***** pomidory

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Hiobowscy, a także wszyscy inni mieszkańcy ich bloku, od dawna już zastanawiali się co też trzyma przy mamie Wiktymiusza jej męża. Bowiem mama Wiktymiusza była feministką, aktywistką, aborcjonistką, a tata Wiktymiusza był normalny. Zagadka po trosze się wyjaśniła pewnego listopadowego wieczoru.
Tego wieczoru bowiem Hiobowskich zaintrygowały dziwne odgłosy niosące się blokowym korytarzem.
- Mordują kogoś - oświadczyła ze spokojem babcia Łukaszka i ze spokojem powróciła do lektury ksiązki autorstwa Jerzego Edigeya.
- Krowa - powiedział dziadek.
- Mechaniczne coś - był przekonany tata Łukaszka.
Mama Łukaszka słuchała tego z pobladłą twarzą i rozszerzonymi ze strachu oczami. Wreszcie wyjąkała:
- Przemoc domowa!
I chociaż wszyscy ją uspokajali i dowodzili, że czego jak czego, ale w rodzinie Wiktymiusza na pewno nie może być mowy  przemocy, mama Łukaszka była nadal niespokojna.
- Powinniśmy tam pójść i zobaczyć - upierała się.
Po długich przepychankach słownych reszta rodziny widząc, że mama Łukaszka nie ustąpi, wypracowała kompromis w stylu Unii Europejskiej. To znaczy wszyscy zgodzili się na to, czego chciała mama Łukaszka.
Zakradli się zatem pod drzwi mieszkania Wiktymiusza. Tu odgłosy były o wiele wyraźniejsze. Nie ulegało wątpliwości kilka rzeczy. Po pierwsze, odgłosy te dochodziły spoza tych właśnie drzwi. Po drugie, źródłem ich była bez wątpienia mama Wiktymiusza. Dało się rozpoznać jej głos, a nawet poszczególne słowa. Był to tylko i wyłącznie przekleństwa.
- Bije ją! - zakrzyknęła mama Łukaszka.
- Raczej ona jego - zauważył Łukaszek.
Tata Łukaszek zacisnął usta, odetchnął i nacisnął klamkę. Drzwi otwarły się szeroko. W korytarzu mieszkania stał Wiktymiusz. Miał na sobie sukienkę i płakał.
- Mama... - chlipał. - Ona...
Hiobowscy odsunęli go i ruszyli dalej. Z kuchni wyszedł ku nim tata Wiktymiusza. Spostrzegł ich i zaskoczony uniósł brwi.
- Co państwo tu...?
- Usłyszeliśmy krzyki - wyjaśnił tata Łukaszka.
- Ach...
- Bije pan żonę! - natarła mama Łukaszka.
- Ależ skąd.
- Przecież ona krzyczy!
- Ale nie dlatego, że ją biję.
- To dlaczego?
- Pani wybaczy, ale to nasza prywatna sprawa dlaczego moja żona krzyczy.
- Jeśli krzyki nie wychodzą poza mieszkanie, to nie problem - wtrącił się Łukaszek. - Ale nadmierna emisja hałasu, inwazyjnie atakująca inne lokale mieszkalne, jest nie do zaakceptowania. To faszyzm akustyczny - rzekł Łukaszek i dodał:
- W Holandii już byśmy państwa zgłosili do eutanazji.
- K***a! Pie***lę! - dobiegało z kuchni.
- Niech państwo wejdą i sami zobaczą - zrezygnowany tata Wiktymiusza usunął się na bok i przepuścił nieproszonych gości przodem.
W kuchni miała miejsce niecodzienna scena. Na kuchence stał garnek z zupą, a koło niego rzucała się mama Wiktymiusza miotając najbardziej wulgarne przekleństwa.
- Co pani robi? - spytała babcia Łukaszka.
Mama Wiktymiusza odwróciła się. Miała na sobie czarny t-shirt z czerwonym pomidorem. Pod spodem był napis "***** pomidory".
- Co pani robi? - powtórzyła babcia Łukaszka.
- Pomidorową - wychrypiała mama Wiktymiusza.
Siostra Łukaszka podeszła bliżej, zajrzała do garnka i oznajmiła:
- Rosół.
- Ale będzie pomidorowa! - ryknęła mama Wiktymiusza. I znowu zaczęła skakać wokół kuchenki, pokazywać garnkowi środkowi palec i śpiewać:

Jestem kobietą, nie potworem
I nie przegram z pomidorem!

- ***** pomidory! Mam prawo do pomidorowej! - wrzeszczała mama Wiktymiusza. - Mam głębokie gardło ale rosołu nie przełknę!
- Współczuję panu - powiedział dziadek Łukaszka.
- Zazdroszczę panu - powiedział jednocześnie tata Łukaszka.
Tata Wiktymiusza siedział przy stole z apatyczną miną.
Babcia Łukaszka westchnęła głęboko i powiedziała:
- Łatwo można zrobić rosół z pomidorowej. Wystarczy dodać...
- Niczego nie będą dodawać! - histerycznie zakrzyknęła mama Wiktymiusza. - Moja zupa, moja sprawa!
- Współczuję panu - powiedziała babcia Łukaszka.
Tata Wiktymusza zakrył sobie twarz.
- Trzeba było mnie nie wnerwiać! - wrzeszczała na garnek mama Wiktymiusza. - Poczujesz teraz mój gniew! K***a! Wy*****alaj! Zaraz cię wyskrobię! Konstytucja! Pomidorowa! Kobiety górą!
- Współczuję panu - powiedział tata Łukaszka.
- Jest pani walnięta - oświadczyła siostra Łukaszka. - Niech się pani nie powołuje na kobiety, bo ja na przykład się nie zgadzam. Może kiepsko gotuję... - tu Hiobowscy westchnęli, przypomnieli bowiem sobie, że ostatnia zupa siostry, niejadalna jak zwykle, wypaliła dziurę w garnku, na płytce kuchennej podłogi, a nawet w muszli sedesowej dokąd ostatecznie trafiła - może kiepsko gotuję, ale jakieś pojęcie mam. Krzykiem niczego pani nie zdziała.
- Jeszcze zobaczymy! - warknęła mam Wiktymiusza. Spojrzała groźnie na garnek i powiedziała:
- Daję ci ultimatum. Za dziesięć minut ma być pomidorowa. A sama zrobię sobie coming out na balkon, żeby trochę odetchnąć.
I wyszła.
- My chyba tez pójdziemy - zreflektował się dziadek Łukaszka. - Wpadliśmy tak do sąsiadów bez zapowiedzi, co to nas...
Tata Wiktymiusza zrobił coś, o co nikt by nigdy nie posądził. Odjął dłonie od twarzy, wstał i przekradł się do okna. Wyjrzał w stronę balkonu i upewniwszy się, że jego małżonka tam jest, runął do lodówki. Wyjął przecier pomidorowy, wrzucił pewną jego ilość do zupy, szybko rozmieszał, odstawił wszystko na miejsce i wrócił na swoje miejsce.
Hiobowscy osłupieli.
Dokładnie dwie minuty później do kuchni weszła mama Wiktymiusza. Jeden rzut oka jej wystarczył by zidentyfikować to, co jest w garnku.
- Cha cha! - triumfowała. - I co? I co niedowiarki! Tylko tak można walczyć o swoje prawa! Tylko tak można coś osiągnąć.
Łukaszek podszedł do mamy Wiktymiusza i powiedział cicho:
- Współczuję pani.
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>