
W zamierzeniach miała to być odpowiedź na wątpliwości żeńskiego szowinistycznego Szarego kota, co do rodzenia dzieci przez młode dziewczęta, na przykład osiemnastki, podniesione w komentarzu do Horror vacui popełnionego przez tł, ale tak mi się odpowiedź rozrosła, że nabrała charakteru osobnej notatki, więc oto ona.
W historii się sprawdziło się rodzenie dzieci przez młode dziewczyny i działało to przez stulecia we wszystkich zakątkach świata, a biologicznie nic się chyba ani w żeńskiej fizjologii, ani w żeńskiej osobie nie zmieniło, co uzasadniałoby odłożenie tej czynności „na później”. A przecież, gdyby rodziły choćby rzeczone oprotestowane „osiemnastki”, powiększyłyby się szanse na zbudowanie większych rodzin, na przykład poprzez wydłużony okres prokreacji. Rodziłoby to, niestety (albo właśnie – stety) konieczność modyfikacji całego systemu postępowania z rodziną, darem (nie problemem) zwiększonej dzietności, ale też z tą częścią tzw. społeczeństwa, która będzie się odcinać od współdziałania w dziele odbudowywania biologicznej substancji narodu. Moje propozycje podaję w kilku punktach poniżej.
1. Młode matki zostają w domu i opiekują się niedorostkami, za co płaci państwo, bo praca przy dziecku/dzieciach i prowadzeniu domu to więcej niż etat, a przynosi państwu wymierne korzyści finansowe na ogromną skalę (niepotrzebne będzie utrzymanie drogich przedszkoli: budynków, personelu, kuchni; niepotrzebne będą zwolnienia lekarskie dla rodziców chorych dzieci – czyli same oszczędność dla ZUS przy dłuższych zachorowanych; generalnie zdrowsze dzieci - bo przedszkola to siedliska wszelkiej zrazy powodujące co rusz zachorowania małoletnich. Kto ma/miał dzieci, to wie to doskonale).
2. Bezdzietne zdrowe kobiety uchylające się od założenia rodziny i rodzenia dzieci płacą wyższe podatki, za pasożytowanie na zdrowym organizmie państwa i zdrowego społeczeństwa (nie rodzą - więc nie dają państwu przyszłych płatników składek wspierających system; nie wychowują dzieci - więc pasożytują nie zasilając państwa podatkiem VAT od dziecięcego jedzenia, bucików, ciuszków, zabawek, biletów na środki transportu, do kina i teatru, itd.)
3. Bezdzietni zdrowi faceci, niezdolni do znalezienia sensownej kobiety i namówienia jej na założenie rodziny i prokreację - płacą wyższe podatki z takich samych powodów, jak bezdzietne zdrowe kobiety w punkcie powyżej.
4. Osobnicy i osobniczki reprezentujące wszelkie dewiacje, którz z samej swojej natury są zaprogramowani na pasożytowanie na zdrowej tkance narodu - płacą wyższe podatki z takich samych powodów, jak bezdzietne zdrowe kobiety i bezdzietni zdrowi mężczyźni.
5. Państwo wspiera rodziny i dzietność, nie żądając podatków od rodzin mających więcej niż dwójkę dzieci (musi być nadwyżka, ponad proste odtworzenie substancji biologicznej), zachowując zasadę rzetelnego zasilania dzieci w rodzinach comiesięczną kwotą, która nie będzie miała cech jałmużny na waciki, ale będzie stanowiła rzeczywiste wsparcie pro-państwowych wysiłków rodziców, a kwoty powinny być odpowiednio większe na trzecie i każde kolejne dziecko.
6. Państwo przestaje rozwalać rodziny z powodu biedy i rzetelnie policzy koszty utrzymania MOPSÓW, SZMOPSÓW i innych BIEDULÓW marnujących ogromne pieniądze ze wspólnej państwowej kasy, a zaoszczędzoną kasę przeznaczy na rzeczywiste wsparcie rodzin, wspomagane przez organizacje i stowarzyszenia, które są nastawione na rzeczywistą pomoc, a nie na wyrywanie podatkowych pieniędzy przy pomocy szermowania nośnymi hasłami o braterstwie, równości, pomocy i innych lewackich pomysłach .
Listę na pewno da się wydłużyć o kolejne punkty (do czego zachęcam), a Niepoprawnej Braci pomysłów z pewnością nie zabraknie. Może kiedyś niektóre z nich doczekają się choćby częściowej realizacji w polskiej przestrzeni publicznej, dla wspólnego dobra.
Pozdrawiam Blog’n rollowo
krisp (ojciec 4 dzieci )
30 Comments
Ha!
29 January, 2014 - 16:10
Wiesz Krispie, prawie zgadzam się z treścią Twojej notki. Szczególnie z propozycjami dotyczącymi polityki państwa wobec rodzin. Może jedynie zastanawiałabym się nad wyższym opodatkowaniem niezamężnych kobiet. W naszej kulturze wiele kobiet pozostaje niezamężnych nie ze swego wyboru. Nie wiem, czy sprwiedliwe byłoby karanie ich jeszcze dodatkowo.
Będę jednak protestowała przeciw tym przysłowiowym "osiemnastkom".
Młode dziewczyny powinny być zachęcane do zdobycia zawodu, wykształcenia, a dopiero poźniej do zakładania rodziny. Nawet jeśli z tego wykształcenia, w przyjętym modelu, nie miałyby korzystać. Życie może przynieść wiele niespodzianek. Co będzie, jeśli kobieta zostanie sama i będzie musiała zapewnić dzieciom utrzymanie? To pragmatyczna strona.
Ale jest jeszcze ta...powiedzmy intelektualna. Nie wyobrażam sobie, abym swoją edukację skończyła na maturze. Przez wiele lat nie pracowałam, zajmowałam sie domem, bo uznałam to za najważniejsze, jednak zdobyta wiedza została. Poza tym, jeśli kobieta ma dobrze wychowywać dzieci, jej horyzonty nie powinny ograniczać się wyłącznie do spraw domowych. Natura nie lubi próżni, jeśli zabraknie wiedzy, wykształcenia, pojawi się (cóż, u kobiet to niestety dość częste) zainteresowanie błahostkami.
Jest jeszcze drugi powód, psychologiczny. Młodzi ludzie mają naturalną potrzebę zabawy, beztroski. Jeśli założą rodzinę, przyjmijmy, w wieku 25 lat, myślę, że łatwiej będzie im skupić się na wychowaniu dzieci niż bardzo młodym rodzicom, którzy tego okresu beztroski nie zaznali. Sam wiesz jak bardzo absorbujące jest wychowywanie dzieci. Nie wystarczy włączyć bajki w tv, a smemu zajać się swoimi sprawami. Ile trzeba czasu na rozmowy, wspólną zabawę. Czy bardzo młoda mama będzie miała na to ochotę? A dzieciństwo trwa krótko, jeśli rodzice zaniedbają swoje dzieci w pierwszych latach, nie zdołają tego naprawić.
To tyle uwag "żeńskiego szowinistycznego kota" jak nazwał mnie był Tł
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Drogi Szary kocie
29 January, 2014 - 20:42
W zamierzchłych czasach, kiedy istniało jeszcze szkolnictwo zawodowe, osiemnastki potrafiły mieć konkretny zawód i umiejętności, i mogły wejść zarówno na rynek pracy, jak i założyć rodzinę. Nie każdy musi być naukowcem. Fachowców, superanckich krawcowych, suwnicowych (jak Pani Ania Walentynowicz), czy dziewczyn-fachowców w innych dziedzinach, potrzeba nam jak powietrza rownież, zamiast wymęczonych psedonauką i sfrustrowanych pracą ponad intelektualne siły panien (chłopaków też to dotyczy, nie jestem wrednym seksistą). Rodzina i dzieci jako alternatywa w takiej sytuacji? Dlaczego nie.
Mam jeszcze jakieś przemyślenia w tej materii, ale chwilowo muszę spadać od kompa.
Pozdrawiam
krisp
@Szary kot
29 January, 2014 - 16:42
I kilka lużnych uwag do Twojego komentarza:
Nie sądzisz, że przedwojenna maturzystka reprezentowała wyższy poziom intelektualny niż powojenna i obecna absolwentka szkoły wyższej? Podobnie jak maturzysta ;-)!
Nie sądzisz, że skoro współczesne kobiety (dziewczyny) łączą wczesną pracę z nauką, to mogłyby łączyć naukę z wczesnym macierzyństwem?
Z resztą poczekam na rozwój dyskusji... ;-)
Tł,
29 January, 2014 - 16:53
Sądzę, "że przedwojenna maturzystka reprezentowała wyższy poziom intelektualny niż powojenna", ale cóż począć? Jakoś trzeba dostosować się do realiów, chyba, że uda się zmienić system kształcenia...
Nie sądzę, żeby dobrym pomysłem było łączenie nauki z macierzyństwem. Z pracą można. Macierzyństwo to jednak nie jest tylko praca, to powołanie, oddanie serca (i jakkolwiek jeszcze patetycznie nie zabrzmi), zupełnie inny wymiar.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary kot
29 January, 2014 - 17:02
Nie przekonujesz mnie, jeśli idzie o możliwość godzenia macierzyństwa z nauką. I tak większość studentów kształci się obecnie zaocznie, tzn. praktycznie zaocznie.
Krisp
29 January, 2014 - 17:38
1. „Młode matki zostają w domu i opiekują się niedorostkami, za co płaci państwo...”
Słówko „pasożytowanie” kojarzy mi sie tu jak najgorzej.
I ostatnia uwaga: czy rzeczywiście państwo i społeczeństwo są „zdrowymi organizmami”??
3 i 4. Uwaga jak wyżej.
Droga Chryzopraz
30 January, 2014 - 01:20
Zabolało Ciebie określenie "pasożyt". Ja za zasadę przyjmuję, że Polak nie może żyć tylko dla siebie, ale żyje również dla swojej Ojczyzny. Jeśli więc nie podejmuje ojczyźnianych obowiązków, a stawia jedynie na czerpanie korzyści z dobrodziejstwa istnienia Ojczyzny, to wybacz, ale skojarzenie z pasożytowaniem nasuwa się samo. Są korzyści więc muszą być i obowiązki, i to we właściwej proporcji: Ile praw, tyle obowiązków.
Piszesz, że państwo nie może się wtrącac i zmuszać. Wybacz Chryzopraz, tak pojęty indywidualizm podlany sosem liberalizmu do mnie nie przemawia. Państwo nie karze, tylko zdecydowanie zachęca do zachowań propaństwowych. Jeśli ktoś kontestuje taki stan rzeczy, jego broszka, ale ponosi konsekwencje, choćby w postaci podwyższonych podatków bezpośrednich, bo przecież podatków pośrednich nie zapłaci.
Pozdrawiam z nadzieją że zrozumiesz, jak ważne jest ponowne postawienie systemu z głowy na nogi.
krisp
Drogi Krisp
30 January, 2014 - 03:50
Kto nie ma dzieci ten wg Ciebie nie jest patriotą. Ciekawa definicja patriotyzmu.
Mam nadzieję, że jak się wczytasz, to zrozumiesz mój punkt widzenia.
krisp
29 January, 2014 - 22:21
Drogi Traube
29 January, 2014 - 23:57
Jarosław, jako zatwardziały kawaler, oczywiście byłby objęty wyższym opodatkowaniem, lecz myślę, że by nie marudził z tego powodu. Ja rozumiem, że on się ożenił z Polską i z tego związku dzieci, biologicznie rozumując, nie będzie, ale będą inne dzieła o niebo ważniejsze, a dzieci biologicznych też na pewno przyda narodowi przez mądre zarządzanie, co daj Boże. Amen
Pozdrawiam Blog'n rollowo
krisp
Krisp
29 January, 2014 - 22:52
Mimo tych generalnie dobrych intencji, powinniśmy się chyba cieszyć, że nie masz szans wprowadzenia niektórych z tych pomysłów w życie :)
W szczególności mróż przeszedł mi po krzyzu, gdy przeczytałam punkty 2 i 3.
Toż to jakiś straszny zamordyzm.
Jak chciałbyś to sprawdzić czy podejrzewani przez Ciebie o złośliwe uchylanie się od prokreacji kobiety i mężczyźni na pewno są zdrowi? Jakieś przymusowe badania? A co z tymi, którzy wydają się być zdrowi, chcą mieć dziecko, ale starają się bezskutecznie? Naprawdę znam takie przypadki. Co wtedy proponujesz? Dodatkowe karanie ludzi, którezy i tak cierpią z tego powodu czy może przymusowe in vitro? Wymyslanie róznych cudownych pomysłów rozwiązujących realne problemy to duża frajda. Warto jednak takze pomyśleć o niektórych konsekwencjach.
A teraz odnośnie "osiemnastek", o których mówisz, że nic się w żeńskiej fizjologii biologicznie nie zmieniło. Ale świat się zmienił, warunki życia się zmieniły, struktura rodziny też się zmieniła z wielodzietnej na najprostszą, czyli rodzice i dzieci. Kiedyś ta "osiemnastka" nie była jednak skazana wyłącznie na siebie. Miała w domu matkę albo teściową i jeszcze niezamężne ciotki, które zwsze mieszkały "przy rodzinie". Nie ubolewałabym jednak nad tym, że kobiety chcą się kształcić i przez to skraca się ich wiek rozrodczy, bo nie bardzo tak się znowu skraca, a przynajmniej nie jest to główny powód zapaści demograficznej. Dziś kobiety rzadko umierają przy porodach, duzo mniejsza jest też śmiertelność niemowląt i dzieci. 40-letnia kobieta, to nie jest dziś matrona, ale ktoś, kto może jeszcze spokojnie urodzić zdrowe dziecko. Medycyna naprawdę poszła bardzo naprzód :)
Jeśli spytasz młodych ludzi dlaczego zwlekają z dzieckiem to 90% odpowie Ci to samo.
Przy dzisiejszych zarobkach, cenach mieszkań i kosztach utrzymania nie dają rady, a chcą zapewnić swojemu dziecku normalne zycie. Z reguły też nie myslą o jedynakach, ale o dwójce czy trójce dzieci w dosyć krótkim czasie. Po prostu boją się, że nie dadzą rady, więc czekają.
A jeśli pierwsze dziecko pojawia się dopiero po "trzydziestce", bo dopiero wtedy rodziców na nie "stać", to faktycznie na liczną gromadkę zaczyna już być trochę za późno.
@Ellenai
29 January, 2014 - 23:23
Tyle mojego komentarza.
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
Danz
29 January, 2014 - 23:56
A ja się tyle nagadałam...
Droga Ellenai,
30 January, 2014 - 00:52
Co do punktów 2 i 3, dla mnie są wyjątkowo istotne. Naprawdę nie wiem, co tak Ciebie zmroziło. Ja za punkt wyjścia przyjąłem interes narodowy jako numer 1.
Przypomnij sobie, jak wyglądala Polska po wyjściu z zaborów, a ile osiągnęliśmy do 1939 roku przez raptem 20 lat naprawdę zbiorowego wysiłku wszystkich (no, prawie wszystkich, za wyjątkiem dziadków resortowych dzieci i innych pachołków Moskwy) Polaków. Nikt się nie opieprzał, Ojczyznę miało się w sercu, dla Niej się pracowało i ponosiło ofiary.
A zobacz, co mamy teraz: mózgi i serca Polaków zatrute lewacką ideologią, powszechne sobiepaństwo i sobkostwo, dbanie o indywidualny interes swoich za przeproszeniem 4 liter, i podkreślanie na każdym kroku, że JA, że MÓJ, że DLA MNIE.
A gdzie jest miejsce dla Oczyzny??? To nie zamordyzm, Ellenai, ale przedłożenie interesu Polski ponad interes własny i powrót do korzeni patriotyzm: dla Niej żyć, dla Niej pracować, o Nią się troszczyć, dla Niej umierać, gdy przyjdzie potrzeba.
Ojczyzna wspierana zbiorową wolą takich obywateli, zatroszczy się o nich również na zasadzie wzajemności (zakładam,że mądrzy obywatele wybierają mądrze swoich przedstawicieli, by w ich imieniu zadbali o wspólne dobro wszystkich Polaków).
Stąd, Ellenai, nie o zamordyzmie myślę, ale o budzeniu narodowego ducha (może to naiwne z mojej strony, ale tylko tak możemy spróbować odbić się od dna, na którym zdychamy jako Naród). Wierzę, że jeśli skończyłoby się wbijanie młodzieży do głów tego nowomodnego syfu i odtworzylibyśmy warunki do pracy i zakładania rodziny ( a może też, krok po kroku, tradycyjny model dużej rodziny z Dziadkami, kuzynami, ludzi znających się, świętujących razem dowolne święta religijne lub niereligijne), znalazłaby się też ochota do posiadania dzieci. Teraz oczywiście najważniejsze jest umacnianie rodziny, bo tylko w normalnej, zdrowej rodzinie młody człowiek ma szansę nauczyć się i norm postępowania, i ról, i szacunku do drugiego człowieka (zwłaszcza seniora).
Święty Paweł w Liście do Tesaloniczan pisze: "Kto nie chce pracować, niech też nie je", więc jeśli ktoś, wybiera siebie i własny interes, olewając przy tym Ojczyznę i Jej potrzeby, nie może od tej Ojczyzny żądać specjalnego traktowania. To chyba uczciwe podejście do sprawy i nie czas na sentymenty. Kto może rodzić dzieci i rodzi, ten buduje siłę Narodu i ten powinien mieć wsparcie państwa. Kto może mieć dzieci, lecz wybiera wygodne życie bez, musi na zasadzie solidaryzmu wspierać tych, ktorzy będa pracować na jego emeryturę w przyszłości. Kto nie może mieć dzieci ze względów zdrwotnych, lecz bardzo mieć je pragnie, temu państwo pomaga w realizacji pragnienia, choćby przez nie rzucanie kłód pod nogi w kwestii adopcji. A in vitro? Dlaczego nie, jeśli zostanie spełniony warunek, że nie ginie żadne nowe istnienie ludzkie poczęte na szkle tą metodą.
Ale się rozpędziłem. Nie wiem, czy udało mi się choć trochę Ciebie uspokoić, że nie mam faszystowskich zapędów w przebudowie Polski. Wierzę jedynie, że Polska to wspólny, zbiorowy obowiązek WSZYSTKICH POLAKÓW, szczególnie w trudnych czasach. Kto nie chce w tym zbiorowym obowiązku uczestniczyć, stawia się, na własne życzenie, poza narodową wspólnotą i traci przywileje związane z aktywną do tej wspólnoty przynależnością.
Pozdrawiam Blog'n rollowo
krisp
Krisp
30 January, 2014 - 01:22
Dlaczego nie, jeśli zostanie spełniony warunek, że nie ginie żadne nowe istnienie ludzkie poczęte na szkle tą metodą.
Czy wiesz jak wygląda wyhodowanie zarodków i dlaczego nie może być to tylko jeden zarodek?
Ten przeznaczony do wszczepienia kobiecie?
Chyba nie, bo wiedziałbyś, że ten Twój warunek jest praktycznie nie do spełnienia.
Droga Ellenai,
30 January, 2014 - 01:44
Rozumiem, że każda matka chciałaby jedynie swój zarodek i to jest trudność, którą trudno ogarnąć.
Pozdrawiam
krisp
Krisp
30 January, 2014 - 01:11
Tak, jak napisałam, wiele Twoich postulatów jest słusznych. I zgadzam sie przecież z tym, że nie od razu, ale małymi kroczkami. Dlatego napisałam, że na wiele rzeczy nas jeszcze nie stać. Dziś na przykład na pewno nie stać nas na to, by każdej matce pozostającej w domu płacić "pensję".
Twoje argumenty o miejscu dla Ojczyzny i o patriotyzmie są jak najbardziej na miejscu. Przecież nie to mnie zmroziło. Zmroziła mnie konieczność udowadniania tego patriotyzmu przy pomocy zaświadczenia lekarskiego o niemożności poczęcia dziecka albo donoszenia ciąży.
I chyba przy takim nastawieniu trzeba będzie nosić sobie to zaświadczenie na czole, by nie być posądzanym przez otoczenie o brak patriotyzmu.
Jestem zdania, że nie mozna karać za brak dziecka i nie mozna żądać udowadniania, że nie ma się go nie z własnej woli. To własnie uważam za zamordyzm.
Lepiej skupić się na pomocy tym rodzinom, które mają dzieci zamiast wysyłać ludzi gremialnie do lekarza w celu sprawdzenia czy są - jak napisałeś - zdrowi, czyli zdolni do prokreacji.
Bo jeśli nie lekarz to jak chciałeś to niby sprawdzic? A może jakaś komisja społeczna, hę?
Naprawdę zamiast ścigania tych, co dzieci nie mają i karania ich większymi podatkami, skupmy się na rodzinie, by ci, którzy chcą i mają dzieci, nie mieli ich zabieranych z powodu biedy...
Droga Ellenai,
30 January, 2014 - 02:04
Jeśli przyjmiemy, że Ojczyzna to jeden organizm, który funkcjonuje sprawnie dzięki temu, że w jego obrębie każdy spełnia swoją rolę najlepiej jak może i nalepiej, jak potrafi, to jeden/jedna będzie miał dzieci, a inny/inna dzieci nie mający, będą wspierać tych, co mają, na zasadzie solidaryzmu. Ważne jest jedynie, by w ramach wspólnego dobra, nikt się nie migał i nie uchylał od działania dla wspólnego interesu. Nie chodzi mi więc o karanie podatkami za niemanie, ale o ponoszenie ciężaru finansowania "wspólnych, narodowych" dzieci, skoro dziecimający będą ponosić ciężary wychowania, kształcenia, zwiększonej ilości obowiązków, ale też ciężary placenia podatków pośrednich. Więc jak widzisz, nie ma lekko, ani dla jednych, ani dla drugich, ale wszyscy są ważni.
W pierwszym Liście do Koryntian, Rozdz. 12, 12-27 jest taki passus o ciele i członkach. I tylko to miałem na myśli.
Pozdrawiam
krisp
Czyje te dzieci?
30 January, 2014 - 03:59
Czyje te dzieci?
30 January, 2014 - 04:01
Podpisuje sie i jesli mogę
30 January, 2014 - 09:10
Pozdrawiam.
Drogi grzechg
30 January, 2014 - 22:22
Pozdrawiam Blog'n rollowo
krisp
To może 23-latki?
30 January, 2014 - 17:09
Ponieważ nie chcę tu być uważany za męskiego szowinistę, chciałbym bardzo, aby w moim i swoim imieniu zabrała głos moja Żona.
Oto co pisze:
„Podoba mi się tekst i dyskusja, najbardziej to, że zaczyna się mówić o roli kobiety matki. Znam ten problem z autopsji. Jestem matką 5-ciorga rodzonych dzieci i przybranego syna.Wychowane były w głębokim peerelu i w trudnych warunkach finansowych ja „siedziałam w domu”, a mąż nigdy sprzedawczykiem nie był. Do pracy w biurze poszłam, kiedy moje najmłodsze dziecko było w szkole, a starsze mogły pomóc w domu. Teraz mam 16-ro wnucząt, wychowywanych przez córki i synowe w domu. Wnioski moje, z którymi chcę się podzielić, są takie:
Najlepiej wychowa i dopilnuje dzieci matka. Najlepiej do nich trafi, przecież to 1/2 jej genów, a druga połowa to te, które wybrała. Żadna przedszkolanka nie ma takich możliwości. W przedszkolu uczy się, może nieświadomie, „chodzenia do pracy”, a nie bycia w rodzinie: nie ma tam opieki nad młodszym rodzeństwem, ani bycia w kuchni.
Kobieta w domu nie głupieje (chyba, że chce). Odruchowo, uczy się organizacji pracy i wypoczynku, ekonomii, mediacji, słucha radia. Młodnieje, bo będąc z dziecmi musi być na czasie ich zainteresowań. Będąc poza domem: traci możność nawiązania ścisłej relacji z dziećmi, bezpośredniego uczestnictwa w ich problemach, ogólnie w ich rozwoju – brak na to czasu.
Finanse. Pracując w biurze, na podstawie rozmów z koleżankami, obliczyłam, że tylko około 20% pensji to zarobek, reszta to koszty: dojazd, ubiór, szybkie zakupy. Do tego dochodzi frustracja: nie przyjemności międzyludzkie i różne inne trudności. Przecież, dziś w domu też można zarabiać, choćby pracując w internecie. Ja dorabiałam hodowlą psów, szyłam ubrania dzieciom, teraz można kupować na wyprzedażach. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że kiedyś dziecko, używając argumentów za oddaniem go do przedszkola, odda matkę do domu dla starców.
Ogólnie. Ze wszystkim o czym wyczytałam w państwa dyskusji zgadzam się, dodam tylko, że, przy powrocie kobiet do domów zmaleje bezrobocie i może wtedy mężczyźni zaczną zarabiać lepiej. Myślę, że dopłaty dla matek w domu można uzyskać z obniżenia kosztów przedszkoli. Zawsze marzyłam, żeby państwo podzieliło się ze mną, choćby na pół, tymi pieniędzmi, które by płaciło za moje dziecko w przedszkolu. Myślę, że też byłyby pieniądze zaoszczędzone na wydatkach dla bezrobotnych.
Na koniec, uważam, że kobiety powinny być wykształcone, muszą móc przekazać wiedzę dzieciom, muszą być zabezpieczone, muszą mieć możność dorabiać w domu. Dlatego podniosłam wiek „rozrodu” do 23 lat. Choć znam przypadek, gdzie kobieta inżynier, na wysokim stanowisku, wyszła za mąż po 30-tce, zostawiła pracę, urodziła 5-ciu synów i prowadzi dom dorabiając różnymi robótkami ręcznymi, dzieciaki zadziwiają swoim rozwojem i zachowaniem, zarówno w szkole jak i wśród znajomych”.
Droga Żono Tomasza A S
30 January, 2014 - 22:47
Mój w zamyśle prorodzinny tekst rozjechał się w dyskusjach, czy państwo powinno wymuszać rodzenie dzieci, a jak to się ma do wolności jednostki, i jak ocenić, kto się miga i kombinuje, a kto rzeczywiście rodzić nie może. A ja chciałem poszukać jedynie pomysłu na to skąd wziąć pieniądze na wsparcie rodziny i jak przekonać Polaków, że mają wobec Ojczyzny również obowiązki i powinni ponosić ciężary dla Jej dobra. Nie myślałem tu o chorym systemie podatkowym, obliczonym na zrujnowanie aktywności przedsiębiorców, wyrywającym każdy grosz na podstawie odpowiednio "ustawionych" ustaw i paragrafów*, który również przyjdzie nam naprawić by wystawić tzw. "państwo" za drzwi z jego głupimi fiskalnymi pomysłami. Jednym z chorych pomysłów jest choćby finansowanie różnych "państwowych", a beznadziejnie pracujących (a teraz jeszcze te GENDEROWE PRZEDSZKOLA) i kosmicznie drogich dla systemu instytucji. Te zmarnowane w dużym stopniu środki można by zainwestować w matki wychowujące swoje dzieci w domu z takim poświęceniem, jakiego nie okaże żaden państwowy najemnik, nie ważne jak dobrze opłacony. Obcy - to obcy.
Pozdrawiam w nadziei i bez bólu, że damy radę.
krisp
* - jednym z chorych pomysłów, jest choćby traktowanie pieniędzy nie wydanych jako ekstra dochodu do opodatkowania. Nie byle cwaniak to wymyśł, a polski Sejm jakoś tego nie zauważa. Dzięki takim porąbanym przepisom podatkowym jest możliwe wielokrotne opodatkowanie tych samych pieniędzy pod byle pretekstem. Podobnie jest myślę z opodatkowaniem prywatnych pożyczek. Moje pieniądze, już wcześniej opodatkowane, i nikomu nic do tego, co z nimi zrobię, nawet jak przyjdzie mi ochota je spalić. Takich absurdów jest więcej - tak dużo, że nawet sążnisty tekst tego oceanu złodziejstwa w majestacie "prawa" nie obejmie.
Krisp
30 January, 2014 - 23:41
Moje spojrzenie na problem jest bardzo bliskie temu, które przedstawiła. Co więcej, jest również bardzo bliskie drodze, którą ja sama w zyciu wybrałam. Nie mam co prawda 5 dzieci, ale chciałabym mieć. Niestety "siła wyższa" zadecydowała za mnie, że mam tylko dwoje. I to jest chyba jedyna wyraźna różnica. Z założeniem rodziny poczekałam do skończenia studiów i tę decyzję dzisiaj błogosławię. Dzieci kiedyś usamodzielniają się i wyfruwają z gniazda, a ja dziś, z moim charakterem, chyba oszlałabym, gdybym jedynie miała siedzieć w domu. Muszę gdzieś wykorzystać swój nadmiar energii, a to własnie daje mi praca, której bez ukończenia studiów nie udałoby mi się realizować w takim zakresie, w jakim to robię.
Natomiast kiedy pojawiły się dzieci, zrezygnowałam z pracy. Podjęłam ją, kiedy młodsza córka poszła do szkoły, choć też nie w pełnym wymiarze, ale głównie na umowy o dzieło, bo na szczeście miałam co zaproponowac pracodawcom - własnie dzięki wykształceniu. Nie chciałam pracowac na cały etat, bo nie wyobrażałam sobie swoich dzieci "z kluczem na szyi". Nie traktuję tego jako swojej zasługi. Taka decyzja była możliwa, bo mój mąż był w stanie zarobić samodzielnie na nasze utrzymanie. Uważam więc, że po prostu miałam dużo szczęścia.
Powiem więcej - gdyby to było dzisiaj, to wykorzystałabym istniejącą możliwość uczenia dzieci w domu - przynajmniej przez pierwsze lata szkoły podstawowej. Wtedy niestety to mozliwe nie było.
Dziś zachęcałabym do tego wszystkie matki, które moga sobie pozwolić na niepodejmowanie pracy zarobkowej. Ale do tego muszą być wykształcone. Rzeczona "osiemnastka" po maturze nie da sobie z tym rady. Tak więc i ja uwazam, że dwadzieścia kilka lat, to bardzo dobry wiek na pierwsze dziecko, a potem oczywiście następne. Do posiadania dziecka też trzeba dojrzeć. Nie każda "osiemnastka" - mimo wystarczającego rozwoju biologicznego jest także wystarczająco dojrzała psychicznie. Kiedyś była, bo i wychowanie było inne. Dziś powinniśmy w ogóle zaczynać pracę od podstaw i choćby zamiast w szkole uczyć na przedmiocie "wychowanie do życia w rodzinie" tolerancji dla rożnych dziwnych "rodzin", rzeczywiście podkreślać wartości, jakie pełna, normalna, kochająca się rodzina ze sobą niesie. Ale najwięcej i tak przecież zalezy od samych rodziców. A ci zajęci sa pracą, często ponad miarę - i tak się to kółeczko zamyka :(
Nie kwestionowałam tego, co pisałeś o konieczności pomocy rodzinie. Ja również uważam, że zamiast bezsensownych zagrań PR-owskich należałoby tę rodzinę wspomóc w sposób realny.
W tym celu nie trzeba wcale obciążać innych dodatkowymi "daninami" i ustalać czy nie mają dzieci, bo są chorzy, czy też moze ich nie mają bo są albo złośliwi, albo leniwi. Nie tędy droga.
Oczywiście nie wszystko od razu, bo - jak wspomniałam wcześniej - nie jesteśmy bogatym państwem. Ale kolejnymi krokami, rozłożonymi na najbliższe lata, mozna całkiem dużo osiągnać.
Zamiast "karać" tych "niewywiązujących się" i prowadzić sledztwa, z jakiego to powodu się nie wywiązują, nalezy skupić się na "nagradzaniu" tych, którzy "się wywiązują". A więc właśnie ulgi podatkowe na dzieci - nie żadne tam symboliczne, ale choćby mozliwość wspólnego opodatkowania z dziećmi, które powinny być traktowane jak pełnoprawne osoby - tym bardziej, że ich utrzymanie bywa bardziej kosztowne niż osoby dorosłej. Ale oczywiście by się opodatkować, a potem dostać zwrot podatku, to trzeba mieć z czego. Jest wszak w tej chwili ulga na dzieci, ale by ją wykorzystać przy np. 4 czy 5 dzieci, trzeba zarabiać krocie.
Ja także jestem zdania, że należałoby płacić "rodzinną pensję" matkom wychowującym dzieci - co najmniej do czasu skończenia przez nie nauczania poczatkowego, czyli IV klasy szkoły podstawowej. Wiele kobiet zdecydowałoby się wtedy zrezygnowac z pracy i problem zbyt małej ilości przedszkoli sam by się rozwiązał.
Masz też absolutną rację, że chory system podatkowy woła o reformę i to dogłębną. Mnie także to wielokrotne opodatkowywanie tych samych pieniędzy doprowadza do szewskiej pasji.
A opodatkowywanie "dochodu", który de facto nie istnieje, bo polega wyłacznie na wycenie np. czyjejś pomocy, jest totalnie chore. Zamiast uczyć ludzi wzajemnej życzliwości i ją wspierać, próbuje się ją kompletnie wyrugować z zycia społecznego. Przecież dziś, gdyby przepisy fiskalne traktowac poważnie, to trzeba by zapłacić podatek nawet od wyniesienia śmieci przez uczynnego sąsiada, który chce nam pomóc. Paranoja.
Droga Ellenai,
30 January, 2014 - 23:58
Naprawdę, nie chcę piętnować specjalnie "niemających", ani zaglądać im w spodnie, czy majtki, ale widzę sytuację zerojedynkowo: ma dzieci - znaczy potrzebuje szczególnego wsparcia, bo ma ekstra koszty; nie ma dzieci - znaczy koszty funkcjonowania ma mniejsze i dzieli się hojniej z potrzebującymi wsparcia. Przy tym będę się upierał do końca świata i dwa dni dłużej, i tak też zeznam w dowolnym Sądzie.
Pozdrawiam
krisp
Krisp
31 January, 2014 - 00:09
Mnie chodzi naprawdę jedynie o to, by nie dochodzić DLACZEGO ich nie ma.
Nie ma, więc płaci podstawową stawkę podatku - bez żadnych ulg.
Wierz mi, to naprawdę upraszcza sprawę.
A że to może jakoś krzywdzi kogoś, kto tych dzieci mieć nie może z powodów zdrowotnych....
Są przecież także adopcje. Poza tym myślę, ze jeśli nie może ich mieć, to udowadnianie tego narażałoby jego godność. Po co go do tego zmuszać?
Prosta sprawa - są dzieci są ulgi, nie ma dzieci nie ma ulg.
Naprawdę.... przemyśl jeszcze raz ten jeden aspekt.
Odpowiedź Żony Tomasza A S
31 January, 2014 - 00:11
Szanowny Panie, zrozumiałam Pana zamysł i przyznam się do pewnej manipulacji. Z całą świadomością wykorzystałam Pański wpis do pokazania, że poza materialnym „naciskiem” państwa na dzietność konieczna jest propaganda (paskudne słowo!) popierająca prawdziwe, a nie egoistyczne macierzyństwo. Pozwoliłam sobie na tę manipulację, ponieważ bardzo brakuje mi wsparcia dla kobiet – pań domu. Zrozumiałym jest dla mnie brak takiego przekazu w lewackich mediach, ale niestety nie słyszy się o matce-Polce w naszej prasie, a nawet w Kościele. A przecież przez stulecia całowano nas w rękę za to, że umiałyśmy oddawać Polsce mężów i wysyłać wychowanych, często samotnie, synów do walki za wolną ojczyznę. Myślę, że przy odpowiednim pokazaniu roli matki i w dzisiejszych czasach kobiety potrafiłyby ponieść ofiary, także materialne.
Żona Tomasza A S
31 January, 2014 - 00:19
Jeśli o kobietach decydujących się na wychowywanie dzieci mówi się powszechnie "kury domowe",
a wyrażenie to stało się synonimem pogardliwego określenia kobiety głupiej i bez jakichkolwiek zainteresowań, to rzeczywiście trudno jest mówić o wsparciu dla matek.
A przecież de facto to wierutna bzdura. Nigdy nie miałam tyle czasu na czytanie książek i uczenie się nowych umiejętności, ile właśnie wtedy, gdy nie pracowałam. Tylko wtedy miałam na przykład czas na uczenie się języka włoskiego. Nigdy też nie miałam szcześliwszego okresu w życiu niż te lata, które w całości poswięciłam dzieciom i rodzinie.
Dziękuję Pani za te mądre słowa i pozdrawiam :)
Drogie Panie, Żono Tomasza A S i Ellenai,
31 January, 2014 - 10:49
Po stronie ekonomicznej, na pewno wsparcie finansowe dzietności (ale upieram się, że jednak również przez "dociążenie" bezdzietności, co przy dobrze skonstruowanym systemie podatkowym nie musi być problemem). Optuję za takim rozwiązaniem ,gdyż na zmiany jedynie "siłom i godnościom osobistom" nie ma co liczyć, po spustoszeniach dokonanych w kwestiach patriotyzmu (i co to ten patriotyzm), godności matki, szacunku dla wysiłku wychowania dzieci - nowych Obywateli, moralności, poświęcenia dla wspólnoty, itd.
Pozdrawiam gorąco
krisp