
W związku z pewnym wydarzeniem, planowanym na wieczór, być może, jeśli będzie o czym pisać, przed północą pojawi się jeszcze jeden tekst, tymczasem chciałbym przedstawić kilka luźnych uwag na temat mijającej kampanii.
Przede wszystkim była to kampania zupełnie nieprzewidywalna, co uderza tym bardziej, że wszystko miało być przecież ustalone. Pamiętacie te sondaże, gdzie Komorowski miał być kochany niczym Kwaśniewski w 2000 roku? Echa tego kłamstwa zostały już tylko w wielkich mediach, które praktycznie do ostatniej chwili wciskały ludziom kit, że jest jeden liczący się kandydat, który naturalnie wygrywa z mieniącym się kolorami i wariactwami planktonem. Facet, którego nazwisko pojawia się prawie zawsze łącznie z pytaniem „Kto to jest”, znany reżyser, jeszcze bardziej znany muzyk, zabawny starszy pan masakrujący lewaków, który nagle stał się ikoną młodzieżowej popkultury, wreszcie przedstawiciel partii, która może liczyć na stałe poparcie 1/3 społeczeństwa – wszyscy mieli być tak samo niszowi, egzotyczni i bez znaczenia.
Tymczasem najpierw okazało się, że jak zwykle kandydat PiS zdobywa poparcie co najmniej na poziomie swojej partii (a błąd ten nasi eksperci popełniają za każdym razem, więc trudno uważać, że to naprawdę taka tam pomyłka naukowców czy publicystów), później zaś wyszło, że lekceważony jako „wariat-alkoholik” muzyk swoim chaotycznym, lecz szczerym wizerunkiem porywa ludzi prawie równie skutecznie, co swoimi największymi przebojami.
To ostatnie wprowadziło wszystkich w konfuzję, czego ślady długo jeszcze znajdować będziemy na blogach i portalach, a nawet w gazetach. Oczywiście, każdy może Kukiza lubić lub nie lubić i na tym budować sobie pogląd na jego temat, niemniej w dużym skrócie jego obecność w kampanii możemy podzielić na trzy etapy. Pierwszy to lekceważenie. Drugi to, w zależności od strony, nadzieja lub obawa, że odbierze on jakieś głosy Dudzie. Jak pisałem, raczej niesłuszna, zaowocowała jednak nagłym pompowaniem Kukiza w mediach i dość silną krytyką ze strony wyborców PiS. Tym ostatnim Paweł ułatwił zadanie, chętnie korzystając z poparcia Wojewódzkiego i wykorzystując każdą okazję, by dotrzeć ze swoim przekazem do ludzi – również w towarzystwie osób, które dla wyborcy konserwatywnego są całkowicie skompromitowane. W apogeum tego stadium przyszło mi do głowy, że gdyby Kukiz, choćby nieświadomie, miał być częścią operacji mainstreamu, to szanse na powodzenie miałaby, zaczęta wcześniej. Zaczęto za późno, co więcej wtedy nagle okazało się, że na wzroście popularności muzyka traci raczej Komorowski, a na poparcie w drugiej turze prezydent liczyć z tej strony nie może. Rozpoczął się tym samym etap trzeci. Obecnie Kukiz jest atakowany głównie przez tych, którzy jeszcze dwa tygodnie temu byli gotowi mu zrobić łaskę, byle tylko obronił ich przed strasznym Dudą. Przybiera to zresztą rozmiary, które trudno nazwać cenzuralnie, czym bowiem innym, niż kurewstwem czystej wody jest podanie informacji, że kandydat wycofał się z wyborów w chwili, gdy ten przerywa kampanię z powodu poważnej choroby ojca?
Tak czy inaczej trzeba przyznać, że Kukiz w tej kampanii namieszał chyba najbardziej. Gdybym miał jednak szukać kampanijnych przebojów, to na tej liście znalazłoby się jeszcze kilka innych nazwisk. Po pierwsze – sam Bronisław Komorowski. Choć najbardziej agresywnie zachowywał się w Stargardzie, najmocniejszym strzałem był jednak Lublin i hodowca kur. Koparki z Inowrocławia to mocne, drugie miejsce, zdobyte rzutem na taśmę zaraz po pierwszym hicie. Spot z Dudą, za którym stoi Kaczyński da się opisać modnym ostatnio terminem „samozaoranie”. A, jeszcze Twitter-porażka i "Co na to Bronek?" na Facebooku...
Po drugie – Grzegorz Braun, dokładnie zaś jego pierwsza, telewizyjna rozmowa z panią Serafin i książką Sumlińskiego na widoku. Wszystko, począwszy od „szczęść Boże”, a skończywszy na obrazie czołowych polityków PO sypiących w śledztwie na Rakowieckiej było tu mistrzowskim, ożywczym szokiem, podanym zarazem w formie na krawędzi trollingu. Gdyby Braun nagrał płytę była by to prawdziwa agresywna petarda z jedną chwilą oddechu w postaci analizy „Gwiezdnych wojen”, kolejnej perełki. Braun mówi tu dokładnie to, czego się po nim spodziewają i jego przeciwnicy, i zwolennicy, wreszcie – ludzie nim zwyczajnie przerażeni. Jestem pod wielkim wrażeniem, choć o zaskoczeniu trudno mówić, na takie właśnie atrakcje liczyłem.
Trzecie wreszcie miejsce zdobywa Marian Kowalski, którego telewizyjny występ w „Dziś wieczorem” był jak mocne, perkusyjne solo z Beatą Tadlą w roli przeszkadzajki. Moment, gdy Kowalski mówi do pani, z rozpędu zwanej dziennikarką, że będzie głosować na Palikota przejdzie do historii polskiej telewizji.
Swoje szanse straciła w tym wyścigu pani Ogórek, choć trzeba przyznać, że i tak osiągnęła całkiem sporo, zogniskowała też na sobie całkiem sporo nienawiści środowiska… centrolewicowego, które nie może jej wybaczyć, że w ogóle jest i to jeszcze przeciwko Komorowskiemu, jak się okazało. Palikot próbował wyrabiać sobie pozycję na chama, ale nawet tu palmę pierwszeństwa odebrali mu dziennikarze, robiący z niego wielkiego wygranego debaty. Wilka niestety nie zdążyliśmy poznać, Korwinowi prawie wszystko (poza Wiplerem) zdaje się odebrać Kukiz, a Tanajno pewnie i tak zostanie zapomniany i zamiast pytać „Kto to jest?” spytamy „Kto to był?”. Może ktoś zapamięta jeszcze koszmarny garnitur i żałosne domaganie się dodatkowego czasu. To właściwie wszystko.
Wracajać na końcu do Dudy, przyznać trzeba, że jego otoczenie bardzo sprawnie ogarnęło (wreszcie!) nowe media, czym wyraźnie odróżniło się od Platformy, która zupełnie je odpuściła i przegrała. Tymczasem z wyborów na wybory coraz większą rolę odgrywają media społecznościowe i niszowe. Nie wiem, jakim wynikiem skończy się ta kampania, nie wiem, czy się tego nawet dowiem, zważywszy na wszystkie sygnały o wyborczych przekrętach, które zaczynają się już na poziomie przepisów wykonawczych PKW… niemniej mamy do czynienia z przełomem: ponad połowę głosów zgarnąć mogą kandydaci, działający i mobilizujący elektorat głównie w oparciu o nowe i małe media, w kontrze (poza krótkim okienkiem dla Kukiza) do wielkich mediów tradycyjnych. To jest rzecz bardzo ważna i nie powinniśmy jej przegapić.
Przede wszystkim była to kampania zupełnie nieprzewidywalna, co uderza tym bardziej, że wszystko miało być przecież ustalone. Pamiętacie te sondaże, gdzie Komorowski miał być kochany niczym Kwaśniewski w 2000 roku? Echa tego kłamstwa zostały już tylko w wielkich mediach, które praktycznie do ostatniej chwili wciskały ludziom kit, że jest jeden liczący się kandydat, który naturalnie wygrywa z mieniącym się kolorami i wariactwami planktonem. Facet, którego nazwisko pojawia się prawie zawsze łącznie z pytaniem „Kto to jest”, znany reżyser, jeszcze bardziej znany muzyk, zabawny starszy pan masakrujący lewaków, który nagle stał się ikoną młodzieżowej popkultury, wreszcie przedstawiciel partii, która może liczyć na stałe poparcie 1/3 społeczeństwa – wszyscy mieli być tak samo niszowi, egzotyczni i bez znaczenia.
Tymczasem najpierw okazało się, że jak zwykle kandydat PiS zdobywa poparcie co najmniej na poziomie swojej partii (a błąd ten nasi eksperci popełniają za każdym razem, więc trudno uważać, że to naprawdę taka tam pomyłka naukowców czy publicystów), później zaś wyszło, że lekceważony jako „wariat-alkoholik” muzyk swoim chaotycznym, lecz szczerym wizerunkiem porywa ludzi prawie równie skutecznie, co swoimi największymi przebojami.
To ostatnie wprowadziło wszystkich w konfuzję, czego ślady długo jeszcze znajdować będziemy na blogach i portalach, a nawet w gazetach. Oczywiście, każdy może Kukiza lubić lub nie lubić i na tym budować sobie pogląd na jego temat, niemniej w dużym skrócie jego obecność w kampanii możemy podzielić na trzy etapy. Pierwszy to lekceważenie. Drugi to, w zależności od strony, nadzieja lub obawa, że odbierze on jakieś głosy Dudzie. Jak pisałem, raczej niesłuszna, zaowocowała jednak nagłym pompowaniem Kukiza w mediach i dość silną krytyką ze strony wyborców PiS. Tym ostatnim Paweł ułatwił zadanie, chętnie korzystając z poparcia Wojewódzkiego i wykorzystując każdą okazję, by dotrzeć ze swoim przekazem do ludzi – również w towarzystwie osób, które dla wyborcy konserwatywnego są całkowicie skompromitowane. W apogeum tego stadium przyszło mi do głowy, że gdyby Kukiz, choćby nieświadomie, miał być częścią operacji mainstreamu, to szanse na powodzenie miałaby, zaczęta wcześniej. Zaczęto za późno, co więcej wtedy nagle okazało się, że na wzroście popularności muzyka traci raczej Komorowski, a na poparcie w drugiej turze prezydent liczyć z tej strony nie może. Rozpoczął się tym samym etap trzeci. Obecnie Kukiz jest atakowany głównie przez tych, którzy jeszcze dwa tygodnie temu byli gotowi mu zrobić łaskę, byle tylko obronił ich przed strasznym Dudą. Przybiera to zresztą rozmiary, które trudno nazwać cenzuralnie, czym bowiem innym, niż kurewstwem czystej wody jest podanie informacji, że kandydat wycofał się z wyborów w chwili, gdy ten przerywa kampanię z powodu poważnej choroby ojca?
Tak czy inaczej trzeba przyznać, że Kukiz w tej kampanii namieszał chyba najbardziej. Gdybym miał jednak szukać kampanijnych przebojów, to na tej liście znalazłoby się jeszcze kilka innych nazwisk. Po pierwsze – sam Bronisław Komorowski. Choć najbardziej agresywnie zachowywał się w Stargardzie, najmocniejszym strzałem był jednak Lublin i hodowca kur. Koparki z Inowrocławia to mocne, drugie miejsce, zdobyte rzutem na taśmę zaraz po pierwszym hicie. Spot z Dudą, za którym stoi Kaczyński da się opisać modnym ostatnio terminem „samozaoranie”. A, jeszcze Twitter-porażka i "Co na to Bronek?" na Facebooku...
Po drugie – Grzegorz Braun, dokładnie zaś jego pierwsza, telewizyjna rozmowa z panią Serafin i książką Sumlińskiego na widoku. Wszystko, począwszy od „szczęść Boże”, a skończywszy na obrazie czołowych polityków PO sypiących w śledztwie na Rakowieckiej było tu mistrzowskim, ożywczym szokiem, podanym zarazem w formie na krawędzi trollingu. Gdyby Braun nagrał płytę była by to prawdziwa agresywna petarda z jedną chwilą oddechu w postaci analizy „Gwiezdnych wojen”, kolejnej perełki. Braun mówi tu dokładnie to, czego się po nim spodziewają i jego przeciwnicy, i zwolennicy, wreszcie – ludzie nim zwyczajnie przerażeni. Jestem pod wielkim wrażeniem, choć o zaskoczeniu trudno mówić, na takie właśnie atrakcje liczyłem.
Trzecie wreszcie miejsce zdobywa Marian Kowalski, którego telewizyjny występ w „Dziś wieczorem” był jak mocne, perkusyjne solo z Beatą Tadlą w roli przeszkadzajki. Moment, gdy Kowalski mówi do pani, z rozpędu zwanej dziennikarką, że będzie głosować na Palikota przejdzie do historii polskiej telewizji.
Swoje szanse straciła w tym wyścigu pani Ogórek, choć trzeba przyznać, że i tak osiągnęła całkiem sporo, zogniskowała też na sobie całkiem sporo nienawiści środowiska… centrolewicowego, które nie może jej wybaczyć, że w ogóle jest i to jeszcze przeciwko Komorowskiemu, jak się okazało. Palikot próbował wyrabiać sobie pozycję na chama, ale nawet tu palmę pierwszeństwa odebrali mu dziennikarze, robiący z niego wielkiego wygranego debaty. Wilka niestety nie zdążyliśmy poznać, Korwinowi prawie wszystko (poza Wiplerem) zdaje się odebrać Kukiz, a Tanajno pewnie i tak zostanie zapomniany i zamiast pytać „Kto to jest?” spytamy „Kto to był?”. Może ktoś zapamięta jeszcze koszmarny garnitur i żałosne domaganie się dodatkowego czasu. To właściwie wszystko.
Wracajać na końcu do Dudy, przyznać trzeba, że jego otoczenie bardzo sprawnie ogarnęło (wreszcie!) nowe media, czym wyraźnie odróżniło się od Platformy, która zupełnie je odpuściła i przegrała. Tymczasem z wyborów na wybory coraz większą rolę odgrywają media społecznościowe i niszowe. Nie wiem, jakim wynikiem skończy się ta kampania, nie wiem, czy się tego nawet dowiem, zważywszy na wszystkie sygnały o wyborczych przekrętach, które zaczynają się już na poziomie przepisów wykonawczych PKW… niemniej mamy do czynienia z przełomem: ponad połowę głosów zgarnąć mogą kandydaci, działający i mobilizujący elektorat głównie w oparciu o nowe i małe media, w kontrze (poza krótkim okienkiem dla Kukiza) do wielkich mediów tradycyjnych. To jest rzecz bardzo ważna i nie powinniśmy jej przegapić.
(6)
3 Comments
@Budyń
08 May, 2015 - 12:53
A ja uważam...
08 May, 2015 - 20:54
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Uwaga: Kukiz ma juz 20%
08 May, 2015 - 22:04
Taka powtorke z Tyminskiego, co Mazowieckiego wyprzedzil?