
Gottfried Benn
Pesymizm
Człowiek nie jest samotny, lecz takie jest myślenie. Dla wszystkich jest czymś normalnym i niezaprzeczalnym, że człowieka spowija głębia smutku. Myślenie wszakże jest powiązane z jaźnią, stąd odosobnione. Być może kolektywnie myślały ludy prymitywne: Indianie, Melanezyjczycy, najwyraźniej murzyni; tutaj nie jedno mogłoby być wyjaśnione wzmocnieniem dzięki masowemu uczestnictwu w takich procesach, z drugiej strony zaś już na tym stopniu rozwoju postaci czarowników, medyków, uzdrawiaczy wskazują na izolowane indywidualizowanie się duchowych wypowiedzi. Nie wiem, jak to się ma do rasy białej, czy jej życie jest szczęśliwe, jej myślenie jednak również jest pesymistyczne.
Pesymizm jest jej twórczym elementem, acz żyjemy w okresie, gdy uchodzi on za coś zdegenerowanego. Były epoki, na przykład w wieku czwartym i piątym, w których, jeszcze bez wpływu wędrówek ludów, pesymizm był prawie powszechnym, przynajmniej teoretycznie przydawanym usposobieniem. Jego dziełem było wznoszenie klasztorów w Egipcie i Palestynie. Poza tym ruchy masowe: w czasie Hieronimusa pięćdziesiąt tysięcy mnichów i zakonnic, wszyscy z okolic Nilu, świętowało Wielkanoc w Tabennie. Gnieździli się w załomkach skalnych i grobowcach między morzem a bagniskami, trzcinowych chatach, opustoszałych kasztelach, węże wokół klęczących, odbicia pustyni dookoła pogrążonych w ekstazie — wilki i lisy przeskakiwały nieopodal, gdy Święty był pogrążony w modlitwie. Motywowała ich negacja tego świata, ziemskich uciech. Jej pozostałości trwają wokół nas do dziś: monoteistyczna religia, literatura antyczna, filozofia, idee i obrazy, krótko: bez niej nie byłoby Zachodu.
Pesymizm nie jest motywem chrześcijańskim. W chórach Sofoklesa mówi się, że czymś najlepszym jest nigdy się nie urodzić, jednak skoro żyjesz, nie ma nic innego, jak szybkie odejście tam, skąd przyszedłeś. Że jesteśmy tego rodzaju materiałem jak tworzywo marzeń sennych, tego na dwa tysiąclecia przed Łabędziem z Avonu nauczał buddyzm, ucieleśnienie tego wszystkiego, co kiedykolwiek znalazło wyraz i treść w pesymizmie. Współczesny nihilizm nawiązuje doń bezpośrednio za pośrednictwem Schopenhauera. „Wygaszenie” — „Wywianie”, „igraszki kuglarza” — „bezgwiezdna nicość”. Niesamowicie rzuca się w oczy, że ten pierwszy prawdziwy, można rzec: pesymizm ludowy, który w dziejach powszechnych pojawił się jako system i masowe przekonanie, nie narodził się w najniższych i uciskanych stanach społecznych, lecz w obrębie potężnego brahmanizmu. Z rozkoszy i używania tropikalnie bogatego księstwa wystąpił Shakyamuni, eremita z rodu Sakya (ur. w 623 r. przed Chr.). Ale jeszcze osobliwsze jest to, że jego nauka nie pragnie znieść zła jakiegokolwiek rodzaju, społecznych, moralnych, fizycznych stanów cierpienia, lecz samą egzystencję, substancję bycia. Życie, jako takie rzuca ową garść prochu w powietrze, w krążenie stawania się, przed krąg Samsary — czyli wygasić je — wywiać każde pragnienie jego przedłużenia — żadnych bogów, nic. U zarania znajduje się taka postać pesymizmu, która kwestionuje wszelkie działanie historyczne: państwo, wszelką wspólnotę — egzystencjalny pesymizm o jasnym kierunku zmierzającym do zniszczenia zarodzi życia.
I w tym kierunku zmierzającym do zniszczenia zarodzi życia osiąga on następnie szczyt w Schopenhauerze: „Pederastia jest taką strategią natury zapędzającej się w kozi róg z powodu działania jej własnych prawideł, oślą łączką, którą uprawia się po to, aby z dwóch rodzajów zła wybrać to mniejsze”. „Życie jest nieustannym zwodzeniem — obiecało to, czego nie dotrzymuje, dało to, co było tylko pod ręką, aby po to sięgnąć”. Tutaj nie ma ani świadomego ani nieświadomego, ani substancji ani przyczynowości, ani jawy czy snu, wyłącznie bezprzyczynowa, ślepa, do poznania niezdolna wola. Z tyłu stoi Schelling, dla którego ludzka głowa jest tylko „ogonem stworzenia”, człowiek „bestią zdolną do żartowania”, trupie główki za zalotnymi maskami, także gwiazdy są pełne kości i robaków; powiada: „To wszystko jest nic i samo wyzbywa się godności i pożera się pożądliwie od dołu, i właśnie to samopożeranie jest podstępnym udawaniem, jakby było czymś, jednak wtedy właśnie, gdyby się chciało przestrzegać godności, nicość pokazałaby dopiero wyraźnie swe oblicze, że musieliby z jej powodu wpaść w przerażenie”. Za nim Byron: „Biada temu, kto stworzył życie”; „Czyny wielkich mężów Aten są bajką jednej godziny, opowieścią ucznia”. Pierre Bayle: „Historia jest zbiorowiskiem nieprawości, na tysiące zbrodni pojawia się zaledwie jeden szlachetny uczynek”. Diderot: „Rodzą się w niepełnosprawności pośród bólu i wrzasku, stając się igraszką niewiedzy, błędów, potrzeb, chorób, złośliwości i namiętności; krok za krokiem, od chwili, gdy się bełkocze, aż do odejścia, gdy się bajdurzy; żyć między szelmami i szarlatanami wszelakiego rodzaju; gasnąć między kimś, kto bada nam puls, a kimś innym, wprawiającym nas w przerażenie, nie wiedząc, dokąd się idzie, dlaczego się przyszło, skąd się idzie — tak nazywa się najważniejszy podarek naszych rodziców i natury: życie”. Przedstawiają się Rzymianie: Plinius: „Natura nie dała tedy ludziom nic lepszego prócz krótkości życia”. Marek Aureliusz: „istota człowieka jest płynna, jego odczuwanie zmącone, substancja jego ciała lekko zepsuta, jego dusza porównywalna z kurkiem na wieży, los trudny do określenia, jego uznanie sprawą niepewną” — „Sen i odurzenie — — wojna i zmiana — jego sława pośmiertna idąca w zapomnienie”. „Jednodniowy wzlot obu: tego, który się myśli, i tamtego, o którym się myśli”. „Wczoraj bańka mydlana, jutro najpierw zabalsamowany trup, potem popiołu garstka”. „Życie toczy się w złym towarzystwie — w chorowitym ciele; nie można zrozumieć tego, co dzieje się w brudzie i deprawacji okolicznościami, w wiecznej przemianie istoty i formy, wobec nieobliczalności kierunku, jaki przyjmą rzeczy, co może być jeszcze warte miłości i wysiłku”. „Jedyna pociecha to wyjście naprzeciw ogólnemu wyzwoleniu”. Septimus Severus spoglądając wstecz na drogę, jaką przeszedł, od najniższego stanowiska aż do godności cesarskiej, sporządził taki bilans: „Omnia fui et nihil expedit”: Byłem wszystkim i nic mi to nie pomogło. Karol V na drodze do St. Just: że największe szczęścia, jakimi się cieszył, zawsze były powiązane z bezlikiem nieszczęść, że mówiąc prawdę, czysta rozkosz nigdy nie była mu dana bez domieszek przykrości.
Trzej ostatni byli cesarzami — nosili dojrzałość na czołach i władzę nad światem. Naturalnie: kto chce działać, nie rozpoznaje czynu, również czyn przebiega inaczej niż marzenie o nim: Omnia fui et nihil expedit. Wygaszenie — wywianie — hiszpański mnichu, otwórz mi drzwi! A jak można wyjaśnić owo słówko z Lat wędrówki: „skoro sobie człowiek uświadomił, na czym to wszystko polega, wówczas przestaje być rozmowny” — także to skłania do milczenia, daleko od zaangażowania i wspólnoty, nad wyraz odrzucające słowo miał na myśli ten, który je zapisał i który wyznał Eckermannowi, że życie było dlań wiecznie przytłaczającym go kamieniem, jaki wciąż od nowa musiał podnosić, i że w ciągu siedemdziesięciu pięciu lat nie przeżył więcej jak cztery tygodnie zadowolenia — czyż nie był prenihilistą? Albo co dotknęło najsurowszego interpretatora bycia, wielkiego egzaminatora nerek i konkludującego rachmistrza, co utracił Nietzsche, że świat jako pewna brama stał się „po tysiąckroć pustynią niemą i chłodną”, nie jest jakąś inną wykładnią dla tych doniosłych wierszy pt. Osamotnienie, jako przyjęcie utracenia wszelkiej wiary we wspólnotę, w wyższe pragnienia i szlachetniejsze możliwości, w biologię, w rasę, w blond bestię (Cezar z duszą Chrystusa”), być może stąd z załamania przyszedł upadek w dziesięcioletnią nirwanę śmiertelnej choroby po tak licznych gigantycznych i pielęgnowanych wizjach?
Omnia fui et nihil expedit. Gra nie jest warta świeczki. Vulnerant omnes, ultima necat: „Wszystkie ranią, ostatnia zabija” — inskrypcja na tarczy średniowiecznego zegara słonecznego. A antyczny zegar wodny w Muzeum Niemieckim w Monachium: Nimfa, która godziny, minuty, wypłakuje swoimi łzami — wszystko to preludia europejskiego nihilizmu. Jednym słowem: pesymizm jest legalną zasadą duszy, pradawną, która szlachetną postać znalazła w białej rasie, i która dzięki niej splata się z przyszłością, o ile jest jej jeszcze właściwa metafizyczna moc ucieleśniania i przeobrażania, integracji i kształtowania. Do tego kierunku będzie można zaliczyć także dziwne miejsce z listu Burckhardta z 1875 roku, które mówi o tym, że musi zostać stoczona wojna światowa między optymizmem a pesymizmem. Zwycięstwo, dodajmy dziś, może nastąpić tylko pod sztandarem pesymizmu, tylko negacja pomoże współtworzyć ów nowy świat, ku któremu przynagla nie tylko człowiek, lecz nie mniej sama natura, gdzie spełni się jej przemiana w świat wyrazu.
Gottfried Benn. 1886 – 1956. Niemiecki medyk, poeta, eseista, prozaik, człowiek myślący i przekorny.
Przełożył Andrzej Pańta
Pesymizm
Człowiek nie jest samotny, lecz takie jest myślenie. Dla wszystkich jest czymś normalnym i niezaprzeczalnym, że człowieka spowija głębia smutku. Myślenie wszakże jest powiązane z jaźnią, stąd odosobnione. Być może kolektywnie myślały ludy prymitywne: Indianie, Melanezyjczycy, najwyraźniej murzyni; tutaj nie jedno mogłoby być wyjaśnione wzmocnieniem dzięki masowemu uczestnictwu w takich procesach, z drugiej strony zaś już na tym stopniu rozwoju postaci czarowników, medyków, uzdrawiaczy wskazują na izolowane indywidualizowanie się duchowych wypowiedzi. Nie wiem, jak to się ma do rasy białej, czy jej życie jest szczęśliwe, jej myślenie jednak również jest pesymistyczne.
Pesymizm jest jej twórczym elementem, acz żyjemy w okresie, gdy uchodzi on za coś zdegenerowanego. Były epoki, na przykład w wieku czwartym i piątym, w których, jeszcze bez wpływu wędrówek ludów, pesymizm był prawie powszechnym, przynajmniej teoretycznie przydawanym usposobieniem. Jego dziełem było wznoszenie klasztorów w Egipcie i Palestynie. Poza tym ruchy masowe: w czasie Hieronimusa pięćdziesiąt tysięcy mnichów i zakonnic, wszyscy z okolic Nilu, świętowało Wielkanoc w Tabennie. Gnieździli się w załomkach skalnych i grobowcach między morzem a bagniskami, trzcinowych chatach, opustoszałych kasztelach, węże wokół klęczących, odbicia pustyni dookoła pogrążonych w ekstazie — wilki i lisy przeskakiwały nieopodal, gdy Święty był pogrążony w modlitwie. Motywowała ich negacja tego świata, ziemskich uciech. Jej pozostałości trwają wokół nas do dziś: monoteistyczna religia, literatura antyczna, filozofia, idee i obrazy, krótko: bez niej nie byłoby Zachodu.
Pesymizm nie jest motywem chrześcijańskim. W chórach Sofoklesa mówi się, że czymś najlepszym jest nigdy się nie urodzić, jednak skoro żyjesz, nie ma nic innego, jak szybkie odejście tam, skąd przyszedłeś. Że jesteśmy tego rodzaju materiałem jak tworzywo marzeń sennych, tego na dwa tysiąclecia przed Łabędziem z Avonu nauczał buddyzm, ucieleśnienie tego wszystkiego, co kiedykolwiek znalazło wyraz i treść w pesymizmie. Współczesny nihilizm nawiązuje doń bezpośrednio za pośrednictwem Schopenhauera. „Wygaszenie” — „Wywianie”, „igraszki kuglarza” — „bezgwiezdna nicość”. Niesamowicie rzuca się w oczy, że ten pierwszy prawdziwy, można rzec: pesymizm ludowy, który w dziejach powszechnych pojawił się jako system i masowe przekonanie, nie narodził się w najniższych i uciskanych stanach społecznych, lecz w obrębie potężnego brahmanizmu. Z rozkoszy i używania tropikalnie bogatego księstwa wystąpił Shakyamuni, eremita z rodu Sakya (ur. w 623 r. przed Chr.). Ale jeszcze osobliwsze jest to, że jego nauka nie pragnie znieść zła jakiegokolwiek rodzaju, społecznych, moralnych, fizycznych stanów cierpienia, lecz samą egzystencję, substancję bycia. Życie, jako takie rzuca ową garść prochu w powietrze, w krążenie stawania się, przed krąg Samsary — czyli wygasić je — wywiać każde pragnienie jego przedłużenia — żadnych bogów, nic. U zarania znajduje się taka postać pesymizmu, która kwestionuje wszelkie działanie historyczne: państwo, wszelką wspólnotę — egzystencjalny pesymizm o jasnym kierunku zmierzającym do zniszczenia zarodzi życia.
I w tym kierunku zmierzającym do zniszczenia zarodzi życia osiąga on następnie szczyt w Schopenhauerze: „Pederastia jest taką strategią natury zapędzającej się w kozi róg z powodu działania jej własnych prawideł, oślą łączką, którą uprawia się po to, aby z dwóch rodzajów zła wybrać to mniejsze”. „Życie jest nieustannym zwodzeniem — obiecało to, czego nie dotrzymuje, dało to, co było tylko pod ręką, aby po to sięgnąć”. Tutaj nie ma ani świadomego ani nieświadomego, ani substancji ani przyczynowości, ani jawy czy snu, wyłącznie bezprzyczynowa, ślepa, do poznania niezdolna wola. Z tyłu stoi Schelling, dla którego ludzka głowa jest tylko „ogonem stworzenia”, człowiek „bestią zdolną do żartowania”, trupie główki za zalotnymi maskami, także gwiazdy są pełne kości i robaków; powiada: „To wszystko jest nic i samo wyzbywa się godności i pożera się pożądliwie od dołu, i właśnie to samopożeranie jest podstępnym udawaniem, jakby było czymś, jednak wtedy właśnie, gdyby się chciało przestrzegać godności, nicość pokazałaby dopiero wyraźnie swe oblicze, że musieliby z jej powodu wpaść w przerażenie”. Za nim Byron: „Biada temu, kto stworzył życie”; „Czyny wielkich mężów Aten są bajką jednej godziny, opowieścią ucznia”. Pierre Bayle: „Historia jest zbiorowiskiem nieprawości, na tysiące zbrodni pojawia się zaledwie jeden szlachetny uczynek”. Diderot: „Rodzą się w niepełnosprawności pośród bólu i wrzasku, stając się igraszką niewiedzy, błędów, potrzeb, chorób, złośliwości i namiętności; krok za krokiem, od chwili, gdy się bełkocze, aż do odejścia, gdy się bajdurzy; żyć między szelmami i szarlatanami wszelakiego rodzaju; gasnąć między kimś, kto bada nam puls, a kimś innym, wprawiającym nas w przerażenie, nie wiedząc, dokąd się idzie, dlaczego się przyszło, skąd się idzie — tak nazywa się najważniejszy podarek naszych rodziców i natury: życie”. Przedstawiają się Rzymianie: Plinius: „Natura nie dała tedy ludziom nic lepszego prócz krótkości życia”. Marek Aureliusz: „istota człowieka jest płynna, jego odczuwanie zmącone, substancja jego ciała lekko zepsuta, jego dusza porównywalna z kurkiem na wieży, los trudny do określenia, jego uznanie sprawą niepewną” — „Sen i odurzenie — — wojna i zmiana — jego sława pośmiertna idąca w zapomnienie”. „Jednodniowy wzlot obu: tego, który się myśli, i tamtego, o którym się myśli”. „Wczoraj bańka mydlana, jutro najpierw zabalsamowany trup, potem popiołu garstka”. „Życie toczy się w złym towarzystwie — w chorowitym ciele; nie można zrozumieć tego, co dzieje się w brudzie i deprawacji okolicznościami, w wiecznej przemianie istoty i formy, wobec nieobliczalności kierunku, jaki przyjmą rzeczy, co może być jeszcze warte miłości i wysiłku”. „Jedyna pociecha to wyjście naprzeciw ogólnemu wyzwoleniu”. Septimus Severus spoglądając wstecz na drogę, jaką przeszedł, od najniższego stanowiska aż do godności cesarskiej, sporządził taki bilans: „Omnia fui et nihil expedit”: Byłem wszystkim i nic mi to nie pomogło. Karol V na drodze do St. Just: że największe szczęścia, jakimi się cieszył, zawsze były powiązane z bezlikiem nieszczęść, że mówiąc prawdę, czysta rozkosz nigdy nie była mu dana bez domieszek przykrości.
Trzej ostatni byli cesarzami — nosili dojrzałość na czołach i władzę nad światem. Naturalnie: kto chce działać, nie rozpoznaje czynu, również czyn przebiega inaczej niż marzenie o nim: Omnia fui et nihil expedit. Wygaszenie — wywianie — hiszpański mnichu, otwórz mi drzwi! A jak można wyjaśnić owo słówko z Lat wędrówki: „skoro sobie człowiek uświadomił, na czym to wszystko polega, wówczas przestaje być rozmowny” — także to skłania do milczenia, daleko od zaangażowania i wspólnoty, nad wyraz odrzucające słowo miał na myśli ten, który je zapisał i który wyznał Eckermannowi, że życie było dlań wiecznie przytłaczającym go kamieniem, jaki wciąż od nowa musiał podnosić, i że w ciągu siedemdziesięciu pięciu lat nie przeżył więcej jak cztery tygodnie zadowolenia — czyż nie był prenihilistą? Albo co dotknęło najsurowszego interpretatora bycia, wielkiego egzaminatora nerek i konkludującego rachmistrza, co utracił Nietzsche, że świat jako pewna brama stał się „po tysiąckroć pustynią niemą i chłodną”, nie jest jakąś inną wykładnią dla tych doniosłych wierszy pt. Osamotnienie, jako przyjęcie utracenia wszelkiej wiary we wspólnotę, w wyższe pragnienia i szlachetniejsze możliwości, w biologię, w rasę, w blond bestię (Cezar z duszą Chrystusa”), być może stąd z załamania przyszedł upadek w dziesięcioletnią nirwanę śmiertelnej choroby po tak licznych gigantycznych i pielęgnowanych wizjach?
Omnia fui et nihil expedit. Gra nie jest warta świeczki. Vulnerant omnes, ultima necat: „Wszystkie ranią, ostatnia zabija” — inskrypcja na tarczy średniowiecznego zegara słonecznego. A antyczny zegar wodny w Muzeum Niemieckim w Monachium: Nimfa, która godziny, minuty, wypłakuje swoimi łzami — wszystko to preludia europejskiego nihilizmu. Jednym słowem: pesymizm jest legalną zasadą duszy, pradawną, która szlachetną postać znalazła w białej rasie, i która dzięki niej splata się z przyszłością, o ile jest jej jeszcze właściwa metafizyczna moc ucieleśniania i przeobrażania, integracji i kształtowania. Do tego kierunku będzie można zaliczyć także dziwne miejsce z listu Burckhardta z 1875 roku, które mówi o tym, że musi zostać stoczona wojna światowa między optymizmem a pesymizmem. Zwycięstwo, dodajmy dziś, może nastąpić tylko pod sztandarem pesymizmu, tylko negacja pomoże współtworzyć ów nowy świat, ku któremu przynagla nie tylko człowiek, lecz nie mniej sama natura, gdzie spełni się jej przemiana w świat wyrazu.
Gottfried Benn. 1886 – 1956. Niemiecki medyk, poeta, eseista, prozaik, człowiek myślący i przekorny.
Przełożył Andrzej Pańta
(3)
1 Comments
Po lekturze
09 July, 2014 - 20:57
Chrześcijaństwo mówi o nadziei... Gdy jednak ten ból przychodzi, otula szczelnie, trudno wtedy znaleźć choćby najmniejszy promień.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."