W Lipcu AD 2013 w Klubie Ronina, (relacja dostępna na youtube), dwóch roninów Braun i Żebrowski zaprezentowało fakty: Grzegorz Braun, definiował problem kolizji interesów polskich i żydowskich, mówił o zagorzeniach jakie wynikają z tego dla Polaków. Leszek Żebrowski kreślił owego konfliktu tło historyczne. Natomiast reszta zebranych tego wieczoru przekonywała, iż owe dane znaczą zupełnie coś innego niż to, na co wskazywała by logika dwuwartościowa. Spośród owego grona wyróżniał się Tomasz Terlikowki, redaktor najpierw sprawnie dzielił “włos na czworo”, rozstrzygając, kto Żyd a kto nie, potem wyjawił zebranej gawiedzi zasadę działania Talmudu: że to księga “dyskusyjna” że prawie każda teza jest tam dowodzona i negowana. Idąc tą ścieżka rozumowania, bezpiecznie założyć można, że umysł kształtowany w środowisku gdzie owa księga intelektualną bazą, że taki umysł, odznaczać się będzie swoistymi właściwościami. Najwyraźniej to nie zbieg okoliczności że twórca nowoczesnej propagandy, znanej jako Public Relations, Edward Bernays był Żydem, bratankiem Sigmunda Freuda. Idąc dalej, nie będzie też, bezpodstawnym, twierdzić że przy pewnej dozie retorycznej zręczności i finansowego poparcia można w debacie publicznej udowadniać i negować jakąkolwiek tezę. W Polsce tak , w Anglii niekoniecznie.
Przekonał sie o tym Frank Zacharias "Zac" Goldsmith, przyjazny dla środowiska naturalnego, potomek żydowskich hotelarzy i finansistow rodem z Niemiec, ubiegający się o stanowisko mera Londynu. Kiedy na kilka dni przed wyborami w dość jadowitym czy jak kto woli “płomiennym” artykule w Daily Mail, zaklinał londyńczyków by nie głosowali na jego szanownego kontrkandydata z Labour Party. Bowiem w łonie owej partii występuje niejaka słabość do ugrupowań terrorystycznych, jako przykład podawał między innymi jej szefa, Jeremy Corbyn'a który ponoć miał wyrazić się o ludziach z organizacji Hamas i Hezbollah jako o “przyjaciołach”. Chociaż Goldsmith nie odniósł się ani razu do religii czy koloru skóry kandydata Labour Party, podniósł się klangor że ośmiela się insynuować, ba, wiązać(!) pana Sadiq Khan'a z terrorystami. Larum było takie że nawet siostra Zaka uznała za stosowne zdystansować się do kampanii brata. Nasuwa się myśl że gdyby pan Khan był wodnistookim, czerwononosym, rudym brytolem, twierdzenia Goldsmitha, spotkały by się z nieco innym odzewem.
Nie biorąc w obronę, kandydata Torysów warto zauważyć że ostatnimi czasy Partia Pracy, jak to ujął The Guardian przeszła jakąś antysemicką sagę, w której główne role zagrali Ken Livingstone i Naz Shah. Livingstone naraził sie “rewizjonistycznymi” wypowiedziami co do Hitlera i Syjonizmu. Natomiast pani Shah posiadaczka życiorysu jak z telenoweli: urodzona w Bradford, wysłana do Pakistanu, podczas gdy jej mama otruła kochanka i poszła do więzienia na 14 lat, ją w Pakistanie zmuszono do ślubu itd. Otóż ta, tak doświadczona przez życie, Naz Shah urozmaiciła annały ADL wypowiedzią dla portalu Guido Faweks, której sens można zawrzeć w stwierdzeniu iż rozwiązaniem bliskowschodniego węzła gordyjskiego było by przeflancowanie Izraela do USA. Livingstone i Naz zostali zawieszeni. Tak więc obawy pana Goldsmitha, nie do końca podyktowane były jedynie talmudycznymi nawykami, pan Khan rzeczywiście poprzez więzy partyjne może być kojarzony z indywiduami mającymi znamiona antysemitów i rewizjonistów. Okazuje się jednak że z napiętnowaniem organizacji w której takowe jaskiniowe okazy występują, (bo przecież nie pana Khana) to już problem, bowiem Zjednoczone Królestwo to nie Trzecia Rzeczypospolita i oskarżenie o antysemityzm czy sprzyjanie terrorystom, bynajmniej nie jest tam bronią ultymatywną. Wszytko zależy tego, kto i przeciw komu ją stosuje. Bowiem tamtejsze polityczne pacynki, działają na zasadach podobnych, do reguł funkcjonowania figur z fabularnych gier planszowych, Skuteczność rzucanych prze nie klątw i zaklęć zależy od tego jaką wartość ma suma ich współczynników osobowych. Na ową sumę składają się: przynależność, do jakiejś (najlepiej społecznie upośledzonej), grupy etnicznej, właściwa płeć kulturowa, (najlepiej różna od biologicznej), właściwa, (inna niż chrześcijańska) religia, i oczywiście właściwa orientacja seksualna. Wszystkie te parametry, sumuje się i uzgadnia z kalibrem podejmowanych działań i wypowiedzi. Wszystko jest Ok, jeśli polityk w swych akcjach uwzględnił sumę swych parametrów jeśli jednak się przeliczył, to, podobnie jak Zac, może skończyć na politycznym aucie: w świat poszło że islamofob Goldsmith chciał podzielić Londyńczyków.
Od jego kampanii odcięli się czołowi przedstawiciele konserwatystów uznając ją, już po fakcie, za żenującą. A Mohammed Amin, szef Muzułmańskiego Forum Konserwatywnego wyczerpująco uzasadnił swój wobec Goldsmitha ostracyzm, tekstem na www.conservativehome.com. Można w nim przeczytać że kampania Goldsmitha mogła zwiększyć “ryzyko narażenia na atak terrorystyczny”, tekst ponadto ukazał, że problemem nie było to, jakich slow Goldsmith użył, a to jak je odebrali muzułmanie. To co w ich mniemaniu inkryminowało jego kampanię wyborczą, była nie tyle jej treść, co jej “ton” brzydkie sugestie. Amin pisząc o haniebnym tonie Goldsmitha, stwierdził że gdyby ów wygrał wybory w oczach wielu brytyjskich muzułmanów, było by to zwycięstwo odniesione “za cenę szkalowania uczciwego, lojalnego brytyjskiego parlamentarzysty któremu zdarzyło się być też muzułmaninem”. Z tą uczciwością i lojalnością “parlamentarzystów którym zdarza się być muzułmanami” różnie być może, zważywszy że Koran nawołuje swych wyznawców do okłamywania niewiernych i do uderzania na nich kiedy nadejdzie właściwa pora. Co odważniejsi Arabiści publicznie twierdzą że islam poza religią niesie także pewien projekt polityczny. I nie trzeba być specjalistą by zauważyć ów oparty na szarijacie projekt koliduje z projektem państwa liberalno-homoseksualnego. Wszak wzorowy muzułmanin to taki co szerzy szarijat gdzie i kiedy się da. A jak się nie da, to czeka aż się da. Oczywiście muzułmańscy talmudyści, pokroju pana profesora Ramadana z Oksfordu, wyjaśniają, że to nie tak, że wszytko można przedyskutować, na drodze pełnego zaufania dialogu.... Oczywiście że można, ale życie ma się tylko jedno.
Wybór na mera Londynu muzułmanina zamiast Żyda, ukazuje skuteczność, polityków muzułmańskich. Jednak choć doskonale wpasowali się oni w garnitur politycznie poprawnego dyskursu tamtejszej sceny politycznej, to jednak czasami nie sposób nie zauważyć u nich objawów pewnego zniecierpliwienia, nie jest to bynajmniej zniecierpliwienie tego samego charakteru, co, to okazywane przez, wrzeszczących na ulicach, brodatych amatorów blond mięsa. Zniecierpliwienie ludzi takich jak Shah czy Amin to zniecierpliwienie uprzejmego zawodowca który policzył karty: czas i demografię i wie że już wygrał i czeka aż guzdrzący się, kretyniejący na starość krupier, wyda mu resztę blotek. Zawodowiec stara się być uprzejmy, musi trzymać klasę, wie że jeśli chce ograć to i inne kasyna, musi być grzeczny inaczej zostanie wykluczony od stołu. Czaszami jednak popuszcza wodze instynktów, lecz nie za bardzo, tylko tak, by reszta bywalców zasiadająca przy stole czuła respekt, by pokazać siłę i pewność siebie, by wyglądać naturalnie . Wtedy następuje czepianie się czyjegoś “tonu”, lub jakiś karygodny lapsus o eksporcie bezcennego Izraela do Ameryki. Lecz inni gracze też potrafią liczyć, też policzyli głowy i czas. I nic nie mogą zrobić: bo święty konwenans tolerancji sznuruje im usta, bo sami próbują oszukiwać, ale już wiedzą jaki będzie wynik gry w demokrację. A kiedy pomyślą że dopiero co wygrany przez przeciwnika stołek mera Londynu to trampolina, do skoku na tekę premiera, w oczy zagląda im widmo “Poddania” Michelle'a. Houellebeq'a, do serc wpełza panika.
A propos francuskich akcentów, to trzeba stwierdzić że po drugiej stronie kanału, po latach rządów UMPS, sytuacja, nie jest lepsza. UMPS to zbitka akronimów Unii na rzecz Ruchu Ludowego i Partii Socjalistycznej. Którą francuscy złośliwcy, o patriotycznej proweniencji zwykli rozwijać jako Une Mosquée Par Semaine, co się wykłada jako jeden meczet tygodniowo. Że lewica, tak zwana centroprawica i masoni wcale nie ukrywają sympatii czy wręcz służalstwa wobec muzułmanów, nie trzeba nikomu, kto interesuje się, francuską polityką wewnętrzną, tłumaczyć. Jane Claude Gaudin wiceprzewodniczący Unii na rzecz Ruchu Ludowego , w roku 2007 na lamach Le Figaro, nazwał ustanowione w 1905 roku, prawo o rozdziale państwa od kościoła, „szczególnie niesprawiedliwym”, natomiast obecnie rządzący premier: socjalista i mason Manual Valls, już od lat przebąkuje że należy je zmodyfikować i oficjalnie umożliwić państwu francuskiemu finansowanie meczetów. Tak sie składa że obecnie francuskie sądy administracyjne, na podstawie tego właśnie prawa, utrudniają gminom muzułmańskim dzierżawienie działek budowlanych, po zaniżonych cenach, uznając to za ukrytą formę subwencji. Politycy francuscy mają inne zdanie. Bo czy aby werdykty utrzymane w tym tonie, nie noszą znamion prawnych aktów ksenofobii dokonanych wobec ich elektoratu? Wszak wiadomo że prawo z 1905 swarzono kiedy katolicka duchowość była niebezpieczną konkurencją dla duchowości laickiej. Obecnie sytuacja wydaje się opanowana: katolicyzm wymiera, zamyka i buży się kościoły, więc po co ten legislacyjno- ksenofobiczny wobec islamu relikt? Obecny premier nie ma wątpliwości że trzeba z ksenofobią walczyć: w swym “Alfabecie optymisty” stwierdza że “walka z ksenofobią powinna pozostawać w centrum polityki nowoczesnej i popularnej lewicy”. Walka z ksenofobicznymi ale niezawisłymi sądami może być uciążliwa, więc póki co władza walczy z tymi którzy sobie do serca biorą postulat laickości państwa. Ludzie tacy jak Christine Tasin redaktorka portalu Boulevard Voltaire, czy Pierre Cassen z Riposte laïque. Są uznawani za zagrożenie dla porządku publicznego. Natomiast odznacza się legią honorową rektora meczetu w Marsyli, Tareq'a Oubrou admiratora dorobku intelektualno-duchowego Hassana Al-Banna, założyciela sekty Bractwa Muzułmańskiego, rektor Oubrou szerzy też spiskowe teorie jakoby to Mustafa Kemal Atatürk twórca nowoczesnej Turcji był Żydem. I jak porządny Żyd może czuć się bezpiecznie w krajach gdzie tolerowane i nagradzane są taki “ton” i takie postawy.
Historia powtarza się, lecz jak mawia Grzegorz Braun, "nigdy w skali jeden do jeden". Żydzi wielokrotnie, byli wypędzani z rożnych państw Europy. Wdaje się że muzułmanin na stołku mera w martwej katedrze w Londynie, w czasach gdzie muzułmanie wyżynają, na Bliskim Wschodzie Chrześcijan to kolejny znak zbliżających się, czasów. Czasów kiedy to polski Hobbiton, zamieszkały, wkrótce pod amerykańskimi lufami, przez łagodnych wytresowanych w judeochrześcijaństwie, tubylców, będzie jednym spokojnym miejscem lęgowym. Bowiem stare demokracje Europy zdominują “nowi europejczycy” profesora Ramadana. Którzy już dziś, choć hołubieni i edukowani przez najbardziej postępowe z partii, coraz gorzej maskują swe antyjudaistyczne atawizmy. A Polacy to naród pokój miłujący, lecz ostrożności nigdy nie za wiele. Nic nie zaszkodzi, jeśli kato-judaizerzy, będą ich umacniać w przekonaniu, iż wciąż powinni się bić w piersi z powodu swego antysemityzmu. Dokładnie tak, jak to czynił w “Roninie” chrześcijański talmudysta Terlikowski.
Przekonał sie o tym Frank Zacharias "Zac" Goldsmith, przyjazny dla środowiska naturalnego, potomek żydowskich hotelarzy i finansistow rodem z Niemiec, ubiegający się o stanowisko mera Londynu. Kiedy na kilka dni przed wyborami w dość jadowitym czy jak kto woli “płomiennym” artykule w Daily Mail, zaklinał londyńczyków by nie głosowali na jego szanownego kontrkandydata z Labour Party. Bowiem w łonie owej partii występuje niejaka słabość do ugrupowań terrorystycznych, jako przykład podawał między innymi jej szefa, Jeremy Corbyn'a który ponoć miał wyrazić się o ludziach z organizacji Hamas i Hezbollah jako o “przyjaciołach”. Chociaż Goldsmith nie odniósł się ani razu do religii czy koloru skóry kandydata Labour Party, podniósł się klangor że ośmiela się insynuować, ba, wiązać(!) pana Sadiq Khan'a z terrorystami. Larum było takie że nawet siostra Zaka uznała za stosowne zdystansować się do kampanii brata. Nasuwa się myśl że gdyby pan Khan był wodnistookim, czerwononosym, rudym brytolem, twierdzenia Goldsmitha, spotkały by się z nieco innym odzewem.
Nie biorąc w obronę, kandydata Torysów warto zauważyć że ostatnimi czasy Partia Pracy, jak to ujął The Guardian przeszła jakąś antysemicką sagę, w której główne role zagrali Ken Livingstone i Naz Shah. Livingstone naraził sie “rewizjonistycznymi” wypowiedziami co do Hitlera i Syjonizmu. Natomiast pani Shah posiadaczka życiorysu jak z telenoweli: urodzona w Bradford, wysłana do Pakistanu, podczas gdy jej mama otruła kochanka i poszła do więzienia na 14 lat, ją w Pakistanie zmuszono do ślubu itd. Otóż ta, tak doświadczona przez życie, Naz Shah urozmaiciła annały ADL wypowiedzią dla portalu Guido Faweks, której sens można zawrzeć w stwierdzeniu iż rozwiązaniem bliskowschodniego węzła gordyjskiego było by przeflancowanie Izraela do USA. Livingstone i Naz zostali zawieszeni. Tak więc obawy pana Goldsmitha, nie do końca podyktowane były jedynie talmudycznymi nawykami, pan Khan rzeczywiście poprzez więzy partyjne może być kojarzony z indywiduami mającymi znamiona antysemitów i rewizjonistów. Okazuje się jednak że z napiętnowaniem organizacji w której takowe jaskiniowe okazy występują, (bo przecież nie pana Khana) to już problem, bowiem Zjednoczone Królestwo to nie Trzecia Rzeczypospolita i oskarżenie o antysemityzm czy sprzyjanie terrorystom, bynajmniej nie jest tam bronią ultymatywną. Wszytko zależy tego, kto i przeciw komu ją stosuje. Bowiem tamtejsze polityczne pacynki, działają na zasadach podobnych, do reguł funkcjonowania figur z fabularnych gier planszowych, Skuteczność rzucanych prze nie klątw i zaklęć zależy od tego jaką wartość ma suma ich współczynników osobowych. Na ową sumę składają się: przynależność, do jakiejś (najlepiej społecznie upośledzonej), grupy etnicznej, właściwa płeć kulturowa, (najlepiej różna od biologicznej), właściwa, (inna niż chrześcijańska) religia, i oczywiście właściwa orientacja seksualna. Wszystkie te parametry, sumuje się i uzgadnia z kalibrem podejmowanych działań i wypowiedzi. Wszystko jest Ok, jeśli polityk w swych akcjach uwzględnił sumę swych parametrów jeśli jednak się przeliczył, to, podobnie jak Zac, może skończyć na politycznym aucie: w świat poszło że islamofob Goldsmith chciał podzielić Londyńczyków.
Od jego kampanii odcięli się czołowi przedstawiciele konserwatystów uznając ją, już po fakcie, za żenującą. A Mohammed Amin, szef Muzułmańskiego Forum Konserwatywnego wyczerpująco uzasadnił swój wobec Goldsmitha ostracyzm, tekstem na www.conservativehome.com. Można w nim przeczytać że kampania Goldsmitha mogła zwiększyć “ryzyko narażenia na atak terrorystyczny”, tekst ponadto ukazał, że problemem nie było to, jakich slow Goldsmith użył, a to jak je odebrali muzułmanie. To co w ich mniemaniu inkryminowało jego kampanię wyborczą, była nie tyle jej treść, co jej “ton” brzydkie sugestie. Amin pisząc o haniebnym tonie Goldsmitha, stwierdził że gdyby ów wygrał wybory w oczach wielu brytyjskich muzułmanów, było by to zwycięstwo odniesione “za cenę szkalowania uczciwego, lojalnego brytyjskiego parlamentarzysty któremu zdarzyło się być też muzułmaninem”. Z tą uczciwością i lojalnością “parlamentarzystów którym zdarza się być muzułmanami” różnie być może, zważywszy że Koran nawołuje swych wyznawców do okłamywania niewiernych i do uderzania na nich kiedy nadejdzie właściwa pora. Co odważniejsi Arabiści publicznie twierdzą że islam poza religią niesie także pewien projekt polityczny. I nie trzeba być specjalistą by zauważyć ów oparty na szarijacie projekt koliduje z projektem państwa liberalno-homoseksualnego. Wszak wzorowy muzułmanin to taki co szerzy szarijat gdzie i kiedy się da. A jak się nie da, to czeka aż się da. Oczywiście muzułmańscy talmudyści, pokroju pana profesora Ramadana z Oksfordu, wyjaśniają, że to nie tak, że wszytko można przedyskutować, na drodze pełnego zaufania dialogu.... Oczywiście że można, ale życie ma się tylko jedno.
Wybór na mera Londynu muzułmanina zamiast Żyda, ukazuje skuteczność, polityków muzułmańskich. Jednak choć doskonale wpasowali się oni w garnitur politycznie poprawnego dyskursu tamtejszej sceny politycznej, to jednak czasami nie sposób nie zauważyć u nich objawów pewnego zniecierpliwienia, nie jest to bynajmniej zniecierpliwienie tego samego charakteru, co, to okazywane przez, wrzeszczących na ulicach, brodatych amatorów blond mięsa. Zniecierpliwienie ludzi takich jak Shah czy Amin to zniecierpliwienie uprzejmego zawodowca który policzył karty: czas i demografię i wie że już wygrał i czeka aż guzdrzący się, kretyniejący na starość krupier, wyda mu resztę blotek. Zawodowiec stara się być uprzejmy, musi trzymać klasę, wie że jeśli chce ograć to i inne kasyna, musi być grzeczny inaczej zostanie wykluczony od stołu. Czaszami jednak popuszcza wodze instynktów, lecz nie za bardzo, tylko tak, by reszta bywalców zasiadająca przy stole czuła respekt, by pokazać siłę i pewność siebie, by wyglądać naturalnie . Wtedy następuje czepianie się czyjegoś “tonu”, lub jakiś karygodny lapsus o eksporcie bezcennego Izraela do Ameryki. Lecz inni gracze też potrafią liczyć, też policzyli głowy i czas. I nic nie mogą zrobić: bo święty konwenans tolerancji sznuruje im usta, bo sami próbują oszukiwać, ale już wiedzą jaki będzie wynik gry w demokrację. A kiedy pomyślą że dopiero co wygrany przez przeciwnika stołek mera Londynu to trampolina, do skoku na tekę premiera, w oczy zagląda im widmo “Poddania” Michelle'a. Houellebeq'a, do serc wpełza panika.
A propos francuskich akcentów, to trzeba stwierdzić że po drugiej stronie kanału, po latach rządów UMPS, sytuacja, nie jest lepsza. UMPS to zbitka akronimów Unii na rzecz Ruchu Ludowego i Partii Socjalistycznej. Którą francuscy złośliwcy, o patriotycznej proweniencji zwykli rozwijać jako Une Mosquée Par Semaine, co się wykłada jako jeden meczet tygodniowo. Że lewica, tak zwana centroprawica i masoni wcale nie ukrywają sympatii czy wręcz służalstwa wobec muzułmanów, nie trzeba nikomu, kto interesuje się, francuską polityką wewnętrzną, tłumaczyć. Jane Claude Gaudin wiceprzewodniczący Unii na rzecz Ruchu Ludowego , w roku 2007 na lamach Le Figaro, nazwał ustanowione w 1905 roku, prawo o rozdziale państwa od kościoła, „szczególnie niesprawiedliwym”, natomiast obecnie rządzący premier: socjalista i mason Manual Valls, już od lat przebąkuje że należy je zmodyfikować i oficjalnie umożliwić państwu francuskiemu finansowanie meczetów. Tak sie składa że obecnie francuskie sądy administracyjne, na podstawie tego właśnie prawa, utrudniają gminom muzułmańskim dzierżawienie działek budowlanych, po zaniżonych cenach, uznając to za ukrytą formę subwencji. Politycy francuscy mają inne zdanie. Bo czy aby werdykty utrzymane w tym tonie, nie noszą znamion prawnych aktów ksenofobii dokonanych wobec ich elektoratu? Wszak wiadomo że prawo z 1905 swarzono kiedy katolicka duchowość była niebezpieczną konkurencją dla duchowości laickiej. Obecnie sytuacja wydaje się opanowana: katolicyzm wymiera, zamyka i buży się kościoły, więc po co ten legislacyjno- ksenofobiczny wobec islamu relikt? Obecny premier nie ma wątpliwości że trzeba z ksenofobią walczyć: w swym “Alfabecie optymisty” stwierdza że “walka z ksenofobią powinna pozostawać w centrum polityki nowoczesnej i popularnej lewicy”. Walka z ksenofobicznymi ale niezawisłymi sądami może być uciążliwa, więc póki co władza walczy z tymi którzy sobie do serca biorą postulat laickości państwa. Ludzie tacy jak Christine Tasin redaktorka portalu Boulevard Voltaire, czy Pierre Cassen z Riposte laïque. Są uznawani za zagrożenie dla porządku publicznego. Natomiast odznacza się legią honorową rektora meczetu w Marsyli, Tareq'a Oubrou admiratora dorobku intelektualno-duchowego Hassana Al-Banna, założyciela sekty Bractwa Muzułmańskiego, rektor Oubrou szerzy też spiskowe teorie jakoby to Mustafa Kemal Atatürk twórca nowoczesnej Turcji był Żydem. I jak porządny Żyd może czuć się bezpiecznie w krajach gdzie tolerowane i nagradzane są taki “ton” i takie postawy.
Historia powtarza się, lecz jak mawia Grzegorz Braun, "nigdy w skali jeden do jeden". Żydzi wielokrotnie, byli wypędzani z rożnych państw Europy. Wdaje się że muzułmanin na stołku mera w martwej katedrze w Londynie, w czasach gdzie muzułmanie wyżynają, na Bliskim Wschodzie Chrześcijan to kolejny znak zbliżających się, czasów. Czasów kiedy to polski Hobbiton, zamieszkały, wkrótce pod amerykańskimi lufami, przez łagodnych wytresowanych w judeochrześcijaństwie, tubylców, będzie jednym spokojnym miejscem lęgowym. Bowiem stare demokracje Europy zdominują “nowi europejczycy” profesora Ramadana. Którzy już dziś, choć hołubieni i edukowani przez najbardziej postępowe z partii, coraz gorzej maskują swe antyjudaistyczne atawizmy. A Polacy to naród pokój miłujący, lecz ostrożności nigdy nie za wiele. Nic nie zaszkodzi, jeśli kato-judaizerzy, będą ich umacniać w przekonaniu, iż wciąż powinni się bić w piersi z powodu swego antysemityzmu. Dokładnie tak, jak to czynił w “Roninie” chrześcijański talmudysta Terlikowski.
(3)
3 Comments
Tylko jedna drobna uwaga do
12 May, 2016 - 11:25
Bardzo ciekawe, nie dotarłem
12 May, 2016 - 14:09
Hobbiton, mówisz... :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Koszerna arystokracja panuje
12 May, 2016 - 21:57