Cywilizacje prekolumbijskie - Ameryka Południowa

 |  Written by Ellenai  |  39
Pierwsza chronologicznie wielka kultura andyjskiego regionu Ameryki Południowej, to Chavin, która rozwinęła się w północnej części dzisiejszego Peru.  Głównym ośrodkiem było Chavin de Huantar, w którym zachowała się  do dziś zrujnowana mocno architektura o sakralnym charakterze, wybudowana z kamiennych bloków spojonych gliną i ozdobionych rytami i rzeźbami zawierającymi głównie motyw jaguara i pumy. Jedna z hipotez pojawienia się kultury Chavin  w tym rejonie wywodzi ich od Olmeków, których państwo w Ameryce Środkowej znajdowało się w tym czasie w formie schyłkowej. Istnieje możliwość, że część Olmeków, pod naporem innych plemion, migrowała właśnie w to miejsce. Świadczyć o tym mogą liczne wizerunki jaguara pojawiające się w kulturze Chavin, chociaż to zwierzę w Andach nie występowało, a także zwyczaj deformowania czaszek analogiczny jak u Olmeków. Co do składania ofiar ludzkich przez lud Chavin, badacze mają podzielone opinie.

Z jednej strony nie był to lud szczególnie wojowniczy, a zajmował się głównie uprawą roli, z drugiej zaś w 1937 roku natrafiono na specyficzne miejsce, które zdaje się ten sielankowy obraz Chavin nieco burzyć. Odkryto bowiem w pobliżu niewielkiego miasteczka Casmy, miejsce zwane Cerro Sechin, które prawdopodobnie było czymś w rodzaju centrum rytualno-ofiarnego. Na zgromadzonych tam kamieniach i blokach skalnych przedstawione są sceny, na których uzbrojeni w maczugi wojownicy zabijają prawdopodobnie jeńców i ucinają im głowy. Trudno jednak orzec , jaki charakter ma ten akt zabójstwa. Ludy preinkaskie bowiem nie zawsze składały bogom ofiary z ludzi. Często ścinano po prostu głowy wrogom. Wypreparowane potem i noszone u pasa były chlubą wojowników (co na przykład praktykował lud Nazca), albo zatykano je gdzieś na widoku publicznym dla odstraszenia potencjalnych nieprzyjaciół planujących niespodziewany atak.

Chavin stała się kulturą-matką dla późniejszych cywilizacji dawnego Peru. Jej dorobek został przejęty przez dwie duże kultury - Moche (ew. Mochica) na północy i Nazca na południowym wybrzeżu.
Pierwsza z nich znana jest z monumentalnych piramid schodkowych, ale przede wszystkim z ceramiki, która zatraciła swe walory użytkowe na rzecz przekształcenia się  w coś w rodzaju rzeźby. Dzieła te dają ogrom wiedzy o życiu Indian Moche, bo przedstawiają mnóstwo scen rodzajowych oraz wizerunki najważniejszych person w państwie Moche. Na malunkach odnaleziono także sceny makabryczne, z których wynikałoby, że Moche składali ofiary z jeńców, z którymi przedtem obchodzili się bardzo brutalnie. Jak wynika z malowideł, jeńcy byli torturowani, w końcu podcinano im gardła. Prawdopodobnie kapłani i indiańscy arystokraci pili krew ofiar i spożywali ich ciała. Potem zdzierano mięso z kości, a szkielety wieszano na ścianach piramid. 

Naukowcy długo kwestionowali to, że wizerunki tych okropieństw mogą być odwzorowaniem ówczesnej rzeczywistości. Przypuszczali, że to wyłącznie ikonografia, bowiem nie natrafiono na żadne miejsca, które mogłyby służyć składaniu ofiar. Późniejsze odkrycia archeologiczne potwierdziły jednak te najgorsze przypuszczenia. Kilka lat temu, archeolodzy pracujący w kompleksie piramidy Huaca Colorada w dolinie peruwiańskiej rzeki Jequetepeque odsłonili platformę piramidy, w której znaleźli  fragmenty poćwiartowanych ciał oraz osmalone ogniem szkielety pięciu młodych kobiet z pętlami na szyjach. Niedaleko znaleziono także całe mnóstwo szkieletów należących do młodych mężczyzn, których uszkodzenia wskazywały, że ludziom tym podcięto gardła, a ofiary zostały pochowane w głębokim błocie, czyli prawdopodobnie podczas trwania ulewnych deszczy, niezwykle zresztą rzadkich w tym regionie. Być może Indianie Moche odprawiali te krwawe ceremonie w odpowiedzi na niezwykłe zjawiska pogodowe, których natury nie rozumieli. Trzeba bowiem wiedzieć, że ich kulturę zniszczyły potężne, nasilające się przez lata zaburzenia klimatyczne.

Podstawą egzystencji Moche było rolnictwo. Ponieważ jednak zamieszkiwane przez nich tereny cierpią na niedostatek wody, a deszcze padają tutaj bardzo rzadko, Indianie Moche, zdając sobie sprawę z tego, że tylko woda w dostatecznej ilości umożliwi im przetrwanie,  stworzyli skomplikowany system sztucznego nawadniania obejmujący kanały i akwedukty doprowadzające wodę z rzeki. Część z nich  jest zresztą używana po dzień dzisiejszy,  jak np.  kanał La Cumbre, mający 113 km długości albo akwedukt Ascope, który ma 1400 m długości i 15 m wysokości,  a zbudowano go z 785 tys. m sześc. ziemi.
Z analiz lodowców wynika, że mniej więcej w latach 560-650, kiedy to doszło do załamania się kultury Moche, w górach najpierw przez 30 lat panowała wyjątkowa posucha, a po niej przyszły katastrofalnie obfite opady deszczu i śniegu, trwające kolejne 30 lat. Taka 60-letnia katastrofa klimatyczna prawdopodobnie byłaby zabójcza nawet dla współczesnej cywilizacji. Ofiary składane z ludzi były więc zapewne rozpaczliwą próbą zyskania sobie przychylności nieba.

Naukowcy toczą gorącą dyskusję na temat przyczyn i charakteru nie tylko tych wyżej wspomnianych obrzędów. Również całkiem niedawno,  archeolodzy prowadzący prace w Cerro Cerrillos,  w andyjskiej dolinie Lambayeque,  odnaleźli szkielety 82 dzieci, którym podcięto gardła, otwarto klatki piersiowe i wytoczono krew. Ciała pozostawiono na miesiąc bez pogrzebu, aby stały się łupem owadów. Te przerażające obrzędy odprawili w X w. Indianie Muchik, którzy prawdopodobnie byli reliktem upadłej  dwa wieki wcześniej kultury Moche. "Skala i kompleksowość krwawych ofiar z dzieci w Cerro Cerrillos wydaje się czymś całkowicie nowym" - powiedział prowadzący wykopaliska antropolog Haagen Klaus z amerykańskiego Uniwersytetu Utah Valley -  „To najstarsze świadectwa rytualnych ofiar i okaleczania dzieci z prekolumbijskiej cywilizacji andyjskiej”. Dzieci zostały prawdopodobnie wcześniej oszołomione wywarem z halucynogennej rośliny z rodzaju Nectandra, której nasiona odnaleziono w pobliżu szkieletów. Muchikowie na swój sposób zatroszczyli się o zabite dzieci. Do grobów złożyli im głowy i nogi lam jako pożywienie w zaświatach. Być może Muchikowie, będący potomkami Moche, spostrzegli, że ofiary ze schwytanych wojowników nie zażegnały gniewu bogów, i postanowili zabijać dzieci. Wcześniej bowiem tego typu przypadki nie były znane.

W tym samym czasie co Moche, rozwinęła się kultura Nazca, która współczesnym najbardziej kojarzy się z ponad 30. gigantycznymi geoglifami odkrytymi na płaskowyżu Nazca. Geoglify przedstawiają zwierzęta i formy geometryczne. Dokładny czas i cel ich powstania (VI w.?) nie jest znany. Oprócz najbardziej nagłośnionej i zarazem najbardziej irracjonalnej hipotezy Daenikena o pozaziemskim pochodzeniu tych gigantycznych rysunków, współistnieją dwie inne hipotezy, według których jest to cześć kultu przywoływania wody, bądź linie te stanowią rodzaj prekolumbijskiego kalendarza. Żadna z nich jednak, jak do tej pory, nie zyskała wystarczającego potwierdzenia.
 
Kultura Nazca to jednak nie tylko zagadkowe geoglify, ale też polichromowana, o pięknych kolorach ceramika i tkaniny, w których dominują motywy ściętych głów albo jastrzębi ze ściętymi głowami na skrzydłach lub w dziobach. Ma to najpewniej związek z obrzędami pogrzebowymi Nazca, którzy głowy swoich zmarłych chowali oddzielnie od ciał. Nazca to także pierwszy lud peruwiański, który zaczął budować osady obronne.

Kolejne kultury łączono już z państewkami-królestwami, które w trakcie swego rozwoju zamieniły się z czasem w pierwsze w Peru imperia. Największym z nich było Tiahuanaco obejmujące pogranicze dzisiejszego Peru, Boliwii, Argentyny i Chile, a jego centrum znajdowało się na południe od jeziora Titicaca. Najwyższym osiągnięciem tej kultury są znajdujące się dziś po boliwijskiej stronie jeziora Titicaca ruiny miasta Tiahuanaco ze słynną Bramą Słońca.  Kultura  Tiahuanaco jest najmniej znaną z wszystkich zachowanych w Ameryce Południowej, co trudno zrozumieć przy wiedzy, iż cywilizacja ta prezentowała wyższy poziom rozwoju niż podziwiani przez współczesnych Inkowie. Megalityczne budowle Tiahuanaco oszałamiają idealną obróbką bloków skalnych łączonych metalowymi klamrami. Trudno zrozumieć także jak można było nawiercać w twardym kamieniu idealnie okrągłe otwory czy wycinać precyzyjnie różne kształty. Skąd ten dawny lud mógł mieć odpowiednie do tego narzędzia?
Kultura Tiahuanaco przestała istnieć dosyć gwałtownie i zagadkowo. Część ziem podbili Inkowie, ale to nie tłumaczy tak niespodziewanego upadku. Mnożą się także hipotezy co do czasu powstania tej kultury, bowiem niektórzy badacze mówią nie o 2000 lat wstecz, ale nawet o 10 czy 12 tysiącach. Trudno powiedzieć czy zagadka kultury Tiahuanaco zostanie kiedykolwiek rozwiązana.

Około X wieku na północy powstało państwo Chimu ze stolicą w Chan-Chan. Szczyt jego potęgi przypadł na XIV wiek, a w drugiej połowie XV wieku zostało podbite przez Inków. Słynęło przede wszystkim ze złotnictwa, toteż po zwycięstwie Inkowie zabrali złotników Chimu do Cusco, aby służyli ich monarchom. W państwie Chimu stosowano niezwykle bezwzględne i okrutne prawo. Wystarczy powiedzieć, że świętokradztwo karano zakopaniem żywcem w ziemi, a cudzołóstwo śmiercią. Kara śmierci groziła także lekarzowi, który pomylił się w swojej diagnozie, a jego pacjent umarł. Wtedy obaj byli chowani razem. Tak jak Aztecy w Ameryce Środkowej, tak Chimu w Ameryce Południowej składali najwięcej ofiar z ludzi. I równie makabrycznie pozbawiali ich życia, podcinając gardła, wyrywając serca lub grzebiąc żywcem.

Do niedawna historycy uważali, że Chimú zabijali ludzi na ofiarę bogom tylko w obrębie miasta Chan-Chan, jednak podczas wykopalisk archeologicznych na peruwiańskim wybrzeżu odkryto grób, który skrywał kości 42 dzieci w wieku od 6 do 8 lat oraz 76 zwierząt (lam lub alpak). Dzieci uśmiercono, wyrywając im serca. Na innych wykopaliskach, w pobliżu nadmorskiego miasta Chiclayo, znaleziono z kolei szczątki 33 dziewcząt w wieku około 15 lat, a w pobliżu miasta Huarmey natrafiono na szczątki 200 rybaków z sercami przebitymi nożem. Mieli oni związane ręce i nogi. W pobliżu pozostawiono naczynia z ziarnem i napojami, a także rybacką sieć i inne przedmioty codziennego użytku.  Te i inne jeszcze odkrycia spowodowały, ze badacze doszli do wniosku, iż Chimu na obszarze całego swojego państwa uśmiercali rybaków, dzieci, a nawet ciężarne kobiety ku czci Księżyca i Oceanu.

Chimu zbudowali imponujące fortyfikacje. Odkryty w 1932 roku mur Mayao o trzymetrowej wysokości i szerokości 4,5 m., ciągnął się na długości 65 km - od gór aż do oceanu. Stało przy nim aż 50 warowni. Poczucie bezpieczeństwa okazało się jednak złudne.


W XII/XIII wieku, czyli w okresie wzrastającej potęgi państwa Chimu, wokół Cusco powstało nieduże państwo Inków. Był to lud stosunkowo prymitywny, ale bardzo wojowniczy, który stopniowo zaczął sobie podporządkowywać coraz to nowe terytoria, by w połowie XV wieku sięgnąć także po obszary należące do Chimu. Armia Chimu uległa armii inkaskiej, a najeźdźcy nie tylko obłowili się bogatymi łupami, ale także zabrali do swojej stolicy - Cusco tysiące rękodzielników znających się na wyrobie broni, ceramiki czy klejnotów. Inkowie bardzo szybko przejęli też kulturę i ceremoniał dworski Chimu. Można więc powiedzieć, że dzięki temu podbojowi dokonał się w ich kulturze prawdziwy przełom cywilizacyjny.

Wiedza Inków nie dorównała nigdy osiągnięciom cywilizacji Azteków czy Majów, ale za to w zorganizowaniu niezwykle sprawnie działającego państwa nie mieli sobie równych. W czasie, kiedy do Ameryki przybyli hiszpańscy konkwistadorzy, imperium Inków było prawdziwą potęgą. Obejmowało prawie całe wybrzeże Pacyfiku wzdłuż Andów i tereny Peru i Boliwii w głębi kontynentu i liczyło sobie ponad 12 milionów mieszkańców. Ślady tej ekspansji pozostały do dziś, bo język keczua jest drugim językiem państwowym w Peru i posługuje się nim ponad 80% Indian andyjskich.

Inkowie zajmowali się głównie rolnictwem i hodowlą alpak oraz lam. Uprawiali kukurydzę, ziemniaki, trzcinę cukrową, bawełnę i kokę. Nie znali pieniądza, nie posiadali też niewolników, ale wprowadzili podatek zwany mita, który polegał na cyklicznym przymusie pracy przy budowie różnych obiektów. Dzięki niemu pokryli kraj siecią dróg, liczącą ponad 24 tys. kilometrów, które jednak nie służyły do transportu towarów, ale do przemieszczania wojsk oraz przesyłania wiadomości. Mieli bowiem swoiście zorganizowaną, bardzo sprawną i szybką „pocztę kurierską”. W tym celu przy drogach pobudowano co 2-3 kilometry specjalne posterunki, w których czekali biegacze dostarczający wiadomości od stacji do stacji, niejako na zasadach sztafety, która w ciągu dnia potrafiła pokonać nawet 240 kilometrów. Wzdłuż dróg pobudowano także wielkie magazyny wypełnione żywnością dla przemieszczającej się armii.

Władcy Inków sprawowali władzę absolutną, byli otoczeni wielkim przepychem i czczeni jako synowie boga. Pochodzili z dynastii wywodzonej bezpośrednio od boga słońca Inti. Również kapłani i najwyżsi dygnitarze musieli wywodzić się z tej właśnie rodziny. Nie istniała możliwość „zrobienia kariery” dla kogoś spoza niej. Inkowie stworzyli specyficzną strukturę zarządzania państwem i sprawowania kontroli nad poddanymi. Oprócz władcy, rządy sprawowali czterej wicekrólowie, którym podlegali naczelnicy, z których każdy miał pod bezpośrednią kontrolą 10 rodzin, dbając o podział pracy i plonów pośród nich.

Stolicą imperium inkaskiego było Cusco, ale najciekawszym i najbardziej zagadkowym miastem Inków jest, położone wysoko górach i niewidoczne z dołu, miasto zwane Machu Picchu, które z nieznanych powodów zostało opuszczone niedługo przed przybyciem do Ameryki Hiszpanów, którzy pod dowództwem Francisco Pizarro rozkradali i niszczyli inne inkaskie miasta.  Hiszpanie jednak nie dowiedzieli się o istnieniu Machu Picchu. Pozostało nieodkryte przez następne 400 lat, dzięki czemu jest dzisiaj najlepiej zachowanym zabytkiem kultury Inków.

W państwie Inków nie składano ofiar z ludzi na taką skalę, jak miało to miejsce w Ameryce Środkowej. Głównemu ich bóstwu Inti wystarczały bowiem ofiary z lam i alpak oraz z ziemi przekazywanej kapłanom. Nie znaczy to jednak, że Inkowie nie dokonywali w ogóle mordów rytualnych. Co więcej, poświęcali w tych ceremoniach nie życie obcych jeńców, ale własnych, inkaskich dzieci. Rytuał ten wiązał się ze świętem capacocha. Ofiary z dzieci były składane wysoko w górach. Z tego powodu znaleziska mumii inkaskich mają dużą wartość poznawczą, bo ciała ulegały zamrożeniu i proces mumifikacji dokonywał się sposobem całkowicie naturalnym, w wysokogórskim klimacie, co sprawiło, iż są doskonale zachowane. Ofiary były odurzane dużą ilością alkoholowego napoju tzw. chichy,  co eliminowało strach i ból, a następnie uśmiercane przez uduszenie sznurem, uderzenie pałką w głowę lub umierały same na skutek wychłodzenia organizmu. Nie praktykowano ofiar masowych.

Wybraną ofiarę z jego rodzinnej miejscowości odprowadzał uroczysty orszak do Cusco, gdzie odbywały się kolejne uroczystości, by ostatecznie odprowadzić dziecko w kolejnym uroczystym orszaku wraz z kapłanami i rodziną w miejsce w górach, gdzie ofiara miała być złożona. Wiele wskazuje na to, że ofiarę traktowano jak prawdziwego wybrańca bogów, więc dostąpić takiego traktowania mogły jedynie dzieci szlachetnie urodzone, czyli  z najwyższych rodów inkaskich - królewskich lub książęcych. Prawdopodobnie też te ofiary były składane jedynie wtedy, gdy następowały wyjątkowe okoliczności, uznawane za zagrażające bytowi społeczności inkaskiej - takiej jak susze, zaćmienia, klęski żywiołowe, a być może także śmierć władcy.


 
EPILOG...

Francisco Pizarro, który podbił imperium Inków, dorobił się olbrzymiej fortuny. Już tylko sam okup za podstępnie uwięzionego Atahualpę - pechowego trzynastego władcę Inków, wyniósł ponad 6 ton złota i ponad 11 ton srebra. Atahualpie to jednak nie pomogło. Ten, który wcześniej deklarował mu przyjaźń, po zdobyciu okupu i tak posłał go na śmierć. Jednak swoim bogactwem i stanowiskiem gubernatora cieszył się zaledwie przez kilka lat. W 1541 roku został zabity przez hiszpańskich spiskowców, którzy zapragnęli odebrać mu władzę i złoto.
Mało znaną ciekawostką jest fakt, że Pizarro był kuzynek Hernanda Corteza, zdobywcy Meksyku.

Po podbiciu Meksyku, Cortez zorganizował jeszcze jedną wyprawę do Gwatemali i Hondurasu, a w 1540 roku wrócił do Hiszpanii. Jego zasługi dla królestwa,  na skutek różnych dworskich intryg nieprzychylnych mu osób,  nie zostały jednak odpowiednio wynagrodzone. Nie miał nawet szansy na przedstawienie swoich roszczeń królowi. Przez siedem lat czekał na audiencję i nigdy jej nie uzyskał. Zmarł w 1947 roku w zapomnieniu i z poczuciem niedocenienia.

 
5
5 (4)

39 Comments

Danz's picture

Danz
Powiem szczerze, okrucieństwo i bestialstwo kultur prekolumbijskich przeraża.
Okazuje się, że Hiszpanie nie byli, aż tacy okrutni, na tle Azteków, Majów i Inków.
Pozdrawiam.
p.s.

Zmarł w 1947 roku w zapomnieniu i z poczuciem niedocenienia.
 

Długo żył... chociaż tyle.wink

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Ellenai's picture

Ellenai
Z takim wnioskiem nie mogę się zgodzić, Danz. Hiszpanie byli na pewno nie mniej okrutni, choć nie wyrywali zywcem serc.
Indianie zabijali nie dla niskich pobudek. Oni naprawdę wierzyli, że jest to jedyny sposób na przetrwanie i nie rozgniewanie bogów. Ludobójstwo, jakie zafundowali im Hiszpanie przez kolejne trzysta lat, nie da się porównać z ofiarami składanymi nawet przez najbardziej krwiożerczych Azteków. rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że Hiszpanie dokonali eksterminacji dziesiątek milionów Indian. Tak, to są wielkości własnie tego rzędu.

Hiszpanie nie mieli żadnych hamulców. Uważali Indian za „mówiące zwierzęta”. To na tamtych terenach powstały pierwsze obozy pracy, w których Indianie pracowali aż do swojej śmierci. Kiedy brakowało rąk do pracy, przysyłano kolejne transporty. Hiszpanie potrafili w tym celu porywać całe wioski wraz z małymi dziećmi. Najmłodsi tacy pracownicy mieli po 6-7 lat i byli bardzo poszukiwani, bo mimo młodego wieku wytrzymywali w kopalni pod ziemią dłużej niż dorośli. Pracowali tam kilofami do czasu zupełnego wycieńczenia i śmierci. Hiszpanie wozili także ze sobą na statkach niewolników - poławiaczy pereł z Jukatanu, którzy byli używani do wydobywania ładunków z zatopionych statków. Byli wrzucani do wody i wyciągani tylko wtedy, gdy wynurzali się z jakimś cennym ładunkiem. Nader często nurkowali bezskutecznie na dużą głębokość i tonęli. To tylko drobna próbka „działalności Hiszpanów”. O bezlitosnej rzezi, gdy wyrzynano i palono całe wioski, już nawet nie będę pisać.

Jakie kierowały nimi motywy? Właściwie jeden główny - niepohamowana chciwość. W czasie dominacji Hiszpan w Ameryce Południowej i Środkowej do Hiszpanii popłynęło 17 tysięcy okrętów po brzegi wypełnionych drogimi kamieniami, srebrem i złotem. Trzeba pamiętać, że większość konkwistadorów to byli prymitywne i niewykształcone rzezimieszki. Sam Pizarro, w odróżnieniu od Corteza, był wyjątkowym prymitywem.
 
polfic's picture

polfic
Gdzieś czytałem, że ten napływ złota był poczatkiem końca imperium hiszpańskiego. Już nie pamiętam dlaczego :)
Ellenai's picture

Ellenai
Dziś byśmy chyba powiedzieli, że  z uwagi na przerost konsumpcjonizmu nad produkcją gospodarczą. Łatwe łupy i eksploatacja Nowego Świata spowodowała kompletny upadek rodzimej gospodarki, w tym także drastyczny spadek produkcji rolnej i wyludnienie wsi. Część chłopów  wyniosła się do miast, gdzie zaczęło szerzyć się żebractwo i bandytyzm. To podobna sytuacja jak w Imperium Rzymskim - proletaryzacja mas. Tymczasem jednocześnie przydarzył się im gwałtowny wzrost demograficzny. Hiszpania stała się uzalezniona od importu i to własnie był początek końca.
Dokładniej tego nie śledziłam - to tylko takie dosyć ogólne powody. Może były także i inne.
ro's picture

ro
Mimo wszystko, zbrodnie Hiszpanów nie usprawiedliwiają zbrodni Azteków. 

Bo jednak Aztekowie w ostatecznym rozrachunku byli zbrodniarzami. Ludobójcami.
Mordowali niewinnych ludzi, pojmanych jeńców, dzieci...
Nie ma najmniejszej przesłanki, że jacyś bogowie kazali im składać sobie ofiary z wyrwanych serc, czy krwi lejącej się po stopniach piramid. Sami to wymyślili i sami dorobili koślawą ideologię do swoich zbrodniczych skłonności. 

Zauważ, że psychopaci, seryjni mordercy też nie kierują się "niskimi pobudkami". Wielu z nich twierdzi, że słyszą głosy, albo wręcz że wykonują polecenia Boga.  

(O ile to wszystko - ofiary z ludzi i zbrodnie Hiszpanów... jest prawdą). 
DocEnt's picture

DocEnt
Aztekowie postępowali zgodnie ze swoją ideologią i swoim prawem (które sami sobie stanowili) więc zbrodniażami nie byli tak jak Święta Inkwizycja i wyprawy krzyżowe nie były w swoim czasie zbrodnią !
Myślę, że zbyt mało wiemy o tamtych czasach aby móc ich realnie i sprawiedliwie ocenić jako cywilizację. Możemy za to ocenić nasz skromny dorobek cywilizacji w działanie na rzecz pokoju na świecie :
- Broń chemiczna (cyklon b, sarin etc)
- Broń nuklearna
- Broń biologiczna - ... Itd itp
Oczywiście, to wszystko dzieje się obok nas i bez naszego udziału ale ponieważ żyjemy w ustroju tzw. demokratycznym gdzie odpowiedzialność jest rozmyta i to my jako społeczeństwo Świata ponosimy za to odpowiedzialność i to wszystko jest naszym skromnym dorobkiem a wszystko w imie pokoju i szerzenia dobrobytu na Ziemi.
Czy zbrodnie popełnione w imię pokoju, religii, etc to już nie zbrodnie ?

To takie małe zamyślenie na niedziele . Pozdrawiam serdecznie !

ro's picture

ro
A czy ja mówie, że nie?!
Zresztą, swoim pytaniem sam sobie odpowiadasz lub... zaprzeczasz(!).

Ja tylko nie zgadzam się ze stawianiem sprawy w ten sposób, że Hiszpanie byli be, bo mordowali z chciwości, a na tle tych Hiszpanów Aztekowie byli cacy, bo robili to z "wyższych pobudek".  
Jest coś takiego, jak prawo naturalne,  przypisane do gatunku, w hierarchii ponad prawem stanowionym. Nie ma "dobrego zabójstwa" - czy to krócicą, czy to sarinem, czy obsydianowym nożem. 
Czasem tylko można rozumieć, dlaczego zostało popełnione.

Czy zbyt mało wiemy o tamtych czasach? 
Myślę, że dostatecznie wiele wiemy o tamtych ludziach: każdy z nich - zarówno  kapłan, jak i ofiara, zostali już na starcie wyposażeni w wolę życia, czy jak wolisz - instynkt samozachowawczy.
I to jest constans. Aksjomat, na którym budowana jest każda cywilizacja, nawet Azteków (bo gdyby od początku była "cywilizacją śmierci",  to by nie powstała).
Jeśli mimo tego instynktu ludzie giną, nawet dobrowolnie, to albo zaistniała sytuacja tzw. "wyższej konieczności" i pod nią podciągam wojnę obronną, karę śmierci, Inkwizycję (wbrew pozorom nie była ona elementem systemu religijnego, ale społecznego), albo dostali się w ręce osobników o skłonnościach psychopatycznych lub przestępczych (azteckich "kapłanów" lub konkwistadorów).
Kwestię Jerozolimy pozostawiam nierozstrzygniętą do czasu ustalenia, kto zaczął - źli krzyżowcy, czy szlachetni muzułmanie.

Pozdrawiam
   
 
DocEnt's picture

DocEnt
Nie chciałem w mojej wypowiedzi  podważać Twoich słów a tylko dopowiedzieć swoje "dwa" słowa do tematu. Zgadza się, że moja wypowiedź jest jednocześnie pytaniem i odpowiedzią bo chciałem aby tak to zabrzmiało. Jestem świadomy tego jaką jesteśmy cywilizacją i jestem też świadomy tego, że swoimi poczynaniami dążymy do samozagłady tak jak poprzednie cywilizacje. Nie my sami, bezpośrednio ale ci, którzy są przewodnikami naszych stad. Ale to nie oznacza, że i my za to nie odpowiadamy. Punkt naszego widzenia i ocena "sprawiedliwości i moralności" naszych czy minionych czasów zależy od tego gzie się znajdujemy, kim jesteśmy i jaki mamy realny na to wpływ.
Dziś śmierć jednego człowieka nie waży tyle samo co śmierć drugiego.
Teoretycznie jesteśmy wolnymi ludźmi wolnego świata ale to tylko złudzenie.
Demokracja nie służy temu abyśmy jako większość mieli wpływ na to jak żyjemy a temu
aby rozmyć odpowiedzialność za podejmowane decyzje pomiędzy wszystkich wszystkich.
Rytualne mordy popełniane przez rdzennych mieszkańców Ameryk najczęściej były popełniane w okresach klęsk urodzaju, suszy, głodu etc. Powodowane to było w moim rozumieniu chęcią uproszenia bustw o łaskę o zmiany etc.
Nie chciał bym widzieć dzisiejszej cywilizacji w sytuacji braku elektryczności przez okres kilku miesięcy. Choć pewnie wystarczyło by nam kilka tygodni
Przecież to jest bardzo realne.
ro's picture

ro
Taaak. To by było pouczające doświadczenie. Choć moje pokolenie, wychowane na Słodowym i Doktrynie Permanentnego Niedoboru, przez jakiś czas dawałoby sobie radę. Wytworzyć prąd na własne skromne potrzeby nie jest tak trudno. Inne zapomniane rzeczy też.
Ale pokolenie - dwa...  
Scenariusz "Władcy much" nie jest zbytnio naciągany.
Co nie zmienia faktu, że zabijanie jest złem.

 
Ellenai's picture

Ellenai
Naprawdę dotrzegłeś gdzieś w moim komentarzu takie usprawiedliwienie?
Nie da się jednego ludobójstwa usprawiedliwić innym i nawet tego nie próbowałam.
Odpowiedziałam jedynie Danzowi, kóry stwierdził, że na tle okrucieństwa Azteków, wyczyny Hiszpanów wydają się być nie aż tak okrutne. Otóż były okrutne, a ludobójstwo w ich wydaniu objęło nawet znacznie większą liczbę ofiar niż pochłonęło w swojej historii imperium Azteków.
Jedni i drudzy mordowali z różnych przyczyn i te przyczyny podałam, ale ludobójstwo pozostaje zawsze ludobójstwem.

O ile to jest prawdą... Masz wątpliwości czy zbrodnie Hiszpanów są prawdą? Ależ one są udokumentowane. Misjonarze opisywali to, co działo się na podbitych ziemiach.
Mało tego - interweniowali u władców hiszpańskich z prośbą o ukrócenie tej hekatomby.
Zachowały się dokumenty pisane.
A ofiary z ludzi... opisów nie ma, bo pismo wtedy nie było użwane, ale są malowidła przedstawiające sceny z życia, w tym składanie ofiar i są zmumifikowane ofiary, po których widać, że zginęły śmiercią gwałtowną.
ro's picture

ro
Nie twierdzę, że usprawiedliwiałaś. 
Po prostu odniosłem wrażenie, że grzech aztecki jawi się w tym, co napisałaś, jakby mniejszy niż hiszpański. Ale tylko jakby. 

Chciałbym podkreślić, że jeśli nawet Hiszpanie mnie kochają, to zupełnie bez wzajemności. Absolutnie nie mam zamiaru ich wybielać. Twierdzę tylko, że kapłani azteccy byli równie morderczymi psychopatami, jak niejaki Jones, który "zabrał do nieba" na dobrowolną zresztą wyprawę, około tysiąca ludzi,  a mimo tej dobrowolności, Jonesa postawię bez wahania na szali z enkawudzistą z Katynia, który może się "pochwalić" podobnym "wynikiem".
Nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabyś usprawiedliwiać Azteków. Nie Ty!

Co do wątpliwości. Cóż, oczywiscie nie mam żadnych podstaw, jeśli chodzi o wiedzę.
Źródła (ja przed chwilą sięgnąłem, przyznaję, do Wikipedii) podają, że Kolumba "powitało" dziesięć milionów Amerykanów (od Alaski po przylądek Horn).
"Dziesiątki milionów" - to co najmniej trzydzieści. Przez trzysta lat - sto tysięcy rocznie, czyli bez mała trzysta ofiar dziennie? To by wskazywało na celową zaplanowaną eksterminację, a nie na "zwykłe" prymitywne zdziczenie. Czy owi prymitywni mordercy byliby w stanie osiągnąć taką skuteczność?
Może. Nie wiem.
Za to wiem, że za Hiszpanami nie przepadali Anglicy...
Holendrzy, z Krzysztofem Arciszewskim na czele - też. 

Za moich szkolnych lat o Auschwitz mówiło się w kontekście 6,4 mln. ofiar. Dziś jak słyszę, ta liczba została zredukowana do 1,5 miliona (fakt, że z moralnego punktu widzenia różnica żadna).

Teraz Aztekowie.
Czy schody piramidy Słońca spływały krwią?
Znów nie wiem - nie mnie podważać.
Ale według żródeł (hiszpańskich!), na otwarcie piramidy zamordowano ponoć w ciągu czterech dni 20 tysięcy ludzi. 5 tysięcy w ciągu dnia.
Jeśli to był (a był) dzień równonocy, to miał tylko 12 godzin...
Mniej niż 10 sekund na wyjęcie jednego serca. A ołtarz (i "kapłan") był tylko jeden. Ofiara była albo oszołomiona, albo wyrywała się - musiało ją prowadzić po schodach przynajmniej dwóch ludzi. Położyć na ołtarzu, przytrzymać tak by "kapłan" mógł otworzyć klatkę piersiową i wyciąć serce. Potem zabrać ciało, znieść lub zrzucić na dół. No, nie da się! 
Dalej.
Czy znaleziono masowe groby w okolicy piramidy?
Tak tylko pytam.
Gdzieś te ciała musiały zostać pochowane.
Tak na marginesie:
-podobno "kapłan" wycinał serce żywemu człowiekowi, a ofiara bogom miała składana być z serca i krwi "dużo krwi - dużo deszczu". Jakże miała ta krew lać się strumieniami, skoro serce wyjęto z ciała na wstępie?... 

Nie, mino że Aztekowie kochają mnie z jeszcze mniejszą wzajemnością, niż Hiszpanie, to jakoś nie bardzo wierzę w te liczby i w to okrucieństwo (wyrywanie paznokci dzieciom przed zabiciem, żeby wylewaly więcej łez).

Pewnie nie ma dymu bez ognia, ale nie zdziwiłbym się, gdyby jakieś badania zweryfikowały jednak to okrucieństwo.
I azteckie i hiszpańskie.
To coś tak, jak "dziesiątki milionów" ofiar Świętej Inkwizycji, zredukowane przez historyków do bodajże dwunastu tysięcy.
O dwanaście tysięcy za dużo, to fakt! 
 
Ellenai's picture

Ellenai
Przyznam, że nie wiem co pisze na ten temat Wikipedia, ale zastanówmy się wspólnie nad informacjami, które mam z innych źródeł. W swoim czasie szczególnie mocno interesowałam się Inkami i nawet na ostatnim roku studiów pisałam dosyć obszerną pracę na ten temat. Miałam szczęście mieć seminarium z prawdziwym ekspertem od tych rejonów - profesorem Aleksandrem Posern-Zielińskim.
Zacznijmy może od tego, że rzeczywiście, gdy mowa jest o ofiarach, ludzie mają skłonność do wyolbrzymiania liczb. Jest to smutna konstatacja, bo wskazuje na to, że w dzisiejszych czasach pojedyncze ludzkie życie niewiele znaczy. Żeby problem był zauważony, ofiary muszą iść w setki tysięcy. W malezyjskim Boeningu zginęło niemal 300 osób. Okazuje się, że to za mało, by zmienić nastawienie opinii publicznej do Rosji. Szok trwał kilkanaście dni. A dziś już społeczeństwa Zachodu zdają się zapominać, a ponad szczątkami tych ludzi Niemcy i Francja dogadują się z Rosją.

Możliwe więc, że i te podawane przez badaczy liczby są wyolbrzymione. Tym bardziej, że szczególnie źródła hiszpańskie mówiące o liczbach ofiar składanych przez Azteków mogły być przesadzone, bo sami Hiszpanie, chcąc uzasadnić swoje własne postępowanie, mieli tendencję do przedstawiania tubylców jako pozbawione ludzkich odruchów, krwiożercze istoty. Jednak z drugiej strony, takich masowych grobów liczących po kilkadziesiąt tysięcy szczatków, rzeczywiście nie odnaleziono. Największy, jak do tej pory, odkryto w Meksyku dwa lata temu, podczas wykopalisk prowadzonych na terenie, gdzie ma powstac nowa siedziba Muzeum Archologicznego. Wydobyto tam ok. 2 tysięcy ludzkich kości należących do osób w różnym wieku, kobiet i mężczyzn. Znajdowały się one na głębokości 5 m. W tym rejonie natrafiano już wcześniej na ludzkie szczątki, ale nigdy w takiej ilości. Naukowcy z Państwowego Instytutu Archeologii i Historii, prowadzący badania, ustalili wstępnie, że kości złożono w ziemi około 1480 roku, a więc w czasach gdy funkcjonowało jeszcze imperium Azteków, a miasto liczyło około 300 tys. mieszkańców. Ciała te złożono w pobliżu głównej świątyni w centrum miasta, w tzw. świętym kręgu.

Należy jednak pamiętać, że te pochówki odbywały się  ponad 500 lat temu i jeszcze dawniej.
Z pewnością znaczna część szczątków po prostu rozsypała się w pył. Indianie zamieszkujący tereny górzyste, strącali także ofiary w przepaść - tych raczej nigdy się nie odnajdzie.

Co do Hiszpanów, to te „dziesiątki milionów” nie są raczej przesadą. Dziesiątki to niekoniecznie powyżej 30 milionów, ale więcej niż jedna dziesiątka. Hiszpanie oczywiście nie zabijali 300 osób dziennie - tak, jak to napisałeś, ale w pojedynczym starciu potrafili zabić kilka tysięcy Indian. Dokonywali tez rzezi całych osad i miast indiańskich. Reszta - jak pisałam - traciła życie np. w kopalniach, gdzie umierało, podobnie jak w kołymskich gułagach, po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset osób dziennie. Pamiętaj, że Ameryka nie liczy ła 10 milionów ludzi. Nie wiem skąd Wikipedia wzięła akurat taką liczbę.  W imperium Azteków żyło ok. 5-6 milionów ludzi, a w imperium Inków - kilkanaście milionów. Majów trudno policzyć, bo tworzyli państwa-miasta, a nie imperium. Jednak te państwa-miasta liczyły do kilkuset tysięcy mieszkańców, a państewko górskich Majów Kicze - ponad milion. mamy więc razem ponad 20 milionów ludzi - i to zyjących wyłącznie na terenach obecnego południowego i środkowego Meksyku oraz wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej. To obszar obejmujący nie więcej niż 1/5 Ameryki Południowej i Środkowej. Oprócz tych najbardziej znanych cywilizacji - Azteków, Inków i Majów, Hiszpanie podbili cała masę  mniejszych i mniej rozwiniętych cywilizacyjnie plemion.
Myślę, że w miarę dokładnych liczb nigdy nie da się ustalić, ale mając choćby tylko te dane o liczebności mieszkańców  Ameryki za czasów Kolumba i konfrontując ją z liczebnością dzisiejszych potomków tych ludów, wnioski nasuwają się same.


Dla mnie z tej naszej rozmowy wynika jeden istotny pewnik - jesteś dobrym człowiekiem, Ro :)
 
ro's picture

ro
Dziękuję! 
I za zweryfikowanie mojej bardzo skromnej wiedzy o tamtych stronach i czasach i za dobre słowo o mnie, które z przyjemnością odwzajemniam.

Pozdrawiam serdecznie
 
polfic's picture

polfic
"Nie znali pieniądza, nie posiadali też niewolników, ale wprowadzili podatek zwany mita,"

A to ciekawe jest:).
Daniken by przywołał ten przykład, że ma podobny żródłosłów do naszego "myto" :)

Pozdrawiam :)
PS. Uwaznie czytam, nie?
Ellenai's picture

Ellenai
Uważnie czytasz :)))
A jak już szukać analogii, to chociaż sam podatek "mita" i "myto" miały zupełnie inny charakter, bo w tym pierwszym przypadku chodziło o pracę, a w drugim o opłatę za możliwość przejazdu, to wszak oba podatki miały związek z drogami  :)))

Zostaniemy Daenikenami? :)))
polfic's picture

polfic
Koncpecje Daenikena są kuszące, to prawda :)
Należy mu też przyznać, że kawał roboty odwalił. Prawda jest też taka, że rozpropagował w świecie istnienie różnych kultur, wcześniej nieznanych ogółowi.

 
Ellenai's picture

Ellenai
Däniken tak pisze o Pałacu Kultury i Nauki: „To niemożliwe, żeby rozumny człowiek wybudował coś takiego”. Resztę książki autor poświęca szczegółowemu opisowi Nowej Huty.

Piękne! Serdeczne dzięki :)))
Szary Kot's picture

Szary Kot
nie zgodzić się z tym stwierdzeniem „To niemożliwe, żeby rozumny człowiek wybudował coś takiego”.
Czy "ofiarodawcy" tego paskudztwa to ludzie rozumni? Watpię wink
 
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Ellenai's picture

Ellenai
Jednak, jak widzisz po opuszczonych łapkach, mamy tu jakiegoś cichego wielbiciela Pałacu im. Stalina ;))
Szary Kot's picture

Szary Kot
laugh
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Ellenai's picture

Ellenai
Ależ nie. Zakładka "ogląda" nie kłamie, a osób w niej zwykle niewiele. To... Swój :)
wicenigga's picture

wicenigga
Ach, te cudne "przypadki"... np. palec w języku quechua to ruk'a, dokładnie tak jak ruska ruka.

A Nazca, znana wiadomo z czego, po uwzględnieniu metatezy (!), czyli przestawki, to zNaca; znaki, znaczę.

Oczywiście można wstępnie zarechotać, ale do przedwczoraj nikt nie podejrzewał np. McDonalda o słowiańskie pokrewieństwo, a takie bez wątpienia jest, stwierdzone genetycznie, kropka. Setki miejscowości w Irlandii, Szkocji, Walii do dziś (!) mają słowiańskie brzmienie, zresztą jak dla górali to nazwa Skocz jest zupełnie na miejscu :), a Wales to metateza nazwy Slave.

I nikt nie chce stwierdzić tego, co widać gołym okiem, tak są wszyscy skrępowani mondrościamy miemieckymy.
 
Ellenai's picture

Ellenai
Na początku upewnię Cię, że po pierwsze jestem kobietą, a po drugie - kobietą z tego pokolenia, które w dzieciństwie uczono, jak śmiać się nie należy. Nie rechocę więc, nie rżę i nawet nie kwiczę, ale po prostu się śmieję :) Byłoby mi miło, gdybyś na przyszłość zechciał być odrobinę ostrożniejszy w dobieraniu wobec mnie środków wyrazu. Jestem mało nowoczesna :)

A w kwestii meritum, mam wrażenie, że nie całkiem zrozumiałeś, co mnie rozśmieszyło.
Nie samo porównanie podobieństwa brzmienia dwóch słow, a do tego słów związanych z jedną dziedziną. Jako etnograf naprawdę miałam okazję spotkać się z wieloma dziwnymi podobieństwami, zarówno w obrębie kultury materialnej jak i duchowej,  pomiędzy ludami, które - zgodnie z ustaleniami współczesnej nauki - nie miały prawa się spotkać, a więc i oddziaływać na siebie. Tymczasem fakty zdają się temu przeczyć. Rozśmieszyło mnie natomiast to, że takie "podwójne podobieństwo" dla Daenikena i jego zwolenników byłoby wystarczającym powodem, by wytłumaczyć je wizytą z kosmosu. Przeciwko takim tłumaczeniom będę jednak protestować, bo przjęcie ich zwolniłoby naukę od myślenia. Tymczasem ona - jak słusznie zauważyłeś - nie potrafi wyjść poza więzy, które sama sobie nałożyła. Jeśli kiedyś będzie potrafiła z nich się uwolnić, to okaże się, że ma jeszcze całkiem wiele do odkrycia. Wydaje mi się zatem, że nasze stanowiska są w tej kwestii dosyć podobne.

 
wicenigga's picture

wicenigga
mój wpis nie był skierowany do kogoś konkretnego, niemniej wszystkie osoby które uraził serdecznie niniejszym przepraszam.
Ellenai's picture

Ellenai
Tytuł był wzięty z mojego komentarza, więc sądzilam, że to do mnie.
Mam fatalną cechę - od razu mówię, co myślę :) Ale za to nie chowam urazy.
Jednym słowem coś za coś :)

Dziękuję, że wziąłeś sobie do serca moją uwagę i uważam sprawę za zamkniętą.
Pozdrawiam.
Ellenai's picture

Ellenai
Obejrzałam. Mimo wszystko nadal mam dystans do sposobu, w jaki w tych filmach próbuje się je tłumaczyć.
ro's picture

ro
Narracja w tych filmach jest istotnie dość naiwna: 
-Czy kosmici w przeszłości odwiedzili Ziemię? A jeżeli to prawda?! 
Ale trudno od tych rozentuzjazmowanych panów (i jednej pani) oczekiwać drugiego pytania:
-A jeżeli to nieprawda?

Mnie interesuje, jak współcześni, wykształceni "tambylcy", wywodzący się z kręgów kulturowych "dotkniętych denikenizmami", tłumaczą te fakty, przy których normalny inżynier ma trudności?
Już nie mówię o logistyce przy budowie piramid. Ale zestawienie dostępnych (podobno) wtedy narzędzi do obróbki kamienia z efektami, albo perfekcyjna, lustrzana symetria w twarzach tych pomników w Luxorze?
Albo te wszystkie obrzędy przy pomocy których "Daenikenom" tak łatwo udaje się narzucić swoją narrację - jak choćby kult Syriusza B? Czy współcześni Dodoni, po studiach (zakładam, że są tacy), mówią coś na ten temat? 

Pozdrawiam
 
polfic's picture

polfic
"Czy współcześni Dodoni, po studiach (zakładam, że są tacy)"

Uważasz, że wykładowcy na tychże studiach, mają wpływ na postrzeganie przez wykształconych Dogonów spraw związanych z kosmitami z Syriusza B? :)
ro's picture

ro
Teraz, po wyjaśnieniach Ellenai, odkładam sprawę Dogonów (przepraszam za literówkę) do tego wilklinowego kosza na antresoli.
:-)
Ellenai's picture

Ellenai
Nie wiem jak tłumaczą „tambylcy” i nie wiem czy są w stanie wytłumaczyć. Pamięć historyczna człowieka nie jest aż tak dobra, by potrafił wytłumaczyć wszystkie osiągnięcia nawet tylko własnych przodków. My także nie pamiętamy wielu rzeczy z naszej niejako „genetycznej” przeszłości. Poznajemy ją dopiero dzięki badaniom pozostałości archeologicznych.
Wątpię czy istnieje jakiś „Pompejanin”, który „pamięta” osiągnięcia swoich przodków. Prawdopodobnie zreszta żaden z nich nie przetrwał kataklizmu, jakim był wybuch Wezuwiusza. Może i w przypadku Puma Punku jest podobnie? Przyznaję, że Puma Punku jest dla mnie największą z zagadek. Nie jego unicestwienie, bo mogło tego dokonac byle trzęsienie ziemi, ale jego powstanie.

Co do Dogonów, to sprawa jest bardzo problematyczna.
Historia głosząca, że Dogoni posiedli bardzo dawno temu nadzwyczajną wiedzę o gwiezdnym systemie Syriusza, stała się znana na całym świecie w 1976 r. dzięki książce Roberta Temple pt. "Zagadka Syriusza". Temple twierdził, że Dogoni wiedzieli o dwóch mniejszych gwiazdach, które znajdują się blisko Syriusza - o Syriuszu B i Syriuszu C, które nie są możliwe do zauważenia gołym okiem.

Pierwszy raz podważono reputację tej książki w 1999 r., kiedy Lynn Picknett i Clive Prince opublikowali książkę The Stargate Conspiracy, w której twierdzą, że teorie Temple'a były pod silnym wpływem jego mentora, Arthura M. Young'a - gorącego wyznawcy "Rady Dziewięciu", czyli wielce tajemniczej grupy istot z kosmosu kontaktujących się z ziemianami. Picknett i Prince zauważyli, że  argumenty Temple'a często są oparte na błędnych odczytach fragmentów encyklopedii i fałszywych interpretacjach mitologii storożytnego Egiptu. Doszli do wniosku, że Temple bardzo chciał zadowolić swojego mentora, który wierzył w pozaziemskie istoty z Syriusza.
Temple oparł się na doniesieniach dwóch francuskich badaczy, Griaule'a and Dieterlena, którzy jako pierwsi dotarli do Dogonów i opisali w 1950 roku swoje odkrycia na temat ich zdumiewającej wiedzy.
Aczkolwiek był antropologiem, Griaule bardzo interesował się astronomią i studiował ją w Paryżu. Zabierał on ze sobą mapy gwiadozbiorów na wyprawy terenowe, by w ten sposób skłonić swoich informatorów do wyjawienia ich wiedzy o gwiazdach. Sam Griaule wiedział o odkryciu Syriusza B, a w latach 20-tych - zanim odwiedził Dogonów - były już niepotwierdzone relacje o dostrzeżeniu Syriusza C. Pytanie jest raczej tylko jedno - czy informatorzy Griaule’a mówili mu to, w co chciał wierzyć, czy może źle zinterpretował odpowiedzi Dogonów na swoje pytania. bardzo prawdopodobne jest natomiast to, że Griaule skaził ich wiedzę swoją własną.

Upadek mitu o niezwykłej wiedzy Dogonów przypieczętował, chyba już ostatecznie, antropolog Walter Van Beek. Zauważył, że tylko Griaule i Dieterlen pisali o tajemnej wiedzy Dogonów. Żaden inny antropolog nie poparł ich opinii. W roku 1991 Van Beek poprowadził grupę antropologów do Mali i ogłosił, że nie odnaleźli absolutnie żadnych śladów szczegółowej wiedzy o Syriuszu, o której donosili Francuzi.

No cóż... niestety nie byłoby to pierwsze oszustwo dokonane przez badaczy.
I pewnie nie ostatnie.
 
ro's picture

ro
Jeszcze raz dziękuję!
Kolejny dowód na to, jak łatwo można się wpuścić "w kanał".

Faktycznie, nie brak w świecie naukowym oszustów. Ja z przykrością konstatuję smutny fakt, że moi nauczyciele - profesor mojej Almae Matris i jego asystent "powtórzyli" głośne swego czasu doświadczenie z tzw. zimną fuzją.
Jeśli chodzi o owego asystenta (dziś profesora) jakoś to mnie nie zdziwiło... Zaskoczony byłem, że zmarły niedawno profesor - niegdyś świetny wykładowca i na prawdę wspaniały umysł, dał się wkręcić w ten humbug. 

Pozdrawiam

 
Ellenai's picture

Ellenai
Pamiętam, że kiedyś przywoływałeś już ten przypadek "zimnej fuzji".
Skąd się biorą oszustwa w swiecie nauki?
Być może czasem są wynikiem autosugestii.
Ale chyba częściej bywają efektem pogoni za sławą i pieniądzem.
Skoro bywają sprzedajni nawet sędziowie, to zdarzają się także sprzedajni naukowcy.
wicenigga's picture

wicenigga
od jakiejś tam fuzji, który zbierał po 100 bodajże dolarów, żeby  sprzedał trochę tej energii, co to ją wytwarza za darmo - sąsiadowi. Ale się wkurzyłłł...  i coś miał do mojego umysłu, ale jusz nie pamientam co... bo cały ten portal dyjabli wzięlli.

Amen.
Ellenai's picture

Ellenai
Mnie zawsze bawią ogłoszenia o możliwości kupna "niezawodnych systemów" gry w totolotka, albo płatne porady z serii "jak zarobić 20 tysięcy dziennie". Dziwnym trafem ich nadawcy, zamiast wykorzystać na własną korzyść swoje dobre rady, wolą bawić się w zamieszczanie takich ogłoszeń laugh
Danz's picture

Danz
A to szkoda, upada kolejna legenda z czasów mojej młodości.  A tak się fajnie czytało te książki na temat Dogonów i Syriuszów A, B i C...
No szkoda.
Pozdrawiam.

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Ellenai's picture

Ellenai
Szkoda.  Ale dorosłość kosztuje. Moje młodzieńcze fascynacje także w wielu przypadkach z upływem czasu zostały skazane na rozwianie się. Tak było z kryształową czaszką Majów, tak było z Dogonami, w jakimś sensie także z laotańskimi Duchami Pożółkłych Liści. Może kiedyś o nich napiszę :)

Ale i tak mi smutno, że Cię rozczarowałam.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>