Na przystanku PRL wysiadł. Onet za "Przeglądem" raczy nas wywiadem ze „znaną naukowczynią”, który ma nas przekonać, jakim jesteśmy paskudnym i ksenofobicznym narodem. Jest to część nagonki, która powstała w reakcji na odradzającą się wręcz modę na polskość i patriotyzm.
Przyznaję, że najpierw chciałem się zająć panią Manuelą Gretkowską, która nazwała Polskę „takim śmierdzącym starzyzną patriarchalnym garniturem” dowodząc śmiałą i wyssaną z palca tezę, tak odległymi od rzeczywistości „faktami”, jakich nie powstydziłby się pryszczaty autor opowiadania fantasy o tygrysie szablastodziobym pokonanym przez konnego Rzymianina, który stojąc w strzemionach zadźgał zwierzaka na pustyni, pod Troją, wyciągniętą z juków napiętą przed tygodniem kuszą.
Profesora (ja w przeciwieństwie do redaktora nie zawaham się użyć tego słowa), antropolożka kultury i religioznawczyni Joanna Tokarska-Bakir jest przedstawicielem świata naukowego, który zamiast odejść z honorem na zasłużoną emeryturę, postanowił się publicznie skompromitować. Głupim wywiadem. Opłacało się? Może sądziła pani, że przeczyta to jakiś potakiwacz, który będzie musiał sięgać do słownika co drugi wyraz. A tu pech.
Niszowy "Przegląd" ktoś przedrukował do ogólnie dostępnego portalu. W celu oczywiście utrwalenia przywiezionego wraz z komunistami sowietami stereotypu Polaka-buraka. Polaka z szabelką. Polaka-ofiary.
Pani profesora już w pierwszych słowach sprawiła mi ogromną radość popełniając szkolny błąd, czyli pisząc o wadach w pierwszej osobie liczby mnogiej. Taką manipulację stosują osoby zajmujące w stosunku do odbiorców rolę zwierzchnią. Manipulacja ma na celu poniżenie poprzez pseudozbratanie się z odbiorcami. Obrzydliwa cecha ludzi, którzy uzyskali tytuły naukowe niesłusznie.
„To, co się dzieje na stadionach, jest ucieczką od pozycji ofiary, którą Polska była przez tyle lat. A także identyfikacją ze sprawcą. Nam ciągle imponują naziści. Chcemy być jak oni.”
Droga pani antropolożko, to co się dzieje na stadionach, jest pochodną likwidacji obowiązkowej służby wojskowej i powszechnego bezrobocia wśród młodzieży. Przez to młodzież szuka sobie autorytetów, szarży i celu. Pozycji ofiary? Ofiara chce się stać katem? Oj, chyba nie polubią tego stwierdzenia mieszkańcy Izraela, których działania w stosunku do Palestyńczyków coraz częściej kojarzone są z analogicznym traktowaniem ich przez Niemcy hitlerowskie.
„Chcemy być jak oni” - no skoro chcecie pani profesor. Pani i kto jeszcze?
„Młodzi ludzie, których nazywamy kibolami, są ofiarami polskiego systemu edukacji.”
Pani sobie kpi. Wyżelowane pajace w rurkach i szaliczkach z kubeczkami kawy ze Starbunia to to samo pokolenie w systemie edukacji. Słoiki warszawskie i korposzczury podobnie. Co? Jednym się bogoojczyźniana nauka historii przyjęła, a innym nie?
„Rzucono tym ludziom ochłap w postaci Polski jako Chrystusa narodów, wyprano im mózgi ideologią, która każe umierać za ojczyznę”
Droga pani. To pokolenie, które katowano mesjanizmem w szkołach, zbliża się obecnie do pięćdziesiątki. Kibole w kapciach z grzanym kakao przed telewizorem.
Jak można być tak oderwanym od rzeczywistości?
Dziennikarz też nieźle podpowiada:
„Niedawno zniszczono elewację XVIII-wiecznego meczetu w Kruszynianach na Podlasiu. Nie ma tygodnia, żebyśmy nie słyszeli o podobnych "incydentach" z mową nienawiści w tle, w całym kraju. Co się dzieje z naszym społeczeństwem i czy jest się czego bać?”
Zniszczenie elewacji spotkało się z tak jawnym sprzeciwem niemuzułmanów mieszkających w okolicy, że dla każdego myślącego śmierdzi prowokacją. Jakieś były jeszcze? Bo śledzę informację dokładnie i nie zauważyłem.
„W Polsce przywykło się krytykować poprawność polityczną, bez refleksji, czym ona tak naprawdę jest – a jest murem chroniącym słabych.” Od kiedy to słabi mają w Polsce władzę?
Dalej pani profesor stosuje kolejną manipulację. Bardzo paskudną – personalizuje. Prowadzi kilka zdań w taki sposób, żeby na końcu okazało się, że nietolerancja to uderzenie w prostą inność drugiego człowieka.
Nie, droga pani antropolożko kultury. Tolerancja czy też nietolerancja dotyczy idei, dotyczy zachowania. Próbuje tu pani zmieszać dwie bardzo różne rzeczy. Obawę przed innością i dziecięcą agresję z tym związaną - rudy uczeń w klasie, z obroną przed narzuceniem, pod pozorem poprawności politycznej, obcej ideologi i zachowania, sprzecznych z kulturą dominującą.
Rzeczywiście podchodzi pani do poprawności politycznej bez refleksji.
„Jednak demokracja jest taką umową społeczną, która już w swojej definicji ma się przeciwstawiać tendencjom do ujednolicania.”
Wikipedia:
„Demokracja – system rządów (reżim polityczny, ustrój polityczny) i forma sprawowania władzy, w których źródło władzy stanowi wola większości obywateli (sprawują oni rządy bezpośrednio lub za pośrednictwem przedstawicieli)”
Pani Joanna ma najwyraźniej jakąś inną definicję. Może w takim razie powinna być profesorem innej nauki w innej rzeczywistości?
„Jeśli ktoś głosi hasła jej wrogie, musi być izolowany i obserwowany. Demokracja nie polega na tym, że będziemy chronili wszystkie poglądy, łącznie z nawołującymi do nienawiści i wykluczania.”
Kali mówić, że jak Kali być zły, to Kalego musieć chronić, ale jak ktoś zły, że Kali zły, to jego nie wolno chronić, jego trzeba karać.
Ja naprawdę marzę o tym, żeby ludzie przestali kalać swoim nazwiskiem tytuły naukowe.
Dalej jest w tonie podobnym, oberwało się nawet osobie (profesorowi), która broniła Tuwima przed nazwaniem go rasistą za „Murzynka Bambo”. Dla uspokojenia zdradzę pani w sekrecie, że autor tego rasistowskiego wierszyka nie żyje. Podobnie jak autor „Dziadów” wystawianych w 1968 roku.
Dostaje się też nielewackim profesorom socjologii, którzy według pani Joanny powielają treści wytworzone przez elity. Pani Joanno. Proszę posłuchać taśm ujawnionych przez WPROST, gdzie są nagrane nasze elity.
Na koniec nie obyło się bez reklamy wszystkich trzech książek wydanych przez panią profesor.
Nie czytałem ich i nie mam zamiaru, gdyż wolę uczyć się historii z wiarygodnych źródeł, które mogę logicznie zinterpretować umiejscawiając je w czasie i kontekście, przez palce patrząc na te, które ważne sprawy przemilczają.
Tak też patrzę na każdego, kto przypisuje Polakom antysemityzm wyssany z mlekiem matki i każdego odsyłam do oficjalnego portalu Żydów polskich, na którym bez żadnej żenady przyznają Polsce prym w tolerowaniu ich nacji, a nawet gościnności w stosunku do nich.
Wyjaśnianie spraw przez IPN jest dla pani równoznaczne z opium.
Halo? Wyjaśnianie to zaciemnianie, wolność to niewola, wojna to pokój. „1984” mówi to pani coś? Wątpię.
„Ludzie, którzy odwiedzają Muzeum Powstania Warszawskiego, są przekonani, że powstanie zakończyło się sukcesem.” Serio? Chyba ci, co do tej pory sądzili, że w Polsce mówi się po rosyjsku, nie ma telefonów, a na ulicach białe niedźwiedzie chodzą.
Jakieś badania? Sondaż? Bardzo śmiała teza. Czyżby znaczyło to, że nauczanie historii jest nieskuteczne. Ależ przed chwilą powiedziała pani, że jest aż nazbyt skuteczne i doskonale rozumiemy kiedy były klęski, tylko przekuwamy je w zwycięstwa.
Społecznym przebudzeniem nazywa pani profesor wydarzenia związane z Golgota Picnic. Oczywiście, ma na myśli walkę o oglądanie i publikowanie tego „dzieła sztuki”, a nie protest przeciwko wystawianiu pornograficznego gniota za pieniądze społeczne.
1984.
„Niestety, cnoty obywatelskie nie są mocną stroną Polaków”.
Odpowiem młodzieżowo. LOL!
„To był moment, kiedy należało wspomnieć o problemie, który – jak wynika z moich badań – jest jednym z najgłębszych problemów Polski, czyli antysemityzmie jako kodzie kulturowym.”
O i mamy kod. Pani profesor odsłoniła się, jak przed nią tysiące naukowców - oszustów. Wyjechała na tezie, zrobiła sobie z niej konika, którego za publiczne pieniądze ujeżdża wbrew oczywistym faktom.
Pani Joanna podobna w tym jest do majora Baumana, który karierę naukową zrobił na ideach niesprawdzalnych, istniejących w teorii i nie mających żadnego zastosowania.
To takie powszechne wynaturzenie, że ktoś powinien napisać na ten temat pracę naukową.
„Jak zrobić karierę na wydumanym temacie i uzyskać z niego profesurę”.
Nie dziwota, że przyjmuje się każde zaproszenie do mediów, bo przecież jeszcze jakiś dociekliwy redaktor zajrzy, poszuka i nie znajdzie treści w tym bełkocie złożonym z słów, które pani profesor uważa za wystarczająco trudne żeby znał je ktoś spoza hermetycznego towarzystwa wzajemnej adoracji.
„...większość programów Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest adresowana do tych, którzy konserwują różne treści”. Przepraszam, pani mówi o Polsce?
Może cały artykuł jest o jakiejś Antyutopii? Matrixie?
Może tak pani otworzy jakąkolwiek gazetę z programem teatralnym, kinowym. Zawierającym też imprezy kulturalne. Może pani łaskawie odnajdzie jakąś klasykę, jakieś wydarzenie stricte konserwatywne, dotowane przez MKiDN? A jak już pani znajdzie (bo czasem trzeba przyciągnąć na widownie więcej niż kilkunastu „koneserów”) to proszę porównać z ilością pozostałych, jednosezonowych, wydumanych gniotów
„To najkrótsza definicja nieświadomego, reakcyjnego tradycjonalizmu, który jest polską klątwą. Mamy do czynienia z umysłową ociężałością, która w ogóle nie analizuje argumentów, tylko sprawdza, gdzie ktoś się urodził albo kto za kim stoi w sensie pochodzenia. To nasze przekleństwo. Elity muszą się otworzyć, bo jak mówił Tony Judt, "źle ma się kraj".
Reakcyjny tradycjonalizm. Jaki piękny oksymoron! Tym bardziej, gdy tworzy go osoba opisująca tradycję jako skrajnie zachowawczą, dokłada do niego skrajnie dynamiczny przymiotnik.
Może czas już coś nowego napisać? Jakąś poezję? Zwolniło się w panteonie miejsce szykowane dla Izabeli już nie Marcinkiewicz. Można wskoczyć. Nagroda Nike, dołożona do pozostałych będzie wyglądała ślicznie, jak ordery na piersi północnokoreańskiego generała.
Cały wywiad jest dość sprawnym pomieszaniem prawd i fałszywych wniosków. Rzeczywiście gdy trafi do kogoś umysłowo ociężałego, który w ogóle nie analizuje argumentów, a do tego każdego z tytułem naukowym traktuje jak autorytet, może być źródłem walki z ciemną, konserwatywną masą, pod warunkiem wykucia niektórych akapitów na pamięć.
Niestety, dla tych nie ociężałych, dla tych analizujących jest tylko jedną wielką kompromitacją osoby będącej profesorem kształcącym przyszłą elitę.
Pozostaje mi tylko powtórzyć.
„Źle ma się kraj”
Shork
(8)
7 Comments
@autor
28 August, 2014 - 12:46
"Tolerancja jest to gotowość przyznania przedstawicielowi innego światopoglądu tej samej dozy inteligencji i dobrej woli co sobie"
Przykro mi, ale obserwując poczynania lewaków, nie jestem w stanie wykrzesić z siebie takiej gotowości :)
Pozdrawiam
Szanowny,
28 August, 2014 - 20:24
że to, co tolerujemy, na nic więcej nie zasługuje. Tego warto się trzymać :)
"Tolerancja jest to gotowość przyznania przedstawicielowi innego światopoglądu tej samej dozy inteligencji i dobrej woli co sobie"
Definicja, którą przytoczyłeś, to zręczna podmianka, taka sztuczka lewaków,
bo podobna inteligencja i dobra wola nie gwarantują jeszcze ani dotarcia do prawdy,
ani słuszności poglądów.
Szukając pozornych uzasadnień lewactwo próbuje akceptację określić mianem tolerancji.
Ale i tego im mało, więc już teraz domagają się po prostu afirmacji.
Najlepiej widać to na prostym przykładzie:
Niepenalizowanie homoskesualizmu - to jest właśnie tolerancja
(np. Oscar Wilde za homoseksualny romans siedział w Reading)
Zrównanie związków monopłciowych z małżeństwem - to już akceptacja
pederastii. Przesadna i do niczego niepotrzebna.
Prawo do adopcji cudzych dzieci - to już wręcz afirmacja homoseksualizmu.
Na to się zgodzić po prostu nie wolno.
Waldemar Żyszkiewicz
Shorku,
28 August, 2014 - 16:47
Myślę, że wielu oszczędziłeś przykrości czytania wypocin pani profesory antropolożki!
Mam tylko jedną uwagę, do słów:
"Droga pani. To pokolenie, które katowano mesjanizmem w szkołach, zbliża się obecnie do pięćdziesiątki. Kibole w kapciach z grzanym kakao przed telewizorem."
No ja Cię Shorku proszę (jestem dokładnie z tego pokolenia): jakie kapcie i jaki telewizor???
Właśnie wróciłam z wyprawy rowerkiem wodnym po jeziorze, w najbliższą niedzielę rowerek lądowy, a dusza wyje, że już w góry nie da rady, nie z braku chęci, tylko czasu
Jedynie kakao, no, czasami.....
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
he he
28 August, 2014 - 18:20
"Świętej Pamięci"
28 August, 2014 - 22:04
Zwykle o zmarłych mówi się w superlatywach, że był dobrym mężem, ojcem, bratem, przyjacielem, kolegą.
Ale w tym przypadku akurat nie były to czcze słowa. Kto Go znał, jeszcze za życia, z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że Andrzej był dobrym mężem, ojcem, bratem, przyjacielem, kolegą... Lubianym i szanowanym, cenionym pracownikiem Zespołu Szkół w K. na południu Polski (dopiero co przeszedł na emeryturę), świetnym - to opinia wielu, nauczycielem we własnej szkole jazdy, w której dorabiał, by utrzymać i wychować czwórkę dzieci. Andrzej nigdy nie odmawiał prośbie; zmarł nagle, pracując w piątkowy letni wieczór. Bo kursant prosił.
Andrzej był...
Podczas nabożeństwa żałobnego, które odprawiał ksiądz z parafii Andrzeja, nieoczekiwanie drugie kazanie wygłosił przyjezdny kapłan, który - jak sam mówił "właściwie prawie nie znał Świętej Pamięci".
-Poznałem Świętej Pamięci ponad dwadzieścia lat temu, gdy jako katecheta pracowałem krótko w tutejszej szkole. - głosił ów ksiądz, którego tylko miejscowy wikariusz znał z imienia i nazwiska, i jako były uczeń miejscowej szkoły pamiętał go jako katechetę.
-Wy znaliście Świętej Pamięci lepiej. Wiecie jakim był człowiekiem. Może Świętej Pamięci był rzeczywiście wyjątkowy, nie wiem. Ale zwykle jest tak... - I tu kapłan przytoczył dowcip(sic!) o tym, jak to nikt nie potrafił nad grobem pewnego człowieka powiedzieć nic pozytywnego, więc organista powiedział, że "sami wiecie jaki był zmarły, ale synów zostawił takich, że sam przy nich był święty".
To nie jest wymysł - takie słowa wygłosił ksiądz podczas mszy żałobnej, patrząc na żonę, czwórkę wspaniale wychowanych dzieci, siostrę, brata, dalszą rodzinę, przyjaciół, tłumy uczniów mimo wakacji, sąsiadów Zmarłego. Człowieka, który akurat jako jeden z niewielu cały swoim życiem na takie słowa z całą pewnością nie zasługiwał. Można było pomyśleć, że to proces beatyfikacyjny, a ów kapłan pełni funkcję Advocati Diaboli.
-Nie znałem Świętej Pamięci... - kontynuował kaznodzieja, a ja do dziś nie mogę sobie darować, że nie podszedłem do niego i nie poprosiłem żeby przestał.
Powstrzymało mnie tylko, że wdowa z pewnością nie słyszała tego, co ów kapłan wygaduje, i nie zrozumiałaby, dlaczego zakłóciłem nabożeństwo.
Świętej Pamięci.
Nie "świętej pamięci Zmarły", nie "świętej pamięci Andrzej", nie "świętej pamięci wasz brat, mąż, ojciec". "Świętej Pamięci" - te dwa padające co chwilę, a brzmiące jak drwina lub nawet obelga słowa, stały się imieniem i nazwiskiem w ustach księdza, który "wprawdzie Świętej Pamięci nie znał", ale jak się okazało, miał dużo do powiedzenia na Jego pogrzebie.
Dlaczego o tym piszę?
Może Ktoś się domyśli?...
Szanowny, piszesz...
28 August, 2014 - 20:23
Wydumany temat ujęty w hermetycznym zapisie to tylko warunek konieczny (WK),
dopiero przynależność do partii wewnętrznej (kryteria mogą być etniczne, ideologiczne
albo po prostu wynikać ze wspólnoty grzechu) stanowi WKW dla osiągnięcia profesury.
PS Joanna Tokarska-Bakir, Alina Cała, Andrzej Żbikowski czy Bożena Umińska-Keff
to taka szpica polonożerców, nie tylko tolerowanych przez państwo polskie, ale i opłacanych przez polskiego podatnika. Ten typ tak ma.
Waldemar Żyszkiewicz
Ponieważ studiowałem na
29 August, 2014 - 10:40