Peerelowska odchudzanie

 |  Written by Godziemba  |  1
Dopiero w połowie lat 60. zauważono problem nadwagi wśród Polaków
 
      Czas wojny sprawił, że smukła sylwetka zaczęła kojarzyć się bardziej z  „obozowym muzułmaninem niż z  modną i  wysportowaną przedwojenną chłopczycą”. W  latach 1946 – 1947 pisma kobiece lansowały pełne kształty, kobieta nie mogła przypominać „szkieletowatej deski do prasowania” . „Kobieta Dzisiejsza” pisała: „Głodnych i wychudzonych postaci mieliśmy już dość, a obecnie kobieta ma mieć dobrze rozwiniętą klatkę piersiową, smukłą talię i krągłe biodra”.
 
      W  pierwszych latach powojennych nikt nie myślał o  odchudzaniu. Podstawowym problemem była walka z  masowym niedożywieniem.  Solidna tusza była synonimem dobrego odżywiania, a  nadmierne krągłości kobiet nie stwarzały estetycznego problemu. W wydanym w  połowie lat 50. „Poradniku domowym na co dzień” zdecydowanie większą wagę przykładano do problemu niedożywienia niż nadwagi.
 
      W  latach 50. otyłość nie była problemem społecznym. W tym samym czasie w zamożnej Europie Zachodniej pulchna sylwetka nie była już uważana za oznakę zdrowia i  dobrobytu. Podobnie widziała to Irena Gumowska, która w swojej książce „Wenus z patelnią”  grzmiała: „Nie możemy tak wyglądać, jak podczas Zjazdu Ligi Kobiet w 1957 r. Pośród 600 delegatek Zjazdu z trudem można było naliczyć zaledwie kilkadziesiąt kobiet, które ważyły mniej niż 60  kg. Wiele ważyło co najmniej po 120  kg. A  przecież był to kwiat aktywu kobiecego w kraju. Tego aktywu, na który wszyscy patrzą, na którym powinni wzorować się inni”.
 
      O ile w latach 60. dla peerelowskich władz powodem do dumy były rosnące słupki spożycia., to dietetycy zaczęli alarmować, że Polska znalazła się w  punkcie zwrotnym, „w sytuacji, w  której nie udało nam się jeszcze całkowicie zwalczyć niedoborów pokarmowych w  niektórych grupach społecznych pod względem białka, niektórych witamin i  składników mineralnych, a  w innych grupach ludności wchodzimy w  okres nadmiarów. W  pierwszym wypadku mogą występować różne stopnie stanów niedożywienia, a w drugim dochodzi do otyłości”.
 
      Na przełomie lat 60. i 70. książki kucharskie ostrzegały już przed zbyt obfitym jedzeniem, prowadzącym do nadwagi, a  następnie otyłości, która skraca życie i  jest przyczyną wielu chorób, wśród których wymienia się m.in. cukrzycę, miażdżycę i nadciśnienie. „Otyłość – zwracają na to coraz dobitniej uwagę lekarze – staje się w krajach wysoce cywilizowanych i uprzemysłowionych, a więc i w Polsce, prawdziwą klęską społeczną” – ostrzegał Tadeusz Żakiej.
 
      „Przyjaciółka” w pierwszej dekadzie lat 70. zaczęła publikować liczne informacje o dietach odchudzających, a w połowie lat 80 w  prasie kobiecej w  ramach Narodowego Programu Profilaktyki Cholesterolowej często publikowano wywiady z  lekarzami i  dietetykami przestrzegającymi przed otyłością i  krytykującymi przejadanie się i  nadużywanie tłuszczów.
 
     Jednym z najbardziej popularnych napojów odchudzających w PRL-u była mikstura ojca Grzegorza. Do jego przygotowania potrzebne były: skrzyp polny, mniszek lekarski, morszczyn, liście morwy białej, pokrzywy i mięty pieprzowej.  Następnie należało odmierzyć takie same ilości suszonych ziół i podwójną porcję morszczynu. Łyżeczkę suszu trzeba było umieścić w filiżance, zalewać wrzątkiem i parzyć pod przykryciem przez 20 minut. Zalecano, aby pić ją na czczo rano i potem drugi raz przed jednym z kolejnych posiłków. Połączenie właściwości tych ziół zmniejszało łaknienie, ale również obniżało poziom cukru we krwi i spowalniało wchłanianie węglowodanów.
 
       Popularna była także dieta kapuściana. W pierwszych dniach należy jeść jedynie trzy razy dziennie zupę z kapusty. Potem do posiłków można włączyć więcej warzyw i odrobinę mięsa. Ze względu na to, że jest to dieta uboga w składniki odżywcze np. białko, to nie wolno jej stosować dłużej niż przez tydzień. Kilkanaście lat temu powróciła do łask jako dieta prezydencka, stosowana podobno przez Aleksandra Kwaśniewskiego.

     Również picie czerwonej herbaty było zalecane dietetyków. Najskuteczniejsza walce z nadwagą była herbata Pu-erh, zawierając polifenole w wysokich dawkach oraz wiele składników mineralnych, które pomagają regulować metabolizm. Herbata ta miała także obniżać poziom cholesterolu i pozytywnie wpływać na pracę serca.

      Fundusz Wczasów Pracowniczych zaczął organizować wczasy połączone z  kuracją odchudzającą.  W końcu lat 70. Towarzystwo Przyjaciół Dzieci w  Szczecinie zoorganizowało kolonie odchudzające. Polecała je Telewizja Polska w odpowiedzi na list dziewczynki, która bardzo martwiła się swoją nadwagą.
 
      Kuracje odchudzające miały w swojej ofercie także ofercie luksusowe hotele. W  1987 roku oferował je m.in. nowo powstały i  chętnie odwiedzany przez rodzące się wówczas elity finansowe hotel „Orbis” w  Mrągowie. W  programie były marszobiegi, gimnastyka, masaże, aerobik, sauna, basen, odnowa biologiczna, konsultacje lekarskie i niskokaloryczna dieta.
 
      W latach 80. XX w. kobiety zaczęły walczyć z cellulitem. Jednym z najpopularniejszych form tej walki były masaże - domowe lub w gabinecie. W obiegu pojawiały się również tabletki na odchudzanie czy szalenie popularne na Zachodzie koktajle odchudzające w formie proszku do rozpuszczania.

     W latach 80. odchudzała się już cała Polska. Nie był to jednak efekt prozdrowotnych działań władz, a  amerykańskiej aktorki Jane Fondy, która dzięki coraz bardziej popularnym kasetom wideo zaszczepiła również nad Wisłą zachodnią modę na aerobik.

 
Wybrana literatura:
 
M. Milewska – Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL
Życie codzienne w  PRL, red. Małgorzata Choma-Jusińska, Marcin Kruszyński, Tomasz Osiński
A. Szydłowska - Paryż domowym sposobem. O  kreowaniu stylu życia w  czasopismach PRL,
K. Stańczak-Wiślicz - Opowieści o  trudach życia. Narracje zwierzeniowe w  popularnej prasie kobiecej XX wieku
https://culture.pl/pl/artykul/szkola-szycia-moda-w-prl-wedlug-aleksandry...
Ilustracja: https://culture.pl/pl/artykul/szkola-szycia-moda-w-prl-wedlug-aleksandry...
5
5 (1)

1 Comments

alchymista's picture

alchymista
Człowiek jest gatunkiem z natury swej zdegenerowanym. Z punktu widzenia doboru naturalnego ludzka samica nie ma szansy przetrwania w środowisku naturalnym, a szanse samca są niewiele większe. Nie potrafimy wydajnie biegać, mamy źle skonstruowane przewody pokarmowe (zupełnie idiotyczna pionowa konstrukcja jelita grubego), wady układu oddechowego (zatoki). Broni nas tylko przerośnięty mózg, ale tu z kolei mamy problem z porodem.
Nic dziwnego zatem, że dla co najmniej połowy panów pełne kobiece kształty są atrakcyjne. Gustujemy bowiem w sylwetce w gruncie rzeczy istot bezbronnych, wymagających opieki i opiekujących się bardzo słabym i długo dorastającym potomstwem.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>