Prawdziwa historia Harry'ego Pottera

 |  Written by alchymista  |  0
Nagonka na tę książka zaczęła się od oskarżeń, że jest to jedna wielka promocja okultyzmu, magii i zabobonów. Inni podnosili fakt, że uczniowie w książce oszukują nauczycieli, jest ona zatem niewychowawcza, antypedagogiczna. Rzeczywistość jest jednak inna. Ta książka jest do bólu dydaktyczna i niestety aż nazbyt dobrze pokazuje wszystkie patologie szkolne, które teraz, w tych dniach wyległy na ulice polskich miast pod nazwą „Strajk kobiet”.
 

Sądzę, że środowisko nauczycielskie na całym świecie od dawna przeczuwa, że jego misja na Ziemi zbliża się do końca, i że „rząd dusz” młodzieży zostanie mu odebrany. Zapobiegając temu, co może się zdarzyć, gdyby Rodzice powiedzieli „dość wychowywania dzieci na ludzi miernych” (patrz uczeń w teatrze życia szkolnego), depresyjna angielska nauczycielka J. K. Rowling stworzyła całą sagę opisującą życie szkolne przebrane w kostium cyrkowej magii. Okultyzm, magia i zabobony są tam jedynie żartobliwym rekwizytem, który ma przyciągnąć uwagę młodego czytelnika i niejako „wessać” w życie szkolne, oswoić go ze szkołą, uczynić „scholarstwo” w jakiś sposób ideą uniwersalną, filozofią życia przygotowującą do przyjęcia światopoglądu akademickiego. Nie można odmówić pani Rowling niewątpliwych zdolności literackich i wyobraźni. Naturalnie, oparcie się na pół-światku szkolnym ułatwia zadanie. Nie trzeba całego universum tworzyć od zera, wystarczy oprzeć się na obserwacjach życia szkolnego, a zwłaszcza obserwacjach zachowań uczniów i nauczycieli, ich charakterów, zalet i przywar, postrzeganych jednak bardzo powierzchownie, bo przecież w szkole wszystko jest tymczasowe i kończy się po ukończeniu edukacji. Nauczyciele nie znają dobrze swoich uczniów, mgliście tylko rozpoznają pewne „typy charakterologiczne”, czasem jednak mają swoich pupilków, jak na przykład dziecko koleżanki-nauczycielki, które przez przypadek uczy się w tej samej szkole, w której uczy tatuś lub mamusia.


Charakterystyczne w książce jest to, że kontestatorzy życia szkolnego, skupieni wokół Draco Malfoya są przedstawieni nie tyle jako istoty złe i podłe, lecz przede wszystkim śmieszne, głupie, niezdarne, pozostające w błędzie i wyśmiewane przez radosną i chłonącą wiedzę większość uczniów. Rodzice dzielą się na dobrych i złych w zależności od ich stosunku do życia szkolnego. Rodzice Malfoya są zagrożeniem, ponieważ ich ocena poziomu edukacji w szkole jest negatywna. Buntują oni młodego Draco Malfoya, ale robią mu krzywdę, ponieważ nie słuchając nauczycieli Draco nigdy nie osiągnie tego poziomu mistrzostwa, co Harry.


Głównym bohaterem jest natomiast sierota, prawdopodobnie dlatego, że sieroty nie mają rodziców, którzy mogliby zaleźć za skórę nauczycielom. Zabójstwa rodziców Harry’ego dokonał nieposłuszny i krnąbrny uczeń, który nienawidzi szkoły w Hogwarcie. Co więcej, Harry to pupilek dyrektora szkoły. Dyrektor jednak – jak się potem okaże – boi się swojego ucznia i w gruncie rzeczy chce go zniszczyć, gdyby ten przez przypadek przerósł mistrza (Potter ma być przecież horkruksem Czarnego Pana!). Harry’emu towarzyszy wzorowa uczennica, wypisz-wymaluj – gospodyni klasy, kujonka – Hermiona. Do jej boku przylepia się zawsze kompletny fajtłapa Ronald – idealny kandydat na męża lub przynajmniej „nałożnicę” dla ambitnej feminazistki, jaką jest Hermiona i aktorka, którą ją gra. Jedyna sympatyczna dziewczyna to prawdopodobnie Ginny Weasley, beznadziejnie zakochana w tym straszliwym bubku i zadufku, jakim jest Harry Potter.


Przez wszystkie tomy szkolnej sagi Hogwartu, wzorowi uczniowie i ich łaskawi nauczyciele zmagają się z siłami rozkładowymi, które drążą szkołę od środka, podkopują ją w piwnicach, kontestują w tajemnych komnatach, atakują z zewnątrz przy użyciu nieautoryzowanych książek i niezatwierdzonych podręczników, a wszystko w asyście grzmotów i dydaktycznej grozy. Szczególnie sympatyczne są dementory, których zadaniem jest likwidowanie wszelkich zagrożeń dla życia szkolnego. Podstawowym zaś zagrożeniem życia szkolnego jest kontestowanie samego sensu jej istnienia. Reszta to szczegóły, które jednak zręcznie maskują prawdziwą ideę J. K. Rowling.


Skoro szkoła jest taka dobra, to zastanówmy się jakie właściwie idee przekazuje pani Rowling, czego uczniowie się tak naprawdę w niej uczą – poza wywoływaniem grzmotów, hodowlą gadających roślin, gapieniem się w szklaną kulę i preparowaniem eliksirów. Czego uczniowie się uczą w szkole? Niczego. I to jest prawidłowa odpowiedź. Wychodząc z szkoły, w czasie gdy już dojrzewają i szkoła jest dla nich zamknięta, stają się bezradni wobec wyzwań otaczającego ich, wrogiego świata „anty-szkoły”. Do tej pory żyli w jedynym świecie, który naprawdę ma sens – to znaczy w szkole. A teraz znaleźli się w świecie, w którym prawie nikt nie lubi szkoły i ściga tych, którzy ją kochają i szanują. Szkolne zamczysko drży w posadach i ostatecznie Harry Potter z przyjaciółmi muszą ratować swoich nauczycieli przed walnym szturmem sił antyszkolnych i rozkładowych. Oddajmy jednak sprawiedliwość pani Rowling – większość umiejętności Harry Potter uczy się sam, niejako poza głównym nurtem życia szkolnego. Kluczowe jest jednak to, że choć zawdzięcza szkole tak niewiele, to ostatecznie broni jej przed siłami zła. I to jest właśnie najciekawsze – ofiara kiepskiej edukacji, która prawie niczego nie zawdzięcza nauczycielom, walczy z tymi, od których mógłby się najwięcej nauczyć!


Być może idea horkruksów to po prostu transhumanizm, któremu pani Rowling się sprzeciwia. Ja też nie kocham transhumanizmu i idei fizycznej nieśmiertelności. Dlaczego jednak szkoła miałaby być zaporą przeciw transhumanizmowi? Jakim to sposobem miałaby wykrzesać z siebie siły moralne w tym celu? A może po prostu jest to lęk grupy zawodowej, że przestanie być potrzebna, że cały ten instytucjonalny pół-światek szkolny po prostu przepadnie, bo ludzkie umysły podłączą się do google’a i będziemy „wszechwiedzący”?


W Polsce główną siłą antyszkolną nie jest transhumanizm, ale – paradoksalnie – centroprawica. Co prawda prawicowi moraliści prawie zawsze grzmią, że „smarkacze powinni siedzieć w szkole!” - ale jednocześnie światopogląd prawicowy stoi w rażącej sprzeczności ze światopoglądem nauczycielskim. Pamiętacie zapewne strajk nauczycieli wiosną 2019 roku. A może nie pamiętacie, bo przecież wszyscy mamy pamięć muszki sezonowej. Pamiętamy, że coś było, ale nie pamiętamy jak i gdzie. Więc był taki strajk i w rzeczy samej nie był to strajk w obronie prawicowych wartości, tylko w kwestiach płacowych, o wyraźnie lewackim zabarwieniu. Starając się realizować swój program wyborczy, rząd starał się dopieszczać różne grupy zawodowe, co oczywiście rozbudzało ich apetyt na kolejne beneficia.


Strajk nie bardzo się podobał uczniom, a zwłaszcza maturzystom, gdyż utrudniał im zakończenie edukacji szkolnej. W tamtym czasie moją uwagę zwrócił list maturzystów – a więc ludzi dorosłych – do nauczycieli. W liście tym uczniowie, podkreślam – ludzie dorośli! – w słowach uniżonych jak na poddanych przystało – żalili się, że nauczyciele nie chcą przybyć na zakończenie roku szkolnego i traktują uczniów jako wrogów strajku. List pełen sprzeczności – z jednej strony zarzutów i wyrzutów – z drugiej strony słów podlanych miodem i karmelem - „pobuszował” po mediach społecznościowych i oczywiście – jak zwykle – przepadł bez śladu. Wyobraźcie sobie teraz, co by się stało, gdyby w Hogwarcie wybuchł strajk. Hermiona byłaby pewnie nieszczęśliwa, Ron ogłupiały, Harry by się pieprzył z Cho bez ustanku, Ginny by się modliła, żeby obojgu nic się nie stało, a cała reszta zazdrosnych bab zwijałaby się ze złości, a może nawet popadła w lesbijstwo, bo to przecież takie modne. Potem któryś z braci Weasleyów napisałby list do nauczycieli z wielkim żalem wspominając fajne lekcje i wielkim zdziwieniem, że nie ma już spotkań we wspólnej sali. Cały świat magii zostałby zdemaskowany jako fikcja. Zacząłby się bunt, który mógłby przybrać niebezpieczne rozmiary, a uczniowie mogliby przejść na stronę Czarnego Pana – Jarosława Kaczyńskiego.


Nauczyciele poszli więc po rozum do głowy i zrozumieli, że strajk przeciw siłom rozkładowym nie ma sensu, ponieważ buntuje ich klientów – uczniów. Że należy raczej czekać na moment, w którym wychowani do mierności wychowankowie sami oszaleją z nudów na skutek lockdownu i zabrania im internetu, który nagle opanowali nauczyciele. Uczniowie nie mają prawa złościć się na szkołę i nauczycieli, ale mogą wyładować złość na Kaczyńskim. Nauczyciele im w tym pomogą. Będą ich przywódcami – dyskretnie stojącymi za ich plecami. Wszyscy dowiemy się, że to strajk nastoletnich dziewczyn, przerażonych wizją „rodzenia trupów”. Czarny Pan – Kaczyński – który od 30 lat ciągle się odradza w kolejnych horkruksach – tym razem zostanie pokonany przez adeptów Hogwartu w walnej bitwie, pełnej błysków i grzmotów. Zaklęcie Covid-19 przestanie działać, gdy wszyscy, wspólnymi siłami, pokonają strach, wywołany przez Czarnego Pana. Z uczniami Czarnego Pana zwycięzcy obejdą się łaskawie, może nawet nawróci się Draco Malfoy, gdy tylko uda mu się zapomnieć wszystkie upokorzenia, jakich doznał w szkole. A że zapomni, to rzecz pewna, bo przecież ma prawicowe przekonania, a wszyscy prawicowcy święcie wierzą, że smarkacze powinni siedzieć w szkole.

 

Jakub Brodacki

5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>