Antysemita na Dworcu Gdańskim jesienią 1968 roku

 |  Written by  |  7

Urodziłem się w 1953 roku i jestem Aryjczykiem. Skąd to wiem? Otóż w 1974 roku, gdy byłem studentem czwartego roku jednego z wydziałów UW, wezwano mnie wraz z kolegą z roku do RKU, gdzie złożono nam zaszczytną propozycję odbycia studiów w Szkole Oficerów Rezerwy w Mińsku Mazowieckim. Była to szkoła WSW. Zapytaliśmy miłego majora artylerii (nie patrzcie panowie na te odznaki – powiedział) czemu zawdzięczamy ten zaszczyt? Odpowiedział, że spełniamy parametry fizyczne służby, a w myśl ustaw norymberskich jesteśmy „w porządku”. Zrezygnowaliśmy z tej możliwości kariery. Ja, osobiście, zapadłem na padaczkę, która uniemożliwiła mi służbę. Ale co? Oficerowi LWP mam nie wierzyć?

 

Wierzę, tym bardziej, że mam udokumentowane, wielopokoleniowe pochodzenie chłopskie po mieczu i kądzieli.

 

Tyle o mojej aryjskości.

 

Co więcej, mimo udokumentowanego, wielopokoleniowego pochodzenia chłopskiego nie wyssałem antysemityzmu z piersi. Mało tego, nawet Kościół Katolicki podczas lekcji (pozaszkolnych) religii nie zraził mnie do Żydów i żydów. Siostry zakonne, które nas religii uczyły jakoś zapomniały o nasączeniu uczniów antysemityzmem, poświęcając nań znacznie mniej czasu niż na historię i geografię polityczną Palestyny na przełomie I w.pne i I w. ne.

 

W szkole podstawowej byłem dziewicą w kwestii żydowskiej. Co prawda jeden starszy kolega, G.Ś, miał ksywkę „Żydek”, ale mnie oraz większości rówieśników z niczym specjalnym się to nie kojarzyło. Nawiasem mówiąc, Żydem nie był.

 

Dziewictwo w rzeczonej kwestii zachowałem w liceum. Obowiązywała wtedy rejonizacja, a w tym rejonie Warszawy, który zasilał uczniami X LO dużo było dzieci ówczesnych prominentów partyjnych oraz funkcjonariuszy MO i SB. Np. córka ministra SW Franciszka Szlachcica, dziewczyna niezbyt urodziwa, ale pełna niekłamanego uroku i bardzo skromna.

 

Niestety, mój licealny debiut przypadł na rok szkolny 1967/8.

 

W klasie miałem kumpla, Józia H. Rodzice Józia byli znajomymi moich Rodziców i utrzymywali z nimi kontakty towarzyskie. O ile mi wiadomo, ojciec Józia był Żydem, a matka – Gruzinką. Józio miał urodę wschodnią, którą dzisiaj nazwałbym semicką, ale w znaczeniu przypisywanym temu przymiotnikowi w I poł. XX wieku. W moim domu rodzinnym nigdy chyba nie usłyszałem najmniejszej wzmianki o żydowskim pochodzeniu rodziny H.

 

W klasie była też urocza i sympatyczna Urszula G. Jej tato był dyrektorem departamentu w jednym z ministerstw, jednak nie było to ministerstwo, które wówczas i dzisiaj nazywa się potocznie „resortem”. Z racji stanowiska ojca Ulka była w marcu `68 klasową wyrocznią w kwestiach personalno-politycznych. O tym, że Ulka jest Żydówką dowiedziałem się dopiero w latach `90 z jej wypowiedzi dla mediów.

 

Wieść o wyjeździe Józia i Jego rodziny przyjąłem ze zdumieniem i niezrozumieniem. Jego ojciec był tylko jakimś ważniakiem w strukturach stołecznego handlu, a nie żadnym partyjnym bonzą.

 

W listopadzie 1968 roku odprowadziłem Józia i Jego rodzinę na Dworzec Gdański. Byłem tam jedyny z „Naszej Klasy”. Józio był lubiany, ale Mój Ojciec – Żołnierz Pułku AK „Baszta” - już nie żył, a Matka była tylko szarą, szeregową urzędniczką. W przeciwieństwie do Matek i Ojców licznych Koleżanek i Kolegów z „Naszej Klasy”.

 

Tak to ssałem antysemityzm z piersi.

 

 

 

5
5 (6)

7 Comments

tł's picture

Oj tam, oj tam ;-)! To tylko wspomnienia....

Genialny to był major... w swojej ideologiczej, jaruzelskiej lapidarności. Ulka też prezentowała swoisty geniusz... przetrwania ;-). 
krisp's picture

krisp
Mój antysemityzm ograniczył się do jednorazowej wycieczki pod koniec lat 60-tych na (nieistniejący już) cmentarz żydowski w Białymstoku przy ul. Proletariackiej, który znajdował się na terenie niegdysiejszego getta. Było tam coś na kształt pomnika/fragmentu bramy, gdzie miały sie odbywać egzekucje. Treści pogadanki nie zapisałem w pamięci, choć sam fakt bytności na tamtym miejscu i owszem, podobnie jak większość wycieczek/klasowych wypadów w różne miejsca. 

​Jak wspomniałem, cmentarz już nie istnieje, Miejsce upamiętania mało okazały pomnik. Do niedawna, na pamiętającej tamte czasy ul. Czystej, wśród krzywego bruku można było wypatrzeć dwa potężne, okrągłe bale, ucięte na tegoż bruku poziomie - miejsce po jednej z bram prowadzącej do rzeczonego getta. Nie dalej jak rok temu, białostocka władza, rodem z nadania PO, antysemicka jak mniemam, postanowiła zrobić nową, elegancką ulicę. Zniknął bruk, a pojawił się asfalt. Miejsce po bramie getta także nie przetrwało. Taki polski sposób na troskę o historię. 

Potem jeszcze były szczeniackie dowcipy o Żydach. I tyle.

​Z mojej klasy nikt nie ubył na okoliczność czystek antyżydowskich w 1968 roku. Większość moich kolegów, za wyjątkiem Jacka, którego rodzice byli architektami, to była białostocka biedota. Kudy tam do stołecznego hajlajfu. Nasz siermiężny białostocko-podlaski hajlajf był prawosławny, pochodził w większości z białoruskich wiosek z, jak go zwaliśmy, "trójkąta bermudzkiego" (Bielsk Podlaski - Narewka-Kleszczele) i zarządzał wszelakimi strukturami PZPR i urzędami.

Pozdrawiam

krisp 

 
krisp's picture

krisp
Najłatwiej drzeć japę na luzie i bez zobowiązań. laugh

Już Ksiądz Biskup Krasiński pisał, że dzwon dlatego taki głośny, bo próżny.

Pozdrawiam przedwiosennie

krisp
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
dzielnicy mieszkaniowej [Filtrowa - Dantyszka] gdzie wojna nie spowodowała zniszczeń, moi rodzice byli właścicielami  pięknego spółdzielczego mieszkanie na parterze. które kupili jeszcze przed wojną. Po wojnie nie zdołali go odzyskać, gdyż zajęte zostało poprzez nakaz kwaterunkowy dla jakiegoś  dyrektora departamentu jednego z ministerstw PRL o niepolskim nazwisku i niesłowiańskich rysach. Gdy przyszedł pamiętny rok 1968 sprawa rozwiązała się dość szczęśliwie, gdyż wyprowadzający się z całym dobytkiem przesiedleńczym dotychczasowy lokator wiedział, jak sprawę "uczciwie", a jednocześnie z korzyścią dla siebie załatwić. Potrafił więc znaleźć przedwojennego właściciela, aby mu za odpowiednią, z góry ustaloną kwotę, klucze do mieszkania odsprzedać. Ojciec mój w związku z tym nie musiał zmieniać zamków, a dyrektor departamentu miał forse na transport swych bambetli na historyczny już dziś Dworzec Gdański i podróżne wydatki.
tł's picture

Drogi Imienniku, na szczęście moja rodzina nie straciła swoich nieruchomości ani na rzecz Niemcow,ani na rzecz Żydów. Wyjąwszy te, które podczas okupacji trzeba było sprzedać na "życie" i wykupienie krewnych z Pawiaka. Zatoka Czerwonych Świń w Wilanowie to inna sprawa ;-)!

Więcej notek tego samego Autora:

=>>