Alfabet Feusette'a

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Po lekturze fragmentów „Alfabetu salonu”, wydrukowanych we „W Sieci” nie spodziewałem się szczerze mówiąc niczego dobrego, nie mogę więc napisać, ze książka mnie rozczarowała. Ba, gdy już zacząłem czytać ją podczas dość długiej podróży pociągiem przez pierwszych kilkadziesiąt stron nawet mi się, powiedzmy, podobała. Chociaż, bez przesady, raczej myślałem, że jednak nie jest tak źle.

Powiedzmy, że „Alfabet…” broni się jako zbiór faktów i cytatów. Jest to pozycja podręczna, bo znajdziemy tu sporo interesujących (czyt. Kompromitujących) wypowiedzi medialnych i dziennikarskich autorytetów, od Jerzego Baczyńskiego (a nawet Agaty Adamek, jeśli być drobiazgowym) do Jacka Żakowskiego. Oczywiście lista jest niepełna, ale z tego zarzutu łatwo się wybronić przecież spokojnie dałoby się zebrać bohaterów 800 zamiast 80, więc  z kogoś można było zrezygnować. Nie ma więc choćby Kamila Sipowicza ani Kory, na pocieszenie jest Hołdys. Jest też Andrzej Saramonowicz choćby, zresztą jest go dużo – gdy doszedłem do poświęconego mu fragmentu, znałem już wszystkie zawarte w nim cytay – z innych, zawartych w „Alfabecie” notatek.

Doceniam pracę (i upór, bo przecież przebrnąć przez ten bełkot musiało być trudno, zabawne może być to tylko na krótką metę) autora i walory kronikarskie jego dzieła. Gorzej niestety z tymi, w założeniu autora, satyrycznymi. Kłopot w tym, że Feusette, w swoim czasie jeden z moich ulubionych felietonistów, ostatnio coraz częściej zabawny jest na siłę, a w swoim stylu staje się czasem równie nieskomplikowany jak osoby, które słusznie krytykuje. Poetyka zbliżona, tylko kierunek odwrotny. Tak, jakby laureat Złotej Ryby, nagrody dla najlepszego felietonisty przed 40-stką, czuł się zobowiązany do pisania słabiej po 40-stce, a przecież to nie o to chyba chodziło fundatorom.  Mi to niestety nie wystarcza, dlatego skupiam się na dokumentalistycznej warstwie książki.

Ta, jak już wspomniałem, jest zdecydowanie lepsza, jednak też czasem brakuje przywołania kilku sytuacji, związanych z bohaterami. Ot, Morozowski to nie tylko taśmy Beger, ale i egzekucja na Lepperze, a napisać o Olejnik tak, aby nie wspomnieć o „aferze stokrotkowej” z udziałem Lecha Kaczyńskiego to naprawdę sztuka. Zabrakło jednak miejsca, które Feusette wygospodarował na pochwały dziennikarki TVN – która potrafi ponoć być też krytyczna wobec rządu. Fakt, kilka razy jej się zdarzyło, ale już wobec o wiele bardziej samodzielnego w niektórych sądach Mellera felietonista „W Sieci” takiej wyrozumiałości nie wykazuje. Ceni sobie za to twórczość Jacka Żakowskiego, choć się  z nią nie zgadza.

Miałem okazję rozmawiać o książce z kilkoma osobami i wszystkie połączyło wrażenie, że Feusette wcale nie pisze tak ostro, jak mogłoby się wydawać, że często zatrzymuje się w pół kroku. Czy chodzi o względy procesowe, czy towarzyskie – nie mi oceniać. Niemniej – jeśli lubią Państwo zbiory wyczynów naszych elit, warto po tę pozycję sięgnąć. Dla pamięci (widzę pewnie pokrewieństwo   „Przemysłem pogardy” Kmiecika), natomiast nie dla poprawy humoru – i tu widzę równą zasługę bohaterów i autora.

Krzysztof Feusette, Alfabet salonu, Fronda 2014
 
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>