Cofka Zolla, czyli niecelna analogia

 |  Written by Waldemar Żyszkiewicz  |  8
Andrzej Zoll, beniaminek starej krakowskiej rodziny, w dodatku rodziny, w której ogromną rolę odgrywali prawnicy, w ferworze obecnego sporu politycznego, w którym niestety bierze udział, powiedział o demokratycznie wybranej przez Polaków władzy przedstawicielskiej m.in. takie słowa: Mamy samowładzę, która decyduje o wszystkim, bardzo to przypomina początek lat 40-tych i przejmowanie przez komunistów pełni władzy w Polsce.
 
*
Mój były sąsiad (piszę tak, bo mieszkaliśmy swego czasu w jednym kwartale krakowskiej dzielnicy Piasek) chyba się trochę zagalopował, bo trudno mi uwierzyć, że nie zna elementarnych faktów historycznych, które sprawiają, że zbudowaną przez niego analogię trudno uznać za coś innego niż przejaw polemicznego zacietrzewienia.

Dodam, że aż głupio polemizować z tak jawnie absurdalną tezą, ale ponieważ profesor Zoll, jako były prezes Trybunału Konstytucyjnego i emerytowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, dla wielu osób jest zapewne nadal autorytetem, to wezmę na siebie, choć z dużą niechęcią, ten obywatelski obowiązek.

Po pierwsze, komunistyczne władze zainstalowali w Polsce Sowieci, przy znacznym udziale terroru i mordów realizowanych z zimnym okrucieństwem przez sowieckie formacje wojskowe oraz sowieckie struktury bezpieczeństwa. Garstka żrących się między sobą tzw. polskich komunistów (etykietka mocno umowna) bez tego istotnego wsparcia czerwonoarmiejców i czekistów nie miałaby żadnych szans na, jak powiedział Andrzej Zoll, „przejęcie pełni władzy”.

Po drugie, i chyba decydujące, struktury komunistycznej władzy zdruzgotanej wojną Polsce narzucono wbrew narodowi, wbrew Polakom, którzy mimo ogromnego wykrwawienia, zniszczeń i strat materialnych również przeciwko temu drugiemu (po hitlerowskich Niemczech) okupantowi podjęli zaraz zbrojną walkę.
 
*
Analogia zbudowana przez Zolla nie ma żadnych odpowiedników w realu, przeciwnie stanowi raczej doskonały przykład opisanego przez psychologów mechanizmu projekcji. Jeśli bowiem w III RP jakieś ugrupowanie polityczne rozglądało się za zagranicznym wsparciem, to nie robiło tego Prawo i Sprawiedliwość, mocno sekowane politycznie zarówno w Unii Europejskiej, jak i na Kremlu, ale właśnie Platforma Obywatelska umizgująca się w osobach swoich liderów do Berlina i Brukseli. A w okresie tuż po Smoleńsku również do Moskwy.

Trzeba dodać, że wspomniane starania często okazywały się skuteczne i Platforma, sprawującą władzę przy asyście PSL, niejednokrotnie taką pomoc (w formie symbolicznej, instytucjonalnej czy finansowej) otrzymywała. Dość przypomnieć te wszystkie niemieckie medale i nagrody dla Donalda Tuska, z „berłem europejskim” na krótką kadencję włącznie.

O przysłowiowym ‘osamotnieniu’ Jarosława Kaczyńskiego w Europie i braku zdolności koalicyjnej jego ugrupowania na scenie krajowej przyjaciele polityczni Andrzeja Zolla mantrują od lat, a tymczasem szacowny profesor, budując swoją groteskową wykładnię dziejów Polski, całkiem jakoś o tym zapomniał.
 
*
Jak Andrzejowi Zollowi, synowi oficera AK, wnukowi prawnika, który po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pomagał Piłsudskiemu ujednolicić systemy prawne trzech zaborów, udało się nie dostrzec, że gmach instytucji państwowych PRL, w tym również Trybunał Konstytucyjny, wznoszono wbrew i przeciw Polakom? Czy rzeczywiście były prezes TK, którego dwóch braci zginęło w Powstaniu Warszawskim, nie rozumie, że prezydent Andrzej Duda oraz Prawo i Sprawiedliwość po to dostali od narodu taki mocny mandat, żeby tę spotworniałą replikę Polski Ludowej, wreszcie rozmontować i wyrzucić na śmietnik historii? Żeby ten PRL-bis utrzymujący się m.in. dzięki fatalnej, choć chytrze napisanej konstytucji Kwaśniewskiego, można było wreszcie odesłać do muzeum komunizmu. Żeby – używając nośnej metafory – trzecie pokolenie AK odzyskało wreszcie Polskę zawłaszczaną dotąd już przez trzy pokolenia UB.
 
5
5 (6)

8 Comments

Max's picture

Max
Quidquid agis... - i tak dalej, bardzo lubię cytowaę tę sentencję. A chyba obóz PO i przystawek zapomniał sobie o tym, że "czynić należy mądrze". Pomijając już sensownośc ich argumentów - wytoczyli na start najcięższe możliwe działa. Zoll o latach 40-tych. Inny propagandzista o brunatnych koszulach, jeszcze inny, sejmowy. o stanie wojennym.

Niewiele pozostaje na później. Dalsza eskalacja lamentu zaowocuje popadnięciem w śmieszność. Bo co? Bereza też już była, chyba wypada sięgnąć, wytrwale krytykując "nowe porządki", po  Czerwonych Khmerów. A ta "analogia" (i inne, pokrewne) czysto zabawna, pure nonsense.

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...cytuje ją też moja żona :)  Argumentum ad stalinum dla mnie to już całkiem wystarczy. Obejdę się bez ad polpotum na pewno.

Zoll mnie tak po sąsiedzku zainteresował. Choć to sąsiedztwo w perfectum, bo już od dawna tam nie mieszkam, a i on być może też już nie. Coś niedobrego się z nim dzieje. Szkoda człowieka. 
 

Waldemar Żyszkiewicz

stronnik's picture

stronnik
Ten profesor... czy aby napewno zasługuje na to miano? Nie, nie  w kwestii jego wiedzy, ale w kwestii nauczania. Kogokolwiek. Teraz. Bo ten tytuł przecież coś powinien znaczyć, do czegoś zobowiązywać. Ja wiem że tytuły niejako wyszły z mody. Stały się często jedynie niezasłużoną etykietką-wizytówką. Takie zachowanie, tego akurat człowieka, pokazuje jak nisko upadły elity a właściwie to, co po nich pozostało. Bo przecież wieloletnie wysługiwanie się komunie przez "zacną" rodzinę Zollów, niemal już pokoleniowo profesorów, stawia jego postępowanie pod szczególnie dużym znakiem zapytania. Zapytania o morale. Ale przecież nie wolno zapomnieć że mieliśmy jednak tę komunę (tak umownie ujmując) w której zanurzeni byli (i nadal są) niemal wszyscy, którzy wybrali dorgę kariery przez wielkie K. Nie brak było jednak ludzi ktorzy nie poszli tą drogą, ale zostali zmarginalizowani, zepchnięci do poziomu walki o przetrwanie. Zollowie woleli wkorzystać nadarzającą się okazję, by nie stracić majątku, pozycji i prestirzu. Ale chyba najbardziej władzy. Tyle że wraz z tą garstką komunistów, umacniali komunę śwaidcząc jej swoje usługi. Tu ich morale i prestiż upadły i leżą tam nadal wraz z tymi którzy leżą tam z powodów patrotycznych. I to właściwie przekreśla cały jego dorobek i ten tytuł naukowy. Bo posiadanie samej wiedzy jeszcze nie daje powodu by chełpić się... Powstaje fałsz. I myśmy żyli i nadal jeszcze żyjemy w fałszywym świecie, w którym różne Zolle, które są naznaczone piętnem umacniania idei komunistycznych i leninowskich a potem stalinowskich zawłaszczają sobie, patent na bycie autorytetami i nauczycielami. Postawa tego człowieka najlepiej oddaje jak daleko, a może raczej, jak blisko tej komuny nadal jesteśmy. A stąd już tylko skok do myśli o tym, że skoro tyle wysiłku włożyliśmy w wybór tych na kórym nam tak bardzo zleży, tych innych od wszelkich Zollów, to znaczy że on nie ma racji. Nie kupiliśmy tej narracji czy też tej usługi świadczonej nam jakby z przyzwyczajenia zawodowego autorytetu. Dlatego że to myśmy się zmienili, a co za tym idzie, zmienił się świat w którym nadal żyje Zoll i jego koledzy po fachu. On nie nadąża za  nami, ale to jego błąd, nie nasz. Zatem Zoll się zdezaktualizował. Jest passe. To moment w którym nastąpiły tak zwane "nowe czasy".
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Andrzej Zoll to już profesor emeritus, choć (według danych z portalu Nauka Polska) jeździ i wykłada po jakichś prywatnych uczelniach Małopolski.

Jasne, że epizod peerelowski nie jest zbyt chwalebny, choć trzeba pamiętać, że tradycja Zollów, rodziny niemieckiej dawno temu naturalizowanej i spolonizowanej sięga głęboko poza PRL :)

Fryderyk Zoll starszy, specjalista od prawa rzymskiego, urodził się w 1834 koło Myślenic, w 1862 objął jako docent katedrę na UJ, w 1865 był już profesorem zwyczajnym. Wielokrotny dziekan wydziału prawa, rektor i prorektor UJ, wiceprezes PAU, poseł na Sejm Galicyjski. Quod libet...

Jego syn Fryderyk podobnie. Kilka lat temu WL wydało książkę o tradycjach rodziny Zollów, autorstwa zresztą bohatera tego postu. Ale to co się dzieje teraz z Andrzejem Zollem może budzić poważne zastanowienie. Samą zapiekłością antypisowską wytłumaczyć się chyba tego nie da.
 

Waldemar Żyszkiewicz

alchymista's picture

alchymista
Panu jako autorowi i byłemu sąsiadowi pewnie nie wypada napisać pewnych rzeczy. Ale jednak je napiszę. Otóż pan Zoll należy do takiej ideowej grupy prawników, którzy prawo uważają za świętość. Dura lex sed lex. Z jednym wszakże zastrzeżeniem. Jeśli mianowicie to prawo oni sami tworzą.

W ogóle zastanawiam się nad sensem łacińskich sentencji prawniczych w dzisiejszych czasach. Pełno tego emituje sie z ust prawników. Takie na przykład ignorantia iuris nocet. Nie wiem dokładnie kiedy to przysłowie powstało. Ale nawet jesli powstało w średniowieczu, to przecież w średniowieczu nie było takiej "sraczki legislacyjnej" jaka panuje obecnie. Wystarczy porównać sobie produkcję legislacyjną przedwojenną, co tam, nawet Sejmu I kadencji 1991-1993 i co się działo potem. Ś. p. Romaszewski zwracał uwagę, że nie ma dosłownie miesiąca, żeby czegoś nie majstrowano przy prawie. No i bądź tu człowieku mądry. Czy chodząc po ulicy mamy mieć w smartfonie bazę LEX i sprawdzać na bieżąco, czy chodząc po chodniku przypadkiem nie naruszamy prawa?

Używa się tych sentencji łacińskich nie biorąc pod uwagę, że obecna filozofia prawa (ukryty program prawa) przypomina bardziej filozofię prawa chińskich legistów, niż rzymskich. Daję cytat z recenzji książki Spór konfucjanistów z legistami (http://www.bibliotekacyfrowa.pl/Content/54595/22_Malgorzata_Kania.pdf):

"Dla legistów rządy prawa stanowiły punkt wyjścia dla sprawnego funkcjonowania społeczeństwa. Prawo miało wpływać na motywy działań ludzi i powodować unikanie negatywnych konsekwencji ich czynów. Tworzenie regulacji prawnych, zasad, standardów,
miało powodować wyznaczenie pewnego kierunku działania człowieka w celu maksymalizacji korzyści płynących z jego zachowania dla całego społeczeństwa. Przy zachowaniu racjonalności, poprzez narzucenie pewnych standardów, ustalone normy służyły więc także przewidywalności ludzkich zachowań."

To jest dokładnie filozofia dzisiejszego prawa, całkowicie sprzeczna z tradycją europejską (a także sprzeczna z tradycją konfucjańską, prawda?). Ale to nie wszystko. Wg koncepcji chińskich prawników, prawo miał wedle swej woli stanowić władca. Dzisiaj prawo stanowią prawnicy, wykorzystując do tego parlament. Niewielka to różnica, prawdę mówiąc. Jest taki epizod w dziejach chińskich legistów, gdy władca ukrywał się przed oczami poddanych. Nie wiadomo było kto stanowi prawo i czy przypadkiem nie postępuje sie wbrew prawu, które w każdej chwili mogło zostać zmienione... Teraz jest tak samo. Jak nam uchwalą, że banany mają byc zakrzywione pod kątem 45 st., to na nic rozsądek, na nic narzekania - tak po prostu jest i koniec. To maniakalne dążenie do uregulowania całego życia społecznego za pomocą ustaw, to maniakalne ingerowanie w życie rodzinne, w relacje międzyludzkie, w wychowanie dzieci...  To jest właśnie świętoszkowaty pan Zoll. Ta właśnie ideologia go wyprodukowała i za nim stoi.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
oraz wielowątkowy komentarz, za który bardzo dziękuję! I z góry przepraszam, że odpowiedź będzie niezbyt lapidarna : )

Ad. Chiny
Na Chinach i chińskiej kulturze nie znam się w ogóle, na chińskich legistach zaś – w szczególności. Natomiast bardzo chętnie przeczytam Pańską relację z lektury książki o legistach, bo Małgorzata Kania, do której za linkiem zerknąłem,  wydaje mi się mało instruktywna.

Sądzę, że kierunek wskazał Pan słuszny i właściwie nazwał kontynent, z którego wywodzą się nasze obecne problemy, ale chyba sięgnął Pan zbyt Daleko na Wschód. A wystarczyłoby Blisko.  Zbyt mało czasu minęło od wizyty PAD w Chinach, żeby mówić już o jej tak daleko posuniętych konsekwencjach : )

Ad. Filozofia prawa, albo raczej metoda zarządzania przez arbitralnie stanowione prawo interpretowane jako sacrum
Pańska wątpliwość, czy sentencje odnoszące się do prawa rzymskiego mogą być nam dziś przydatne, jest jak najbardziej uzasadniona. Nie dlatego, że prawo rzymskie czy te sentencje są złe, ale dlatego, że w ciągu ćwierćwiecza nasz system prawny przemieszcza się do innej tradycji prawno-kulturowej. Zamiast prawa lapidarnego, przejrzystego i niezmiennego, dostaliśmy się pod rządy systemu prawa monstrualnie pączkującego, zmiennego jak kameleon, zawiłego w formułach, wielowykładalnego itp.

Mówiąc Konecznym, z cywilizacji łacińskiej jesteśmy przepychani do cywilizacji żydowskiej, której podstawową cechą jest religijne prawo objawione, bardzo szczegółowe (ponad 600 przykazań zamiast 10), niedefinitywne (można się spierać z Panem Bogiem), różnie interpretowane (przez niezależnych rabinów), poddawane daleko idącym wykładniom i ciągłym przeróbkom (np. religia Holokaustu), a częściowo ignorowane (przez laicyzujących się byłych wyznawców).

Tu idą na zderzenie dwie tendencje – totalizm (chęć skodyfikowania wszystkiego, jak te słynne sprawy bananów, ślimaków czy długości  knota świecy w UE) z jednej – oraz pełna arbitralność wykładni,  decyzji, rozporządzenia (jak osobiste rządy Tuska w Polsce, pełna samowola Merkel, niehamowana niczym bezczelność Junckera, Schulza, Cohn-Bendita z drugiej strony).

Przez bezmyślną i śmiertelnie groźną decyzję podjętą w referendum akcesyjnym (2003) znaleźliśmy się w orbicie świata, zarządzanego przez niezmiernie szczegółowy, wręcz totalny woluntaryzm GTW. Jednych męczą długością knotka, drudzy mówią: będzie tak, jak chcę, bo tak chcę. Stała nadprodukcja przepisów, prawny kołowrotek mącą wodę, w której duże misie łowią ryby.

Ad. Andrzej Zoll
Właściwie o tym, co powyżej, Pan napisał, tyle że przypisując źródła tego bałaganu wpływom Chińczyków. Nie wykluczam zresztą wcale, że spór konfucjanizm vs. legiści jest odpowiednikiem sporu prawo rzymskie vs. woluntarystyczni totaliści, którzy żonglują prawem objawionym (ale przez siebie!). Czy prof. Zoll należy akurat do tych drugich? Z pewnością kiedyś nie należał. I pochodzi z rodziny wybitnych prawników, którzy specjalizowali się właśnie w prawie rzymskim. Osobiście odniosłem wrażenie, że mój sąsiad sprzed lat utracił ostatnio wewnętrzną integrity. Mam nadzieję, że tylko przejściowo.  
 

Waldemar Żyszkiewicz

alchymista's picture

alchymista
Pan jest bardzo litościwy dla byłego sąsiada, jak już mówiłem. Dodam coś jeszcze: wartości korporacyjne. Przykładowo, dla środowiska akademickiego istnieją w zasadzie dwie wartości korporacyjne: rytualny obiektywizm oraz "obycie w świecie" (kult biegłej znajomości języków obcych, ciagłe wyjazdy zagranicę itp.). W środowisku prawników taką wartością korporacyjna po prostu jest prawo. A że prawo zmieniło swój charakter, to ma Pan rację. Czy jest to wpływ cywilizacji żydowskiej? Być może. Koneczny na którego Pan sie powołuje niestety nie napisał opracowania o cywilizacji chińskiej, o której tylko tu i tam wspominał. Może wtedy zmienił by swój pogląd o cywilizacji żydowskiej i ukazałby ja w nieco innym świetle. Nota bene to co Pan (idąc za Konecznym) napisał o prawie żydowskim można również odnieść do religii Islamu. Tu też jest mnogość nurtów, interpretacji, znawców lub pseudoznawców prawa koranicznego. Nie wszyscy islamiści przyjęli Islam w całości, jak Pan wie, Czeczeni na przykład nie przyjęli zasad egzogamii, tylko zachowali swoje własne, albowiem zasady Islamu w tym względzie uznali za barbarzyńskie.

Wydaje mi się, że kluczowe nie jest to, ile jest przykazań - 600, 10 czy 15 (jak na przykład w taoiźmie) i nie jest też ważne, czy przykazania ważne są przemieszane z mniej ważnymi. Ważne jest to jaka tradycja interpretacji prawa obowiązuje. W średniowieczu istniała koncepcja prawa naturalnego, która walczyła z prawem imperialnym. I to jest klucz zagadnienia. W istocie rzeczy konfucjanizm jest paralelny z koncepcją prawa naturalnego (taoizm też, ale w nieco innym stylu). Natomiast chiński legizm niewiele się różni od prawa imperium, prawa rzymskiego. Jest tylko bardziej totalitarny, absolutny, co wynika z natury tej cywilizacji.

(nota bene, czy nie budzi naszych skojarzeń podobna rola władzy w Izraelu i w Chinach? W obu przypadkach władcy musieli zadbać o regulacje wody. Jerzolima stała się wielkim miastem dlatego, że władcy zbudowali kanały doprowadzające wodę. Bez silnej władzy centralnej byłoby to niemożliwe).

Na zasadzie koncepcji prawa naturalnego Stanisław ze Skarbimierza i Paweł Włodkowic stworzyli podstawy ideologiczne do unii polsko-litewskiej i osadzenia na tronie polskim ledwo ochrzczonego poganina. Prawo wywodzili nie tyle z religii czy z Imperium, ale z samej natury, dowodząc, że skoro w czasach biblijnych poganie mieli prawo do ziemi i wolności, to mają oni do tego prawo także i dzisiaj. Ciekawe, że równiez konwencja z Montevideo narzucona przez Stany Zjednoczone definiowała państwowość w oparciu o prawo naturalne w gruncie rzeczy. Dopiero po II wojnie światowej wraz z ONZ pojawiła się koncepcja, że państwo może istnieć tylko wtedy, gdy zostanie uznane przez inne państwa. Na tej zasadzie Tajwan ma państwowość de facto, ale nie de iure.

Kwestia referendum akcesyjnego to konsekwencja tego stanu rzeczy. Podkreślam: w referendum tym nie brałem udziału, bo nie chciałem przykładać ręki do głupoty wszechczasów. Niemniej jednak z perspektywy czasu dostrzegam pewne zalety wejścia do UE.

Zaleta 1 - uznanie międzynarodowe. Do roku 2013 UE w sposób ułomny ale jednak była elementem systemu bezpieczeństwa. Gwarantowała nam istnienie status quo. Wiem, że to za mało, ale na nic więcej nas było nie stać. Problem mentalnościowy.

Zaleta 2 - zyskanie przez młodsze pokolenie bezcennej świadomości, że świat nie składa się z dobrych wujków, a wyłącznie z wujków laugh Wcześniej takiej świadomości nie było, bo ludziom brakuje wyobraźni.

Zaleta 3 - wraz z Polską do UE weszły inne kraje, które koniecznie należało wyrwać z orbity wpływów rosyjskich.

Negatywy znamy. Drenaż zasobów wszelakich, w zasadzie rodzaj wampiryzmu Niemiec i Francji na Polsce, długotrwała dominacja środowisk postpolskich i postkomunistycznych oraz - obecna trudność - komiczne nadzieje wiązane przez część młodego pokolenia z Rosją, która ma jakoby uratować Europę przed ostatecznym zbydlęceniem.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
pokazać w czterech czy sześciu zdaniach profesorowi, że bzdury wierutne wygaduje, że porównań absurdalnie nieprawdziwych na poziomie wiedzy elementarnej dokonuje, że sprzeniewierza się w ten sposób szacownej i długiej tradycji rodzinnej, z dodaniem ostrego tytułu na początek – i to według Pana oznacza, że jestem „bardzo litościwy dla byłego sąsiada”?

Jednocześnie Feliks Koneczny, dokonując opisu i analizy cywilizacji żydowskiej, strasznie się nad nią znęca? O ile dobrze zrozumiałem, przywołanie Konecznego nie wzbudziło Pańskiego entuzjazmu : ) Dlaczego uczony z Salwatora nie napisał szerzej o cywilizacji chińskiej? Pewnie miał mniej dostępnego materiału źródłowego, zapewne nie znał też języka.

 Nota bene to co Pan (idąc za Konecznym) napisał o prawie żydowskim można również odnieść do religii Islamu

Można, można, nawet trzeba... – jak śpiewano kiedyś w Piwnicy. Coraz wyraźniej pojawiają się głosy o początkach islamu jako narzędziu do walki z chrześcijaństwem. Ostatnio spotkałem się wręcz z tezą, dla mahometan (jak się kiedyś mówiło po polsku) niewątpliwie bluźnierczą, że to nie Archanioł Gabriel podyktował Koran Mahometowi, lecz pewien sędziwy rabin z Mekki...

kluczowe nie jest to, ile jest przykazań - 600, 10 czy 15 (jak na przykład w taoiźmie) i nie jest też ważne, czy przykazania ważne są przemieszane z mniej ważnymi.

Pewnie, że nie konkretna liczba jest decydująca, ale rząd wielkości tej liczby już daje wskazówkę, co do zakusów twórcy kodeksu: wielka szczegółowość dowodzi intencji całościowego skodyfikowania ludzkiego życia (rys totalistyczny) i niejako skazuje kodyfikatora na klęskę. Nie da się tylu szczegółowych norm spamiętać, a jeśli nawet, to prawie niemożliwe rzetelnie je stosować. I co najważniejsze: życie i tak jest bogatsze od najobszerniejszego kodeksu, więc norm prawa pozytywnego zawsze zabraknie. Dlatego niewątpliwie lepsze jest prawo naturalne, dla którego układem odniesienia jest system wartości uniwersalnych.

Tu się spotykamy w ocenach i sądach o systemach prawnych, więc proponuję ten wątek zamknąć, tym bardziej że to nie moja domena, nie studiowałem tego, więc się na tym nie znam. Natomiast zgadzam się z Panem, że ideolodzy nadrzędności (czyli terroru) prawa pozytywnego to rabuśniki najgorsze : ) Skądkolwiek by nie przychodzili.

Problematyki unijnej nie dołączajmy, bo za dużo grzybów... Na ten temat westchnąłem tylko dlatego, że ekspansywny i mieniący się barwami tęczy moloch prawa unijnego jest IMO przyczyną stanu rzeczy w III RP, o czym wspomniał Pan w pierwszym komentarzu i który to stan rzeczy wspólnie krytykujemy. (To gwoli wyjaśnienia, bo widzę jakąś dwoistość czy ambiwalencję co do UE u Pana, Jakubie).

Zatem zurück zu Zoll : )

Ani prof. Zolla niewątpliwa korporacyjność, ani jego niewątpliwe (cokolwiek gnostyckie) poczucie przynależności do lepszej i piękniejszej części ludzkości (krakówek, warszawka, elita światłych i rozumnych etc.) nie ulegają wątpliwości. Chęć zachowania za wszelką cenę dotychczasowego stanu posiadania przez Platformę i jej akolitów – wydaje się wręcz oczywista. Więc i poparcie Andrzeja Zolla dla tamtej strony mocy również mnie nie dziwi.

Natomiast dziwi mnie forma, w jakiej to robi. I fakt, że pozwala sobie na zachowania i teksty, które można by uznać za zwyczajne u Dziadka  Kuczyńskiego, ale u Zolla wydają się zastanawiające. Przecież to nie jest skutek niewiedzy, ale raczej jakiś przejaw utraty wolności wewnętrznej. Nie znam przyczyn tego stanu rzeczy, które wszakże mogą być zewnętrzne albo endogenne. Tu jednak, działając niejako w charakterze sąsiedzkiej kontroli społecznej, się zatrzymam.  
 

Waldemar Żyszkiewicz

Więcej notek tego samego Autora:

=>>