Wybrane kwestie z logistyki zamachów bombowych

 |  Written by Seaman  |  2

W cieniu wizyty i zapewnień Baracka Obamy, że nam nic nie grozi, bo jesteśmy pod egidą amerykańskiej potęgi, która w razie czego da nauczkę ruskim, że ruski miesiąc popamiętają,  odbywa się proces zamachowca Brunona Kwietnia. A to jest człowiek, który przynajmniej w domniemaniach prokuratury usiłował dorównać Stanom Zjednoczonym, które przodują w najsłynniejszych aktach terroru wszelkiego kalibru.

Gdyby bowiem jego domniemane zamiary się powiodły, to polski zamach mógłby konkurować z amerykańskimi. Jak bowiem znamy z ustaleń naszej niezwyciężonej prokuratury i ABW, Kwiecień planował wysadzić Sejm z przyległościami, prezydentem, premierem i w ogóle niczemu żywemu nie przepuścić w całej okolicy.

Zamach nie doszedł do skutku, gdyż naszego kandydata na Bombera światowej klasy zgubiła słowiańska otwartość na ludzi. Szczerość nie popłaca w przygotowaniach do krwawego zamachu, to sobie zakonotujmy jako pierwszą naukę. W procesie ostatnio zeznawali studenci Kwietnia (prawdziwi studenci w odróżnieniu od przemyślnie zakamuflowanych absolwentów Akademii MSW), potwierdzając, że oskarżony chwalił się spowodowaniem wybuchu nad jeziorem i jego skutkami. Niestety dla prokuratury, pomimo że Kwiecień krytykował rząd Tuska, studenci „nie odbierali jednak słów prowadzącego jako namawiania do "zmiany sytuacji".  Wiadomo, młode to i głupie, to jak mają wyłapać niuanse, które wyłapuje doświadczony pracownik wymiaru sprawiedliwości?

Gorzej nawet, bo kiedy Kwiecień dygresyjnie wspomniał na wykładzie o opresyjnym państwie i potrzebie zmiany klasy politycznej, to studenci nie skojarzyli, że to ma związek z materiałami wybuchowymi. To już tragedia, skąd się biorą tacy ludzie na wyższych studiach? Jak  ma żyć i pracować prokuratora z takimi świadkami? Co z nich wyrośnie, jaki pożytek z takich obywateli dla państwa? No, po prostu koszmar, co się teraz wyrabia na tych wyższych uczelniach.

Zdegustowany taką nieodpowiedzialną młodzieżą, postanowiłem chociaż w skrócie przedstawić peregrynacje nieszczęsnego zamachowca, który oprócz absorbujących przygotowań do zamachu, jeszcze musiał się użerać z takimi hebesami na wykładach. Nic dziwnego, że sfrustrowany człowiek zaczął głośno narzekać na system i stał się łupem agentów ABW, którzy w mig go wytropili i przejęli nad nim kontrolę.

To jest epopeja na miarę Franka Dolasa, który wywołał drugą wojnę światową, co zostało przedstawione w głośnym filmie. I ja zresztą także z taką nadzieją przedstawiam ten skrócony opis, że być może stanie się kiedyś podstawą do scenariusza i odniesie podobny sukces jak obraz „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. Mam już nawet roboczy tytuł  „Jak żeśmy rozpętali histerię zamachową”.

Otóż zaczęło się wszystko od otwartych zajęć na uczelni, które zorganizował Kwiecień na temat swoich „wybuchowych” zainteresowań. Jak wspomniałem, otwartość jest zgubna dla zamachowca, więc zaraz pojawili się agenci (z krainy dreszczowców), czyli nasza niezwyciężona tajna służba. I natychmiast raźno się wzięli do roboty, podsuwając mu nowe pomysły: A to ukatrupić Hannę Gronkiewicz-Waltz; a to Monikę Olejnik wysłać w zaświaty albo w międzyczasie, dla nabrania wprawy, wysadzić żydowski pomnik w Białymstoku. Aż się prosi o sfilmowanie. Bo nasze agenci morowe chłopaki są i łby mają nie od parady.

Tak więc partnerstwo publiczno-prywatne w kwestii zamachowej rozwijało się pomyślnie i rokowało jak najlepiej na przyszłość. Do tego stopnia, że po kilku miesiącach nie można było powiedzieć, kto kogo podpuszczał, a kto się dawał namawiać. Ale co z tego, skoro Kwiecień okazał się być człowiekiem chwiejnym i słabego charakteru -  odwołał zamach. Po prostu mięczak bez kręgosłupa moralnego. Jednak tajne agenci to twarde chłopaki są i nie w ciemię bite, odwołania nie przyjęli, być może  z powodu błędów formalnych. Nadal prowadzili przygotowania do zamachu, jak gdyby nigdy nic, bo przecież nie po to się trudzili cały rok z tym Kwietniem, żeby teraz poszło na marne.

Niestety,  słowiańska otwartość Kwietnia potęgowała groźbę ujawnienia koronkowej operacji, więc nasze niezwyciężone tajne służby wraz z równie zwycięską prokuraturą zmuszone  zostały do zatrzymania brodniczego naukowca . Tu podpowiadam filmowcom precedens literacki – profesor Moriarty z powieści Conan Doyle`a. Operacja stała się głośna, sam premier Tusk pęczniał z dumy, jakich to dzielnych mamy mołojców-agentów, którzy są mądrzy przed szkodą. Sugerował także, że inspiracją dla Brunona Bombera, jak ochrzciły go natychmiast media, była pisowska mowa nienawiści. Bo nasz premier niezwykle przenikliwy jest i w lot chwyta najdrobniejsze niuanse oraz konteksty.

Bo też opowieści prokuratury zmroziły krew w żyłach milionom Polaków. Cztery tony trotylu miały być przywiezione transporterem marki skot pod Sejm i tam zostać "wybuchnięte". Znaleziono u Kwietnia trzydzieści pięć sztuk broni, materiałów wybuchowych skolko ugodno i nieprzebrane zasoby akcesoriów terrorystycznych. Rambo przy nim to skaut.  Polska zamarła ze zgrozy. Dosłownie rzeź była gotowana naszym kochanym parlamentarzystom przez tego krwawego zbója Kwietnia. Tak przynajmniej wynikało z aktu oskarżenia.

No i kiedy wszyscy myśleliśmy, jakie to szczęście nas spotkało, że mamy takich dzielnych agentów i prokuratorów; kiedy napięcie zaczęło opadać, to wybuchła potężna bomba, ale już raczej taka metaforyczna bardziej. Adwokat straszliwego bombera Kwietnia dotarł do zeznań jednego z bohaterskich agentów, którzy co dzień ryzykując życiem pilotowali zamach. Okazało się, że miesiąc przed aresztowaniem Bomber zdekonspirował tajnego funkcjonariusza i wysłał mu mail nabrzmiały goryczą, iż w takim razie zawiódł się na koledze i rezygnuje ze współpracy, która zapowiadała się tak owocnie. A co gorsza dla naszej niezwyciężonej i głęboko zakonspirowanej agentury, że rezygnuje także z akcji zamachowej.

Tego już agenci nie mogli znieść i po naradzie aktywu zamachowego zdjęli gościa, żeby zminimalizować straty. Niestety, zawiodła koordynacja, bo na czas nie dostarczono tak pieczołowicie zebranych dowodów w postaci mnogości trotylu, broni wszelkiej, krótkiej, długiej i białej, gdzieś zaginął opancerzony pojazd sławnej marki skot i w ogóle zamach rozwiał się, jak sen jakiś złoty prokuratora łaknącego sukcesu. Nawet premier Tusk jakoś zmarkotniał w temacie naszych dzielnych agentów.

I tak sobie myślę, że w tym miejscu mogłaby się kończyć pierwsza część filmu, który jako gatunek plasuje się oczywiście w tak zwanej czarnej komedii. Druga część natomiast powinna dotyczyć toczącego się procesu i bardzo prawdopodobnego następnego, który Brunon Kwiecień wytoczy państwu o odszkodowanie. To oczywiście musi być nakręcone w konwencji prawniczego thrillera. 

5
5 (5)

2 Comments

polfic's picture

polfic
To wszystko jest dosyć śmieszne.
Ale mamy teraz dwie opcje:
- Skoro są zdolni do takich numerów, to na pewno coś kombinują innego, może tym razem się uda,
- To Państwo jest już w takim stanie, że do niczego nie jest już zdolne. To tylko ostatnie podrygi tego kabaretu.

Pozdrawiam
Seaman's picture

Seaman
"To tylko ostatnie podrygi tego kabaretu."

Oby! Pewności nie mam.
Pozdawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>