Świat niewątpliwie "poszedł naprzód", jak to pisał Stephen King w mojej ukochanej "Mrocznej wieży".
Cywilizacja łacińska dziarsko, z gracją energicznie czyniącej zakupy w markecie staruszki, kroczy sobie, przy okazji realizując receptę nieodżałowanej pamięci towarzysza Wiesława G.: "Staliśmy na przepaścią i wykonaliśmy krok do przodu".
Zasuwa.
Nie, nie zamierzam (dziś) wieszczyć końca świata, kryzysu ekonomicznego, wojny globalnej.
Świat idzie naprzód - tylko że sai* King nie miał na myśli niczego dobrego.
Chodziło o rozpad i chaos.
Gdy kompleksowo popatrzeć na wszystkie odcienie lewicowej propagandy, którą od dziesięcioleci - setek lat zasadniczo - jesteśmy w różnej formie bombardowani, to również i bulwersująca opinię społeczną ostatnia ofensywa LGBT również doskonale wpisuje się w pewien schemat.
Ale od pieca i po kolei.
XVIII-wieczna Wielka Rewolucja Francuska wypisała sobie na sztandarach trzy rzeczowniki: liberte, fraternite, egalite. Wolność, braterstwo, równość. Ładne, zgrabne, napierwszy rzut oka sprawiedliwe hasła. Wręcz - wypadałoby w 2020 powiedzieć - tęczowe.
Zostawiając tym razem na boku wolność i braterstwo, pozwolę sobie chwilkę czasu poświęcić domniemanej równości.
Na pierwszy rzut oka, wydawałoby się, nie ma nic bardziej naturalnego i "sprawiedliwego" jak podpisać się pod manifestem głoszącym: siostry i bracia, wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy, z naszymi słabościami i zaletami, jesteśmy równi - synowie i córki Ewy i Adama. Wieki przesądów są w końcu za nami, czas wreszcie zrobić porządek z wyzyskiem, uciskiem, podziałami.
Teraz nie brzmi to już tak świeżo jak 250 lat temu, ale dalej ma swój urok, niewątpliwy. Oto idea, której warto się poświęcić, dla dobra ogólnego oraz także dla dobra biednego Janka, który chciał mieć skrzypki, a wydęty brzuch mu przeszkadzał. Czy coś w ten deseń.
Kłamstwo założycielskie, w tym wypadku, jest bardzo perfidne. O ile prawdą jest, że złą, bez wątpliwości, rzeczą był casus niespełnionych Janków Muzykantów/Einsteinów zmuszonych do wegetowania w czworakach i zbierania bawełny na plantacjach, o tyle nie można, a priori, zakładać, że każdy pokrzywdzony przez "system" ma w sobie potencjał do przestawiania gór i kierowania cywilizacji na nowe tory. A taka prawda - czasu, ekranu i portalu internetowego, XXI wieku - jest nam wkładana do głowy. Zauważcie. Na przykład, wspólczesna zachodnia politpoprawność głosi, że Murzyni wcale nie są głupsi, to tylko wypadkowa niesprzyjających warunków, w których się wychowują. Guzik prawda. Statystycznie, nie tylko radzą sobie gorzej w życiu, ale i IQ mają, średnio, niższe od białych. A my - niższe od żółtych, żeby było zabawniej. Zapewne, to azjatycki model edukacji robi swoje...
Systematycznie wdrażana nam "prawda" o równości wszystkich ludzi - teza, z którą aż strach polemizować, bo od razu posypią się gromy - nie broni się również w praktyce życia codziennego. Bo, nie straciliśmy jeszcze zwykłego rozsądku. Czujemy, widzimy, słyszamy i doświadczamy: ten jest głupszy, tamten to świnia, inny zdecydowanie mądrzejszy od nas, a tamta - zdecydowanie nie umie się ubrać i brak jej gustu. A, wspomniane wcześniej lobby LGBT, modny temat, jednak promuje dewiacje i mniejszości. Żądając, nomen omen, równości. (sic!)
Tu notka, taka na reliktowym pudełku od zapałek. Nie mam nic przeciwko nietypowym zachowaniom w tej dziedzinie, o ile nie wiążą się z przymusem (chcącemu krzywda się nie dzieje) i nie są w to włączani małoletni. Jeżeli komuś potrzebny jest do spełnienia zapach słomy i myszy buszujące w zbożu - kim jestem, aby zabraniać? Natomiast normy wyznacza większość i, tak, to już też, choć relatywnie niewinne, podpada pod anomalię.
Na bazie imperatywu o obowiązkowej równości pojawiło się, niestety, mnóstwo ideologii efektywnie wcielonych w życie. Komunizm jest najbardziej znanym, i dotkliwym dla nas, przykładem, ale nie tylko. Skończyło się tak, jak musiało się skończyć - aby tej równości pilnować potrzebni są dozorcy, ci od chochli służącej do nalewania zupki z kolektywnego kotła. A dozorcy, wiadomo, równiejsi i też dokładnie muszą być selekcjonowani. Byle kogo dopuścić nie można.
Uporczywa promocja mniejszości różnego sortu - kosztem interesów większości, bo inaczej się nie da - to kamień węgielny czegoś, co określane jest jako neomarksizm. W sferze obyczajowej, w sferze polityk, kultury.De facto, mamy do czynienia z z dyktaturą światopoglądową. Zafundowano nam tombakowe święte cielce, którym mamy pokornie składać hołd. Bo tolerancja, bo emaptia, bo współczice, bo - najzabawniejsze - sprawiedliwość wymaga.
Naprawdę? Sprawiedliwość ma się nijak do równości. Instytucjonalna, sądowa zestawia czyny z obowiązującymi paragrafami. Intuicyjna, wpisana nam w dusze i umysł ocenia na zasadzie: miał prawo i rację/nie miał racji i prawa tak postąpić.
Równość wobec prawa? Ależ tak, kardynalna zasada, nie zawsze egzekwowana, ale tu akurat warto powalczyć.
Ale równość "w ogóle"?
Nie, nie i nie - i nie bądźmy hipokrytami. Nie ma, nie było i nie będzie, nigdy.
Jest jeszcza inna równość - wobec Boga.
Tu wszyscy jesteśmy równi, w obliczu Absolutu.
Cywilizacja łacińska dziarsko, z gracją energicznie czyniącej zakupy w markecie staruszki, kroczy sobie, przy okazji realizując receptę nieodżałowanej pamięci towarzysza Wiesława G.: "Staliśmy na przepaścią i wykonaliśmy krok do przodu".
Zasuwa.
Nie, nie zamierzam (dziś) wieszczyć końca świata, kryzysu ekonomicznego, wojny globalnej.
Świat idzie naprzód - tylko że sai* King nie miał na myśli niczego dobrego.
Chodziło o rozpad i chaos.
Gdy kompleksowo popatrzeć na wszystkie odcienie lewicowej propagandy, którą od dziesięcioleci - setek lat zasadniczo - jesteśmy w różnej formie bombardowani, to również i bulwersująca opinię społeczną ostatnia ofensywa LGBT również doskonale wpisuje się w pewien schemat.
Ale od pieca i po kolei.
XVIII-wieczna Wielka Rewolucja Francuska wypisała sobie na sztandarach trzy rzeczowniki: liberte, fraternite, egalite. Wolność, braterstwo, równość. Ładne, zgrabne, napierwszy rzut oka sprawiedliwe hasła. Wręcz - wypadałoby w 2020 powiedzieć - tęczowe.
Zostawiając tym razem na boku wolność i braterstwo, pozwolę sobie chwilkę czasu poświęcić domniemanej równości.
Na pierwszy rzut oka, wydawałoby się, nie ma nic bardziej naturalnego i "sprawiedliwego" jak podpisać się pod manifestem głoszącym: siostry i bracia, wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy, z naszymi słabościami i zaletami, jesteśmy równi - synowie i córki Ewy i Adama. Wieki przesądów są w końcu za nami, czas wreszcie zrobić porządek z wyzyskiem, uciskiem, podziałami.
Teraz nie brzmi to już tak świeżo jak 250 lat temu, ale dalej ma swój urok, niewątpliwy. Oto idea, której warto się poświęcić, dla dobra ogólnego oraz także dla dobra biednego Janka, który chciał mieć skrzypki, a wydęty brzuch mu przeszkadzał. Czy coś w ten deseń.
Kłamstwo założycielskie, w tym wypadku, jest bardzo perfidne. O ile prawdą jest, że złą, bez wątpliwości, rzeczą był casus niespełnionych Janków Muzykantów/Einsteinów zmuszonych do wegetowania w czworakach i zbierania bawełny na plantacjach, o tyle nie można, a priori, zakładać, że każdy pokrzywdzony przez "system" ma w sobie potencjał do przestawiania gór i kierowania cywilizacji na nowe tory. A taka prawda - czasu, ekranu i portalu internetowego, XXI wieku - jest nam wkładana do głowy. Zauważcie. Na przykład, wspólczesna zachodnia politpoprawność głosi, że Murzyni wcale nie są głupsi, to tylko wypadkowa niesprzyjających warunków, w których się wychowują. Guzik prawda. Statystycznie, nie tylko radzą sobie gorzej w życiu, ale i IQ mają, średnio, niższe od białych. A my - niższe od żółtych, żeby było zabawniej. Zapewne, to azjatycki model edukacji robi swoje...
Systematycznie wdrażana nam "prawda" o równości wszystkich ludzi - teza, z którą aż strach polemizować, bo od razu posypią się gromy - nie broni się również w praktyce życia codziennego. Bo, nie straciliśmy jeszcze zwykłego rozsądku. Czujemy, widzimy, słyszamy i doświadczamy: ten jest głupszy, tamten to świnia, inny zdecydowanie mądrzejszy od nas, a tamta - zdecydowanie nie umie się ubrać i brak jej gustu. A, wspomniane wcześniej lobby LGBT, modny temat, jednak promuje dewiacje i mniejszości. Żądając, nomen omen, równości. (sic!)
Tu notka, taka na reliktowym pudełku od zapałek. Nie mam nic przeciwko nietypowym zachowaniom w tej dziedzinie, o ile nie wiążą się z przymusem (chcącemu krzywda się nie dzieje) i nie są w to włączani małoletni. Jeżeli komuś potrzebny jest do spełnienia zapach słomy i myszy buszujące w zbożu - kim jestem, aby zabraniać? Natomiast normy wyznacza większość i, tak, to już też, choć relatywnie niewinne, podpada pod anomalię.
Na bazie imperatywu o obowiązkowej równości pojawiło się, niestety, mnóstwo ideologii efektywnie wcielonych w życie. Komunizm jest najbardziej znanym, i dotkliwym dla nas, przykładem, ale nie tylko. Skończyło się tak, jak musiało się skończyć - aby tej równości pilnować potrzebni są dozorcy, ci od chochli służącej do nalewania zupki z kolektywnego kotła. A dozorcy, wiadomo, równiejsi i też dokładnie muszą być selekcjonowani. Byle kogo dopuścić nie można.
Uporczywa promocja mniejszości różnego sortu - kosztem interesów większości, bo inaczej się nie da - to kamień węgielny czegoś, co określane jest jako neomarksizm. W sferze obyczajowej, w sferze polityk, kultury.De facto, mamy do czynienia z z dyktaturą światopoglądową. Zafundowano nam tombakowe święte cielce, którym mamy pokornie składać hołd. Bo tolerancja, bo emaptia, bo współczice, bo - najzabawniejsze - sprawiedliwość wymaga.
Naprawdę? Sprawiedliwość ma się nijak do równości. Instytucjonalna, sądowa zestawia czyny z obowiązującymi paragrafami. Intuicyjna, wpisana nam w dusze i umysł ocenia na zasadzie: miał prawo i rację/nie miał racji i prawa tak postąpić.
Równość wobec prawa? Ależ tak, kardynalna zasada, nie zawsze egzekwowana, ale tu akurat warto powalczyć.
Ale równość "w ogóle"?
Nie, nie i nie - i nie bądźmy hipokrytami. Nie ma, nie było i nie będzie, nigdy.
Jest jeszcza inna równość - wobec Boga.
Tu wszyscy jesteśmy równi, w obliczu Absolutu.
(4)
4 Comments
Dałabym więcej niż +5, gdyby istniała taka możliwość.
23 August, 2020 - 01:00
Dodałabym jednak. że wspomniane hasło tyczące wpierw wolności , potem równości i braterstwa: Liberté, égalité, fraternité - kończyło się akternatywą śmierci - ou la mort.
I obawiam się, że obecne żądania "równości" (dla niektórych) - posiadają tę samą alternatywę - dla większości.
Serdecznie pozdrawiam,
Dokładnie ta sama refleksja
24 August, 2020 - 22:05
Max ma rację: guzik a nie wolność. Terror a nie wolność. Wysadzanie w powietrze podstawowych wartości cywilizacyjnych a nie żadna wolność.
Krótką wykładnię tej wolności (choć skrajną, przyznaję) przedstawił mi ostatnio mój brat. Spytał (na odgłos jakiejś dyskusji w radiu o LGBT), a raczej wydarł się, czemu oni nie szanują jego wolności, jego poglądów, jego reakcji? Jak widzę dwóch całujących się, liżących publicznie facetów - wrzeszczał - to mam odruch wymiotny i rzygam! Więc co jest z moją wolnością?! Tak działa mój mózg!
Ossala
Pani Katarzyno
24 August, 2020 - 14:48
Bardzo Państwu dziękuję za
02 September, 2020 - 23:38
Po prostu - nie dajmy się zwariować pięknym, na 1 rzut oka hasłom.
Bo wariactwo, masowe, drogo kosztuje...
Paradoksy, które mamy okazję widzieć na co dzień (i załamywać nad nimi ręce) w mediach czy nawet na ulicy - nie wzięly się znikąd.
Izraelici pewnego pięnego dnia ustawili sobie złotego cielca i zaczęli bić przed nim pokłony. Jak się skończyło, wiadomo (mieli szczęście w nieszczęsciu)
A my, my wszyscy?
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."