w/w postu..

Żal mi Ukraińców. Są między - używając kolokwializmu - młotem a kowadłem. Mają trudny wybór. Z jednej strony niemiecki Związek Socjalistycznych Republik Europejskich (UE) z jej mrzonkami o utworzeniu jednego, federacyjnego państwa europejskiego a z drugiej Rosja z W. Putinem i jego planem stworzenia zintegrowanego organizmu państwowego zwanego Unią Euroazjatycką (Rosja, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Armenia, Mołdawia i (sic!) Ukraina oraz sukcesywnie pozostałe państwa wchodzące kiedyś w skład ZSRR) [1], [2], [2a].

Jedną z najbardziej skutecznych metod walki politycznej Moskwy (dodajmy najbardziej prymitywną) jest zastraszanie potencjalnych przeciwników groźbą zmienności warunków dostaw przez Rosję surowców energetycznych (przede wszystkim: ropy i gazu).
Aby móc skutecznie prowadzić taką ekstensywną gospodarczo politykę szantażu Rosja przez lata budowała swoją infrastrukturę przesyłową tychże surowców, której ostatnim kulminacyjnym punktem był rurociąg północny po dnie Bałtyku.

Konflikt na Ukrainie był do przewidzenia kilka miesięcy temu: trwały przygotowania a później Igrzyska Olimpijskie i każdy, kto choć trochę znał W. Putina, to mógł przypuszczać jego reakcję po Olimpiadzie na to, co od listopada działo się w tym kraju. Przecież od zawsze uważał on Ukrainę za sowiecką strefę wpływów. Nie piszę o rosyjskiej, ale o sowieckiej (moskiewskiej) strefie związanej dalej li tylko z władzą na Kremlu. Z władzą polityczną, ekonomiczną i społeczną...

Dlaczego tak jest? Bo przecież nie dlatego, żeby wprowadzać demokrację i przeciwdziałać wykreowanemu terroryzmowi...
Strony
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 33
- 34
- 35
- 36
- 37
- 38
- 39
- 40
- 41
- następna ›
- ostatnia »