Właściwie mogłabym tę sprawę zakończyć ze swej strony pod notką Budynia, odpowiadając krótko na pytanie skierowane do mnie przez Ro, po części zgodzić się Maxem, po części nie zgodzić się z Nurnim co do wymowy zacytowanego przez niego „donosu” oraz pokajać się przez HdeSem i Fritzem, że trochę przedwcześnie podjęłam się obrony profesora Kieżuna i po raz kolejny napisać Polficowi, że miał świętą rację, gdy apelował, by nie brać w tym spektaklu udziału. Mogłabym i prawdopodobnie to załatwiłoby sprawę. Jednak sprawa profesura Kieżuna zszokowała mnie jak mało co do tej pory, a co więcej, jest kilka rzeczy także ogólniejszej natury, niźli tylko kwestia współpracy Kieżuna z SB, które wydają się mieć znaczenie z gruntu niebagatelne. Zatem postanowiłam ująć to w formę osobnej notki.
Zacznijmy jednak od profesora Kieżuna. Od wczoraj zdołałam, nie bez uczucia narastającej przykrości, zapoznać się z ostatnimi prawie 200 stronami jednej z teczek pracy TW Tamiza. Prawdę pisał Nurni, że wcześniej nie doszłam do najważniejszych jej fragmentów. Koszmarem jest przeczytanie ostatnich kilkudziesięciu stron z lat 1977-1978. Nie ma żadnych wątpliwości, że o ile pierwsze raporty Kieżuna można uznać za nieszkodliwe, o tyle te z lat 77/78 są klasycznymi donosami. Kieżun daje w nich charakterystyki ludzi, z którymi współpracował. Szczególnie paskudny jest raport o chorym na raka prof. Podgóreckim i jego żonie - prof. Marii Łoś, o prof. Stefanie Nowaku oraz o dr Robercie Senkierze, którego charakterystyka przekazana przez Kieżuna zawiera nawet informacje o ulubionym alkoholu oraz o tym, że lubi odwiedzać kluby nocne, choć
„z usług prostytutek nie korzysta”. Kieżun przekazał też do wglądu listy, jakie powierzył mu docent J. Maciej z prośbą o przekazanie ich za granicą konkretnym osobom.
Nie jestem w stanie w swoim sumieniu i swojej wiedzy znaleźć argumentów na obronę tych zachowań. Co więcej, w tej właśnie części odnalazłam dwie pisane odręcznie notki, co do których nie można mieć żadnych wątpliwości, że były pisane tą samą ręką, co widniejący pod nimi podpis „Tamiza”. Pan profesor zatem ewidentnie kłamał, gdy twierdził, że o tym iż zaklasyfikowano go jako TW i nadano pseudonim „Tamiza”, dowiedział się dopiero od Woyciechowskiego i Cenckiewicza. Tyle na ten temat. Przykro mi, ale prawda niestety nie chce wyglądać inaczej, niż to wyżej przedstawiłam.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą zasygnalizowałam już w którymś z moich wcześniejszych komentarzy, a która przeszła bez echa, co właściwie przyjęłam z ulgą, bo nie chciałam tego drążyć. Miałam nadzieję, że moje podejrzenia mogą być bezpodstawne. Niestety, podobne zastrzeżenia wysunął na wczorajszym spotkaniu także Cenckiewicz, nie chcąc ich także szerzej rozwijać. Otóż wątpliwości pojawiają się, gdy prześledzi się życiorys profesora Kieżuna i okres przez jego potwierdzonymi w dokumentach kontaktami z SB, czyli przed rokiem 1973. Spójrzmy bowiem na to, co wtedy się działo. Kieżun, jak wielu innych żołnierzy z AK, był internowany i osadzony w jednym z łagrów sowieckich w Turkmenii. Był przesłuchiwany przez NKWD. Do Polski wrócił w 1946 lub w 1947 roku i w latach 1947-1951 ukończył studia prawnicze na UJ. Tuż po studiach, w 1952 r. zaczął pracować w Warszwie, w NBP, gdzie wkrótce został wicedyrektorem. W NBP pracował do 1970 roku.
I to jest własnie coś, co trudno mi zrozumieć. Wiadomo przecież, jakie były losy żołnierzy AK, którzy naprawdę w czasach stalinowskich nie robili raczej takich karier. Tymczasem Kieżun wyjeżdżał także jeszcze przed „odwilżą” i potem - w czasach gomułkowskich za granicę. Często wyjeżdżał wraz z żoną. Te wyjazdy w latach 1955-1972 (czyli przed zarejestrowaniem go jako TW) odbywał nie tylko do demoludów, ale także do Francji, Szwecji, Włoch i RFN.
Janka Rodowicza „Anodę”, który podjął studia na Politechnice Warszawskiej, zatłuczono w czasie śledztwa w siedzibie MBP na Koszykowej w 1949 roku.W wi ęzieniu mokotowskim w czasach stalinowskich, czyli do 1956 roku, zamordowano prawie 3000 osób, a wiele innych, związanych z państwem podziemnym, więziono. Żołnierze AK byli inwigilowani przez wiele lat. A Kieżun w tym czasie był wicedyrektorem Narodowego Banku Polskiego.
Z dokumentacji wynika, że był rozpracowywany dopiero w latach 1965-1968 w związku ze sprawą rozłamu w SD o kryptonimie „Młodzi”. Żadnych innych wcześniejszych śladów inwigilacji czy przesłuchań w żadnych kartotekach SB nie ma. Natomiast - jak twierdzi sam profesor Kieżun - jego opracowanie z 2002 roku, które miał przekazać Wiesławowi Chrzanowskiemu, Władysławowi Stasiakowi i Lechowi Kaczyńskiemu, nosi tytuł „Moje kontakty ze służbami PRL i Związku Radzieckiego”. Wnioski pozostawiam czytelnikom.
Tyle o samym Kieżunie. Pozostaje jeszcze kwestia tego, czy termin ogłoszenia tych rewelacji jest kwestią przypadku, czy też jest to dobrze przemyślane uderzenie, jak również tego, czy jest to uderzenie tylko w profesora Kieżuna, czy może jakiś szerszy zamysł.
Jeśli nawet przyjać do wiadomości sugestię Nurniego, iż dla obrońców profesora Kieżuna każdy terminnie byłby terminem dobrym, to pozostaje jeszcze opinia, którą na B-n-R najsilniej wspierają Fritz i HdeS, a poza B-N-R bardzo pokaźna liczna osób, także tych przeze mnie cenionych, a wśród nich tak oddanych sprawie Powstania Warszawskiego, jak Jan Ołdakowski. A to właśnie skutkiem tej publikacji Agnieszka Romaszewska i Jan Ołdakowski złożyli rezygnację z zasiadania w kapitule nagrody historycznej przyznawanej przez tygodnik "Do Rzeczy". Ołdakowski wskazał przy tym na artykuł Piotra Gursztyna, jako najbliższy jego stanowisku w tej sprawie. Dla mnie ten artykuł również jest wyrażeniem moich własnych mysli, dlatego pozwolę sobie tutaj po prostu przytoczyć jego obszerne fragmenty (podkreślenia moje).
„Straumatyzowane II wojną światową społeczeństwo zadaje sobie pytanie, czy nie dało się uniknąć klęsk tamtego okresu. Dwie dekady pedagogiki wstydu zasiały zwątpienie w szlachetność wzorców z niedawnej narodowej przeszłości. Kilka lat kontrofensywy zwanej „polityką historyczną” powstrzymało głosicieli pedagogiki wstydu, ale wszystkich strat zapewne nie dało się odrobić. Do tego doszedł naturalny proces odchodzenia ludzi pamiętających wojnę, lub tych, którzy kształtowali się w latach tuż powojennych, więc też w naturalny sposób rozumiejących ówczesne realia. W ten świat niepewnych tożsamości weszli akwizytorzy narodowego cudu, sprzedawcy patentu na gwarantowane zwycięstwo, chroniącego jednocześnie przed wszystkimi klęskami. Żerowanie na zabobonie jest jeszcze jednym znakiem recydywy czasów saskich. Do czego to porównać? Do sytuacji osoby chorej na raka, która trafia do wybitnego i uczciwego onkologa. Co pacjent wtedy usłyszy? Że kuracja będzie trudna, a rokowania nie są jednoznaczne. Zdarza się, że zniechęcony pacjent idzie do słynnego uzdrowiciela, którego maść z gęsiego gówna i pokrzywy słynie z cudownych skutków. Bo przecież znajomego teścia kuzyna żona ponoć została uratowana, choć lekarze krzyżyk na niej postawili.
I tak jest, gdy czytamy o tym, że Hitlera można było ograć, Wielopolski owijał cara wokół palca, a z Powstaniem Warszawskim było tak, że trzeba było schować się i poczekać do 1989 r. Bo przecież wiadomo, że komunizm i tak upadnie. Profesjonalny historyk jest tu w pozycji onkologa, a rewizjonista znachora. Warto tu wspomnieć, że świat akademicki z wielkim zażenowaniem komentuje kolejne „dzieła” z gatunku rewizjonizmu historycznego.
Mówienie o cudownych receptach jest wielkim grzechem rewizjonizmu. Rewizjoniści nauczają, że polityka to tylko ciągi sprytnych tricków. Że wszystko da się przewidzieć, sąsiedzi i partnerzy są od nas głupsi i dadzą się ograć jak w każdym dowcipie o Polaku, Rusku i Niemcu. A my przegrywamy, bo jesteśmy naiwni i nie stosujemy tricków.
To grzech wielki, ale nie największy. Jakiś czas temu rewizjonizm stał się językiem mówienia o współczesnej polityce. Gdy Radek Sikorski, jeszcze jako szef MSZ, tweetował o bezsensie Powstania Warszawskiego, to nie była to ekspresja jego nadpobudliwej osobowości, lecz ważna deklaracja polityczna. Deklaracja, której bardziej wyrafinowaną formę dał w swoim osławionym wystąpieniu berlińskim. A prostszą w podsłuchu, z którego wynikało, że nie chce robić „łaski” Ameryce, bo woli ją robić Niemcom i Rosji. Rewizjonizm stał się ważnym elementem ideologii politycznego pasywizmu. Kwestionowanie polskiego oporu wobec hitlerowskich Niemiec jest figurą, która ma przekonać Polaków, że kapitulanctwo jest czymś dobrym.
[…]
Rewizjonistom-realistom dekonstrukcja idzie dobrze. Nie jest bowiem trudno opowiadać, że ta czy inna postać z naszej historii to tchórz, łajdak, agent albo złodziej. Odpowiedni dobór cytatów, wyeksponowanie jednych opinii, przemilczenie innych faktów pozwala nawet z anioła zrobić diabła. Nieco trudniej rewizjonistom-realistom idzie konstrukcja. Czyli stworzenie takiej wizji przeszłości, która byłaby strawna dla wyznawców. Trzeba w niej dokonać wielu amputacji. Np. odciąć się od postaci takiej jak Józef Piłsudski. Bo on np. był chwalcą czynu powstańczego z 1863 r. Może wytłumaczyć to tym, że był austriackim agentem? Albo co zrobić z kardynałem Wyszyńskim czy Janem Pawłem II? Obaj konsekwentnie podkreślali znaczenie i sens Powstania Warszawskiego. Skądinąd warto zauważyć kompletny brak nawiązań rewizjonistów-realistów do tej części polskiej tradycji i świadomości, która wiąże się z wyznawaną przez większość Polaków religią. To charakterystyczne i warte dalszych rozważań.
Dłużej można wymieniać sprzeczności, które muszą pokonać rewizjoniści-realiści. Jak połączyć cześć dla margrabiego Wielopolskiego z potępieniem Wojciecha Jaruzelskiego? Pytani twierdzą, że to nieporównywalne. Ale przecież są już realiści – np. autorzy tygodnika „Przegląd” – którzy doszli do przekonania, że nie należy przeciwstawiać sobie obu „wielkich Polaków”. Powstanie Styczniowe było poprzedzone wielkim ruchem społeczno-politycznym, który cywilnymi metodami walczył o swobody narodowe i obywatelskie. Trwało to kilka lat, zanim carat i jego polscy poplecznicy polityką knuta i strzelania do bezbronnych demonstracji zradykalizowali ten ruch. Skoro ktoś chwali Wielopolskiego to powinien potępić „Solidarność”, też robotników Poznania, Wybrzeża, Radomia, za to, że „nierozumnie” wychodzili na ulice. Bo przecież nie mieli szans na zwycięstwo. Większość rewizjonistów-realistów jeszcze nie dorosła do tego etapu, ale są już tacy – jak np. pp. Łagowski i Mażewski – którzy przeszli przez etap zmagania się z tą sprzecznością. Albo dlaczego Żołnierze Wyklęci są przykładem realistycznej postawy, a Powstanie Warszawskie nie?
[…]
Nie ma co spodziewać się spójnych odpowiedzi na pytania o te sprzeczności. Bo w ogóle nie o to tu chodzi. Wygląda na to, że jeszcze raz musimy to przeżyć. Rodzi się zapotrzebowanie na prawicę a la Henryk Goryszewski. Hałaśliwą na zewnątrz, ale gotową na wszelkie polityczne i niepolityczne deale. Ta real-prawica potrzebuje zestawu zgrabnych sloganów, a rewizjoniści-realiści właśnie je pracowicie wykuwają.
Całość: http://linkis.com/gursztyn.dorzeczy.pl/qHOISZacznijmy jednak od profesora Kieżuna. Od wczoraj zdołałam, nie bez uczucia narastającej przykrości, zapoznać się z ostatnimi prawie 200 stronami jednej z teczek pracy TW Tamiza. Prawdę pisał Nurni, że wcześniej nie doszłam do najważniejszych jej fragmentów. Koszmarem jest przeczytanie ostatnich kilkudziesięciu stron z lat 1977-1978. Nie ma żadnych wątpliwości, że o ile pierwsze raporty Kieżuna można uznać za nieszkodliwe, o tyle te z lat 77/78 są klasycznymi donosami. Kieżun daje w nich charakterystyki ludzi, z którymi współpracował. Szczególnie paskudny jest raport o chorym na raka prof. Podgóreckim i jego żonie - prof. Marii Łoś, o prof. Stefanie Nowaku oraz o dr Robercie Senkierze, którego charakterystyka przekazana przez Kieżuna zawiera nawet informacje o ulubionym alkoholu oraz o tym, że lubi odwiedzać kluby nocne, choć
„z usług prostytutek nie korzysta”. Kieżun przekazał też do wglądu listy, jakie powierzył mu docent J. Maciej z prośbą o przekazanie ich za granicą konkretnym osobom.
Nie jestem w stanie w swoim sumieniu i swojej wiedzy znaleźć argumentów na obronę tych zachowań. Co więcej, w tej właśnie części odnalazłam dwie pisane odręcznie notki, co do których nie można mieć żadnych wątpliwości, że były pisane tą samą ręką, co widniejący pod nimi podpis „Tamiza”. Pan profesor zatem ewidentnie kłamał, gdy twierdził, że o tym iż zaklasyfikowano go jako TW i nadano pseudonim „Tamiza”, dowiedział się dopiero od Woyciechowskiego i Cenckiewicza. Tyle na ten temat. Przykro mi, ale prawda niestety nie chce wyglądać inaczej, niż to wyżej przedstawiłam.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą zasygnalizowałam już w którymś z moich wcześniejszych komentarzy, a która przeszła bez echa, co właściwie przyjęłam z ulgą, bo nie chciałam tego drążyć. Miałam nadzieję, że moje podejrzenia mogą być bezpodstawne. Niestety, podobne zastrzeżenia wysunął na wczorajszym spotkaniu także Cenckiewicz, nie chcąc ich także szerzej rozwijać. Otóż wątpliwości pojawiają się, gdy prześledzi się życiorys profesora Kieżuna i okres przez jego potwierdzonymi w dokumentach kontaktami z SB, czyli przed rokiem 1973. Spójrzmy bowiem na to, co wtedy się działo. Kieżun, jak wielu innych żołnierzy z AK, był internowany i osadzony w jednym z łagrów sowieckich w Turkmenii. Był przesłuchiwany przez NKWD. Do Polski wrócił w 1946 lub w 1947 roku i w latach 1947-1951 ukończył studia prawnicze na UJ. Tuż po studiach, w 1952 r. zaczął pracować w Warszwie, w NBP, gdzie wkrótce został wicedyrektorem. W NBP pracował do 1970 roku.
I to jest własnie coś, co trudno mi zrozumieć. Wiadomo przecież, jakie były losy żołnierzy AK, którzy naprawdę w czasach stalinowskich nie robili raczej takich karier. Tymczasem Kieżun wyjeżdżał także jeszcze przed „odwilżą” i potem - w czasach gomułkowskich za granicę. Często wyjeżdżał wraz z żoną. Te wyjazdy w latach 1955-1972 (czyli przed zarejestrowaniem go jako TW) odbywał nie tylko do demoludów, ale także do Francji, Szwecji, Włoch i RFN.
Janka Rodowicza „Anodę”, który podjął studia na Politechnice Warszawskiej, zatłuczono w czasie śledztwa w siedzibie MBP na Koszykowej w 1949 roku.W wi ęzieniu mokotowskim w czasach stalinowskich, czyli do 1956 roku, zamordowano prawie 3000 osób, a wiele innych, związanych z państwem podziemnym, więziono. Żołnierze AK byli inwigilowani przez wiele lat. A Kieżun w tym czasie był wicedyrektorem Narodowego Banku Polskiego.
Z dokumentacji wynika, że był rozpracowywany dopiero w latach 1965-1968 w związku ze sprawą rozłamu w SD o kryptonimie „Młodzi”. Żadnych innych wcześniejszych śladów inwigilacji czy przesłuchań w żadnych kartotekach SB nie ma. Natomiast - jak twierdzi sam profesor Kieżun - jego opracowanie z 2002 roku, które miał przekazać Wiesławowi Chrzanowskiemu, Władysławowi Stasiakowi i Lechowi Kaczyńskiemu, nosi tytuł „Moje kontakty ze służbami PRL i Związku Radzieckiego”. Wnioski pozostawiam czytelnikom.
Tyle o samym Kieżunie. Pozostaje jeszcze kwestia tego, czy termin ogłoszenia tych rewelacji jest kwestią przypadku, czy też jest to dobrze przemyślane uderzenie, jak również tego, czy jest to uderzenie tylko w profesora Kieżuna, czy może jakiś szerszy zamysł.
Jeśli nawet przyjać do wiadomości sugestię Nurniego, iż dla obrońców profesora Kieżuna każdy terminnie byłby terminem dobrym, to pozostaje jeszcze opinia, którą na B-n-R najsilniej wspierają Fritz i HdeS, a poza B-N-R bardzo pokaźna liczna osób, także tych przeze mnie cenionych, a wśród nich tak oddanych sprawie Powstania Warszawskiego, jak Jan Ołdakowski. A to właśnie skutkiem tej publikacji Agnieszka Romaszewska i Jan Ołdakowski złożyli rezygnację z zasiadania w kapitule nagrody historycznej przyznawanej przez tygodnik "Do Rzeczy". Ołdakowski wskazał przy tym na artykuł Piotra Gursztyna, jako najbliższy jego stanowisku w tej sprawie. Dla mnie ten artykuł również jest wyrażeniem moich własnych mysli, dlatego pozwolę sobie tutaj po prostu przytoczyć jego obszerne fragmenty (podkreślenia moje).
„Straumatyzowane II wojną światową społeczeństwo zadaje sobie pytanie, czy nie dało się uniknąć klęsk tamtego okresu. Dwie dekady pedagogiki wstydu zasiały zwątpienie w szlachetność wzorców z niedawnej narodowej przeszłości. Kilka lat kontrofensywy zwanej „polityką historyczną” powstrzymało głosicieli pedagogiki wstydu, ale wszystkich strat zapewne nie dało się odrobić. Do tego doszedł naturalny proces odchodzenia ludzi pamiętających wojnę, lub tych, którzy kształtowali się w latach tuż powojennych, więc też w naturalny sposób rozumiejących ówczesne realia. W ten świat niepewnych tożsamości weszli akwizytorzy narodowego cudu, sprzedawcy patentu na gwarantowane zwycięstwo, chroniącego jednocześnie przed wszystkimi klęskami. Żerowanie na zabobonie jest jeszcze jednym znakiem recydywy czasów saskich. Do czego to porównać? Do sytuacji osoby chorej na raka, która trafia do wybitnego i uczciwego onkologa. Co pacjent wtedy usłyszy? Że kuracja będzie trudna, a rokowania nie są jednoznaczne. Zdarza się, że zniechęcony pacjent idzie do słynnego uzdrowiciela, którego maść z gęsiego gówna i pokrzywy słynie z cudownych skutków. Bo przecież znajomego teścia kuzyna żona ponoć została uratowana, choć lekarze krzyżyk na niej postawili.
I tak jest, gdy czytamy o tym, że Hitlera można było ograć, Wielopolski owijał cara wokół palca, a z Powstaniem Warszawskim było tak, że trzeba było schować się i poczekać do 1989 r. Bo przecież wiadomo, że komunizm i tak upadnie. Profesjonalny historyk jest tu w pozycji onkologa, a rewizjonista znachora. Warto tu wspomnieć, że świat akademicki z wielkim zażenowaniem komentuje kolejne „dzieła” z gatunku rewizjonizmu historycznego.
Mówienie o cudownych receptach jest wielkim grzechem rewizjonizmu. Rewizjoniści nauczają, że polityka to tylko ciągi sprytnych tricków. Że wszystko da się przewidzieć, sąsiedzi i partnerzy są od nas głupsi i dadzą się ograć jak w każdym dowcipie o Polaku, Rusku i Niemcu. A my przegrywamy, bo jesteśmy naiwni i nie stosujemy tricków.
To grzech wielki, ale nie największy. Jakiś czas temu rewizjonizm stał się językiem mówienia o współczesnej polityce. Gdy Radek Sikorski, jeszcze jako szef MSZ, tweetował o bezsensie Powstania Warszawskiego, to nie była to ekspresja jego nadpobudliwej osobowości, lecz ważna deklaracja polityczna. Deklaracja, której bardziej wyrafinowaną formę dał w swoim osławionym wystąpieniu berlińskim. A prostszą w podsłuchu, z którego wynikało, że nie chce robić „łaski” Ameryce, bo woli ją robić Niemcom i Rosji. Rewizjonizm stał się ważnym elementem ideologii politycznego pasywizmu. Kwestionowanie polskiego oporu wobec hitlerowskich Niemiec jest figurą, która ma przekonać Polaków, że kapitulanctwo jest czymś dobrym.
[…]
Rewizjonistom-realistom dekonstrukcja idzie dobrze. Nie jest bowiem trudno opowiadać, że ta czy inna postać z naszej historii to tchórz, łajdak, agent albo złodziej. Odpowiedni dobór cytatów, wyeksponowanie jednych opinii, przemilczenie innych faktów pozwala nawet z anioła zrobić diabła. Nieco trudniej rewizjonistom-realistom idzie konstrukcja. Czyli stworzenie takiej wizji przeszłości, która byłaby strawna dla wyznawców. Trzeba w niej dokonać wielu amputacji. Np. odciąć się od postaci takiej jak Józef Piłsudski. Bo on np. był chwalcą czynu powstańczego z 1863 r. Może wytłumaczyć to tym, że był austriackim agentem? Albo co zrobić z kardynałem Wyszyńskim czy Janem Pawłem II? Obaj konsekwentnie podkreślali znaczenie i sens Powstania Warszawskiego. Skądinąd warto zauważyć kompletny brak nawiązań rewizjonistów-realistów do tej części polskiej tradycji i świadomości, która wiąże się z wyznawaną przez większość Polaków religią. To charakterystyczne i warte dalszych rozważań.
Dłużej można wymieniać sprzeczności, które muszą pokonać rewizjoniści-realiści. Jak połączyć cześć dla margrabiego Wielopolskiego z potępieniem Wojciecha Jaruzelskiego? Pytani twierdzą, że to nieporównywalne. Ale przecież są już realiści – np. autorzy tygodnika „Przegląd” – którzy doszli do przekonania, że nie należy przeciwstawiać sobie obu „wielkich Polaków”. Powstanie Styczniowe było poprzedzone wielkim ruchem społeczno-politycznym, który cywilnymi metodami walczył o swobody narodowe i obywatelskie. Trwało to kilka lat, zanim carat i jego polscy poplecznicy polityką knuta i strzelania do bezbronnych demonstracji zradykalizowali ten ruch. Skoro ktoś chwali Wielopolskiego to powinien potępić „Solidarność”, też robotników Poznania, Wybrzeża, Radomia, za to, że „nierozumnie” wychodzili na ulice. Bo przecież nie mieli szans na zwycięstwo. Większość rewizjonistów-realistów jeszcze nie dorosła do tego etapu, ale są już tacy – jak np. pp. Łagowski i Mażewski – którzy przeszli przez etap zmagania się z tą sprzecznością. Albo dlaczego Żołnierze Wyklęci są przykładem realistycznej postawy, a Powstanie Warszawskie nie?
[…]
Nie ma co spodziewać się spójnych odpowiedzi na pytania o te sprzeczności. Bo w ogóle nie o to tu chodzi. Wygląda na to, że jeszcze raz musimy to przeżyć. Rodzi się zapotrzebowanie na prawicę a la Henryk Goryszewski. Hałaśliwą na zewnątrz, ale gotową na wszelkie polityczne i niepolityczne deale. Ta real-prawica potrzebuje zestawu zgrabnych sloganów, a rewizjoniści-realiści właśnie je pracowicie wykuwają.
(8)
89 Comments
@ellenai
30 September, 2014 - 14:28
Wystrychnięci, czy wydudkani :)
30 September, 2014 - 15:01
I wcześniej, na niepoprawnych...
Co teraz?
30 September, 2014 - 14:52
Dla mnie te dwie postaci "rozjechały się" kompletnie. Młody Kieżun, to jeden z tych bohaterów, którym zawdzięczam tak wiele, że nigdy nie będę w stanie wyrównać tych rachunków.
Profesor Kieżun to postać, kóra zdradziła tego młodego chłopaka. Nie potrafię o tym inaczej myśleć.
Ta notka, to dla mnie jednocześnie pożegnanie z profesorem Kieżunem.
A polityka historycznego rewizjonizmu - to dla mnie zdrada wszystkiego tego, co stanowi o polskiej tożsamości narodowej.
Nie wiem czy udało mi się odpowiedzieć na Twoje pytanie...
Ellenai, Co teraz?
30 September, 2014 - 17:08
Zapomnialas o trzecim okresie, extremalnie waznym okresie ostatnich 3 lat.
Po 1989 Niemcy prowadza przeciwko Polsce bezlitosna wojne gospdarcza: wymusili deindustrializacje Polski co doprowadzilo do 3 mln emigracji i 2.5 mln bezrobotnych w Polse; narod bez przemyslu ginie, komory gazowe Niemcy zastapily ekonomicznym Auschwitz.
Prowadza rowniez wojne cywilizacyjna z Polska polegajaca na tym, ze niemiecka administracja herr Tuska przerwala przekazywanie polskiego kodu kulturowega likwidujac lekcje historii i zakazujac de facto w szkolach lekture polskiej literatury jak Sienkiewicza, Mickiewiecza czy Reymonta.
W ciagu ostatnich 3 lat miala nastapic egzekucja tego co w polskiej swiadomosci jest jeszcze zakorzenione: obowiazek walki o wolnosc, walki o niepodlegsc i duma z bohaterstwa Polakow. To mial byc katynski strzal w polska potylice.
Nastapila nieprawdopodobna kampanie defetyzmu i dezintragracji narodu prowadzona ziemkiewiczow, zychowiczow, cenckiewiczow sprowadzajaca sie negowania jakiegokolwiek sensu istniena Polski i walki o niepodleglosc, majaca wymusic na Polakach zgode na dobrowalne unicestwienie przez poddanie sie Niemcom. Kampania rowniez emocjonalnie w najwyzszym stopnie destruktywna.
Srodowska polskie patriotyczne okazaly sie wobec tej niemieckiej inwazji volksdojczyzmu calkowicie bezbronne. Volskdojczyzm narzucal emocje i beznadziejnosc. Wygrywal.
Walke z nim podjal samemu prof. Kiezun. I wygral. Te pro niemieckie szambo zaczelo po Polakach splywac jak woda po kaczce. Polacy odzyskali dume.
Prof. Kiezun wygral wojne z niemiecka inwazja, z volksdojczyzmem.
Stal sie symbolem tej walki. Jest jej bohaterem.
Jak daleko Polacy daja soba manipulowac najlepiej swiadczy fakt, ze bez krytyki przyjeli stwierdzenie, ze gen. Kiszczak jest czlowiekiem honoru a Jaruzelski ojcem narodu.
Za to zwyciezce ostatniej wojny 3 letniej Polacy chca poslac do diabla i wojne jednak na koncu na wlasnie zyczenie przegrac bo tym samym podwazaja emocjonalne zwyciestwo, ktore odniesli.
Jak widac o Kmicicu zapomnieli.
PS. Insynuacje Cenckiewicza jak to jest mozliwe, ze prof. osiagnal to co osiagnal w latach piedziesiatych sa forma kloaki poniewaz wielekrotnie stwierdzil, ze akta prof. sa 100%. Poza tym, gdyby mial "przeszlosc", nie byloby calego teatru z werbowaniem.
Co do calego srodowiska volksdojczystow (@swirski); ich postawa jest tak extremalnie antypolska i pro niemiecka, ze dopoki nie udowodnia ze nie reprezentuja celowo niemieckich interesow przy uzyciu wariografu, nie sa wiarygodni.
Tak jak Cenckiewicz jest zdania, ze ciezar dowodu na to, ze Prof. wspopracowal z Amerykanami lezy po stronie Prof, jest oczywiste, ze ciezar dowodu ze nie wspolpracuja z Niemcami lezy po stronie volksdojczystow.
pozdrawiam serdecznie
@fritz
30 September, 2014 - 16:17
To prawda.
Fritz
30 September, 2014 - 17:31
Ellenai
30 September, 2014 - 17:48
Mowisz tylko o niewlasciwym momencia ataku volksdojczyzny na Prof i w tym kontekscie rowniez o ataku na polska tozsamosc i gotowosc Polakow do walki o niepodleglosc za to co popelnil 36 lat wczesniej.
Ten atak trzeba odeprzec.
Fritz
30 September, 2014 - 18:04
Muszę coś jeszcze dodać do tego komentarza.
1977 i 1978 rok to okres najobrzydliwszych donosów Kieżuna. Tych, które wbiły mnie w fotel i kazały zrewidować wcześniejsze oceny. Ja te lata pamiętam doskonale. A przede wszystkim pamiętam rok 1977 i śmierć Staszka Pyjasa, która wtedy nami, studentami wstrząsnęła.
To była pierwsza śmierć tak bardzo dla nas namacalna - naszego rówieśnika. Nie na żadnej demonstracji, nie na żadnym strajku. Okazało się, że śmierć może być wszędzie.
Nie umiem tego lepiej wytłumaczyć.
@ellenai
30 September, 2014 - 18:05
"Walczyć z nimi nie będę, ale i nie jestem w stanie wesprzeć"
"Spoglądali na niego z początku spode łba laudańscy ludzie, lecz nie śmieli nastawać, bo Wołodyjowski trzymał ich żelazną ręką, później też, patrząc na jego postępki i uczynki, pogodzili się z nim zupełnie, i sam najzacieklejszy jego wróg, Józwa Butrym, mawiał:
- Umarł Kmicic, żywie Babinicz, a ten niech żywie!
Załoga lubelska poddała się wreszcie ku wielkiej uciesze wojska, za czym ruszył pan Sapieha chorągwie ku Warszawie. Po drodze odebrał wiadomość, że sam Jan Kazimierz wraz z hetmanami i nowym wojskiem przyjdzie mu w pomoc."
Polficu
30 September, 2014 - 18:15
PS. To moja ulubiona część Trylogii :)
Ellenai
30 September, 2014 - 18:15
I ktorym w pliku sa?
Problem na tym polega na tym, ze przez brak oporu zostaniesz unicestwiona przez Niemcow.
Mowie o slabosci Polakow ulegania demoralizacji.
Jeszcze raz: tej lawinie paskudztwa wylewanej na Polakow w Polsce przez volskdojczerow potrafil sie przeciwstawic tylko Prof. Kiezun.
Cala reszta w mniejszym lub wiekszym stopniu poprawnia milczala, poddala sie, i w tym sensie zdradzila samych siebie.
Tylko Prof. Kiezun mial dosyc sily i odwagi cywilnej, zeby wstac i powiedziec Nie.
Potrzebujemy wiecej Kiezuniow, ktorzy w decydujacym momencie, jak teraz staja do walki.
Wtedy, znaczy w czasie zydokomuny, bylo po walce.
Mogę
30 September, 2014 - 18:22
To był chyba plik drugi. W każdym razie ten najobszerniejszy, liczący łącznie 472 strony.
Ellenai
30 September, 2014 - 18:43
Najbrzydsze bylo pokazanie listow o ile czegos nie przeoczylem, str. 403 z ktorymi, prof. Kossakowski, metna sprawa, nie chce miec nic wsplnego.
Pozniej bede kontynuowac.
Jezeli mozesz podac szczegolnie paskudne strone, to prosze.
Fritz
30 September, 2014 - 18:59
Z pamięci bowiem konkretnych stron nie jestem w stanie przytoczyc.
Ale dobrze. Poszukam i podam Ci te numery. Tylko nie w tej chwili.
Ellenai , dzieki
30 September, 2014 - 19:01
Fritz
30 September, 2014 - 20:26
str 401 - opowiadając o Marii Łamzaka, podaje zarazem sposób przekazywania mat. do Paryskiej Kultury, wskazując na nazwisko Andrzeja Koźmińskiego z UW
s.403 - Tamiza podpowiada SB konieczność kontroli dr. Sajkiewicz i jej rodziny - tamże informacja o przekazaniu SB listów od doc. J. Macieja (kolejny akapit)
kolejne strony - te same informacje pisane odręcznie przez Kieżuna
str. 415 - informacja o Senkierze wraz z zestawieniem kontaktów
str. 420 - dalsze informacje o Senkierze, o których uzupełnienie prosiło wcześniej SB, przy okazji bardzo dokładna charakterystyka Maciei i Kurnala, o które w ogóle nie był proszony
sfera „relaksowa” Senkiera scharakteryzowana na str.427 - pkt. V warto przeczta ć całość od str. 420 do str. 429 włącznie
str. 442 - o prof. Stefanie Nowaku. Zwracam uwagę na stwierdzenie: „Nie wykluczam, że przy tej okazji mógł mieć własne określone korzyści materialne”
dalej jest o prof. Podgóreckim i prof. Marii Łoś i znów sugestia: „Odniosłem wrażenie, że [… ]swoje wyjazdy zagranicą traktują wyłącznie w sferze materialnej, a nie naukowej. Chcą się urządzić i zabezpieczyć na starość” - str.446
To są te miejsca, o których wspominałam, ale można znaleźć także inne - zarówno wcześniej, jak i później, w tym o papieżu Janie Pawle II i o KOR. Wybacz, nie będę ich już szukać.
Jeśli mogę coś poradzić - czytaj bardzo uważnie. Wyłącz emocje zwiazane z osobą profesora Kieżuna, za to włącz wyobraźnię - jak mozna było to wykorzystać. Dokumenty SB to specyficzne dokumenty. Trzeba umieć je czytać. Często nawet pojedyncze słowa są ważne. .
Ellenai
30 September, 2014 - 20:39
Czytam absolutnie bezemocjonalnie i za kazdym razem probuje ustalic, jaka konkretna nieznana (nowa), umozliwiajaca przesladowanie wiedza zostala ubecji przekazana.
Ellenai
30 September, 2014 - 21:49
401: sugestia, ze prof. Kozminski przekazuje materialy o sytuacji w Polsce do Paryskiej Kultury. Przeciez to jest z roku 1978, po 8 latach Gierka, kiedy wyjazd na zachod nie byl problemem i tym samym przekazywanie takich informacji nie bylo problemem.
403: O pani Sajkiewicz ubecja wiedziala tak jak praktycznie wiedziala o kazdym odwiedzajacym amabasade. Ambasada byla pod nadzorem. O kontrolli do jest dowcip. Oni byli z automatu kontrolowani.
Doc. Macieji mogl rzeczywiscie zaszkodzic. Skierowal na niego uwage.
415: Przeciez Senkier przyjechal na zaproszenie PAN w celu zorganizoania konferencji. W tym celu spotkania. Liste miala sekretarka.
420 to jest 415 wydrukowane. O info Maciei na stronir 404.
O Maciei, ze jest milym, towarzysko wyrobiony i Senkier go lubi mimo tego ze jest partyjny (sic!)
O Senkierze, przeciez 50% to oficjalny zyciorys a reszta jest mily small talk.
Np. nie pije duzo alkoholu chociaz bloody mary. To jest oczywiscie wazne, nie da sie upic w trupa i wsadzic w sytuacje kompromitujaca np. z nieletnia.
Senkier wszystkie kontakty towarzyskie nawiazywal przy pomocy kontaktow sluzbowych, co ubecja musiala tak zrozumiec: sledzenia go nie ma sensu poniewaz porusza sie tylko po oficjalnych sciezkach.
Wazne dla ubecji, ze zona Irlandka nie lubi Polakow, co moze S. utrudnic przyjazd do Polski po przejsciu na emeryture.
442. O Nowaku: tylko najlepsze rzeczywiscie z uwaga, ze polecanie innego stypendesty moglby wykorzystac do osiagniecia korzysci materialnych. Glupie jest tylko to, ze zadnie pozniej pisze: zadnego nie polecil. ;)
446: Przeciez prof. Podgóreckim mial nowotwor na mozgu co go konczylo jako naukowca. Staral myslal o zabezpieczeniu na starosc.
Podsumowanie.
Jezeli to sa te obrzydliwosci prof. Kiezuna to mamy docznienia z rzeczywiscie z obrzydliwym atakiem volksdojczyzmu dazacego do spacyfikowania Polakow.
Fritz
30 September, 2014 - 22:27
Przypadek czy może chęć wskazania drogi przekazu, by nie trzeba było szukać wśród tych wszystkich, dla których "przekazanie nie byłoby problemem"?
Róznimy się w ocenie przydatności Kieżuna dla SB. Przeczytałam wszystko, co było w tych dokumentach do przeczytania i mam taką opinię, jaką mam. Nie mam zamiaru wpływać na Twoje oceny. Dla mnie temat Kieżuna jest już tematem zamkniętym.
Ellenai
30 September, 2014 - 22:32
Mniej wiecej od 75 Polakow mozna bylo wszedzie spotkac.
To bylo niezwykle odswiezajace.
Fritz
30 September, 2014 - 22:39
No patrz. A mnie za każdym razem odmawiano wydania prywatnego paszportu :)
Zostańmy każde przy swoim, Fritz. Ale dobrze, że mogliśmy pogadać.
Dobranoc
Ellenai
30 September, 2014 - 23:18
Masz ciekawy dylamat: bylo lepiej wygrac czy przegrac sprawe Powstania Warszawskiego?
Bylo lepiej dac sie zniszczyc niszczacej polskosc tozsamosc narodowa propagandzie czy wygrac?
Co jest lepsze, stawac do walki o swoje z mozliwoscia zwyciestwa czy dac sie unicestwic kleczac?
Zwyciestwo odniosl prof. Kiezun.
Dzieki tem mamy opcje.
Nie jest bez skazy ale to jest cena za zwyciestwo.
Zwlaszcza jezeli doliczylsmy sie 2 przypadkow na 9 lat kontaktow z ubecja.
Dobranoc.
PS. Snij o Kmicicu ;)
Pozwolę sobie trzy grosze,
01 October, 2014 - 00:03
"Najniewinnej" do stwarzania wrażenia wszechwiedzy, mniej niewiennie do sugerowania, że "inni też".
A informacje przez Kieżuna przekazywane wcale się do takich niewinnych nie ograniczały. a wręcz wstrętne posługiwanie się epitetem (bogowie lewicy wybaczą mi teraz niepoprawność) "Żyd", "Żydówka" - w czasach, gdy ewidentnie stygmatyzowało to tak określanych?
Staniszkis tez "Żydówka" - wiedzieliście? Bo ja nie. A Kieżun "wiedział".
Po cholerę z nimi w ogóle gadał? Kazał mu ktoś? A jak już wołali, po co tak chętnie i radośnie się wiadomościami dzielił... I jeszcze wychodzi, kogo nie lubił prywatnie.
Tłumaczenie (jego), ze "grę prowadził" jest naiwne i - niestety - typowe. Tak, "gry prowadzili", "dla dobra Polski" to było, nie wiedzieli (nie wiedzieli, że to komuniści i mordercy rzadzą??), krzywdy nie robili...
A ja mam wredną nature i szukam powodów prostych. Do "ego" zaapelowali, były profity (kariera, wyjazdy, co z tego, ze pieniędzy nie brał).
Kieżun-powstaniec to jedno. Kieżun: ugadany z PRL-em naukowiec, nauczyciel przy KC PZPR, działacz SD - drugie.
A ja mam (i Wy wszyscy chyba też, tu się chyba zgadzamy) tak niedwuznaczne i nieskomplikowane postacie jak "Nil". Które "gier" nie prowadziły.
I łatwiej, i bezpieczniej przy nich pozostać.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Fritz - ostatnie słowo ode mnie w tej sprawie
01 October, 2014 - 13:02
To po pierwsze. A po drugie - cała ta dokumentacja, a nie tylko treść donosów, jest porażająca.
Podobno Kiezun podjął grę z SB. A w jakim to zrobił celu? Nie był opozycjonistą, który podejmowałby grę po to, by zyskać przestrzeń dla prowadzenia dalszej dywersyjnej działalności. Nie ryzykował też w związku z tym, ze w przypadku jej nie podjęcia, wyląduje w wiezieniu, albo go skatują. Mógł, jak wielu innych, nie podjąć tej współpracy. Po roku czy dwóch, zostałby uznany za osobę nieprzydatną SB. Piszesz, że budował swoją pozycję, dzięki której tak skutecznie mógł dziś bronic PW. problem wtym, ze budował tę pozycję ani nie po to, by zwalczać system, ani też nie z myślą o tym, że kiedyś będzie bronił PW. Budował ją tylko i wyłacznie dla swoich osobistych korzyści. Pokreśla się, że nie brał pieniędzy. Owszem, nie brał. Przyjął jedynie kilka kosztownych upominków imieninowych od SB, których zresztą także przyjmowac chyba nie powinien?
Z pewnością nie przymierał głodem. Był zamożny. Miał już w tamtych czasach mieszkanie własnościowe w śródmieściu Warszawy, na ulicy Traugutta oraz samochód osobowy. Na tamte czasy nie było to mało. Nie podjąl wspólpracy z tego powodu, że był zastraszany czy bity, ani z tego, że chciałby zapewnić odpowiednie zagraniczne leczenie swojej zonie czy dzieciom, ani też z tego, bo grozono mu utratą pracy. Komu i do czego była potrzebna ta "gra z SB" i czym niby rózniła się ona od innego donosicielstwa?
Bóg mi świadkiem, że szukałam usprawiedliwień.
Przykro mi, nie znajduję ich. To nie jest bohater z mojej bajki i nie uwazam, by dobrego imienia Powstańców Warszawskich powinien bronić konfident.
Ellenai
01 October, 2014 - 15:09
Nie wiem, dlaczego Kimicic nie ma nic do rzeczy. Rzeczywiscie roznie oceniamy donosy.
Dla mnie Prof. Kiezun jest bohaterem. Opozycjonista byl wtedy kazdy sam dla siebie, o ile byl. I podejmowal gre.
Dam ci inny przyklad. Ludzie, ktorzy po 1970 wstepowali do partii komunistycznej, a wiec po zajeciu Czechoslowacji, po wymordowaniu robotnikow na Wybrzezu, byli ostatnim zdemoralizowanymi do szpiku kosci facetami albo fanatycznym komunistycznymi czy tez durniami potwornymi.
Byli jednak tacy, ktorzy twierdzili, ze wstapili do partii po to, zeby ja od wewnatrz zmienic. Jak to funkcjonuje spytaj dr. Targalskiego vel Darski z niezaleznej.pl. Moze zechce ci wyjasnic mechanizm postepowania.
Natomiast znanymi opozycjonistami w latach 50 tych i 60-tych byli zagozali stalinisci, ktorzy doszli do wniosku, ze musze system nieco zreformowac. Nic im nie grozilo. Kiezun siedzial na samym poczatku zydokomuny. 93% uwiezionych z jego grupy zostala zamordowanych w nieludzkich warunkach. Dywersyjna dzialalnosc polegala na reprezentowaniu interesow Polski a nie socjalistycznej ojczyzny przez podejmowanie w ramach wlasnych kompetencji polskich decyzji. Jak wyglada reprezentowanie interesow europejskiej ojczyzny a nie Polski, widzisz po nieprawdpodobnych zniszczeniach i wyprzedazy Polski po 1989.
Prof. zaczal teraz walczyc o polska racje stanu TERAZ bo byl do tego zmuszony. Jestem absolutnie pewien, ze bylby szczesliwy, gdyby nie musial tej wojny prowadzac. I oczywiscie, wiedzial, ze sie eksponuje, wystawia sie na tortury volksdojczerow. Pomimo tego nie dal sie zastraszyc, wygral ta wojne o Polske. Jest torturowany.
Sedno problemu poruszylas w ostatnim zdaniu:
...nie uwazam, by dobrego imienia Powstańców Warszawskich powinien bronić konfident...
Dwa punkty:
Problem polega na tym, ze nikt tego nie robil skutecznie.
Media niepodleglosciowe zawiodly calkowicie.
Byly pojedyncze wypowiedzi ale calkowicie bezskuteczne.
Jedyna skuteczna skuteczna obrona byl atak prof. Kiezuna.
Bez niego antypolska narracja volksdojczerow odnioslaby zwyciestwo.
Prof. Kiezun walczyl nie tylko o przeszlosc, pamiec Powstancow, tylko o przyszlosc, o emocjonalna zdolnosc do obrony istniena narodu i Polski, o sens tej walki.
Wszystkie w tym punkcie rowniez zawiodly
Wszyscy inni rowniez, byly tylko pojedyncze wypowiedzi.
Prof. Kiezun i tylko on prowadzil zwycieska kampanie.
Co wolisz, byc zwyciezona, zniszczona, zabita, czy tez zwycieska Polka?
Jestem wdzieczyn prof. Kiezuniowi ja jego walke i zwyciestwo.
serdecznie pozdrawiam
PS. Zagadka. Dzisiaj JK podal herr Tuskowi reke, powiedzial, ze go nie nienawidzi i zyczy mu wszystkiego najlepszego. DLACZEGO to zrobil? Jest tylko jedno wyjasnienie: dla dobra Polski. Uzywajac kryteriow podobnych do Twoich: postapil obrzydliwie i nie ma dla niego zadnego usprawiedliwienia.
@fritz
30 September, 2014 - 18:32
polfic
30 September, 2014 - 19:10
Cena jest pytaniem.
Ale kiedy znowu pojawila sie koniecznosc walki majac 92 lata Prof. Kiezun byl tym jedynym ktory rzeczywscie podjal przeciwko falandze bystrych i madrych, rowniez z USA zwolennikow marszu z hitlerem a wiec pronazizmu.
Reszta, tzn. wszyscy - 1 (prof. Kiezun) szlachetnych i odwaznych patriotow wciagnela ogony pod siebie i pozwala odzierac z czci, wiary i bohaterstwa Polakow walczacych o niepodleglosc, nie mowiac o nich samych: ich postawa byla postawa pokonanych niewolnikow.
Niektorzy niesmialo protestowali, ale brzmialo to jak zalosne miauczenie kota.
Jasny odpor dal tylko prof. Kiezun.
A mogl to zrobic tylko i wylacznie dlatego, ze sobie wypracowal taka pozycje.
Bez tej pozycji nie bylby w stanie wygrac tej wojny z volksdojczyzmem reprezntujacym cele w sprawie niepodlegosci Polski prawie identyczne z neonazistami czy tez rzadem niemieckim.
Fritz
30 September, 2014 - 20:39
A mogl to zrobic tylko i wylacznie dlatego, ze sobie wypracowal taka pozycje.
Bez tej pozycji nie bylby w stanie wygrac tej wojny
Oczywiście. Masz rację. Jednak nie nalezy też zapominać, że nie w tym celu tę swoją pozycję budował, a także i o tym, ze zbudował ją cudzym kosztem. Mnie to przeszkadza.
Ellenai
30 September, 2014 - 21:53
Nie moge sie dopatrzyc niczego, co by wskazywalo na to, ze uzywajac donosow usunal kogos z drogi, zeby zrobic kariere.
http://blog-n-roll.pl/pl/comment/434198#comment-434198
Fritz
30 September, 2014 - 22:17
Cudzym kosztem, nie oznacza, że kogoś usunął z drogi.
Cudzym kosztem oznacza, że ktoś zapłacił jakąś cenę za to, że Kiezun współpracował z SB dla zbudowania swojej kariery.
Ellenai
30 September, 2014 - 22:28
Prof. Kiezun jest wybitnie inteligentny, jest patriota i rzeczywiscie reprezentowal polska opcje na arenie miedzynarowej. Dlatego byl rowniez wazny dla rzadzacych w Polsce, wiedzieli nie sprzeda gospodarczych interesow Polski.
@ellenai
30 September, 2014 - 14:55
Posprawdzane, wszystko (ponoć) jasne.... Sami się wsadziliśmy na minę. I jesteśmy w kropce, nie?
Ale ja mam propozycję co dalej:
Tak pisałem jeszcze niedawno:
"Ale kto powiedział, że będzie lekko? Jeszcze nie raz dostaniemy w łeb, wiemy, że z ich strony nie biorą jeńców, wojna idzie na całego. Najgorsze co możemy zrobić to teraz szukać winnych u siebie, a widzę, że się już zaczyna."
http://blog-n-roll.pl/pl/bicie-w-przelocie#.VCqoAVc390I
Więc zapominamy o sprawie i do przodu. Taka moja propozycja. Choć pewnie będzie potraktowana jako infantylna.
Pozdrawiam a tekst jest ok :)
Polficu
30 September, 2014 - 15:07
Ten przypadek pokazuje nam, że lustracja nie jest pojęciem z lamusa.
Nie jest czymś, co da się odłożyć na półkę albo na termin "święty nigdy".
Dopóki nie przeprowadzimy jej jak należy, będziemy narażeni na więcej takich wstrząsów.
A jeśli już o lustracji, to jednak proponowałabym zacząć od tych, którzy w III RP zajmują uprzywilejowane pozycje - czy to z racji pełnionych funkcji, czy to z racji zgromadzenia w stosunkowo krótkim czasie ogromnych majątków. mam bowiem dziwne przekonanie, graniczące z pewnością, że co najmniej o części z nich da się zarazem powiedzieć, że czynnie uczestniczyli w budowaniu zbrodniczego systemu.
A przytyki o infantylności... Moze Ci się wtedy troszkę należało? Tak ciut ciut? ;)
@ellenai
30 September, 2014 - 15:13
Tak czy inaczej. twój tekst jest dobry aby ten temat zakończyć. HdeS tu pisze, że każdy pozostaje przy swoim zdaniu. I niech tak zostanie .
Może się atmosfera, dzięki Twojemu tekstowi, rozrzedzi :) i o to chodzi :).
Polficu
30 September, 2014 - 15:28
Oby. To trudne doświadczenie dla wszystkich. Tych, którzy nie mogą się pogodzić z postawą Kieżuna i tych, którzy starają się go nadal wspierać.
@ellenai, polfic
30 September, 2014 - 15:07
"No i co teraz?" Dobre pytanie. A odpowiedź? Może: Mane, tekel, fares? Tak czy inaczej każdy zostanie przy swoim - dla mnie Profesor Kieżun pozostaje postacią. Nie mam zamiaru wdawać się idiotyczne dyskusje z użyciem słów (czasem brzmiących jak publicznie uznane za obelżywe) typu "autorytety", "pomniki", "wzorce" etc. Dla innych, takich jak chociażby Nurni, Profesor zapewne będzie zdrajcą. Żyjemy w (ponoć) w wolnym kraju, co, czy się to komuś podoba czy nie, wywalczonym również przez Profesora Kieżuna, więc każdy może myśleć, mówić i czuć co chce. Tyle tylko, że oponenci winni okazać choćby odrobinę szacunku tym których atakują. Mnie osobiście przeraziła skala i formy nagonki na Profesora. Ludzie, którym nagle zwykła wrażliwość przemieniła się we wrażliwość suszonego mięsa, zaczęli wygłaszać sądy twarde i nie podlegające dyskusji. Wg mnie bez krzty sensownej refleksji i umiaru w ocenach za to z jakobińską bezwzględnością. I jeszcze to obłudne "...tak zasług Kieżunowi nikt nie może odebrać, ale...nie ma świętych krów". Profesora Kieżuna niedługo już nie będzie. Chociażby dlatego, że polowanie trwa (polecam wpis Siłaczki http://blog-n-roll.pl/pl/polowanie-z-nagonk%C4%85-na-starego-or%C5%82#.V...), "...i zginie stary wilk, choć życie dobrze zna, bo z trzema naraz walczy psami i z ran trzech naraz krwawi..."., a my wszyscy zostaniemy ze swoimi ocenami. Ocenami Profesora i siebie samych. Czy będą protesty gdy Profesor będzie chowany z honorami, które jak sądzę należą mu się jak mało komu? Przecież dla niektórych jest zdrajcą, a zdrajców się chowa w bezimiennych grobach. Czyż nie? "Każdy widzi to co wie" - to tekst z filmu Kondratiuka "Głos". Każdy też ma wagę na której waży uczynki swoje i innych. Kładzie na niej to co wie, ale często też to co mu się wydaje albo nawet wręcz to czego nie wie. Na przykład odważniki ludzi pokroju Cenckiewicza, Zychowicza czy gościa "latajacego po mieście w patriotycznych koszulkach" (przepraszam ale bardziej kretyńskiego argumentu jakoby Woyciechowski był patriotą, nie słyszałem dawno). Bo to łatwe i zwalniające z niewygodnego samodzielnego myślenia i samodzielnej oceny rzeczy trudnych. Nie wiadomo co jeszcze się wydarzy, o czym się dowiemy, ale wiadomo, że zostaną lustra i my przed nimi. I nasze wagi.
Pozdrawiam
HdeSie
30 September, 2014 - 15:25
Po przeczytaniu wszystkich materiałów już tego zrobić nie potrafię. Nadal jednak uważam, że z tą dziwnie przeprowadzoną "lustracją" profesora Kieżuna, należało albo zaczekać, albo przeprowadzić ją dużo wcześniej i w zupełnie inny sposób. Kwestia ta jednak nie zmienia faktu, iż profesor Kieżun donosicielem był.
Rozumiem też zastrzeżenia co do tendencji do zbytniej łatwości w ferowaniu wyroków.
Łatwo jest oceniać z pozycji kogoś, kto nie doświadczył na sobie samym pewnych rzeczy i tylko z tego powodu może postrzegać siebie jako niezłomnego. Często właśnie ta okoliczność hamuje mnie przed wydawaniem radykalnych ocen. Należy jednak mieć w pamięci także i tych, którzy nie obrali drogi profesora Kieżuna i zapłacili za to wysoką cenę. Często najwyższą.
Ależ Droga Ellenai, własnie o to
30 September, 2014 - 15:41
Pozdrawiam
Podsumowujac krótko: niestety
30 September, 2014 - 15:14
"Zrobił nas w ...."? Prof. Kieżun?
30 September, 2014 - 15:19
Budyniu
30 September, 2014 - 15:30
Budyń
30 September, 2014 - 15:42
Znakomite podsumowanie.
Budyn
30 September, 2014 - 15:48
http://blog-n-roll.pl/pl/profesor-kie%C5%BCun-i-polityka-historycznego-r...
staram się czytać w miarę
30 September, 2014 - 18:55
Pozdrawiam.
Chyba jednak sami się daliśmy
30 September, 2014 - 21:53
Pzdr.
Donos na generała Borutę
30 September, 2014 - 15:37
Jesli przeczyta się (nie mówie że nawet jakoś specjalnie uważnie - to mnóstwo stron) akta Tamizy to pierwsze co widać to.....a tak. Tamiza był wobec swoich przyjaciół z SB po prostu szczery.
Tak, przyjaciół. Nie mozna powiedzieć że koledzy z AK byli wówczas jego przyjaciółmi. Nigdy im nie "doniósł" na Szubawskiego czy innego oficera prowadzącego.
Tajny wspólpracownik komunistycznych służb i zarazem jawny karierowicz prlowskiego państwa kreuje się dzis na strażnika pamięci. Zapragnął robić to co wyszydzany przez niego Boruta.
"jego (Boruty) aktywizacja polityczna ma charakter jedynie utrzymywania w roli pewnego symbolu dawnej epoki, która nie godzi się na obecną rzeczywistość".
Tamiza dziś chce być Borutą.
Namawiam do porzucenia jakiejkolwiek myśli iż Witold Kiezun jest czy był symbolem "starej wiary".
Otóż nie ma z tą tradycją nic wspólnego, co ktos ładnie opisał:
"W czasie jak mój Dziadek zdychał w tych kurzych gównach pan profesor gościł w tajnych ubeckich melinach"
http://naszeblogi.pl/49720-kto-mi-wcisnal-kiezuna
I namawiam, choc wiem że bezskutecznie, do porzucenia optyki zaproponowanej w jednym z artykułów Gazety Wyborczej. Nie chciało mi sie zapmietac nazwiska pętaka który był autorem tekstu, pamiętam tytuł: "Agent, twój brat".
Długi esej opowiadający o tym że zawsze mamy prawo ufać że nawet w największym zbrodniarzu jest nie tylko ziarnko ale całe kupy (sic!) ziemi które powiadają nam że jednoznaczność to wróg nie tylko rozumu ale uczuc najpiekniejszych na świecie!
Artykuł nie jest już dostępny w sieci, To były czasy gdy Gwnem zawiadywał wysokiej klasy specjalista od strzyżenia baranów pan Lesław Maleszka.
No.. ten jeden z bohaterów krakowskiego SKSu.
Nurni
30 September, 2014 - 17:49
Może to nienajlepszy pomysł, ale w takim razie spróbuję Ci opowiedzieć bajkę.
Wyobraź sobie, że dawno dawno temu jakimś cudem znalazłeś się na przesłuchaniu w SB.
A tam opowiadają Ci, że pewna Ellenai, to mózg jakiegoś groźnego przedsięwzięcia wymierzonego przeciwko władzy ludowej. Co wtedy mówisz?
- Tak, to wspaniała i dzielna kobieta. Bez niej żadne przedsięwzięcie by się nie udało. Jest nie tylko mózgiem, ale i osobą, której charyzma przyciąga wszystkich innych. Także tych niezdecydowanych.
Czy raczej powiedziałbyś:
- Ellenai? Czy to jakiś żart? Przecież to duża dziewczynka, która wierzy w bajki. Proszę mnie nie rozśmieszać. Szukajcie dalej.
Koniec bajki :)
Znam tę kiepską bajkę.
30 September, 2014 - 20:22
Znam tę kiepską bajkę. Profesor Kiezun jak już o czymś informował to wyłacznie po to by odsunąć podejrzenia od osób będących obiektem zainteresowania SB.
Nie ma najmniejszego sensu powtarzać po raz wtóry że donosy były szczere, Tamiza precyzyjnie opisywał sytuacje i jakaś chęć chronienia kogokolwiek nie ma tu zwyczajnie nic do roboty. Boruta został przedstawiony jako osoba nie stanowiaca "zagrożenia politycznego" gdyż takiego nie stanowił.
Mniejsza.
Nie mam zamiaru zabierać Ci odnalezionego właśnie okruszka dobra w oczywiście niejednoznacznej, bez wątpienia skomplikowanej, powikłanej a nawet zawikłanej, pogmatwanej, wieloaspektowej, nieprzejrzystej, wielopłaszczyznowej (poprosze o trochę cierpliwości) wieloznacznej, złożonej, niejednolitej, wielobarwnej i kontrowersyjnej postaci Tamizy.
Nic mi to nie da, a Tobie coś zabierze.
Nurni
30 September, 2014 - 20:51
Napisałam bardzo jasno z czym się zgadzam, a z czym nie. Nie dorabiajmy do tego dodatkowych teorii.
Strasznie przygnębiający
30 September, 2014 - 21:57
Strony