Dobry rok, czarny rok

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Rok pracy rząd uczcił podsumowaniem dotychczasowych dokonań, głównie w dziedzinie polityki społecznej i bezpieczeństwa państwa. Sprawy te zresztą zazębiają się na zwykłym ludzkim poziomie – równie ważne jest bezpieczeństwo narodowe, które rząd Szydło pracowicie odbudowuje, zauważając i wykorzystując potencjał oddolnych, powstających spontanicznie grup paramilitarnych, tworząc Obronę Terytorialną i modernizując armię, a także zacieśniając realne związki z Paktem Północnoatlantyckim, jak i to na poziomie rodzin. Dzięki 500+ w wielu domach znikł lęk przed jutrem, zmniejszyła się liczba kredytów, zwiększyły wydatki na odzież, edukację, wyjazdy wakacyjne. Wbrew obawom i propagandowym kliszom, tylko nieznaczna część świadczeniobiorców wydawała pieniądze w niewłaściwy sposób. Nie doszło też do masowego odejścia kobiet z rynku pracy. Warto zauważyć, że choć Rodzina Plus w obecnej formie według opozycji dyskryminować miała jedynaków, okazało się, że stanowią oni znaczący procent korzystających z pomocy 3,8 miliona dzieci. Startując w kolejny rok rząd podejmuje wysiłki, by ze wsparciem dotrzeć do kolejnych potrzebujących grup, w ostatnich dniach rozpoczęły się działania na rzecz niepełnosprawnych. Opozycja krytykuje te prace sugerując zbyt niski poziom wsparcia i niekompletność, pomija zaś fakt, że pierwsza ustawa jest jedynie otwarciem całego pakietu inicjatyw. Oprócz tego pamiętać trzeba o podwyżkach płacy minimalnej, wreszcie zaś o przystąpieniu do realizacji kolejnej kluczowej obietnicy wyborczej – obniżenia wieku emerytalnego. Nie przypadkiem na wtorkowym spotkaniu w Alejach Ujazdowskich po Beacie Szydło głos zabrała minister Elżbieta Rafalska.

Oprócz bezpieczeństwa i rodziny, trzecim filarem tej kadencji ma być rozwój. Mateusz Morawiecki drugi rok pracy rozpoczął od kongresu 590 i przedstawienia Konstytucji dla Biznesu. Od listopada 2015 udało się przyciągnąć do Polski kilka znaczących inwestycji, zaś olbrzymia ilość pomysłów Morawieckiego pozwala mieć nadzieję na docenienie sekowanego od upadku PRL przemysłu, lecz również postawienie na innowacyjność gospodarki (w czym pomoże, miejmy nadzieję, praca ministerstw nauki i cyfryzacji). Krytycy zarzucają Mateuszowi Morawieckiemu, że jego pomysły jak na razie pozostają na etapie prezentacji, jednak wygląda na to, że po wzmocnieniu swojej pozycji w rządzie przystępuje on do wcielania ich w życie.

Rok rządu doczekał się już szczegółowych omówień, warto jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie z pogranicza polityki i mediów społecznościowych. Po raz pierwszy urzędujący gabinet zaprosił na prezentację swoich dokonań reprezentację użytkowników Twittera. I choć zawsze w takich sytuacjach problemem jest dobór gości, przy którym zawsze ktoś poczuje się pominięty, ktoś zaś nie będzie mógł dotrzeć do Warszawy w godzinach pracy w dniu roboczym, jest to jednak zdecydowanie dobra zmiana, jeśli chodzi o bezpośredni kontakt z wyborcami. Prawo i Sprawiedliwość wpisy na temat podsumowania pracy rządu oznaczało słowami-kluczami #DobryRok. Opozycja odpowiedziała mało kreatywnie „Złym Rokiem” i „Czarnym Rokiem”. Faktycznie, o ile dla PiS był to dobry rok, o tyle dla opozycji, zwłaszcza dla Platformy Obywatelskiej, zdecydowanie zły. Dla Polski zaś – zdecydowanie nienajgorszy. Widać to również po tym, że PiS utrzymuje poparcie sprzed roku, a Platforma straciła mniej więcej połowę swoich wyborców, przy czym tylko część z nich przeszła do obozu Ryszarda Petru. Być może od Grzegorza Schetyny odpłynęli ostatecznie również tacy sympatycy, którzy kierując się specyficznym konformizmem popierają zawsze tego, kto wygrywa i którzy jeszcze rok temu pewni byli, że Platforma pozostaje ugrupowaniem skazanym na sukces…

Po roku pracy rządu PiS, któremu dotąd politycy największej opozycyjnej siły w parlamencie poświęcali praktycznie całą swoją uwagę, Platforma postanowiła zaproponować wyborcom swój własny gabinet cieni. Poprzednio, w 2006 roku, Kazimierz Marcinkiewicz, wówczas jeszcze będący premierem z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, określił tę grupę swoich późniejszych przyjaciół mianem „cieniasów”, przypisując to określenie swojemu synowi. Jednak w tamtej grupie, obok Zbigniewa Chlebowskiego (finanse), Mirosława Drzewieckiego  (sport) czy Aleksandra Grada (rolnictwo i rozwój wsi) znaleźli się tacy politycy, jak Jan Maria Rokita (premier), Marek Biernacki (MSW i służby specjalne) i Jacek Saryusz-Wolski (sprawy europejskie). W propozycji na lata 2016-2019 brak postaci tego formatu, a ogólnie wydaje się, że mamy do czynienia z politykami, których jedyną zasługą jest młody wiek i dyspozycyjność wobec partyjnej góry. Aby zaś pogodzić frakcje, jako wicepremierzy pod okiem Grzegorza Schetyny pracować mają Ewa Kopacz i Tomasz Siemoniak. Opozycja wewnątrzpartyjna chwilowo została więc spacyfikowana i zastanawiać się tylko można, czym zajmować mieliby się dziś Michał Kamiński i Stefan Niesiołowski, gdyby w swoim czasie postanowili zacisnąć zęby i trochę poczekać. W składzie tego rządu na niby uderza jeszcze jedna rzecz. Chociaż Platforma wydaje się być dumna z rządu Ewy Kopacz, to nie znajdziemy tu dawnych ministrów, mogących w oparciu o swoje doświadczenia komentować pracę następców. Nawet jeśli natrafimy na nazwiska znane ze składu rządu Kopacz, karuzela przesunie je do nowych zadań, na przykład Borys Budka zajmować ma się sprawami wewnętrznymi.

Poza gabinetem cieni, opozycja zaproponowała w mijającym tygodniu atak na obniżenie wieku emerytalnego i likwidację gimnazjów, a więc dwie sprawy, w których stoi na straconej pozycji. W kwestii reformy edukacji nie pomaga jej również fakt, że główną twarzą protestu jest kompletnie niewiarygodny niedawny przeciwnik gimnazjów, szef postkomunistycznego ZNP Sławomir Broniarz, za którym stoi szereg osób znanych ze wszystkich innych demonstracji KOD. Graficznym symbolem oporu przeciw reformie stanie się zaś sterta zmarnowanej kredy, (kupionej zapewne z pieniędzy rodziców w zupełnie innym, niż polityczna agitacja, celu), na którą po wiecu pogardliwie rzucono białoczerwoną flagę, co zresztą natychmiast zostało zauważone przez wzburzonych internautów i co kompromituje tę część środowiska nauczycielskiego. O tym, jaką porażką wychowawczą i edukacyjną są gimnazja, napisano już wiele. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden, socjologiczny aspekt sprawy – gimnazjaliści są pierwszą grupą uczniów, która w potocznym języku doczekała się własnych negatywnych, potocznych określeń, takich jak „gimbusy”, „gimbaza” czy pogardliwe powiedzenia w rodzaju „gimby nie znają”. Nie przypominam sobie, by podobnej językowej stygmatyzacji poddawani byli wcześniej jako grupa licealiści czy uczniowie podstawówek.  Kiedy w sprawę dodatkowo włączają się zdominowane przez PO samorządy (pismo do szkół rozesłał ostatnio wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński) trudno spór o gimnazja traktować inaczej, niż w kategoriach politycznych. Jego najlepszym podsumowaniem są jednak błędy językowe, popełniane przez broniących tej formy edukacji aktywistów młodzieżówek.

Wygląda na to, że zbliża się do końca spór o TK. Jeśli reformę edukacji, przedsięwzięcie niewątpliwie poważne, uda się przeprowadzić w miarę bezboleśnie, opozycja szybko straci swoje nowe paliwo.  Na początku drugiego roku rządu najważniejszą sprawą dla ekipy Beaty Szydło pozostaje konsekwencja we wprowadzaniu zapowiedzianych zmian. Kredyt zaufania wciąż daje pole do działania.

Tekst ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
 
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>