W latach 70., w czasach obowiązującego kłamstwa na temat Katynia, pewien człowiek stworzył domowym sposobem niezwykłe nagranie. Zaginęło ono w stanie wojennym, jednak odnalezioną kopię ktoś przyniósł do Polskiego Radia dopiero ... w 2010 roku
"Słowo Katyń słyszało się oficjalnie w powojennej Polsce do wczesnych lat 50. W okresie wojny obowiązywała w tym zakresie nawet pewna gorliwość, której przykładem może być zbiórka na czołg 'Mściciel Katynia', prowadzona przez Wolną Polskę, moskiewski organ Związku Patriotów. Ostatnia obszerna publikacja katyńska ukazała się w Polsce 1 marca 1952 roku".
(z audycji Jerzego Cywińskiego "Kłamstwu na przekór", lata 70.)
Kombinowanie z magnetofonem
- Zaczęło się od audycji nagrywanych w różnych celach. W każdym razie to już był początek kombinowania z magnetofonem - mówiła w Dwójce Dorota Cywińska. Jej mężowi, Jerzemu Cywińskiemu bardzo zależało, by zrobić audycję o Katyniu - mimo skromnych środków technicznych (dwa magnetofony szpulowe i adapter Bambino), mimo braku radiowego doświadczenia. Oboje znali prawdę o sowieckiej zbrodni już jako nastolatkowie; jednocześnie zdawali sobie sprawę, że wielu jest takich, którzy do tej prawdy nie mogą dotrzeć. - Nawet bardzo przyzwoici ludzie mało wiedzieli wtedy o tym, bo po prostu nie mieli dostępu do wiedzy - przypomniała Dorota Cywińska.
Audycja na wiele głosów
Za studio nagraniowe posłużyło mieszkanie państwa Cywińskich przy Rakowieckiej. Na podstawie zgromadzonych materiałów (m.in. wielu fragmentów listów oraz podpisów fotografii pomordowanych oficerów) powstał dokładny scenariusz. Zaczęły się nagrania. Narracja o charakterze dokumentalnym przeplatana była przypominanymi świadectwami tych, którzy zginęli. Całość uzupełniała muzyka. - Mój mąż dosyć sprytnie podrabiał głosy - wspominała Dorota Cywińska, dodając, że również rodzina brała udział w pracach nad audycją: czasami bowiem potrzeba było głosów kobiet i dzieci. W ten sposób powstał niezwykły, trwający około 75 minut, dokument.
Od prapremiery domowej po Polskie Radio
Pierwsze publiczne przesłuchanie audycji "Na przekór kłamstwu" odbyło się w 1974 roku - w gronie najbliższych. Potem krąg się stopniowo poszerzał: przyjaciele informowali o spotkaniach przy magnetofonie swoich przyjaciół. Gromadzono się zazwyczaj w liczbie dwudziestu, dwudziestu pięciu osób, siadano na kanapie, na krzesłach, by w milczeniu wysłuchać przejmującego, sugestywnego świadectwa o zbrodni, o której nie wolno było mówić.
W latach stanu wojennego szpule z audycją zaginęły. W maju 2010 roku udało się odnaleźć kopię istniejącą w archiwach POSK (Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego) w Londynie. Przyniósł je do Polskiego Radia Tadeusz Konopka, zięć Jerzego Cywińskiego.
Źródło:
Audycja z cyklu "Zakładka literacka" przygotowała Joanna Szwedowska:
Aby wysłuchać całej rozmowy z Dorotą Cywińską i Tadeuszem Konopką oraz by zapoznać się z obszernymi fragmentami audycji Jerzego Cywińskiego "Kłamstwu na przekór" - wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" po prawej stronie.
A teraz napiszę coś od siebie. Jestem bowiem wymieniony w powyższej audycji „Zakładka literacka”. Raz z powodu zorganizowanego (ok.1975 roku) w naszym mieszkaniu w Falenicy wieczoru wysłuchania audycji, w którym wzięło udział z trudem się mieszczące na siedząco i stojąco dwadzieścia kilka osób. Tak jak Pani Dorota opisuje, rozeszli się potem pod wrażeniem audycji, w milczeniu.
Pamiętam, jak zależało mi wtedy na otrzymaniu kopii audycji w celu zorganizowania dalszych takich spotkań, ale dostałem, ze względów konspiracyjnych, stanowczą odmowę. Pamiętam też, jak trudno z tą, słuszną skądinąd, decyzją było mi się pogodzić.
Kilka lat później córka Państwa Cywińskich Małgorzata przekazywała poprzez mojego starszego brata Krzysztofa (z nią spowinowaconego) taśmę z prośbą o przemycenie jej za granicę, o ile pamiętam, było to chyba w czerwcu 1979 roku.
Posłużę się fragmentem e-mailu, który napisalem do Pani Doroty Cywińskiej po otrzymaniu od Niej „angielskiej” kopii audycji:
„Do Doroty Cywińskiej mail 30 07 10
Bardzo dziękuję za przesłaną płytkę z nagraniem "Audycji Katyńskiej".
Moim zdaniem bardzo cenny jest napisany przez Panią biogram oraz załączony tekst, wyjaśniający całe tło i okoliczności powstania nagrania i jego wówczas rozpowszechniania.
Z mojej strony mogę powiedzieć, że samo przemycenie do Londynu nagrania było dla mnie dziecinnie proste: włożyłem taśmę do pudełka z etykietką nagrania Zespołu Mazowsze i tak przewiozłem.
Było to przy okazji jednego z moich wyjazdów służbowych, nie potrafię określić dokładnej daty, albo na Komitet Wykonawczy World Arabian Horse Organisation lub na Arabian Horse Show w latach siedemdziesiątych lub w 1980 roku, kiedy odwiedzałem też dr. Zdzisława Jagodzińskiego który prowadził mnie wtedy do piwnic Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego i mogłem wybierać (bezpłatnie!) publikacje w celu przewiezienia za żelazną kurtynę, gdzie były powielane przez wydawnictwa tzw. bezdebitowe.
Udawało mi się przewozić też dla p. Jagodzińskiego nasze podziemne gazetki, na których brak skarżył się on, zazdroszcząc Paryżowi stałego ich dopływu. Zapamiętałem przewiezienie w drugiej połowie lipca 1980 roku egzemplarza "Robotnika" z wiadomościami nt. pierwszych strajków "lubelskich". Wtedy też, razem z powracającymi "koniobusem" z pokazu w Ascot polskimi końmi arabskimi udało mi się, zagrzebaną w słomie, przewieźć "najcięższą" pakę z książkami od p. Jagodzińskiego (m.in. dla Wojtka Ziembińskiego były zamówione przez niego nowe kolejne tomy "Armia Krajowa w Dokumentach"). Paka z książkami przykrytymi folderami i czasopismami o koniach była wyładowana na krótkim postoju na ul. Krzywickiego (d. Sucha) pod oknami gmachu Wywiadu Wojskowego - "najciemniej jest pod latarnią". Po 1981 roku, po przejściu na "emigrację wewnętrzną" skończyły się moje wyjazdy do Londynu i „dwustronne” przewożenie zakazanych wydawnictw. Potem, tylko jednorazowo, podczas prywatnego wyjazdu do Hamburga wwieźliśmy z moją Żoną do Polski części do maszyny drukarskiej od Mirosława Chojeckiego zamówionych przez (męża mojej bratanicy Doroty) - Wojtka Fałkowskiego./-/” - tyle z maila.
Na koniec anegdotka. Przypomniałem sobie odprawę celną na Okęciu. Nie wiedziałem, czy może jestem już „namierzony” w związku z różnymi kontaktami, i może znajduję się już na liście u celnika. Miałem ze sobą jakieś pisemka podziemne dla dr. Zdzisława Jagodzińskiego do POSK-u. Celnik studiuje, już coś za długo, mój paszport. Emocje wzrastają. Wreszcie mówi do mnie podekscytowany: „No tak, wreszcie jest ktoś, kto - urodził się w Warszawie!” Jak się okazało, denerwowało go, że większość podróżnych to warszawiacy nie urodzeni w Warszawie. Trafiłem na swojaka, rdzennego warszawiaka! Ale te pierwsze jego słowa dużo mnie wtedy kosztowały.
Na zdjęciu:
Jerzy Cywiński (1928-1986)
2 Comments
@Tomasz A.S.
20 February, 2014 - 00:43
Pozdrawiam
jeszcze jedno miejsce 40 lat temu
20 February, 2014 - 16:44
"Pamiętam, jak było też takie spotkanie na Białobrzeskiej, gdzie usłyszałem (chyba po raz pierwszy) o obozach w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Do tamtego dnia mówiło się ogólnie o zbrodni sowieckiej używając tylko jednego miejsca kaźni tj. Katynia.
Łukasz