Sumliński: Z mocy bezprawia, z mocy nadziei...

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  2
„Z mocy nadziei” jest i nie jest kontynuacją poprzedniej książki Wojciecha Sumlińskiego, „Z mocy bezprawia”. Mamy tu zarówno powtórzenie i rozwinięcie historii opisanych już w tamtej książce, jak ciąg dalszy opisanych wcześniej wydarzeń. Kłopoty dziennikarza się przecież nie skończyły, a proces, o czym akurat nasi czytelnicy dobrze wiedzą, cały czas się toczy.

Czytelnik, który nie miał jeszcze zapoznać się z historią Wojciecha Sumlińskiego – a są tacy – będzie mógł poznać dzieje związków dziennikarza z ludźmi służb – w książce występującymi pod zmienionymi nazwiskami Tobisz i Lichodzki. Czytamy nie tylko o pamiętnym przeszukaniu i aresztowaniu Sumlińskiego, lecz również o jego wcześniejszej karierze zawodowej, dziennikarstwie śledczym, zwłaszcza tym telewizyjnym, które dotyczyło już służb specjalnych. Prawie tak samo obszernie, jak „sprawa Sumlińskiego” w nowej książce opisana jest sprawa ks. Jerzego, którą zamordowanie naszego błogosławionego tak naprawdę rozpoczęło. Tajemnicze zgodny osób zajmujących się jej wyjaśnieniem w okresie bezpośrednio po dokonaniu zbrodni, piętrowe kombinacje operacyjne służb, które w innym świetle stawiają historię kontaktów władzy i części opozycji po 1984 roku, sprawa chyba najbardziej bolesna - postaw części polskiego kościoła i niezrealizowany testament Jana Pawła II, który oczekiwał od naszych hierarchów pełnego wyjaśnienia okoliczności śmierci kapłana. Wątek ten doczeka się miejmy nadzieję rozwinięcia w kolejnej książce, którą może tym razem uda się Sumlińskiemu skończyć. Nie udało się już dwa razy, z przyczyn niezawinionych przez autora, a opisanych w „Z mocy nadziei”.

Sumliński w nowej książce opowiada też cudze historie,  a jedną z nich – księdza Stanisława Małkowskiego, kapłana niewygodnego dla władz państwowych i kościelnych, a przez te drugie trzymany na bocznym torze do dziś, pozwala opowiedzieć samemu bohaterowi. Towarzyszymy więc ks. Stanisławowi od początku jego kapłańskiej drogi, wtedy, gdy rozpoczyna posługę, gdy towarzyszy ks. Jerzemu i gdy staje się przyjacielem Sumlińskiego.

Inna osoba, której dziennikarz poświęca bardzo dużo miejsca, to prokurator Andrzej Witkowski, człowiek, będący najbliżej rozwiązania zagadki śmierci ks. Jerzego, dwukrotnie odsuwany od tej sprawy, z czego raz – przez ministra z AWS, Stanisława Iwanickiego.  Odsuwany oczywiście w chwili, gdy śledztwo niebezpiecznie zbliża się do zbyt wysoko postawionych osób. Jednak i to, czego się dowiadujemy,  wystarczy, by obalić wersję oficjalną, która potrzebna była do osiągnięcia, kilka lat później, historycznego kompromisu.

Pomiędzy poszczególnymi częściami tego „thrillera, który pisze życie” znajdziemy również wątki bardzo osobiste – opowieści o relacjach z żoną i dziećmi w sytuacji, gdy rodzina znajduje się na celowniku służb historia nieżyjącej już siostry, rozterki i rozważania Sumlińskiego na temat losu, wiary i tytułowej nadziei. Nadające książce charakter już nie tylko polityczny i sensacyjny, lecz również głęboko ludzki i religijny. Czasem czytelnik będzie sobie zadawał pytanie, czy dziennikarz nie pisze za dużo, czy nie czyni się jeszcze łatwiejszym celem ataku dla tych, dla których wciąż jest przecież i celem, i zagrożeniem? Mam nadzieję, że wie co robi, że potencjalne zagrożenia książką tą raczej wyprzedza i neutralizuje, a przy tym kolejny raz pokazuje nam obraz Polski o której istnieniu większość z nas nie chce lub boi się myśleć.

Wojciech Sumliński, Z mocy nadziei. Thriller, który pisze życie…, Wojciech Sumliński Reporter, 2014.
 
5
5 (7)

2 Comments

Obrazek użytkownika germario

germario
Mam nadzieję, iż Pan Sumliński nie zapomniał w tej publikacji kategorycznie stwierdzić, że nie zamierza popełnić samobójstwa.
Budyniu dzięki za polecenie.
Po powrocie na pewno będę jej szukał.

Pozdrawiam germario
Obrazek użytkownika Krzysztof Karnkowski

Krzysztof Karnkowski
Sumliński jest, jak wszyscy wiemy, po próbie samobójczej i dość jasno pisze w swoich książkach, że nie ma więcej takich pomysłów. "Z mocy nadziei" jest właściwie jedną wielką taką deklaracją.
Pozdrawiam!

Więcej notek tego samego Autora:

=>>