Mieli swoje pięć minut sędziowie, Tuleya, Łączewski, Żurek i jeszcze kilku innych, dlatego nie dziwi, że dziś rewolucjoniści, którym nie podobają się wyroki polskiej demokracji wzięli na sztandary sędziego Pawła Juszczyszyna z Sądu Rejonowego w Olsztynie. To on ma dzisiaj swoje pięć minut w mediach i stara się brawurowo odgrywać rolę ofiary faszystowskiego reżimu. Tylko czy szanowny sędziowski stan zdaje sobie sprawę z tego, że oprócz wsparcia polityków totalnej opozycji, garstki osób biorących udział w spędach organizowanych w obronie Juszczyszyna oraz zagranicznych ośrodków, którym na rękę jest wywołanie chaosu w naszym kraju Polacy już zupełnie stracili szacunek do zawodu sędziego, którego i tak trudno było szukać w czołówce zawodów najbardziej przez Polaków szanowanych? Sędziowie sytuowali się zawsze gdzieś tak po środku rankingowej stawki idąc niemal łeb w łeb ze sprzątaczkami i policjantami.
Wałkowanym na wszystkie sposoby truizmem jest stwierdzenie, że sędziowie są obywatelami i mają prawo mieć swoje polityczne poglądy, ale pod żadnym pozorem nie wolno im tych poglądów prezentować publicznie. A co dopiero powiedzieć o ich udziale w politycznych manifestacjach totalnej opozycji wymierzonych w demokratycznie powołany rząd? Zastanawiam się nad zdolnościami rozumienia przez sędziów dalekosiężnych skutków ich dzisiejszej postawy. Czy naprawdę są aż tak mało kumaci by zrozumieć, że reperkusje ich dzisiejszej postawy będą tak opłakane, że trudno będzie przez długie lata odbudować i tak bardzo już niski prestiż ich zawodu? Niski także z następującego historycznego powodu. Otóż sędziowie weszli w III RP unikając weryfikacji i lustracji, ale testem na samooczyszczenie środowiska mógł być ich stosunek do komunizmu, a w szczególności do komunistycznych zbrodniarzy. Dlaczego nie osądzili ich sprawiedliwie i nie skazali? Dlaczego zamiast trafiać za kratki, zdrajcy i zbrodniarze w spokoju dopełniali żywota umierając we własnych łóżkach? Przecież w tamtych czasach sędziowie nie skarżyli się tak jak dzisiaj na to, że ktoś dokonuje zamachu na ich niezawisłość? Odpowiedź jest prosta. Oni odwdzięczali się komunistycznym zbrodniarzom i komunistycznej agenturze wiedząc lub tylko wyczuwając, że to właśnie dzięki nim przeszli do nowej postkomunistycznej rzeczywistości sucha nogą.
I teraz przejdę do sceny, której nie powstydziłby się legendarny „Latający cyrk Monty Pythona”, który jak pamiętamy pojedyncze skecze łączył z pozoru zupełnie absurdalnymi z niczym nie powiązanymi scenkami. Choć widz miał wrażenie, że siedząc przed telewizorem jest świadkiem nonsensownych wygłupów to jednak śmiał się do rozpuku i już po chwili rozumiał, że jest to kpina z brytyjskiego społeczeństwa. Ostatnie bardzo rachityczne demonstracje w obronie sędziego Juszczyszyna odbyły się w kilu miastach, ale mnie najbardziej porwała ta wrocławska, która przywołała mi wspomniany „Latający cyrk Monty Pythona”. Zarówno przemawiający wodzireje jak i oklaskujący ich klakierzy zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że oto właśnie na oczach Polaków ukazała się cała komiczna prawda o totalnej opozycji, a szczególnie o jej intelektualnym poziomie sięgającym rynsztoka lub wojskowej latryny. Wspierające totalną opozycję media nachalną propagandą awansowały protestujących do rangi światłej i najbardziej rozumnej części polskiego społeczeństwa, a więc i hasła kierowane do tej „elity” powinny być nie tylko nośne, ale również finezyjne, wysmakowane i wyrafinowane, a więc elitarne. I oto na scenę wkracza legendarny szofer, Władysław Frasyniuk i ryczy w kierunku tych „elit”: Jebać pisiora! Jebać i się nie bać! – na co reprezentująca rzekomo crème de la crème polskiego społeczeństwa gawiedź reaguje wyciem i burzliwymi oklaskami. Po Frasyniuku do mikrofonu podchodzi Józef Pinior wrzeszcząc coś o łamaniu przez rząd praworządności i jakby zapominając, że sam ma prokuratorskie zarzuty dotyczące łapówkarstwa, zaś cała Polska ze stenogramów „taśm Piniora”, dowiedziała się jak nisko ten człowiek upadł.
I teraz, krótki zdawałoby się nonsensowny i nierzeczywisty przerywnik w stylu „Monty Pythona”. Wśród uczestników wrocławskiej manifestacji utożsamiających się z mówcami widzimy niczym u Barei, przebitkę sędziego Marka Górnego - tego samego, który będzie wydawał wyrok w sprawie przyjmowania łapówek przez Piniora. Oto rozpolitykowany „niezawisły” i „apolityczny” sędzia ramię w ramię ze swoim podsądnym i oskarżonym w procesie korupcyjnym walczą o praworządność oraz niezawisłość sądów w Polsce. Czy ktoś potrafiłby wymyśleć i zaprezentować lepszy kabaretowy skecz? Sędziowska „kasta nadzwyczajnych ludzi” na oczach świata robi z polskiego państwa pośmiewisko i niech pani prezes Sądu Najwyższego, Małgorzaty Gersdorf nie dezorientują nagrody jakimi obsypuje ją Berlin. Zapewniam, że Niemcy podobnie jak Polacy również dostrzegają to ich antypolskie zaprzaństwo i nimi zwyczajnie gardzą, ale w niemieckim interesie jest anarchizowanie polskiego państwa i nagradzanie wszystkich tych, którzy Polsce szkodzą.
Skoro już jesteśmy przy Małgorzacie Gersdorf to musimy przypomnieć, że wraz z sędzią SN, Krzysztofem Rączką wytoczyła ona proces Stanisławowi Piotrowiczowi za jego słowa o „sędziach, którzy są zwykłymi złodziejami”. W ten oto sposób kasta chce wymuszać dla siebie szacunek przy pomocy sądowych wyroków ferowanych w „majestacie prawa” przez samych przedstawicieli sędziowskiej kasty. A w jakim kontekście Stanisław Piotrowicz wypowiedział słowa, które tak bardzo zabolały Gersdorf i Rączkę oraz całe to nietykalne i bezkarne towarzystwo odziane w togi? Otóż w sierpniu ubiegłego roku obradowała rada KRS, a celem tych obrad była rekomendacja kandydatów do Sądu Najwyższego. Doszło wtedy do protestu dzikich wyjców nazywanych szumnie Obywatelami RP. To właśnie odnosząc się do tej manifestacji były już poseł PiS, Stanisław Piotrowicz w skrócie powiedział dziennikarzom, że chodzi o to, aby, sędziowie, którzy są zwykłymi złodziejami, nie orzekali dalej.
Przypominam Gersdorf i Rączce, że w lutym ubiegłego roku Sąd Najwyższy uniewinnił sędziego Mirosława Topyłę od zarzutu kradzieży 50 zł., zmieniając wyrok sądu dyscyplinarnego I instancji, który za tę właśnie kradzież usunął sędziego Topyłę ze stanu sędziowskiego. Przypominam Gersdorf i Rączce, że sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, Robert Wróblewski wraz z żona kradli w supermarketach elektronikę. Sędzia ze Szczecina, który został przyłapany w sklepie na kradzieży elementu wiertarki wrócił do orzekania. Pewna pani sędzia z Łodzi ukradła spodnie w łódzkiej „Manufakturze”, a nieco skromniejszy sędzia z Tarnobrzega próbował wynieść ze sklepu kawałek kiełbasy ukrywając ją w rękawie. Jak widać mamy tu do czynienia nie tylko z jednym przypadkiem. I dlatego Stanisław Piotrowicz nie tylko miał prawo użyć słowa złodziej, ale posłużyć się również liczba mnogą. Być może dzięki wytoczonemu mu procesowi sądowemu wypełniona zostanie luka leksykalna i złodziejstwo przedstawicieli „nadzwyczajnej kasty ludzi” wyrokiem „wysokiego sądu” będzie musiało być określane jakimś innym nowym, łagodniejszym i mniej jednoznacznym słowem?
Być może mój dzisiejszy tekst zostanie odebrany, jako napisany zbyt lekko, tak jakbym bagatelizował zagrożenia ze strony sądowniczej trzeciej władzy, która wyraźnie dąży do anarchizacji polskiego państwa. Może porównywanie tego szemranego antypolskiego towarzystwa do brytyjskich komediantów nobilituje ich i osłabia wymiar zła, jakie czynią naszej ojczyźnie. Niestety wrocławska manifestacja w obronie sędziego Juszczyszyna naprawdę rozśmieszyła mnie do łez i nie chciałem silić się na sztuczną powagę. Rozbawiło mnie coś jeszcze. Szofer, a właściwie jeśli chodzi o używany język, furman Frasyniuk tłumacząc się później ze swoich wulgarnych słów stwierdził, że: do obrony demokracji przed PiS potrzebny jest ostry język. Najważniejsze, furmanie Frasyniuk, aby był on odpowiedni i zrozumiały dla targetu, czyli grupy docelowej, do której jest adresowany. I tu trafiłeś furmanie w dziesiątkę, czyli do chamów przemówiłeś językiem prawdziwego prostackiego chama potwierdzając prawdziwość powiedzenia, Wilk w owczej skórze – chamstwo w garniturze. Tylko patrzeć jak przedstawiciele „elity” z Bolkiem na czele będą paradować na polskich i światowych salonach w koszulkach, na których widniał będzie odmieniany przez liczby, osoby, czasy i rodzaje czasownik „j…ć”… z dopiskiem, i nosić się nie bać. Najwyższy czas na zmiany, bo napis Konstytucja już się wszystkim opatrzył.
I na koniec jeszcze kamyczek do ogródka rządzących. Dlaczego nie zorganizujecie ogólnopolskiego referendum, w którym padło by pytanie o potrzebę radykalnej reformy sądownictwa? Gwarantuję, że naród masowo wyraziłby swoją aprobatę dla takiej reformy, a wynik dobiłby całkowicie „kastę nadzwyczajnych ludzi” i tych wszystkich chamów kwiczących i chrząkających tęsknie za utraconym korytem. Przypomnijcie sobie jak Jan Tadeusz Stanisławski śpiewał:
Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,
Kształciła mnie matka na historii świadka,
Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,
Bo cham to jest cham i boi się sam!
Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
Wałkowanym na wszystkie sposoby truizmem jest stwierdzenie, że sędziowie są obywatelami i mają prawo mieć swoje polityczne poglądy, ale pod żadnym pozorem nie wolno im tych poglądów prezentować publicznie. A co dopiero powiedzieć o ich udziale w politycznych manifestacjach totalnej opozycji wymierzonych w demokratycznie powołany rząd? Zastanawiam się nad zdolnościami rozumienia przez sędziów dalekosiężnych skutków ich dzisiejszej postawy. Czy naprawdę są aż tak mało kumaci by zrozumieć, że reperkusje ich dzisiejszej postawy będą tak opłakane, że trudno będzie przez długie lata odbudować i tak bardzo już niski prestiż ich zawodu? Niski także z następującego historycznego powodu. Otóż sędziowie weszli w III RP unikając weryfikacji i lustracji, ale testem na samooczyszczenie środowiska mógł być ich stosunek do komunizmu, a w szczególności do komunistycznych zbrodniarzy. Dlaczego nie osądzili ich sprawiedliwie i nie skazali? Dlaczego zamiast trafiać za kratki, zdrajcy i zbrodniarze w spokoju dopełniali żywota umierając we własnych łóżkach? Przecież w tamtych czasach sędziowie nie skarżyli się tak jak dzisiaj na to, że ktoś dokonuje zamachu na ich niezawisłość? Odpowiedź jest prosta. Oni odwdzięczali się komunistycznym zbrodniarzom i komunistycznej agenturze wiedząc lub tylko wyczuwając, że to właśnie dzięki nim przeszli do nowej postkomunistycznej rzeczywistości sucha nogą.
I teraz przejdę do sceny, której nie powstydziłby się legendarny „Latający cyrk Monty Pythona”, który jak pamiętamy pojedyncze skecze łączył z pozoru zupełnie absurdalnymi z niczym nie powiązanymi scenkami. Choć widz miał wrażenie, że siedząc przed telewizorem jest świadkiem nonsensownych wygłupów to jednak śmiał się do rozpuku i już po chwili rozumiał, że jest to kpina z brytyjskiego społeczeństwa. Ostatnie bardzo rachityczne demonstracje w obronie sędziego Juszczyszyna odbyły się w kilu miastach, ale mnie najbardziej porwała ta wrocławska, która przywołała mi wspomniany „Latający cyrk Monty Pythona”. Zarówno przemawiający wodzireje jak i oklaskujący ich klakierzy zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że oto właśnie na oczach Polaków ukazała się cała komiczna prawda o totalnej opozycji, a szczególnie o jej intelektualnym poziomie sięgającym rynsztoka lub wojskowej latryny. Wspierające totalną opozycję media nachalną propagandą awansowały protestujących do rangi światłej i najbardziej rozumnej części polskiego społeczeństwa, a więc i hasła kierowane do tej „elity” powinny być nie tylko nośne, ale również finezyjne, wysmakowane i wyrafinowane, a więc elitarne. I oto na scenę wkracza legendarny szofer, Władysław Frasyniuk i ryczy w kierunku tych „elit”: Jebać pisiora! Jebać i się nie bać! – na co reprezentująca rzekomo crème de la crème polskiego społeczeństwa gawiedź reaguje wyciem i burzliwymi oklaskami. Po Frasyniuku do mikrofonu podchodzi Józef Pinior wrzeszcząc coś o łamaniu przez rząd praworządności i jakby zapominając, że sam ma prokuratorskie zarzuty dotyczące łapówkarstwa, zaś cała Polska ze stenogramów „taśm Piniora”, dowiedziała się jak nisko ten człowiek upadł.
I teraz, krótki zdawałoby się nonsensowny i nierzeczywisty przerywnik w stylu „Monty Pythona”. Wśród uczestników wrocławskiej manifestacji utożsamiających się z mówcami widzimy niczym u Barei, przebitkę sędziego Marka Górnego - tego samego, który będzie wydawał wyrok w sprawie przyjmowania łapówek przez Piniora. Oto rozpolitykowany „niezawisły” i „apolityczny” sędzia ramię w ramię ze swoim podsądnym i oskarżonym w procesie korupcyjnym walczą o praworządność oraz niezawisłość sądów w Polsce. Czy ktoś potrafiłby wymyśleć i zaprezentować lepszy kabaretowy skecz? Sędziowska „kasta nadzwyczajnych ludzi” na oczach świata robi z polskiego państwa pośmiewisko i niech pani prezes Sądu Najwyższego, Małgorzaty Gersdorf nie dezorientują nagrody jakimi obsypuje ją Berlin. Zapewniam, że Niemcy podobnie jak Polacy również dostrzegają to ich antypolskie zaprzaństwo i nimi zwyczajnie gardzą, ale w niemieckim interesie jest anarchizowanie polskiego państwa i nagradzanie wszystkich tych, którzy Polsce szkodzą.
Skoro już jesteśmy przy Małgorzacie Gersdorf to musimy przypomnieć, że wraz z sędzią SN, Krzysztofem Rączką wytoczyła ona proces Stanisławowi Piotrowiczowi za jego słowa o „sędziach, którzy są zwykłymi złodziejami”. W ten oto sposób kasta chce wymuszać dla siebie szacunek przy pomocy sądowych wyroków ferowanych w „majestacie prawa” przez samych przedstawicieli sędziowskiej kasty. A w jakim kontekście Stanisław Piotrowicz wypowiedział słowa, które tak bardzo zabolały Gersdorf i Rączkę oraz całe to nietykalne i bezkarne towarzystwo odziane w togi? Otóż w sierpniu ubiegłego roku obradowała rada KRS, a celem tych obrad była rekomendacja kandydatów do Sądu Najwyższego. Doszło wtedy do protestu dzikich wyjców nazywanych szumnie Obywatelami RP. To właśnie odnosząc się do tej manifestacji były już poseł PiS, Stanisław Piotrowicz w skrócie powiedział dziennikarzom, że chodzi o to, aby, sędziowie, którzy są zwykłymi złodziejami, nie orzekali dalej.
Przypominam Gersdorf i Rączce, że w lutym ubiegłego roku Sąd Najwyższy uniewinnił sędziego Mirosława Topyłę od zarzutu kradzieży 50 zł., zmieniając wyrok sądu dyscyplinarnego I instancji, który za tę właśnie kradzież usunął sędziego Topyłę ze stanu sędziowskiego. Przypominam Gersdorf i Rączce, że sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, Robert Wróblewski wraz z żona kradli w supermarketach elektronikę. Sędzia ze Szczecina, który został przyłapany w sklepie na kradzieży elementu wiertarki wrócił do orzekania. Pewna pani sędzia z Łodzi ukradła spodnie w łódzkiej „Manufakturze”, a nieco skromniejszy sędzia z Tarnobrzega próbował wynieść ze sklepu kawałek kiełbasy ukrywając ją w rękawie. Jak widać mamy tu do czynienia nie tylko z jednym przypadkiem. I dlatego Stanisław Piotrowicz nie tylko miał prawo użyć słowa złodziej, ale posłużyć się również liczba mnogą. Być może dzięki wytoczonemu mu procesowi sądowemu wypełniona zostanie luka leksykalna i złodziejstwo przedstawicieli „nadzwyczajnej kasty ludzi” wyrokiem „wysokiego sądu” będzie musiało być określane jakimś innym nowym, łagodniejszym i mniej jednoznacznym słowem?
Być może mój dzisiejszy tekst zostanie odebrany, jako napisany zbyt lekko, tak jakbym bagatelizował zagrożenia ze strony sądowniczej trzeciej władzy, która wyraźnie dąży do anarchizacji polskiego państwa. Może porównywanie tego szemranego antypolskiego towarzystwa do brytyjskich komediantów nobilituje ich i osłabia wymiar zła, jakie czynią naszej ojczyźnie. Niestety wrocławska manifestacja w obronie sędziego Juszczyszyna naprawdę rozśmieszyła mnie do łez i nie chciałem silić się na sztuczną powagę. Rozbawiło mnie coś jeszcze. Szofer, a właściwie jeśli chodzi o używany język, furman Frasyniuk tłumacząc się później ze swoich wulgarnych słów stwierdził, że: do obrony demokracji przed PiS potrzebny jest ostry język. Najważniejsze, furmanie Frasyniuk, aby był on odpowiedni i zrozumiały dla targetu, czyli grupy docelowej, do której jest adresowany. I tu trafiłeś furmanie w dziesiątkę, czyli do chamów przemówiłeś językiem prawdziwego prostackiego chama potwierdzając prawdziwość powiedzenia, Wilk w owczej skórze – chamstwo w garniturze. Tylko patrzeć jak przedstawiciele „elity” z Bolkiem na czele będą paradować na polskich i światowych salonach w koszulkach, na których widniał będzie odmieniany przez liczby, osoby, czasy i rodzaje czasownik „j…ć”… z dopiskiem, i nosić się nie bać. Najwyższy czas na zmiany, bo napis Konstytucja już się wszystkim opatrzył.
I na koniec jeszcze kamyczek do ogródka rządzących. Dlaczego nie zorganizujecie ogólnopolskiego referendum, w którym padło by pytanie o potrzebę radykalnej reformy sądownictwa? Gwarantuję, że naród masowo wyraziłby swoją aprobatę dla takiej reformy, a wynik dobiłby całkowicie „kastę nadzwyczajnych ludzi” i tych wszystkich chamów kwiczących i chrząkających tęsknie za utraconym korytem. Przypomnijcie sobie jak Jan Tadeusz Stanisławski śpiewał:
Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,
Kształciła mnie matka na historii świadka,
Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,
Bo cham to jest cham i boi się sam!
Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
(2)